[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale przede wszystkim sam Leautaud, syn suflera-erotomana i delikatnie mówiąc dziwki, udający nienawiść do ludzi i garnący do siebie wszystkie bezdomne psy i koty - cóż to za figura wspaniała, żywa, namiętna, do nikogo niepodobna, wszelkim standardom współczesności szczęśliwie uszła! Wszystko, co mówi, choćbynajbardziej nieprawdziwe, ma ten akcent namiętny, ludzki, prawdziwy, tak dziś rzadko słyszany.Jego niebywały sukces - w siedemdziesiątym roku życia - to już samo przez się świadectwo, jakeśmy zszarzeli, zakłamali się.Jest on na pewno jedyny taki - we Francji współczesnej.- Celinę był podobny, ale miał bziki niebezpieczne i źle skończył.5 grudnia1.Dziś przyszły moje książki i obrazy z Paryża.Za dużo było i emocji, i odbijania skrzyń, abym mógł myśleć o pisaniu.Jeszcze mnie teraz bolą kości i nerki i z przestrachem myślę o tym, że trzeba będzie posłać łóżko.2.Zginęły mi (sprzedane pewno przez konsjerżkę bierutowej Ambasadzie) dwa Gierymskie, Kotsisy, Malczewski, Żak, Stry-jeńska, najlepsze Makowskie - ale uratowała się martwa natura Gierymskiego, cudo godne Chardina, akwarele Michałowskie-go, arcydzieło brawury i stylu zarazem, kilka Makowskich, jeden piękniejszy od drugiego i żaden do drugiegoniepodobny, Maks Gierymski, Boznańska, mój stary portret Kramsztyka, arcydzieło Wyspiańskiego, Norblin, Marcoussis, Jahl i Czer-mański w najlepszych swych edycjach i w rekordowej liczbie, Podkowiński, do którego będę w nocy wstawał, aby go sobie oglądać.Wksiążkach - polskie skarby, skarbiec wspomnień, pamiątek bezcennych, autografyŻeromskiego, Piłsudskiego, Askenazego, Boya, Perzyńskiego, Miriama, Kadena, Pawlikowskiej, pierwsze edycje skamandrytów, kiedy jeszcze dla Tuwima i Słonimskiego byłem"panem Serafinowiczem".Przecież to cud, że to wszystko przetrwało wojnę, wróciło do mnie, napełniając mój pokój Polską i moim prawdziwym życiem.Toteż dziękuję Bogu za toocalenie jak za cud, za cudowną dla mnie na mym wygnaniu pociechę.3.Herriot powiedział o Mossadeku: "II a une mauvaise sań te de fer."6 grudnia1.Czy to nerki, czy szok nerwowy po grudniowym upale - dość że nie czułem dziś ani głowy, ani nóg.Jest jedenasta, marzę, żeby zwalić się jak kłoda na łóżko.2.Wśród odnalezionych moich książek jest też Wspólny pokój Uniłowskiego, którego nigdzie tu nie można było znaleźć.Moje wrażenie z pierwszego czytania - tylko się wzmogło.To był308Grudzień 1951rasowy pisarz, być może ograniczony w odczuciach, ale jakże właśnie rasowy.Jeśli chodzi o zmysłowość, a zarazem niezawodną trafność stylu Wspólny pokój jest swego rodzajuarcydziełem.Same krótkie zdania, tylko najpotrzebniejsze słowa- ale za to każde nie do zastąpienia i na swoim miejscu.Ta rozdzierająco smutna,rozdzierająco prawdziwa powieść - jest jedną z najrzadszych książek, które zostaną.3.Miłość dla "najdroższej osoby", jej wyczucie - są dla mnie wciąż ważniejsze niż nowość innych odczuć, najważniejsze.Poczucie obowiązku, które się z tym uczuciem we mnie łączy- to nie narzucona postawa moralna, to instynkt może nie prymitywny, ale tak mocny, jak prymitywny.Myślę, że wszystko w tym stosunku było i jest konieczne, takie, jakie być powinno, wszystko jedno złe czy dobre.7 grudnia\.No już dzisiaj nie było tak źle.Od biedy można było siąść do pisania.A nawet - dobrze by mi to było zrobiło.2.W jakiejś ilustracji francuskiej - doskonałe kolorowe fotografie z kaplicy Matisse'a w Yence.Wielka radość kolorów, która przy odpowiednich formach i proporcjach tej kaplicy -może być natchnieniem pogody, boskiej pogody.W tych najbardziej rewolucyjnych skrótach, w sprymity-wizowaniu rysunku, w zburzeniu wszelkich konwencji sztuki kościelnej - jestprzecież jakieś nowe piękno, może bliższe pierwszej wierze chrześcijan niż różne różnych nacji buch-bindery.Ja sam modliłbym się w tej kaplicy żarliwie i radośnie.3.Wciąż nowe smaki, psikusy i wspomnienia - wśród dedykacji mojej ocalonej biblioteki.Dedykacje Kruczkowskiego, Przybosia, Miłosza - nie mówiąc o przesadnych zachwytach Broniewskiego, "Poetu Janu Lechoniu - drużeczku.Ilja Eren-burg"."A Lechek Lechoń, le plus aimable des poetes - pauvre prosateur Louis Fernand Celinę." I czyż po tym nie można Grudzień 1951309pomyśleć, że "życie jest snem", że albo śniły mi się te dedykacje - albo to, czym stali się Kruczkowski, Miłosz, Celinę.8 grudnia1.Nie mam żadnych wymówek.Po prostu najgorsza dyspozycja, kiedy "nie chce się pisać", wmawiając w siebie, że ma się ważniejsze sprawy na głowie.Nieprawda.2.W rozmowach z Leautaud - pasjonujące dyskusje o tak zwanym poprawnym pisaniu, które Leautaud uważa za brednię, snobizm, bezeceństwo i postronek na żywy, ludzki, bezpośredni język.Oczywiście unosi się w polemicznej pasji i przesadza - ale ja wiem, o co mu właściwie chodzi.Są style pisarskie, zachwaszczone niegramatycznościami, cudzoziemszczyzną, a przecież stylistycznie nieraz porywające i przez to cenniejsze niż różne suche, bezduszne poprawności.No ale między twórcami a kry-tykami-profesorarni i większością redaktorów -jest i będzie zawsze podskórna nieufność, jeśli nie wrogość.Grydz najzupełniej na serio napisał mi kiedyś, że dobry redaktor przydałby się i Żeromskiemu, i Sienkiewiczowi.3.Po przeczytaniu w 1939 Ścieżki obok drogi - książki Iłłakowiczówny o Piłsudskim -broniłem jej przeciw oburzonym na nią bałwochwalcom Marszałka.Wydawała mi się ona -właśnie ożywczym odstępstwem od nieznośnej odpustowej hagiografii, którą wtenczasokadzano trumnę Starego, a raczej mnie to ujmowało, że Iłła pisała tylko o tym, co sama widziała i przeżyła obok Marszałka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl