[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dwóch saptijeler*stało przed wejściem na straży.Zapytałem ich o przyczynę,* liczba mnoga od saptije, tj.policjant, policjalecz otrzymałem odpowiedź tak grubiańską, że czym prędzejodjechałem.W domu zastałem wszystkich mieszkańców wstanie wielkiego podniecenia.Już przy bramie wyszedł minaprzeciw Szafei.Właśnie zamierzał wyjść w najwyższympośpiechu, ale ujrzawszy mnie przystanął.— Słyszałeś już o wszystkim, efendi? — zawołałmłodzieniec zdenerwowanym głosem.— O czym?— Strasznie nas oszukano i okradziono!— Nie słyszałem ani słowa!— Więc niech ojciec ci opowie! Ja muszę iść!— Dokąd?— Na Allacha, sam jeszcze nie wiem.Szafei chciał mnie wyminąć, lecz wyciągnąłem rękę i mocnogo przytrzymałem.Zdarzenie to pozbawiło go umiejętnościspokojnej oceny sytuacji; należało więc zapobiec nieostrożnymdziałaniom.— Poczekaj chwilę! — poprosiłem.— Puść mnie! Muszę go gonić!— Kogo? Złodzieja? Kto to jest?— Zapytaj ojca!Młodzieniec chciał mi się wyrwać, lecz zsunąłem się z osła imocno chwyciłem ramię opierającego się Szafeia, zmuszającgo, by poszedł ze mną.Poddał się mojej sile i zaprowadził mniepo schodach do mieszkania swego ojca.Jakub, przygotowanydo wyjścia, stał pośrodku pomieszczenia, ładując ogromnepistolety.Ujrzawszy syna, wybuchnął gniewem:— Czego tu jeszcze szukasz? Nie ma czasu do stracenia.Pośpiesz się! Ja też wyruszam i zastrzelę tego człowieka,gdziekolwiek go znajdę!Wokół niego stali inni członkowie rodziny, dodatkowopogarszając sytuację swoimi skargami.Z trudem udało mi sięich uspokoić i nakłonić Jakuba, aby wyjaśnił mi całą sprawę.Afrak ben Hulam, chory pomocnik i kuzyn z Adrianopolaopuścił dom po naszym wyjeździe i przybył do sklepu zwiadomością, że ze względu na wielki zakup Szafei manatychmiast pójść do ojca, który znajduje się w Han AssadPasza.Szafei poszedł, lecz mimo długich poszukiwań ioczekiwania nie spotkał ojca.Wtedy wreszcie pospieszył dodomu i ku swemu zdumieniu zastał go odpoczywającego podarkadami.Jakub wyjaśnił, że nie zlecił Afrakowi przekazaniażadnej wiadomości.Zatem Szafei wrócił na bazar, gdzie zastałzamknięty sklep.Otworzył go drugim kluczem, który zawszenosił z sobą, i już pierwsze spojrzenie przekonało go, żezniknęło mnóstwo kosztowności, wśród nich akurat tenajcenniejsze, a razem z nimi pomocnik Afrak ben Hulam.Szafei pobiegł zawiadomić ojca, a choć był przestraszonyzachował jeszcze tyle przytomności umysłu, żeby ponowniezamknąć drzwi i postawić przed nimi dwóch policjantów.Świadomość wzburzyła wszystkich domowników, kiedy zaś japrzybyłem z Halefem, Szafei właśnie zamierzał oddalić się wpośpiechu; ale dokąd miał najpierw pójść, tego sam jeszcze niewiedział.Również Jakub chciał wyjść z domu, żeby zastrzelićzłodzieja, ale jeszcze się nie zastanowił, gdzie można byznaleźć Afraka.— Tym nierozważnym pośpiechem więcej wyrządzicie sobieszkody niż pożytku — rzekłem uspokajająco.— Usiądźcie inaradźmy się w spokoju! Porywczy koń wyścigowy nie zawszejest najszybszy!Niełatwo było mi przeforsować tę opinię, ale w końcu sięudało.— Jak duża jest wartość rzeczy, które on ukradł? —spytałem.— Dokładnie jeszcze nie wiem — odparł Szafei — ale będzietego wiele mieszków*.* Jeden mieszek to 500 piastrów w srebrze, 30 000 w złocie.— I uważasz, że tylko Afrak mógł być złodziejem?— Tylko on.Wiadomość, jaką mi przekazał, byłakłamstwem, poza tym miał klucze i wiedział, gdzie możnaznaleźć najcenniejsze przedmioty.— Dobrze, w takim razie mamy do czynienia tylko z nim!Czy on naprawdę jest waszym krewnym?— Tak.Wprawdzie nigdy go nie widzieliśmy, ale wiadomonam było, że przyjedzie, a listy, które przywiózł, byłyautentyczne.— Czy był jubilerem, złotnikiem?— Nawet bardzo zręcznym.— Czy Afrak ben Hulam zna wasze rodziny i wszelkie ichpowiązania?— Tak, choć często się mylił.— Wczoraj był na święcie, i mówiłeś, że zbladł.Czy był jużwtedy, kiedy wrócił, czy też pobladł dopiero usłyszawszy, żegości u was Kara ben Nemsi?Szafei zaskoczony podniósł wzrok.— Na Allacha, co chcesz przez to powiedzieć, efendi?Wydaje mi się, że pobladł dopiero wtedy, gdy muopowiedziałem o tobie.Może to naprowadzi mnie na jego ślad.— Gdybyż tak mogło być, efendi!— Afrak zląkł się, kiedy o mnie usłyszał — ciągnąłem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl