[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jakiego znowu panaKarola ożeniłam, z jaką Kasią?! O czym ty mówisz?! - Samsona z Kasią.Z tą kotkąna Goszczyńskiego.Odwozili cię oplem-combi.Jakiego on był koloru? Lalkazaczęła przytomnieć.- Matko boska, zupełna wariatka! Czy ty nigdy nie sypiasz?Skąd ja mam wiedzieć, jakiego on był koloru, ciemno było, śnieżna zawieja,błoto, z tego błota był pewnie czarny, po diabła ci jego kolor?! - Przypomnijsobie.Może ci coś wpadło w oko.I tak już musisz się obudzić, bo idziesz dopracy.- No idę, ale do siódmej mogłam spać.Czekaj, rzeczywiście, coś mi sięprzypomina.Chyba mignęło mi w oczach, jak wyjechał z garażu i stał podlampą.Jasny.Jakiś jaskrawy.Czy nie żółty.? Tak, chyba żółty.Bo co? -Bo nic.Tak sobie pytam.- Idiotka!!! - wrzasnęła Lalka ze śmiertelnymoburzeniem.- Wyrywasz mnie ze snu o wschodzie słońca, żeby pytać tak sobie?!!!- A, nie.To już ci powiem.Dzieje się coś podejrzanego, popełniono zbrodnię,tu, niedaleko mnie.Wygląda na to, że żółty opel-- combi ma z tym coś wspólnego.Sama rozumiesz.Zbrodnia Lalkę usatysfakcjonowała.Przestała się czepiać owyrwanie ze snu i zainteresowała szczegółami.Wyjawiłam je w skrócie, żeby sięnie połapała, iż związek opla z morderstwem jest wyłącznie moim prywatnymwymysłem.- Ale, słuchaj! - przypomniała sobie nagle - on chyba tego opla jużdawno sprzedał.- Skąd wiesz? - Bo jak mnie odwoził, to mówił, że musi gosprzedać i kupić coś innego.Jego żonie kolor nie pasuje.Musi sprzedać alboprzelakierować.Tak czy inaczej, żółtego już nie ma.- Myślisz, że od razuspełnił życzenie żony? - No pewnie! Z tego, co widziałam, to on ma na jej tlekompletnego fioła.Ręczę ci, że spełnił.Ja u nich zresztą byłam jeszcze raz, podwóch miesiącach, jak Kasiunia już miała dzieci.Cztery sztuki uległa,prześliczne! Od razu wszystkie poszły do ludzi.Wróciłam do rozmyślań.Niewarto już było kłaść się spać.Lalka poplątała mi nieco i chronologię wydarzeń,i sens, należało to jakoś uporządkować.Po informacji o dziobatym zadzwoniłGaweł.Zadzwonił, spytał, czy już się odczepiłam od świętego Jerzego,oznajmił, że ma do mnie interes i w kwadrans pózniej przybył z półkilową puszkąkawy, bo nie znosił herbaty.Na wszelki wypadek wolał się zabezpieczyć.Zaczekał, aż zaparzę, po czym ostrzegł mnie przed Baśką.- Ty masz jakieśpodejrzane znajomości - rzekł z naganą.- Ja ci radzę, z tą Makowiecką to tyuważaj.Zaciekawiłam się i zażądałam wyjaśnienia, co ma na myśli, Gawełbliższych wyjaśnień odmówił, a za to powtarzał wciąż, że Baśka stanowitowarzystwo nie dla mnie, ponieważ ona jest mądra, a ja głupia.Próbowałam siędowiedzieć, jak mam uważać i na czym to uważanie ma polegać, ale tego równieżnie sprecyzował.Na pytanie, czy zna Baśkę osobiście, wyznał, że nie, co nieprzeszkadza mu przewidywać, iż będę przez nią miała kłopoty.Nie chciałrozszerzyć tematu, w kółko powtarzając jedno i to samo.Trochę się domyślałam, oco mu może chodzić.Baśka od czasu do czasu, zazwyczaj wtedy, kiedy siępokłóciła z Pawłem, opuszczała dom i spędzała wieczór w gronie swych dawnychkumpli, przeważnie kierowców i mechaników, dając im okazję do szampańskiegoubawu w lokalach jak najniższej kategorii.Przeciwko wyższej stanowczoprotestowała.Twierdziła, że odzywa się w niej zdegenerowana krew przodków imusi dać ujście waporom, bo inaczej obrzydniemy jej wszyscy.Nie wtrącałam siędo tej profilaktycznej działalności, uważając to za prywatną sprawę jej i tychprzodków i nie czując w sobie postępów demoralizacji.Paweł również już dawnozrezygnował z protestów i przesypiał te eskapady błogim i niezmąconym snem.Co tego Gawła napadło, żeby ni z tego, ni z owego zacząć mnie przed nią ostrzegać,nie byłam w stanie pojąć.Bez najmniejszych skrupułów porozumiałam się w tejkwestii z Baśką, która zmartwionym głosem oświadczyła, że również nic nie wie,Gawła nie zna, a w podrzędnej knajpie nie była już przeszło trzy miesiące.Przypomniałam jej właśnie o tej możliwości, więc zapewne się wkrótce wybierze.Paweł będzie mi wdzięczny.Przeklęłam głupie gadanie Gawła i wycofałam się ztematu.Następnie przyszła do mnie zdenerwowana Janka i oznajmiła, że Donat jestjakiś dziwny i ona tego dłużej nie zniesie.Wychodzi wieczorem z domu i wracaBóg wie kiedy, nieskalanie trzezwy, a przy tym kompletnie nic nie mówi.- W tym,że nic nie mówi, nie ma chyba nic dziwnego - zauważyłam.- Byłoby dziwne, gdybynagle stał się rozmowny.- On nie tylko nic nie mówi, on już w ogóle nie znosi,żeby się do niego odzywać.Chciałam powiedzieć, że mój mąż przed samym rozwodemmiał dokładnie te same objawy, ale ugryzłam się w język, żeby jej niezdenerwować ostatecznie.Przyszła mi na myśl podrywka, nie wyjawiłam tego głośnoz tych samych przyczyn.Janka rozważała duchowe stany Donata.- On jest chybaciągle czymś zdenerwowany.Albo z czegoś niezadowolony.Albo jeszcze coś innego.Nie wytrzymam tego, on mnie w końcu do grobu wpędzi.Uczyniłam przypuszczenie,że może Donat wplątał się w jakąś aferę.- Coś by chyba z tego miał, nie? -odparła Janka z goryczą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl