[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Pan Starosta! Tak! na nieszczęście! Obłąkany zupełnie, mówi od rzeczy, porwał się nawetna mnie, pokaleczył! Furiosus!  zawołał Doktor cofając się:  ale jakże do niego przystąpić? Związali biednego! Na Boga, ratuj go Doktorze!  Gdzież jest! Tu! tu!I przywiązana żona, z pełną troskliwości pośpiechem, prowadziła Doktora.Chodzcie! Ratujcie! Litujcie się nade mną! A co to za nieszczęście! Ja tego nieprzeżyję.Maleparta związany, spieniony, z siną twarzą nabrzękłą od gniewu, krwawymioczy, roztwartymi usty, leżał na łóżku, i klął. Wszetecznica! Będę ją miał w ręku i zabiję, zgniotę! na miazgę roztłukę,zębami rozszarpię! Słyszycie! słyszycie! zawołała Zuzanua  co za okropne obłąkanie. Krew mu puścić!  rzekł Doktor. Krwi! krwi!  powtórzył Maleparta:  napić się jej krwi! Z serca jej dobyć!krwi! krwi!Doktor się zbliżył. Nie przystępuj, zakrzyczał, bo cię rozedrę zębami, pokąsam! Ja nie szalony,jam przytomny, czego ode mnie chcecie.Ona mnie zdradza od roku, chciałemsię pomścić. On zawsze tak gadał!  podchwyciła Zuzanna:  ma tę manię, że wkażdym widzi zdrajcę! Milcz! milcz! przemierzła  siniejąc na całe gardło zawołał Mecenas. Doktorze, ratuj go! płacząc wołała Zuzanna.Doktor spojrzał na niego, na nię i nie wiedział co począć, wtem Starosta sięzbliżył. Zmiłuj się konsyliarzu, pospieszaj z ratunkiem, apopleksja może go ubić.Oddawna się już nam to nieszczęście gotowało.Biedny! od niejakiego czasu miałwszystkie symptomata łagodnego obłąkania, aż przyszło i do furii! Mój Boże,tak światły i rozsądny człowiek: kto by się tego spodziewał. Po felczera!  szepnął Doktor  ja sam krwi puścić nie mogę, a tu potrzebakoniecznie! Chcą mnie zabić! Ratujcie!  zakrzyczał Mecenas na ludzi. Rozwiążciemnie na Boga, zapłacę, dam co chcecie, uwolnijcie!Ludzie stali w milczeniu, Doktor zażywał tabakę ze złotej tabakierki, a Zuzannazachodziła się od płaczu.ROZDZIAA IVNazajutrz cała prawie Warszawa, rozprawiała o wypadkach zeszłej nocy, wdomu Starostwa.Rozmaicie je i coraz inaczej opowiadano, dodając dlawytłumaczenia szczegóły, których się jeden tylko domyślał, a drugi już od niegoposłyszawszy, za pewne podawał.Powiadano, że P.Paprocki, rzucił się zmieczem na teścia, żonę i domowników, że kilku ludzi zabił, innych ciężkoporanił: powiadano, że od dawna zbierało mu się na szaleństwo.Niewielka liczba lepiej uwiadomionych osób, raczej domyślała się, niż wiedziała zupełnąprawdę.Książę umknął prędko i bytność jego mało uważano, potem łzy żony, jejtroskliwość o męża, krzątanie się teścia, wzięto za dowód, że Maleparta byłistotnie obłąkany.Ale prawda nigdy się doskonale utaić nie potrafi, są zawszetacy co ją wypatrzą.I tu się znalezli.Kasztelanic pierwszy począł głosić historię, wystawując wbliskim prawdy świetle.Tymczasem Starosta teść, szczerze nie domyślając się niczego i nie posądzająccórki o tak śmiałe podejście, płakał prawie nad nieszczęściem zięcia, któregowywiódłszy na starostwo, ozdobiwszy orderem, spodziewał się widziećwkrótce, osiągającego senatorskie krzesło.Marzenia jego runęły na widok tegowypadku.Pani Zuzanna nie bez bojazni, nie bez wewnętrznej walki i niepokoju,chwyciła się ostatniego sposobu, jaki jej rozpacz na myśl przywiodła.Próbowała udało się  musiała iść dalej, bo cofnąć się było niepodobna.Walka razrozpoczęta, ukończyć się nie mogła, bo zemsta Maleparty, była straszną inieuchronną, gdyby ją tylko mógł spełnić.Potrzeba więc było trwać wrazpoczętym i męża od wszystkich usunąć, zamknąć, aby nawet podejrzenia niezwrócić na siebie.Doktor Juliusz, nadto był interesowany, aby raz dawszy sięuwieść, wyszedł z błędu łatwo.Zuzanna powiedziała mu z cicha odprowadzającgo: Ach! Doktorze, nie wierz, jak to stopniami i powoli przychodziło! Dawnomsię spodziewała tego, patrzałam na przychodzące nieszczęście i uparcie wierzyćmu nie chciałam! Nie daj się uwodzić pozorom! On może na chwilę, na czasnawet długi odzyskać przytomność, ale to nic nie dowodzi, potem go nagle,niespodzianie, opanowuje furia! To wielkie nieszczęście! Ale powiedz Doktorze co zrobić? wszak go tak związanym ciągle trzymaćniepodobna! A! nie, ale ja jutro przyślę mu kaftan, jakiego w takich razach dla furiatówużywają  kaftan  kamizelę. Zmiłujcie się, ratujcie jego i nas! To mój obowiązek, piękna Starościno  I dowiadujcie się co dzień! Będę posłuszny!Doktor Juliusz nadto lubił dukaty, aby się odważył na nieposłuszeństwo.Książę siadłszy do karety, pojechał wprost do zaufanego chirurga, który wnajwiększej tajemnicy rany jego opatrzył.Nie było niebezpiecznej, choćniektóre głębokie, gorączka nocą przeszła.Nazajutrz, aby zamknąć ustaludziom, którzy jak Książę Kazimierz niepłonnie utrzymywał, na rachunekwypadku, bredzić mogli  musiał przemóc się i zaraz z rana, obandażowawszyrany, z miną wesołą, oddawać wizyty [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl