[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pamiętał, że Garon stracił pierwszą żonę,gdy była w ciąży.- Grace ma chore serce - powiedział - ale zarazem niezwykle mocnycharakter.W dzieciństwie przeżyła traumę, jakiej nie zniosłaby większośćjej rówieśników.Jest twarda.Zaufaj jej sile ducha.- Staram się całym sercem - odparł Garon z ciężkim westchnieniem.- Chciałbyś zobaczyć waszego syna?Syn.Dziecko, którego od tak dawna pragnął.Lecz Garon potrząsnąłprzecząco głową.- Jeszcze nie teraz - powiedział.- Dopiero wtedy, gdy.będziemy jużcoś wiedzieli.- Dobrze.Po godzinie do bufetu wszedł Cash.Wyglądał na znużonego.- Mamy tam w mieście dramatyczną sytuację.Musiałem wykonać zpół setki telefonów, żeby sobie z nią poradzić.Dokonano napadu na bank.Wyobrażacie to sobie? W Jacobsville! Schwytano już sprawców, alemusiałem przez cały czas być w kontakcie z moimi ludzmi.Co z Grace?- Jest na sali operacyjnej - odparł Garon.- On ma syna - dodał Coltrain.Cash zerknął na brata, siedzącego z posępną miną.- O rany! A więc jestem stryjkiem! - zawołał.Garon wypił łyk kawy.Robił wrażenie krańcowo wyczerpanego.- Chodzmy - rzucił Cash.- Chcę się przekonać, czy jest podobny dociebie.Garon rzucił mu przygnębione spojrzenie.- Mam nadzieję, że nie, biedny dzieciak.308RS- Myślę, że wolno go już zobaczyć - stwierdził Coltrain.- A więc?Garon z ociąganiem poszedł za nimi.Nie był pewien, czy powiniensię napawać widokiem dziecka, podczas gdy Grace właśnie walczy ożycie.Wiedział jednak, że zwariuje, jeżeli nadal będzie tu siedział irozmyślał o tym wszystkim.W ten sposób przynajmniej na chwilę oderwiesię od ponurych rozważań.Lecz kiedy przyglądał się przez szybę małemu chłopczykowi, jegonastrój nagle się zmienił i myśli pobiegły odmiennym torem.Stał,wpatrując się oczami mokrymi od łez wzruszenia w niemowlę zawinięte wniebieski kocyk.- Jest taki maleńki! - wykrzyknął.- Mógłbym włożyć go do swojejkieszeni!- Chcesz go wziąć na ręce? - zapytał Coltrain.Garon spojrzał na niego zaskoczony.- A czy mi na to pozwolą?- Zmiało - rzekł z uśmiechem Coltrain.Garona ubrano w szpitalny fartuch, posadzono na bujanym fotelu ipodano niemowlę zawinięte w kocyk.Pielęgniarka pokazał mu, jakpodtrzymywać jego głowę i plecki.Garon przyglądał się dziecku z mieszaniną podziwu i obawy.Chłopczyk był taki maleńki.Wszystkie wcześniejsze lektury nieprzygotowały Garona na szok bycia ojcem.Dotykał paluszków rączek istópek, gładził małą bezwłosą główkę.Dostrzegał podobieństwoniemowlęcia do Grace w kształcie jego oczu, a do siebie w zarysiepodbródka.Pomyślał ze łzami wzruszenia o przyszłych dniach, tygo-309RSdniach, miesiącach i latach.Proszę Cię, Boże, modlił się w duchu, niepozwól, abym musiał wychowywać go samotnie.Chłopczyk się poruszył i drobną rączką chwycił go za kciuk.Wciążmiał zamknięte powieki.Zaciekawiony Garon zapytał o to pielęgniarkę,która rozpromieniła się i wyjaśniła, że niemowlęta dopiero po mniejwięcej trzech dniach otwierają oczy i rozglądają się wokoło.Wciąż jednakniewiele jeszcze widzą.Garon nie przejmował się tym.Spoglądał na synkaz wyrazem twarzy, którego nie zdołałby oddać żaden malarz.Obserwujący go zza szyby Coltrain i Cash uśmiechali siępobłażliwie.- Cóż za ujmujący obraz - rzekł zachwycony doktor.- Obraz! - wykrzyknął Cash.Wyjął telefon komórkowy, odwrócił go,spojrzał przez wizjer i pstryknął kilka zdjęć Garona tulącego w ramionachdziecko.- Pokażę je Grace - rzekł do Coltraina - kiedy już wyzdrowieje.Lekarz skinął głową.Miał nadzieję, że to przewidywanie się spełni.Wiedział o wiele więcej, niż zamierzał wyjawić Garonowi lub jego bratu.Powie im to dopiero wtedy, gdy nie będzie już miał żadnego wyboru.Cztery godziny pózniej zjawił się doktor Franks.Wyglądał nakrańcowo wyczerpanego.- Grace się nie poddaje - powiedział Garonowi.- Wszystkorozstrzygnie się w ciągu najbliższych ośmiu godzin [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Pamiętał, że Garon stracił pierwszą żonę,gdy była w ciąży.- Grace ma chore serce - powiedział - ale zarazem niezwykle mocnycharakter.W dzieciństwie przeżyła traumę, jakiej nie zniosłaby większośćjej rówieśników.Jest twarda.Zaufaj jej sile ducha.- Staram się całym sercem - odparł Garon z ciężkim westchnieniem.- Chciałbyś zobaczyć waszego syna?Syn.Dziecko, którego od tak dawna pragnął.Lecz Garon potrząsnąłprzecząco głową.- Jeszcze nie teraz - powiedział.- Dopiero wtedy, gdy.będziemy jużcoś wiedzieli.- Dobrze.Po godzinie do bufetu wszedł Cash.Wyglądał na znużonego.- Mamy tam w mieście dramatyczną sytuację.Musiałem wykonać zpół setki telefonów, żeby sobie z nią poradzić.Dokonano napadu na bank.Wyobrażacie to sobie? W Jacobsville! Schwytano już sprawców, alemusiałem przez cały czas być w kontakcie z moimi ludzmi.Co z Grace?- Jest na sali operacyjnej - odparł Garon.- On ma syna - dodał Coltrain.Cash zerknął na brata, siedzącego z posępną miną.- O rany! A więc jestem stryjkiem! - zawołał.Garon wypił łyk kawy.Robił wrażenie krańcowo wyczerpanego.- Chodzmy - rzucił Cash.- Chcę się przekonać, czy jest podobny dociebie.Garon rzucił mu przygnębione spojrzenie.- Mam nadzieję, że nie, biedny dzieciak.308RS- Myślę, że wolno go już zobaczyć - stwierdził Coltrain.- A więc?Garon z ociąganiem poszedł za nimi.Nie był pewien, czy powiniensię napawać widokiem dziecka, podczas gdy Grace właśnie walczy ożycie.Wiedział jednak, że zwariuje, jeżeli nadal będzie tu siedział irozmyślał o tym wszystkim.W ten sposób przynajmniej na chwilę oderwiesię od ponurych rozważań.Lecz kiedy przyglądał się przez szybę małemu chłopczykowi, jegonastrój nagle się zmienił i myśli pobiegły odmiennym torem.Stał,wpatrując się oczami mokrymi od łez wzruszenia w niemowlę zawinięte wniebieski kocyk.- Jest taki maleńki! - wykrzyknął.- Mógłbym włożyć go do swojejkieszeni!- Chcesz go wziąć na ręce? - zapytał Coltrain.Garon spojrzał na niego zaskoczony.- A czy mi na to pozwolą?- Zmiało - rzekł z uśmiechem Coltrain.Garona ubrano w szpitalny fartuch, posadzono na bujanym fotelu ipodano niemowlę zawinięte w kocyk.Pielęgniarka pokazał mu, jakpodtrzymywać jego głowę i plecki.Garon przyglądał się dziecku z mieszaniną podziwu i obawy.Chłopczyk był taki maleńki.Wszystkie wcześniejsze lektury nieprzygotowały Garona na szok bycia ojcem.Dotykał paluszków rączek istópek, gładził małą bezwłosą główkę.Dostrzegał podobieństwoniemowlęcia do Grace w kształcie jego oczu, a do siebie w zarysiepodbródka.Pomyślał ze łzami wzruszenia o przyszłych dniach, tygo-309RSdniach, miesiącach i latach.Proszę Cię, Boże, modlił się w duchu, niepozwól, abym musiał wychowywać go samotnie.Chłopczyk się poruszył i drobną rączką chwycił go za kciuk.Wciążmiał zamknięte powieki.Zaciekawiony Garon zapytał o to pielęgniarkę,która rozpromieniła się i wyjaśniła, że niemowlęta dopiero po mniejwięcej trzech dniach otwierają oczy i rozglądają się wokoło.Wciąż jednakniewiele jeszcze widzą.Garon nie przejmował się tym.Spoglądał na synkaz wyrazem twarzy, którego nie zdołałby oddać żaden malarz.Obserwujący go zza szyby Coltrain i Cash uśmiechali siępobłażliwie.- Cóż za ujmujący obraz - rzekł zachwycony doktor.- Obraz! - wykrzyknął Cash.Wyjął telefon komórkowy, odwrócił go,spojrzał przez wizjer i pstryknął kilka zdjęć Garona tulącego w ramionachdziecko.- Pokażę je Grace - rzekł do Coltraina - kiedy już wyzdrowieje.Lekarz skinął głową.Miał nadzieję, że to przewidywanie się spełni.Wiedział o wiele więcej, niż zamierzał wyjawić Garonowi lub jego bratu.Powie im to dopiero wtedy, gdy nie będzie już miał żadnego wyboru.Cztery godziny pózniej zjawił się doktor Franks.Wyglądał nakrańcowo wyczerpanego.- Grace się nie poddaje - powiedział Garonowi.- Wszystkorozstrzygnie się w ciągu najbliższych ośmiu godzin [ Pobierz całość w formacie PDF ]