[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Marzenia się spełniają.Wystarczy tylko zrobićpierwszy, najtrudniejszy krok.Potem być może trudny drugi i trzeci.Potem napotkacie ścianę.Ale skąd wiecie, że nie wystarczy jej popchnąć,by runęła, i skąd wiecie, że tuż za nią nie spełni się Wasze marzenie?Zaraz po obronie przeniosłam się do babci.Mieszkała w sporym, aledość zniszczonym domu w starej Oliwie.Stwierdziłam, że obiepotrzebujemy wsparcia.Babcia wprawdzie była jeszcze na siłach, alewielokrotnie obiecywała, że umrze, będąc w doskonałym zdrowiu, by nierobić kłopotu rodzinie.Właśnie taka była.Niekłopotliwa.To onarozwiązywała wszystkich problemy, głaskała po głowach, leczyła złamaneserca.Moje też starała się wyleczyć, ale nie było to proste.Snułam się z kąta w kąt, przełyk miałam zaciśnięty.W dalszym ciągunie mogłam nic jeść, chciałam przespać całe życie. Karolinko. Babcia nigdy na mnie nie mówiła  Ina. Trzeba coś ztym zrobić.Może zawołam Danusię? Danusia była pediatrą.Od urodzenia mnie znała i leczyła.Była teżprzyjaciółką babci.Gdyby nie ona, babcia by wcale nie chodziła dolekarza. Jasiu, ale nie zapominaj, że ja jestem pediatrą  broniła się paniDanusia. Tobie zdecydowanie bliżej do geriatry jest!  Próbowałaprzekonać babcię, by udała się do  jak to sama określała  prawdziwegolekarza.Babcia jednak cieszyła się dobrym zdrowiem i do żadnego lekarza,który nie był panią Danusią, nie miała zamiaru się udawać.Chociaż nie chciałam nikogo widzieć, babcia i tak ją wezwała.Danusiamiała już problemy z kolanami i niechętnie dokądkolwiek wychodziła, alebabcia ją przekonała, że ja na pewno z domu nie wyjdę.Więc Danusiawsiadła w autobus i przyjechała.Weszła do mojego pokoju, usiadła obokmnie i tylko patrzyła.Nawet nic nie powiedziała. Nie zapyta pani o nic?  zaczęłam pierwsza. Jak minął dzień?Po raz pierwszy ktoś mnie zapytał, jak minął dzień, a nie, jak ja sięczuję. Jak minął dzień? Proszę bardzo  dodałam z przekąsem. Wstałam,umyłam zęby.Zjadłam śniadanie.Jajecznica.Potem popiłam kawą zbożową.A potem zrobiło mi się niedobrze i wszystko wyrzygałam.Więc przez jakiśczas nic nie jadłam.Potem zjadłam ciastko i próbowałam wypić kawę mówiłam dalej  ale na samą myśl o kawie zrobiło mi się niedobrze, więcwypiłam herbatę.Miętową.Mówić dalej? Mów. No, a co potem? Nic.Leżałam sobie.I już nie rzygałam, bo nie miałamczym.Jaka diagnoza? Kiedy to się stało? Co? Kiedy Piotr mnie zostawił? Dwa tygodnie temu. Nie.Kiedy miałaś okres? Okres? Chyba pani nie sugeruje mi, że jestem w ciąży? Nie, nic nie sugeruję  odpowiedziała pani Danusia. Ze stresu też się przesuwa.Ja tak zawsze mam.Potrafi mi sięprzesunąć o cały miesiąc.Kiwała głową ze zrozumieniem.Czułam się jak w zakładzie dlaobłąkanych.Ja oczywiście w roli tej obłąkanej, a pani Danusia w rolipsychiatry, który ze wszystkim się zgadza, byleby tylko nie rozwścieczyćchorego na głowę. Powinnaś zrobić test.Ja ci go nie przyniosę, bo nogi mi wysiadają.Babci też nie goń.Możesz się ubrać i wreszcie wyjść.Już. Jak to? Dosyć tego, Karolinko.Znamy się od twojego urodzenia.Zakładaj spodnie i ruszaj do apteki.Wracaj z testem.Oczywiście jej nie wierzyłam.Zrobiłam nawet awanturę, że obiespiskują za moimi plecami.Ubrałam się, żeby nie gadały, ale wcale niemiałam zamiaru wychodzić z domu.Siedziałam zamknięta u siebie,oglądałam coś w telewizji.Chciałam, by pani Danusia wreszcie sobieposzła.Byłam bardzo zła na babcię, że mimo tego, iż się nie zgodziłam nawizytę, pani Danusia i tak do nas przyszła.Już prawie zapadł zmrok, a tanadal siedziała. Karolinko, może odprowadzisz panią Danusię do domu?  zapytałababcia. I jeszcze cordafen mi się skończył.Wykupisz mi po drodze, jakbędziesz wracać, dobrze?Naprawdę nie miałam ochoty odprowadzać żadnych przyjaciółekbabci.Ale wyjścia do apteki nie mogłam jej odmówić.Trochę chorowałana nadciśnienie i musiała regularnie przyjmować leki.Widocznie właśniesię skończyły i Danusia wypisała kolejną receptę.Wzięłam lekarkę pod rękę i wyszłyśmy z domu.Sąsiad właśnie kosiłtrawę.Kosił u siebie, to przy okazji u babci też skosił.Pani Danusia szłacałkiem żwawo jak na osobę z chorymi kolanami.Tylko na schodach miałatrochę kłopotów.Przeprowadziłam ją na drugą stronę torów kolejowych.Zaraz za torami była apteka. Karolinko, ja już dalej dam radę.Przecież mieszkam za rogiem.Tyzałatw babci lekarstwo, bo powinna je jeszcze dzisiaj wziąć.Pożegnałyśmy się, pani Danusia zniknęła za nadjeżdżającymautobusem linii 139, a ja weszłam do apteki.Wyjęłam receptę, podałam jąfarmaceutce.Położyła mi małe pudełeczko na ladzie. Coś jeszcze?  zapytała. Nie, dziękuję. Pokręciłam głową. Albo tak  powiedziałam nagle. Czy może jest coś takiego, jak& test ciążowy?  dodałam cicho. Tak.Proszę bardzo.Drżącymi rękami zabrałam pudełeczko z dzidziusiem na obrazku,schowałam do torebki razem z lekarstwem babci i wyszłam z apteki.Byłamtak zawstydzona, że nawet nie powiedziałam  do widzenia.Gdy wróciłam do domu, od razu poszłam do łazienki. Masz cordafen?  zapytała babcia. Babciu, wyjmij z torebki!  odpowiedziałam, drżącymi rękamirozrywając kartonik, w którym znajdowało się to, co miało mi powiedzieć,czy Piotr zostawił po sobie pamiątkę, czy jednak będzie mógł zniknąć zmojego życia raz na zawsze.Zrobiłam wszystko według instrukcji.Położyłam test na pralce.Dwieminuty czekania.Otworzyłam szafkę łazienkową, by wyjąć mleczko dodemakijażu.Na półeczce równiutko stały trzy paczuszki cordafenu.  Babciu! Tu masz przecież cordafen!  krzyknęłam, odwracając się dodrzwi.Na chwilę zapomniałam o teście ciążowym i moich kłopotach.Jednak gdy się odwróciłam, zobaczyłam dwie grube, wyrazne krechy.Ciąża.Piotr na zakończenie naszego związku zostawił mi prezent.O kurwa&Postanowiłam, że zrobię wszystko, by mój były narzeczony się o tymnie dowiedział.To było moje dziecko.I tylko moje.Nikt nie będzie miałprawa mi go zabrać.Gdańsk, 24 sierpnia, domMiłość.Zastanawiam się, co jest ważniejsze  miłość czy przyjazń?Miłość czasem mija, a przyjazń& Cały czas się łudzę, że przyjazń zostajena zawsze.I nawet po dwudziestu latach trwa, tylko czasem jestzagubiona.Najważniejsze chyba są dzieci.Dla mnie zawsze byłyście napierwszym miejscu.Jesteście moim spełnionym marzeniem.Mężczyzni są,potem ich nie ma& Ale dzieci są zawsze.Kawałek ciebie w bardziejdoskonałym człowieku. O Boże, byłaś w ciąży!  Karola patrzyła na mnie przerażonymwzrokiem. Co się z nim stało? Z tym dzieckiem? Jezu, jest chyba w moimwieku! Kiedy masz urodziny? Latem. Termin miałam na kwiecień.Na dwudziestego kwietnia.Przypomniałam sobie tę niewyrazną plamę na USG, a pod spodem mojenazwisko i planowaną datę porodu. Co było dalej? Gdzie ono jest? To znaczy, że mam jeszcze brata albosiostrę?Przez chwilę nie odpowiadałam.Zapaliłam papierosa.Znowu w moimmieszkaniu było pełno dymu.Cholera, muszę chyba to rzucić.Mojaprzyjaciółka nie miała szansy na rzucenie palenia.Ja jeszcze mam.Tamte zdarzenia tkwiły w mojej głowie i w moim sercu mocno, mimo żeza wszelką cenę nie chciałam ich pamiętać. To, co się potem wydarzyło, chyba zupełnie zmieniło mojepostrzeganie świata.Miałam dwadzieścia pięć lat, za kilka miesięcy miałamzostać mamą i w zasadzie czułam, że tak naprawdę tylko to jest miłość.Wiedziałam, że ja je będę kochać zawsze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl