[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Moja siostra, Liza, powiedziała mi, że.- zaczął znowu, alepołożyła mu palec na ustach.Pewnie chciał mówić o czeku, orzeczach, które nie mają znaczenia.Nic nie miało znaczenia.Nic,prócz przeczucia, pewności prawie, że tylko z Markiem Dolanemchce spędzić resztę swego życia.- Cicely, posłuchaj.- zdjął jej palecz ust, pocałował go i jeszcze raz próbował zacząć jej coś wyjaśniać: -111SMNie mówię o tym, co teraz, ale.ale.- nie mógł dokończyć, bo znówzakryła mu dłonią usta, przesunęła nią po twarzy, dotknęła dołkóww policzkach i delikatnie chwyciła jego ucho.- Cicely igrasz z ogniem- ostrzegł.Ujął ją za ramiona i ułożył na kocu obok siebie.Zamknąłjej usta długim pocałunkiem.Poczuła jego ciepłe dłonie na swoichnagich plecach i dreszcz rozkoszy przeszył ją niczym prąd.Z błogimwestchnieniem wsunęła palce w jego miękkie, gęste włosy, zacisnęłaje na muskularnym karku, a jej ciało wyprężyło się w zachłannymwyczekiwaniu.- Cicely, kochana, chciałbym, żebyśmy się dobrze zrozumieli.-odsunął się, oparł na łokciu i kolejny raz usiłował jej cośwytłumaczyć.Lecz jego usta były zbyt blisko.Wystarczyło tylkolekko się unieść i.znów cały świat zawirował.Całowała godelikatnie i czuła, jak rośnie w nim pożądanie.W pewnym momencieMark westchnął i zaraz potem zerwał się na równe nogi.- Chodz - zdecydował.- Wracamy do domu.Tym razem Cicely nie czuła się odrzucona, a tylko rozdrażniona.Wiedziała, że Mark pragnie jej tak samo jak ona jego.Wyczytała to wjego oczach.Była szczęśliwa.Z radości chciało jej się krzyczeć igłośno śmiać.- We wszystkich romansach, które czyta Alicja, to kobietanajpierw całuje, a potem odwraca się i ucieka - przekomarzała się znim.- Bezwstydnica! - roześmiał się krótko.- Musimy wracać.Zbieraj swoje rzeczy - Podał jej rękę, żeby mogła się podnieść.Kiedystanęła obok niego, pocałował ją jeszcze raz.- Obiecuję ci, kochanie,że na tym nie koniec - oderwał się wreszcie od jej ust, - Ale najpierwmusimy porozmawiać.Nie porozmawiali w drodze do domu.Cicely, szczęśliwa irozmarzona, usnęła błogo na jego ramieniu.Kiedy zajechali przeddom, Mark obudził ją delikatnie.Cicely otworzyła oczy i zobaczyłarozgorączkowaną Daphne, która zbiegała do nich po schodach.- Cicely, wreszcie jesteś! Nie mogłam się doczekać! Niewiedziałam w ogóle, gdzie mam cię szukać.Alicja.jest w szpitalu.112SMMusiałam zadzwonić po pogotowie.Cicely była przerażona.Stała nieruchomo, niczym sparaliżowana,na środku chodnika i nie wiedziała, co ze sobą począć.Po chwilizaczęła gwałtownie przerzucać zawartość torby w poszukiwaniukluczy, rozrzucać naokoło swoje szkice i bełkotać coś bez ładu iskładu.- Muszę się dostać do szpitala.Nie powinnam była jejzostawiać.Przecież chciała, żebym została.Byłam taka niecierpliwa.Mój Boże.naprawdę tego nie chciałam.O, Boże!.- Myślę, że już jest wszystko w porządku - próbowała jąuspokoić Daphne.- Dzwoniłam przed chwilą do szpitala.Pielęgniarka powiedziała, że Alicja nie ma już kłopotów z oddechem.Cicely, tak mi przykro.Nagle zaczęła się dławić i krztusić.Byłamprzerażona, od razu wezwałam pogotowie - tłumaczyła, aleroztrzęsiona Cicely nie zwracała na nią uwagi.Mark postanowił zapanować nad sytuacją.- Cicely - chwycił ją za ramiona i powiedział spokojnie, leczstanowczo: - Zawiozę cię do szpitala, ale nie możesz tam pojechać wtakim stanie.Pójdz na górę, włóż na siebie coś bardziejodpowiedniego i.- Nie! - przerwała mu - muszę jechać zaraz.Nie zawracaj sobiegłowy - próbowała się wyrwać, ale Mark trzymał ją mocno.- Mama bardzo się zmartwi widząc cię taką rozczochraną.- Tenargument chyba odniósł skutek.Mark mówił dalej spokojnymgłosem, wymawiając wyraznie każde słowo: - Posłuchaj, Alicja jestteraz w szpitalu.Ma tam bardzo dobrą, fachową opiekę.Idz do siebiena górę i ubierz się porządnie, a potem pojedziemy.Chyba niechcesz, żeby matka zobaczyła, jaka jesteś przerażona.- No dobrze - Cicely zgodziła się i pobiegła do domu.- Nie wiem, co jeszcze mogłam zrobić - dziewczyna odezwałasię do Marka, kiedy zostali sami.- Wiem, jak obsługiwać respirator,ale sama nie chciałam próbować.- Zrobiłaś dokładnie to, co trzeba - powiedział Mark.Pozbierałporozrzucane szkice, złożył je razem i wręczył Daphne.- Zanieś je113SMteraz do jej pracowni, żeby się nie zgubiły.A potem możesz zmykaćdo domu.I nic się nie martw.Dopilnowałaś wszystkiego jak należy.Jestem pewien, że z Alicją będzie wszystko dobrze.- Tak - odpowiedziała.- Chciałam to powiedzieć Cicely.Widzipan, to wszystko stało się około pierwszej.Potem zostałam tu i czekałam na Cicely.Dzwoniłam jeszcze kołoczwartej do szpitala.Powiedzieli mi, że Alicja miała gwałtownynawrót.Nie zdziwiło go to.Pacjenci tacy jak Alicja często miewają gwałtowne nawroty", zwłaszcza kiedy całą uwagę skupiają na sobiei swojej chorobie.Po kilku minutach Cicely zeszła na dół.Była trochę blada, alemimo to w porządnym ubraniu wyglądała ślicznie.Nie chciał jejstraszyć nowymi wiadomościami, więc oprócz uwag Daphne, którazapewniała, że Alicja doszła już do siebie, nic jej nie mówił i całądrogę do szpitala przebyli w milczeniu.Kiedy zajechali, Cicely odrazu poszła odwiedzić matkę, a Mark został w małej poczekalni.Serce waliło jej jak młotem.Wzięła kilka głębszych oddechów iotworzyła drzwi do pokoju 302 A.Wśliznęła się cicho, żeby nieobudzić matki.Ale Alicja nie spała.Wyglądała na odprężoną iwypoczętą.Wpatrzona w telewizor, pochłonięta była kolejnymodcinkiem Dynastii".Cicely odetchnęła z ulgą.Jednak gdy Alicja jądostrzegła, niepokój powrócił.Piękna twarz matki nagle się zmarsz-czyła, oczy zaszkliły się łzami, a całe ciało zatrzęsło od płaczu.- Och, Cicely! - szlochała.- To było straszne, po prostu straszne!- Już dobrze, już.- pospieszyła, żeby przytulić Alicję.- Już powszystkim.Spokojnie.%7łeby ci się znowu coś nie stało.- Kiedy to było okropne! A ciebie nie było, Cicely, nie było cię.A powinnam była być, pomyślała Cicely.Przecież Alicja mówiłarano, że zle się czuje.Jednak ona to zlekceważyła.Pojechali sobie zMarkiem beztrosko, jak na wakacje.Kamyczki, kwiatki, szkicowanie,malowanie i.inne rzeczy.Przecież mogła zadzwonić, choćby z tegobaru, w którym jedli hamburgery.Dlaczego nie wrócili wcześniej?Cicely stawiała sobie kolejne zarzuty i czuła się coraz bardziej114SMwinna.Ale najgorsze było to, że tak naprawdę przez cały dzień anirazu nie pomyślała o Alicji.I to dopiero ją przeraziło.Alicja wciąż nie mogła się uspokoić.Opowiadała ze szczegółami,jak doszło do ataku, jak myślała, że to już koniec i jak wreszciezaopiekowali się nią lekarze w szpitalu.Cicely głaskała ją i kołysałaniczym małe dziecko.- Ciii.Cicho, nie mów już o tym.Tylko się niepotrzebniedenerwujesz.Pomyśl o czymś innym.Spójrz -pokazała na telewizor -czy to nie Adam Carrington?- Och, ten okropny facet! - Alicja momentalnie zapomniała oswoich przejściach i wbiła wzrok w ekran.- Mam nadzieję, żeClaudia tym razem go nie posłucha.- Muszę powiedzieć Markowi, żeby nie czekał - powiedziałaCicely widząc, że matka się uspokoiła.- Zaraz wracam.- Chyba mnie nie zostawisz?- Tylko na chwilkę, zaraz wrócę.- I zostaniesz ze mną na noc, prawda? Nie chcę być tutaj sama.- Oczywiście - zapewniła ją Cicely.Mark siedział wciąż w poczekalni i przeglądał jakieś czasopisma.- Jak się czuje? - zapytał.- Teraz już dobrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Moja siostra, Liza, powiedziała mi, że.- zaczął znowu, alepołożyła mu palec na ustach.Pewnie chciał mówić o czeku, orzeczach, które nie mają znaczenia.Nic nie miało znaczenia.Nic,prócz przeczucia, pewności prawie, że tylko z Markiem Dolanemchce spędzić resztę swego życia.- Cicely, posłuchaj.- zdjął jej palecz ust, pocałował go i jeszcze raz próbował zacząć jej coś wyjaśniać: -111SMNie mówię o tym, co teraz, ale.ale.- nie mógł dokończyć, bo znówzakryła mu dłonią usta, przesunęła nią po twarzy, dotknęła dołkóww policzkach i delikatnie chwyciła jego ucho.- Cicely igrasz z ogniem- ostrzegł.Ujął ją za ramiona i ułożył na kocu obok siebie.Zamknąłjej usta długim pocałunkiem.Poczuła jego ciepłe dłonie na swoichnagich plecach i dreszcz rozkoszy przeszył ją niczym prąd.Z błogimwestchnieniem wsunęła palce w jego miękkie, gęste włosy, zacisnęłaje na muskularnym karku, a jej ciało wyprężyło się w zachłannymwyczekiwaniu.- Cicely, kochana, chciałbym, żebyśmy się dobrze zrozumieli.-odsunął się, oparł na łokciu i kolejny raz usiłował jej cośwytłumaczyć.Lecz jego usta były zbyt blisko.Wystarczyło tylkolekko się unieść i.znów cały świat zawirował.Całowała godelikatnie i czuła, jak rośnie w nim pożądanie.W pewnym momencieMark westchnął i zaraz potem zerwał się na równe nogi.- Chodz - zdecydował.- Wracamy do domu.Tym razem Cicely nie czuła się odrzucona, a tylko rozdrażniona.Wiedziała, że Mark pragnie jej tak samo jak ona jego.Wyczytała to wjego oczach.Była szczęśliwa.Z radości chciało jej się krzyczeć igłośno śmiać.- We wszystkich romansach, które czyta Alicja, to kobietanajpierw całuje, a potem odwraca się i ucieka - przekomarzała się znim.- Bezwstydnica! - roześmiał się krótko.- Musimy wracać.Zbieraj swoje rzeczy - Podał jej rękę, żeby mogła się podnieść.Kiedystanęła obok niego, pocałował ją jeszcze raz.- Obiecuję ci, kochanie,że na tym nie koniec - oderwał się wreszcie od jej ust, - Ale najpierwmusimy porozmawiać.Nie porozmawiali w drodze do domu.Cicely, szczęśliwa irozmarzona, usnęła błogo na jego ramieniu.Kiedy zajechali przeddom, Mark obudził ją delikatnie.Cicely otworzyła oczy i zobaczyłarozgorączkowaną Daphne, która zbiegała do nich po schodach.- Cicely, wreszcie jesteś! Nie mogłam się doczekać! Niewiedziałam w ogóle, gdzie mam cię szukać.Alicja.jest w szpitalu.112SMMusiałam zadzwonić po pogotowie.Cicely była przerażona.Stała nieruchomo, niczym sparaliżowana,na środku chodnika i nie wiedziała, co ze sobą począć.Po chwilizaczęła gwałtownie przerzucać zawartość torby w poszukiwaniukluczy, rozrzucać naokoło swoje szkice i bełkotać coś bez ładu iskładu.- Muszę się dostać do szpitala.Nie powinnam była jejzostawiać.Przecież chciała, żebym została.Byłam taka niecierpliwa.Mój Boże.naprawdę tego nie chciałam.O, Boże!.- Myślę, że już jest wszystko w porządku - próbowała jąuspokoić Daphne.- Dzwoniłam przed chwilą do szpitala.Pielęgniarka powiedziała, że Alicja nie ma już kłopotów z oddechem.Cicely, tak mi przykro.Nagle zaczęła się dławić i krztusić.Byłamprzerażona, od razu wezwałam pogotowie - tłumaczyła, aleroztrzęsiona Cicely nie zwracała na nią uwagi.Mark postanowił zapanować nad sytuacją.- Cicely - chwycił ją za ramiona i powiedział spokojnie, leczstanowczo: - Zawiozę cię do szpitala, ale nie możesz tam pojechać wtakim stanie.Pójdz na górę, włóż na siebie coś bardziejodpowiedniego i.- Nie! - przerwała mu - muszę jechać zaraz.Nie zawracaj sobiegłowy - próbowała się wyrwać, ale Mark trzymał ją mocno.- Mama bardzo się zmartwi widząc cię taką rozczochraną.- Tenargument chyba odniósł skutek.Mark mówił dalej spokojnymgłosem, wymawiając wyraznie każde słowo: - Posłuchaj, Alicja jestteraz w szpitalu.Ma tam bardzo dobrą, fachową opiekę.Idz do siebiena górę i ubierz się porządnie, a potem pojedziemy.Chyba niechcesz, żeby matka zobaczyła, jaka jesteś przerażona.- No dobrze - Cicely zgodziła się i pobiegła do domu.- Nie wiem, co jeszcze mogłam zrobić - dziewczyna odezwałasię do Marka, kiedy zostali sami.- Wiem, jak obsługiwać respirator,ale sama nie chciałam próbować.- Zrobiłaś dokładnie to, co trzeba - powiedział Mark.Pozbierałporozrzucane szkice, złożył je razem i wręczył Daphne.- Zanieś je113SMteraz do jej pracowni, żeby się nie zgubiły.A potem możesz zmykaćdo domu.I nic się nie martw.Dopilnowałaś wszystkiego jak należy.Jestem pewien, że z Alicją będzie wszystko dobrze.- Tak - odpowiedziała.- Chciałam to powiedzieć Cicely.Widzipan, to wszystko stało się około pierwszej.Potem zostałam tu i czekałam na Cicely.Dzwoniłam jeszcze kołoczwartej do szpitala.Powiedzieli mi, że Alicja miała gwałtownynawrót.Nie zdziwiło go to.Pacjenci tacy jak Alicja często miewają gwałtowne nawroty", zwłaszcza kiedy całą uwagę skupiają na sobiei swojej chorobie.Po kilku minutach Cicely zeszła na dół.Była trochę blada, alemimo to w porządnym ubraniu wyglądała ślicznie.Nie chciał jejstraszyć nowymi wiadomościami, więc oprócz uwag Daphne, którazapewniała, że Alicja doszła już do siebie, nic jej nie mówił i całądrogę do szpitala przebyli w milczeniu.Kiedy zajechali, Cicely odrazu poszła odwiedzić matkę, a Mark został w małej poczekalni.Serce waliło jej jak młotem.Wzięła kilka głębszych oddechów iotworzyła drzwi do pokoju 302 A.Wśliznęła się cicho, żeby nieobudzić matki.Ale Alicja nie spała.Wyglądała na odprężoną iwypoczętą.Wpatrzona w telewizor, pochłonięta była kolejnymodcinkiem Dynastii".Cicely odetchnęła z ulgą.Jednak gdy Alicja jądostrzegła, niepokój powrócił.Piękna twarz matki nagle się zmarsz-czyła, oczy zaszkliły się łzami, a całe ciało zatrzęsło od płaczu.- Och, Cicely! - szlochała.- To było straszne, po prostu straszne!- Już dobrze, już.- pospieszyła, żeby przytulić Alicję.- Już powszystkim.Spokojnie.%7łeby ci się znowu coś nie stało.- Kiedy to było okropne! A ciebie nie było, Cicely, nie było cię.A powinnam była być, pomyślała Cicely.Przecież Alicja mówiłarano, że zle się czuje.Jednak ona to zlekceważyła.Pojechali sobie zMarkiem beztrosko, jak na wakacje.Kamyczki, kwiatki, szkicowanie,malowanie i.inne rzeczy.Przecież mogła zadzwonić, choćby z tegobaru, w którym jedli hamburgery.Dlaczego nie wrócili wcześniej?Cicely stawiała sobie kolejne zarzuty i czuła się coraz bardziej114SMwinna.Ale najgorsze było to, że tak naprawdę przez cały dzień anirazu nie pomyślała o Alicji.I to dopiero ją przeraziło.Alicja wciąż nie mogła się uspokoić.Opowiadała ze szczegółami,jak doszło do ataku, jak myślała, że to już koniec i jak wreszciezaopiekowali się nią lekarze w szpitalu.Cicely głaskała ją i kołysałaniczym małe dziecko.- Ciii.Cicho, nie mów już o tym.Tylko się niepotrzebniedenerwujesz.Pomyśl o czymś innym.Spójrz -pokazała na telewizor -czy to nie Adam Carrington?- Och, ten okropny facet! - Alicja momentalnie zapomniała oswoich przejściach i wbiła wzrok w ekran.- Mam nadzieję, żeClaudia tym razem go nie posłucha.- Muszę powiedzieć Markowi, żeby nie czekał - powiedziałaCicely widząc, że matka się uspokoiła.- Zaraz wracam.- Chyba mnie nie zostawisz?- Tylko na chwilkę, zaraz wrócę.- I zostaniesz ze mną na noc, prawda? Nie chcę być tutaj sama.- Oczywiście - zapewniła ją Cicely.Mark siedział wciąż w poczekalni i przeglądał jakieś czasopisma.- Jak się czuje? - zapytał.- Teraz już dobrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]