[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spomiędzy warg Malika nadal sączyła sięciemność i przemieniała w obłok.Pokój stawał się coraz ciemniejszy, światło lampprzegrywało z wirami zła.Uderzył ją odór i odrzuciła głowę do tyłu.W sekundzieprzypomniała sobie zgniły smród, który buchnął z rozcinanego kiedyś na jej oczach przezpolicjantów czarnego worka na śmieci.Zawierał, jak się okazało, zwłoki kobiety porwanejtrzy tygodnie wcześniej.W tej chwili była pewna, najzupełniej pewna, że trup z tamtegoworka jest z nią w pokoju, ukryty pod łóżkiem albo za sofą, że ożył i porusza się, chcąc jąskrzywdzić.Chciała uciec z pokoju i biec jak najdalej przed siebie.Ale nie mogła.Ruchy jej mięśni były powolne i niezdarne, jakby skrępowane gęstymjak woda powietrzem. Co.? - pomyślała.Co.? To jedyne pytanie, jakie była w stanie zadać.To słowojednak wystarczało, żeby oddać jej oszołomienie i przerażenie.Chciała je wykrzyczeć.I takzrobiła.- COOO!?Kropelka potu stoczyła się z jej czoła i spłynęła po policzku.Otarła ją.Jej twarz całapokryta była potem - albo czymś innym.Jak przez mgłę pamiętała, że została czymśspryskana, nie miała tylko pojęcia czym.Krew, pomyślała.To krew dzieci.Podniosła rękę i zobaczyła, że cała ocieka krwią.Nagle kolor zblakł, a na dłonipozostała tylko przezroczysta ciecz.Co się dzieje?Serce Alicii waliło jak młotem, a w umyśle przelatywały kolejne możliwości.%7ładnanie była dobra: Malik był magiem albo demonem.A może była już martwa.Może tkwiła wśrodku najbardziej wyrazistego koszmaru, jaki kiedykolwiek miała.Ale to wszystko było rzeczywiste - była tego pewna!Uwagę Alicii zwróciła jakaś zmiana w pokoju.Niechętnie odwróciła się do zmąconejchmury.Na jej pożyłkowaną błonę napierała jakaś pazurzasta ręka, próbując przebić się nazewnątrz.Alicia zadrżała przekonana, że jeśli to się stanie, wszyscy przebywający w pokojuprzepadną.potem wszyscy w hotelu.i w całym mieście.Musiała coś zrobić.musiała.Odwróciła głowę i zobaczyła to na nocnym stoliku.Swój pistolet.Wyciągnęła go zza paska Malika po tym, jak go ogłuszyła w pokoju 522.Czy to było dzisiaj? Czy to byłam ja, czy ktoś inny?Nie zastanawiając się więcej, rzuciła się po niego i wylądowała płasko na łóżku, poczym znowu zerwała się w pełnej gotowości.Mgliście zdała sobie sprawę, że teraz, gdypostanowiła walczyć, a nie uciekać, jej powolność ustąpiła.Jednym płynnym ruchemschwyciła pistolet, zsunęła się z łóżka i wstała, trzymając broń oburącz przed twarzą.Wycelowała w pogrążoną w cieniu, przekształcającą się sylwetkę Malika na krześle.Za jego plecami z podłogi powstała jakaś postać.Tak jak to coś wewnątrz chmury,była cała czarna i przypominała człowieka.Próbowała sprowokować Alicię.- Alicia - odezwała się nieznana istota.Głos był znajomy.Przesunęła ręce, celowałateraz w głowę tej nowej istoty.- Gdzie jest Apollo? - spytała.- Co z nim zrobiłeś?- Jestem tutaj - powoli odpowiedziała kreatura.- To działanie skopolaminy.Jesteś.- Nie! - Alicia potrząsnęła pistoletem w stronę postaci, chcąc zaznaczyć, że ma broń. Chmura rozrastała się, niedługo rozciągnie się nad nią i zajmie większość pokoju.Pazurzastaręka wciąż napierała, a obok pojawiła się druga, obie wyciągały się w jej stronę.Nagle, jak koc, na Alicię spadła niemoc.Poczuła zawrót głowy i zrobiła krok, żebyzłapać równowagę.Kontury zaczęły się zacierać przed jej oczami.Potrząsnęła głową.Niemogła zemdleć, kiedy razem z nią w pokoju były te istoty.te demony.Ale wiedziała, że jużdłużej nie jest w stanie zachować świadomości.Można zrobić jedno: unieszkodliwić ichwszystkich, zanim straci przytomność.Przygotowała się na odrzut i zacisnęła palec naspuście.Kątem oka dostrzegła jakiś ruch.Coś rzuciło się w jej stronę z boku, nad łóżkiem.Uderzyło w jej ramiona, a pistolet poszybował w powietrze.Brady! Jest z nimi!Chwycił ją i próbował obrócić.Skrępował ją ramionami od tyłu i przyciskał mocno dosiebie.- Nie!Szamotała się, starając uwolnić ręce.Ugryzć go.Zrobić cokolwiek.Trzymał ją w ciasnym niedzwiedzim uścisku.Upadli na łóżko.Kopała i wiła się,odrzucała głowę do tyłu, ale za każdym razem trafiała tylko w materac.Ciemna postać stojąca za Malikiem rzuciła się do niej i złapała ją za nogi.- Trzymaj ją - rozkazała - dopóki się nie uspokoi. 51.- To wszystko było takie rzeczywiste - mówiła Alicia, kręcąc głową.Opierała się plecami o łazienkowy blat, przykładając sobie ręcznik do głowy.Apollonalegał, żeby wzięła długi gorący prysznic.Brady był zdania, że zarówno prysznic, jak i półgodziny, które minęło, od kiedy uwolnił ją z objęć, bardzo dobrze jej zrobiły.Oczy miałanabiegłe krwią, ale biorąc pod uwagę jej niedawny atak halucynacji, wyglądała nanadzwyczaj spokojną.Alicia podniosła szklankę i dopiero wtedy zobaczył, jaka jest roztrzęsiona.Jej dłońdygotała tak gwałtownie, że woda rozchlapywała się, nie była też w stanie przyłożyć naczyniado ust.Brady wyjął jej szklankę z ręki i przytrzymał przy jej wargach.Pociągnęła haust.Kiedy opuścił szklankę, uśmiechnęła się słabo, zakłopotana, że potrzebowała pomocy.Wiedział, że Alicia wykona nadludzki wysiłek, żeby odzyskać niezależność i siłę, żeby staćsię znów dawną sobą.Przebrała się i teraz miała na sobie kostium ze spodniami, niemal identyczny jakpoprzedni, tyle że kolory były zamienione miejscami.Teraz bluzka z półgolfem była beżowa,a marynarka - wisząca na haczyku na drzwiach - i spodnie miały kolor kawy, bez śmietankiani cukru.Zmieniła opatrunek na ręce.Brady zauważył, że krew już zaczęła przeciekać.Dotknąłgazy na swojej dłoni.Również była lepka od krwi, a rana pod spodem bolała przy dotyku.- Apollo mówi, że dostałaś równowartość kilku działek kwasu.Zamknęła oczy i ujęła w dwa palce nasadę nosa.- Przypomnij mi, żebym nigdy nie zażywała narkotyków.- Chyba nie będę musiał.Zacisnęła szczękę. Bierze się w garść , pomyślał Brady.Był pod wrażeniem jej siły.Kiedy otwarła oczy, widać w nich było skupienie i determinację.Wskazała głową drzwi.- Więc co z nim zrobimy? - spytała.Brady podciągnął nogawkę spodni i postawił stopę na krawędzi wanny.Powietrzenadal było ciężkie od pary.To pomagało mu rozluznić napięcie w klatce piersiowej.Przezzamknięte drzwi słyszeli, jak Apollo się pakuje i ostrzega Malika, żeby przestał się wiercić imamrotać.Zakneblował mu usta gazą i zakleił taśmą izolacyjną. - Zostawimy go - odparł.- Jak już będziemy daleko, zadzwonimy do biura terenowegow Nowym Jorku.Powiemy im, gdzie jest i że ma związek z zabójstwami Pelletier.Alicia pokręciła głową.- Nic go z nimi nie łączy.Sam symbol nic nie znaczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl