[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie potrafiłbyć nieszczęśliwy.VISYBILLINAByło dobrze.Kupowanie jedzenia zawsze wiązało się z ryzykiem iwzbudzało w nim niepokój, dlatego decydował się na to rzadko.Z tegopowodu, a tak\e przez ciągły marsz, kości zadziwiająco szybko zaczęłysię mu rysować pod skórą.Z ka\dym dniem czuł się trochę mniej nama-calny.Pierś miał zapadniętą; gdy zginał rękę, czuł ostre łokcie, w dotykuprzypominające krzemienie.Przez przezroczystą skórę i sztywną, robiącąwra\enie ciemnej szczecinę na głowie widział ju\ całkiem wyraznie zary-sy czaszki.Na twarzy miał tak\e rzadszy, jaśniejszy zarost.Przyszło muna myśl, \e powinien znowu ogolić głowę.Na jakiś czas zostawił zarostw spokoju, ale broda najwyrazniej nie chciała wyrosnąć.Powieki miałtrochę opuchnięte, a nad rzęsami widać było siatkę drobnych fioletowych\yłek.Pod oczami z kolei miał ciemne sińce, zupełnie jakby odciśniętomu tam kciuki.Od trzynastu nocy nie sypiał zbyt dobrze.I nie wyglądał teraz jak na zdjęciach w arkuszach wiadomości, nawielkim ekranie nad areną wyścigową czy gdziekolwiek indziej.Albo natej fotografii, którą trzymał w rękach.Spojrzał z satysfakcją na swojeodbicie w oknie samochodu i pomyślał, \e z całkiem sporym prawdopo-dobieństwem nie jest tą osobą.To dobrze.Nigdy by nie pomyślał, \e poka\ą tyle zdjęć i \e ludzie będą się tymtak fascynować.Tego pierwszego dnia powlókł się przez Nemausus iwszędzie czuł się na szczęście dość anonimowo.Pomimo czekających gomil marszu zaczął ze swej wędrówki czerpać głęboką, satysfakcjonującą111przyjemność.Po raz pierwszy w \yciu mijał sklepy i stragany i nikt naniego nie patrzył.Potem po południu gruchnęła wieść o jego zniknięciu i jakby wyzwo-liła dr\enie, które się nie uspokoiło.Wszędzie słyszał swoje imię; z tru-dem się zmuszał, \eby odruchowo się nie oglądać.Widział ludzi dumają-cych nad jego zdjęciem, z rękami przy ustach.A najgorzej było, kiedydwie kobiety wypadły z tawerny z dzikim spojrzeniem i zderzyły się znim.Gdy się zatoczył, jedna - ciemnowłosa i kędzierzawa - chwyciła goza ramię i zawołała:- Ty! Wiesz, \e porwano Marka Nowiusza? Syna Leona?- Nie, on uciekł! - poprawiła ją druga.- Straszne, co? Akurat powypadku!Były niemal rozradowane.Nie wiedział, co odpowiedział ani co o nimpomyślały.Tej nocy nie ośmielił się szukać noclegu i spędził bezsenną noc naławce w pobli\u świątyni Diany.Następnego ranka dowiedział się - aprócz niego wszyscy inni - \e ka\dy, kto go znajdzie, otrzyma pięćsettysięcy sestercji.Jedynym plusem tych wiadomości było to, \e zdał sobie sprawę, i\szukają go wszędzie - w Italii, Hierozolimie, a paru rzymskich Terrano-wian uwa\ało, \e widzieli go w Cezarei Incarum.Często się zastanawiał,kogo naprawdę widzieli ludzie albo ilu jest na świecie podobnych doniego chłopców.Odwrócił się od samochodu, wszedł w boczną uliczkę.Niemal zawszechodził zgarbiony, ze spuszczoną głową.Stanął dyskretnie w bramie,podarł na paski plakat z Markiem Nowiuszem, skręcił je, wło\ył do ust i\uł, a\ stały się plastyczne i miękkie od śliny.Wtedy wypchał nimi po-liczki, ubił je pod górną wargą.Pewnej nocy w noclegowni pod koniecpierwszego tygodnia ucieczki, kiedy marzył głównie o tym, \eby wyglą-dać inaczej, po paru eksperymentach nauczył się poprawiać swój wygląd.Zauwa\ył, \e jeśli wło\y cokolwiek pod dolną wargę, osiągnie jedynieefekt wyraznej deformacji, ale wypełnienie miejsc pod kośćmi policz-kowymi nieco zmienia linię jego ust i sprawia, \e górna warga lekko siępodwija, wskutek czego wydaje się wę\sza.Z zaskoczeniem przekonałsię, i\ to nie wpływa na jego wymowę.Nie wiedział, jak długo czegoś takie-go ludzie nie dostrzegą, ale przynajmniej poprawił sobie samopoczucie.112Niekiedy czuł, \e ten mocny napór na jego dziąsła jest nawet kojący.Utrzymywanie mokrego papieru w jednym miejscu przez dłu\szy czasbyłoby nieznośne, ale sprawdzało się, gdy musiał z kimś porozmawiać,tak jak w tej chwili.Był jeszcze mały, kiedy zaczął się zastanawiać, jak to jest być obłąka-nym i jak odró\nić normalną myśl od zdeformowanej.Teraz od tegonieustannego strachu i czujności jeszcze gorsze było przekonanie, \e tenstrach jest najwyrazniej nienormalny.Udawać, \e nie jesteś sobą, chodzićwśród gapiów na ulicy w nadziei, \e nikt nie spojrzy uwa\nie na twojątwarz, wierzyć, \e uciekasz ze swojej ojczyzny przed mordercami - sza-leńcy na pewno właśnie tak myślą i postępują.Co więcej, ka\dy powta-rzał lub sugerował, \e Marek - ten prawdziwy rzymski Marek, a nie włó-częga - oszalał lub prze\ył jakieś załamanie.Czytał, \e ponoć był zdru-zgotany po śmierci rodziców , a dalwizory w sklepach zawsze pokazy-wały zdjęcia z pogrzebu, tego dalekiego Marka szarpiącego się z Lucju-szem, a potem płaczącego.Pisano tak\e inne rzeczy, niepokojące, o tym,\e ktoś sprowadził Marka Nowiusza do domu i pomógł mu, \e rodzinaobawia się o jego zdrowie.Pokazywanie wuja Lucjusza stanowiło jedynydostępny prasie sposób wspomnienia o klątwie Nowiuszów, ale Marekbył pewien, \e wszyscy o tym myślą.I choć przejrzał niezliczone wize-runki tej twarzy, która nie przypominała ju\ jego, nigdy nie natknął się nawzmiankę o Wariuszu ani o śmierci Gemelli [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Nie potrafiłbyć nieszczęśliwy.VISYBILLINAByło dobrze.Kupowanie jedzenia zawsze wiązało się z ryzykiem iwzbudzało w nim niepokój, dlatego decydował się na to rzadko.Z tegopowodu, a tak\e przez ciągły marsz, kości zadziwiająco szybko zaczęłysię mu rysować pod skórą.Z ka\dym dniem czuł się trochę mniej nama-calny.Pierś miał zapadniętą; gdy zginał rękę, czuł ostre łokcie, w dotykuprzypominające krzemienie.Przez przezroczystą skórę i sztywną, robiącąwra\enie ciemnej szczecinę na głowie widział ju\ całkiem wyraznie zary-sy czaszki.Na twarzy miał tak\e rzadszy, jaśniejszy zarost.Przyszło muna myśl, \e powinien znowu ogolić głowę.Na jakiś czas zostawił zarostw spokoju, ale broda najwyrazniej nie chciała wyrosnąć.Powieki miałtrochę opuchnięte, a nad rzęsami widać było siatkę drobnych fioletowych\yłek.Pod oczami z kolei miał ciemne sińce, zupełnie jakby odciśniętomu tam kciuki.Od trzynastu nocy nie sypiał zbyt dobrze.I nie wyglądał teraz jak na zdjęciach w arkuszach wiadomości, nawielkim ekranie nad areną wyścigową czy gdziekolwiek indziej.Albo natej fotografii, którą trzymał w rękach.Spojrzał z satysfakcją na swojeodbicie w oknie samochodu i pomyślał, \e z całkiem sporym prawdopo-dobieństwem nie jest tą osobą.To dobrze.Nigdy by nie pomyślał, \e poka\ą tyle zdjęć i \e ludzie będą się tymtak fascynować.Tego pierwszego dnia powlókł się przez Nemausus iwszędzie czuł się na szczęście dość anonimowo.Pomimo czekających gomil marszu zaczął ze swej wędrówki czerpać głęboką, satysfakcjonującą111przyjemność.Po raz pierwszy w \yciu mijał sklepy i stragany i nikt naniego nie patrzył.Potem po południu gruchnęła wieść o jego zniknięciu i jakby wyzwo-liła dr\enie, które się nie uspokoiło.Wszędzie słyszał swoje imię; z tru-dem się zmuszał, \eby odruchowo się nie oglądać.Widział ludzi dumają-cych nad jego zdjęciem, z rękami przy ustach.A najgorzej było, kiedydwie kobiety wypadły z tawerny z dzikim spojrzeniem i zderzyły się znim.Gdy się zatoczył, jedna - ciemnowłosa i kędzierzawa - chwyciła goza ramię i zawołała:- Ty! Wiesz, \e porwano Marka Nowiusza? Syna Leona?- Nie, on uciekł! - poprawiła ją druga.- Straszne, co? Akurat powypadku!Były niemal rozradowane.Nie wiedział, co odpowiedział ani co o nimpomyślały.Tej nocy nie ośmielił się szukać noclegu i spędził bezsenną noc naławce w pobli\u świątyni Diany.Następnego ranka dowiedział się - aprócz niego wszyscy inni - \e ka\dy, kto go znajdzie, otrzyma pięćsettysięcy sestercji.Jedynym plusem tych wiadomości było to, \e zdał sobie sprawę, i\szukają go wszędzie - w Italii, Hierozolimie, a paru rzymskich Terrano-wian uwa\ało, \e widzieli go w Cezarei Incarum.Często się zastanawiał,kogo naprawdę widzieli ludzie albo ilu jest na świecie podobnych doniego chłopców.Odwrócił się od samochodu, wszedł w boczną uliczkę.Niemal zawszechodził zgarbiony, ze spuszczoną głową.Stanął dyskretnie w bramie,podarł na paski plakat z Markiem Nowiuszem, skręcił je, wło\ył do ust i\uł, a\ stały się plastyczne i miękkie od śliny.Wtedy wypchał nimi po-liczki, ubił je pod górną wargą.Pewnej nocy w noclegowni pod koniecpierwszego tygodnia ucieczki, kiedy marzył głównie o tym, \eby wyglą-dać inaczej, po paru eksperymentach nauczył się poprawiać swój wygląd.Zauwa\ył, \e jeśli wło\y cokolwiek pod dolną wargę, osiągnie jedynieefekt wyraznej deformacji, ale wypełnienie miejsc pod kośćmi policz-kowymi nieco zmienia linię jego ust i sprawia, \e górna warga lekko siępodwija, wskutek czego wydaje się wę\sza.Z zaskoczeniem przekonałsię, i\ to nie wpływa na jego wymowę.Nie wiedział, jak długo czegoś takie-go ludzie nie dostrzegą, ale przynajmniej poprawił sobie samopoczucie.112Niekiedy czuł, \e ten mocny napór na jego dziąsła jest nawet kojący.Utrzymywanie mokrego papieru w jednym miejscu przez dłu\szy czasbyłoby nieznośne, ale sprawdzało się, gdy musiał z kimś porozmawiać,tak jak w tej chwili.Był jeszcze mały, kiedy zaczął się zastanawiać, jak to jest być obłąka-nym i jak odró\nić normalną myśl od zdeformowanej.Teraz od tegonieustannego strachu i czujności jeszcze gorsze było przekonanie, \e tenstrach jest najwyrazniej nienormalny.Udawać, \e nie jesteś sobą, chodzićwśród gapiów na ulicy w nadziei, \e nikt nie spojrzy uwa\nie na twojątwarz, wierzyć, \e uciekasz ze swojej ojczyzny przed mordercami - sza-leńcy na pewno właśnie tak myślą i postępują.Co więcej, ka\dy powta-rzał lub sugerował, \e Marek - ten prawdziwy rzymski Marek, a nie włó-częga - oszalał lub prze\ył jakieś załamanie.Czytał, \e ponoć był zdru-zgotany po śmierci rodziców , a dalwizory w sklepach zawsze pokazy-wały zdjęcia z pogrzebu, tego dalekiego Marka szarpiącego się z Lucju-szem, a potem płaczącego.Pisano tak\e inne rzeczy, niepokojące, o tym,\e ktoś sprowadził Marka Nowiusza do domu i pomógł mu, \e rodzinaobawia się o jego zdrowie.Pokazywanie wuja Lucjusza stanowiło jedynydostępny prasie sposób wspomnienia o klątwie Nowiuszów, ale Marekbył pewien, \e wszyscy o tym myślą.I choć przejrzał niezliczone wize-runki tej twarzy, która nie przypominała ju\ jego, nigdy nie natknął się nawzmiankę o Wariuszu ani o śmierci Gemelli [ Pobierz całość w formacie PDF ]