[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Strepsjades - Kochasz mnie, powiedz! Patrzychwilę, jakby oczekując odpowiedzi, opuszcza kąciki ust wgorzkim uśmiechu, a potem kłania się lekko, z uznaniem, swojemu odbiciu w lustrze, informując samą siebie oniezawodnej pamięci: - Arystofanes, Chmury.To przywoływanie przez Henrykę fragmentów swegoniegdysiejszego suflowania jest bardzo specyficzne.Ożywialiterackie postacie we fragmentach sztuk, zaznaczajączapamiętane sytuacje sceniczne, gesty, intonacjewypowiadanych kwestii, grających kiedyś aktorów.Dlaczegotych, a nie innych, te fragmenty, a nie inne, nie wie.Jakbypowracało to poza jej świadomością.Jest w tym jakiś wdzięk iśmieszność amatorskiej nieporadności, i takim wydałoby sięto postronnemu widzowi, ale widza nigdy nie będzie.Henrykama ten przywoływany teatrzyk tylko dla siebie i pod wpływemzaistniałych okoliczności czy sytuacji w jej życiu.Może niezawsze paralelnie, ale to jest wybór jakby samoistny,niezależny od jej decyzji.Tekst jakby był suflowany, alejednoczesny z jej interpretacją aktorską.Jest w tym wdzięk iniewinna śmieszność.Ale i chyba pewna doza dziwactwa.Schyla się, zauważając torbę, chwyta ją za uszy, ale niejest w stanie podnieść.- O matko.- Henryko, robię kawę, chcesz? - dobiega ją z kuchni głosHeleny.- Idzie się.Wchodzi do kuchni, rzuca czujne spojrzenie na stojącąprzy oknie Helenę i energicznie zabiera się do wstawiania dozlewu kilku filiżanek, talerzyków, przykrywa ciasto,konfitury, wyrzuca wstęgi skórek z jabłek po pożegnalnympodwieczorku.Robi to wszystko głośniej niż zwykłe, nielicząc się z zadumaną, trochę nieobecną Heleną.Popychaciepły jeszcze czajnik i mówi niechętnie:- Znowu kawa?! Mowy nie ma.I ty nie pij, pani Heleno.Helena nie odzywa się, nie zwraca uwagi na Henrykę,nalewa kawę do swojego kubka w czerwone tulipany. - Trzeba mi się wybrać do banku.Pieniądze się kończą.- Damy radę.Już kiedy powinna być moja emerytura.Poczta nawala albo ten nieszczęsny ochlapus Koziarski.Wygarnę mu, jak się pojawi.Beczka bez dna - narzekaHenryka.Doktor Tomasz Zewer wchodzi do przedpokoju, zmieniabuty na stare drewniaki lekarskie, wiesza kapelusz, zapalaświatło w nieco zagraconej łazience i starannie myje ręce.Robi zręczne uniki, krzywiąc się z dezaprobatą, gdy z sitkakranu rozpryskuje się woda na wszystkie strony.- Trzeba by rozkręcić.zmienić uszczelkę czy cholernesitko - mruczy niechętnie.- Wyciera ręce i rzuca w głąbmieszkania:- Nie raczyłeś przyjść się pożegnać.Bardzo pięknie, niema co.Chociaż.rozumiem.Nie przepadasz za  wytwornymtowarzystwem".Masz to po mnie.Ale musisz przyznać.-wchodzi do ciemnawego zaniedbanego salonu, jego twarzrozjaśnia się w świetle zapalanej lampy -.że Helena jestzawsze prawdziwie wytworna, czy to w kapeluszu, czy wkaloszach przy kompoście.Ma wrodzoną klasę! Ale tylko ona.- Patrzy na rozwalonego na kanapie psa.- Sam przyznaj,Maksiu.Potrafi cię przytulić nawet jeżeli.nie obraz się.cuchniesz, bo wytarzałeś się w jakiejś padlinie.Co?Nie czeka na odpowiedz, bo prawdę mówiąc, nie liczył natakową.Przeżyli z Maksem wiele lat i obaj przyzwyczaili siędo swoich zachowań.Podchodzi do stołu.Po drodzeodruchowo poprawia wiszący obok pięknego starego zegaraprzekrzywiony sztych Thomasa Gainsborougha, na którymszczupła, nieco anemiczna dama w białej długiej sukni, zbiałym pudlem u boku, siedzą na wzgórku, wpatrzeni w nas,na tle ciemniejącej ściany lasu.Przekrzywiony sztych powracaspokojnie do poprzedniej pozycji, ale Tomasz nie zwraca na touwagi.Sięga po butelkę szkockiej, wyjmuje z kredensu grubą szklankę i nalewa sobie, dość sporo.Waha się, czy wziąćpapierosa z leżącej paczki, ale odsuwa ją w kierunku książek,długopisów, notesów i wazonu z długim piórem jakiegośptaka, wyglądającym na bażancie.Podchodzi wolno dokanapy, gdzie leży Maks, i staje nad nim.- Napracowałem się.No.posuń się.Posuń się choćtrochę - mówi do psa i siada, wciskając się na wolny kawałekmiejsca.Pies ciężko wzdycha i mruczy niechętnie.- Dobrzejuż dobrze - mówi Tomasz i kładzie dłoń na jego głowie.-Wiesz.- zaczyna, ale pies nie otwiera oczu.- Wyobrażamsobie, jak ciężko jest Helenie.Wydarli jej Bruncia.Lubiłeśgo.No pewnie.Ja też.Nie, chłopie, nie ze względu na Helenę,nie masz racji.To zupełnie inny człowiek niż te Skały.Cijego.To dwa światy.Helena i on, a na końcu mapy Julia iWiktor.Ale czy było inne wyjście? Nie.No więc właśnie,przestańmy kombinować.Milczy chwilę, a potem nagle odstawia szklankę.- Biedna Helenka - powtarza - biedna.Maksiu, jeżelichcesz.możesz wypić moją porcyjkę.Zpisz?*W salonie przy stoliku z fotografią Bruna, z dłońmisplecionymi na kubku z kawą, siedzi Helena.Wie, że powinnasię czymś zająć, ale nie ma ochoty nie tylko wstać, ale nawetzmienić pozycji ciała.Cichutka muzyka z radia łagodnie jąwycisza, ale i obezwładnia, a może to nie ona, a wydarzeniatego dnia.Jednak odstawia kubek i sięga po kamyk od Bruna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl