[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Skąd masz taką pewność? - spytała Amalie zdziwiona.- Ech, po prostu wiem.Teraz idz i się połóż, jestem strasznie zmęczona.A poza tymobudzisz Kajsę.Amalie posłuchała.Nic przecież nie może zrobić.Ole z pewnością wróci.To tylko jejnerwy, wciąż sobie coś wyobraża.Położyła się i natychmiast zasnęła.Rozdział 24Dwa dni pózniejAmalie musiała wyrwać się na chwilę z domu.Jechała do Erika i Vigdis.Ole wciąż niewracał, a ona nie mogła sobie znalezć miejsca.Greger rozglądał się po lesie.Przed domem Amalie zeskoczyła z konia i zawołała na służącą.- Muszę rozmawiać z Erikiem Bordi.Jest w domu?- Nie, ale jest pani.Amalie zatrzymała się przy schodach, bo Vigdis wyszła z domu.Przyglądała jej się po-dejrzliwie.- Czego chcesz? - spytała cierpko.- Czy zastałam twojego męża?Vigdis pokręciła głową, nagle posmutniała.- Erik zle się czuje.Zpi.W takim razie Ole jest sam, pomyślała Amalie, z rozpaczy zagryzając wargi.- Widziałaś może Olego?- Nie, u nas go nie było.L RT- Wyjechał z domu przed dwoma dniami, nie wiem, co się z nim dzieje.Widziała go tyl-ko pani Li.Strasznie się boję - powiedziała Amalie.- Przykro mi, ale nic o nim nie wiem.- Vigdis zamknęła jej drzwi przed nosem.Amalie stała przez chwilę i miała wrażenie, że coś ją ciągnie do obory.Przeniknął jądziwny chłód, nie była w stanie się ruszyć.Tam coś jest, myślała.Podeszła do drzwi i otworzyła.Za progiem przystanęła, patrząc na dekiel w podłodze tużprzed nią.Na dole pod tym deklem znajduje się Erik, czuła to wyraznie.Amalie znowu przebiegła przez dziedziniec, gwałtownie szarpnęła drzwi do domu iwpadła do holu.- Vigdis! - krzyczała.Tamta wyszła z kuchni.- Jeszcze nie pojechałaś?- Nie! Erik wcale nie śpi, on siedzi w oborze, w dziurze przykrytej klapą.Vigdis wytrzeszczyła oczy.- Skąd ty to wiesz?- Miałam wizję.Dlaczego on tam wszedł? Vigdis rozejrzała się, podeszła do Amalie ipociągnęła ją za sobą do salonu.- Nie byłam w stanie poruszyć tej klapy.Erik zszedł na dół, bo ja widziałam tam światło.Myślę, że on nie żyje.- Azy popłynęły jej po policzkach.- Nie wiem, co robić.- Dawno się to stało? - spytała Amalie.- Minęło wiele dni.- Co ty mówisz? Ale przecież to niemożliwe, żebyś.- Amalie chwyciła ją za ramię i po-ciągnęła za sobą na dwór.- Chodz tutaj.Vigdis stawiała opór.- Nie mam odwagi iść do obory.To niebezpieczne.- Nie zamierzam się tym przejmować - odparła Amalie.Wkrótce znalazły się obok drewnianej klapy i Vigdis usiadła na stołku pod ścianą.Strachrozszerzał jej oczy.- Musisz mi pomagać - rozkazała Amalie ze złością.- Nie, nie odważę się.Amalie ujęła uchwyt i szarpnęła.Klapa poruszyła się i mogła ją otworzyć.L RT- Dekiel nie stawia oporu.Erik mógł sam się stamtąd wydostać.Vigdis zasłoniła usta dłonią.- Jak ty to zrobiłaś? Ja próbowałam, ale dekiel ani drgnął.Amalie odsunęła klapę i spojrzała w dół.- Przynieś tu natychmiast latarkę - komenderowała.Vigdis zareagowała bez oporu.- Sprowadz też ludzi do pomocy! - zawołała za nią Amalie.Kiedy wzrok przywykł do ciemności, zauważyła schodki prowadzące w dół i przyszło jejdo głowy, że mogłaby tam zejść, żeby przyjrzeć się dokładniej.Szybko jednak zrezygnowała.Na dole jest zbyt ciemno.- Erik! - wołała raz za razem, ale nikt nie odpowiadał.Zastanawiała się, gdzie gospodarzmógł się podziać.Może nie żyje? Na myśl o tym przeszył ją zimny dreszcz.Vigdis przyniosła latarkę i próbowała jej świecić.Przyszły też dwie służące i stanęłyprzy drzwiach.- Poświeć mi tutaj, Vigdis - dyrygowała Amalie.Zeszła na dół, na końcu schodów Wpadła w gnój.Ogarnęły ją mdłości, ale to jej nie po-wstrzymało.Vigdis chyba oszalała, że nie szukała pomocy.Wolno posuwała się naprzód, przesuwała rękę po ścianie, opierała się o nią, bała się, żezanurzy się w gnojówce.Po chwili mignęło przed nią światełko, poszła więc w tamtą stronę.Znalazła kolejną klapę, która po chwili też ustąpiła.Widok, jaki ukazał się jej oczom, kiedy zeszła do pomieszczenia, poraził ją.Leżały tam wielkie stosy kości, a na samym przedzie Erik zwinięty w kłębek.- Vigdis, Vigdis! - zawołała.- Tak - dotarła do niej cicha odpowiedz.- Sprowadz więcej ludzi.Erik tutaj leży, ale sama nie zdołam wynieść go na górę.Usłyszała oddalające się szybkie kroki.Amalie ukucnęła przed Erikiem, próbowała nim potrząsać, ale on nie reagował.Zaczęłanasłuchiwać, czy oddycha.Na szczęście tliło się w nim jeszcze życie, choć znajdował się wokropnym stanie.Na górze rozległy się kroki i wkrótce całe pomieszczenie zalało światło.We-szli dwaj mężczyzni z latarkami w rękach.Na widok Erika równocześnie odskoczyli.- Musicie wynieść właściciela na powierzchnię - rozkazała Amalie.L RTRaz jeszcze rozejrzała się po pomieszczeniu i zadrżała.Była pewna, że znalazła się wstarym pogańskim miejscu ofiarnym, w punkcie, w którym Finowie składali leśnym bóstwomofiary ze zwierząt.Kości nie pochodzą od ludzi.Obora musiała zostać zbudowana wiele lat te-mu, kiedy kości nie było widać.Z czasem, kiedy ziemia osiadła, wyłoniły się na powierzchnię.Mimo wszystko nie mogła zrozumieć, skąd wydobywało się światło.Doktor Bj�rlie skończył badania Erika.- Będzie z nim dobrze, ale przyszłaś naprawdę w ostatnim momencie, Amalie.Jeszczedzień i byłoby po nim.Amalie zerknęła na Vigdis, która przez cały czas nie ruszyła się z miejsca i nie powie-działa ani słowa.Na widok Erika znowu przeniknął ją dreszcz.Był brudny, włosy sterczały muna wszystkie strony.Zaciśnięte wargi były niczym kreska na twarzy, mimo brudu widziała, żejest blady.- Dziękuję, doktorze - Amalie odprowadzała lekarza do drzwi.- Czy mogę mieć do panaprośbę?- Tak.- Mógłby pan wstąpić do Tangen i zbadać Johannesa? Karmimy go z największą trudno-ścią i to mnie przeraża.Doktor uniósł brwi.- On mało jada?- Tak.- Przyjadę do ciebie po południu - obiecał lekarz.Potem ukłonił się i wyszedł.Amalie natomiast zwróciła się do Vigdis:- Muszę wracać do domu, ty powinnaś się zająć Erikiem, umyć go i w ogóle o niego za-dbać.Vigdis patrzyła na Amalie przez łzy.- Nie wiem, co się stało, ale ja naprawdę próbowałam mu pomóc.- Dlaczego nie wezwałaś ludzi? - dopytywała się Amalie.- Nie byłam w stanie.Poza tym wciąż miałam wrażenie, że nie jestem sobą.- Zasłoniłatwarz rękami.- Przez cały czas z dołu docierało do mnie zawodzenie kobiet.Podobno leżą tamtylko zwierzęce kości, ale moim zdaniem chyba nie tylko one.L RT- To już musisz stwierdzić sama.Ja tam więcej nie zejdę.A poza tym muszę wracać dodomu.- Dziękuję za pomoc [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Skąd masz taką pewność? - spytała Amalie zdziwiona.- Ech, po prostu wiem.Teraz idz i się połóż, jestem strasznie zmęczona.A poza tymobudzisz Kajsę.Amalie posłuchała.Nic przecież nie może zrobić.Ole z pewnością wróci.To tylko jejnerwy, wciąż sobie coś wyobraża.Położyła się i natychmiast zasnęła.Rozdział 24Dwa dni pózniejAmalie musiała wyrwać się na chwilę z domu.Jechała do Erika i Vigdis.Ole wciąż niewracał, a ona nie mogła sobie znalezć miejsca.Greger rozglądał się po lesie.Przed domem Amalie zeskoczyła z konia i zawołała na służącą.- Muszę rozmawiać z Erikiem Bordi.Jest w domu?- Nie, ale jest pani.Amalie zatrzymała się przy schodach, bo Vigdis wyszła z domu.Przyglądała jej się po-dejrzliwie.- Czego chcesz? - spytała cierpko.- Czy zastałam twojego męża?Vigdis pokręciła głową, nagle posmutniała.- Erik zle się czuje.Zpi.W takim razie Ole jest sam, pomyślała Amalie, z rozpaczy zagryzając wargi.- Widziałaś może Olego?- Nie, u nas go nie było.L RT- Wyjechał z domu przed dwoma dniami, nie wiem, co się z nim dzieje.Widziała go tyl-ko pani Li.Strasznie się boję - powiedziała Amalie.- Przykro mi, ale nic o nim nie wiem.- Vigdis zamknęła jej drzwi przed nosem.Amalie stała przez chwilę i miała wrażenie, że coś ją ciągnie do obory.Przeniknął jądziwny chłód, nie była w stanie się ruszyć.Tam coś jest, myślała.Podeszła do drzwi i otworzyła.Za progiem przystanęła, patrząc na dekiel w podłodze tużprzed nią.Na dole pod tym deklem znajduje się Erik, czuła to wyraznie.Amalie znowu przebiegła przez dziedziniec, gwałtownie szarpnęła drzwi do domu iwpadła do holu.- Vigdis! - krzyczała.Tamta wyszła z kuchni.- Jeszcze nie pojechałaś?- Nie! Erik wcale nie śpi, on siedzi w oborze, w dziurze przykrytej klapą.Vigdis wytrzeszczyła oczy.- Skąd ty to wiesz?- Miałam wizję.Dlaczego on tam wszedł? Vigdis rozejrzała się, podeszła do Amalie ipociągnęła ją za sobą do salonu.- Nie byłam w stanie poruszyć tej klapy.Erik zszedł na dół, bo ja widziałam tam światło.Myślę, że on nie żyje.- Azy popłynęły jej po policzkach.- Nie wiem, co robić.- Dawno się to stało? - spytała Amalie.- Minęło wiele dni.- Co ty mówisz? Ale przecież to niemożliwe, żebyś.- Amalie chwyciła ją za ramię i po-ciągnęła za sobą na dwór.- Chodz tutaj.Vigdis stawiała opór.- Nie mam odwagi iść do obory.To niebezpieczne.- Nie zamierzam się tym przejmować - odparła Amalie.Wkrótce znalazły się obok drewnianej klapy i Vigdis usiadła na stołku pod ścianą.Strachrozszerzał jej oczy.- Musisz mi pomagać - rozkazała Amalie ze złością.- Nie, nie odważę się.Amalie ujęła uchwyt i szarpnęła.Klapa poruszyła się i mogła ją otworzyć.L RT- Dekiel nie stawia oporu.Erik mógł sam się stamtąd wydostać.Vigdis zasłoniła usta dłonią.- Jak ty to zrobiłaś? Ja próbowałam, ale dekiel ani drgnął.Amalie odsunęła klapę i spojrzała w dół.- Przynieś tu natychmiast latarkę - komenderowała.Vigdis zareagowała bez oporu.- Sprowadz też ludzi do pomocy! - zawołała za nią Amalie.Kiedy wzrok przywykł do ciemności, zauważyła schodki prowadzące w dół i przyszło jejdo głowy, że mogłaby tam zejść, żeby przyjrzeć się dokładniej.Szybko jednak zrezygnowała.Na dole jest zbyt ciemno.- Erik! - wołała raz za razem, ale nikt nie odpowiadał.Zastanawiała się, gdzie gospodarzmógł się podziać.Może nie żyje? Na myśl o tym przeszył ją zimny dreszcz.Vigdis przyniosła latarkę i próbowała jej świecić.Przyszły też dwie służące i stanęłyprzy drzwiach.- Poświeć mi tutaj, Vigdis - dyrygowała Amalie.Zeszła na dół, na końcu schodów Wpadła w gnój.Ogarnęły ją mdłości, ale to jej nie po-wstrzymało.Vigdis chyba oszalała, że nie szukała pomocy.Wolno posuwała się naprzód, przesuwała rękę po ścianie, opierała się o nią, bała się, żezanurzy się w gnojówce.Po chwili mignęło przed nią światełko, poszła więc w tamtą stronę.Znalazła kolejną klapę, która po chwili też ustąpiła.Widok, jaki ukazał się jej oczom, kiedy zeszła do pomieszczenia, poraził ją.Leżały tam wielkie stosy kości, a na samym przedzie Erik zwinięty w kłębek.- Vigdis, Vigdis! - zawołała.- Tak - dotarła do niej cicha odpowiedz.- Sprowadz więcej ludzi.Erik tutaj leży, ale sama nie zdołam wynieść go na górę.Usłyszała oddalające się szybkie kroki.Amalie ukucnęła przed Erikiem, próbowała nim potrząsać, ale on nie reagował.Zaczęłanasłuchiwać, czy oddycha.Na szczęście tliło się w nim jeszcze życie, choć znajdował się wokropnym stanie.Na górze rozległy się kroki i wkrótce całe pomieszczenie zalało światło.We-szli dwaj mężczyzni z latarkami w rękach.Na widok Erika równocześnie odskoczyli.- Musicie wynieść właściciela na powierzchnię - rozkazała Amalie.L RTRaz jeszcze rozejrzała się po pomieszczeniu i zadrżała.Była pewna, że znalazła się wstarym pogańskim miejscu ofiarnym, w punkcie, w którym Finowie składali leśnym bóstwomofiary ze zwierząt.Kości nie pochodzą od ludzi.Obora musiała zostać zbudowana wiele lat te-mu, kiedy kości nie było widać.Z czasem, kiedy ziemia osiadła, wyłoniły się na powierzchnię.Mimo wszystko nie mogła zrozumieć, skąd wydobywało się światło.Doktor Bj�rlie skończył badania Erika.- Będzie z nim dobrze, ale przyszłaś naprawdę w ostatnim momencie, Amalie.Jeszczedzień i byłoby po nim.Amalie zerknęła na Vigdis, która przez cały czas nie ruszyła się z miejsca i nie powie-działa ani słowa.Na widok Erika znowu przeniknął ją dreszcz.Był brudny, włosy sterczały muna wszystkie strony.Zaciśnięte wargi były niczym kreska na twarzy, mimo brudu widziała, żejest blady.- Dziękuję, doktorze - Amalie odprowadzała lekarza do drzwi.- Czy mogę mieć do panaprośbę?- Tak.- Mógłby pan wstąpić do Tangen i zbadać Johannesa? Karmimy go z największą trudno-ścią i to mnie przeraża.Doktor uniósł brwi.- On mało jada?- Tak.- Przyjadę do ciebie po południu - obiecał lekarz.Potem ukłonił się i wyszedł.Amalie natomiast zwróciła się do Vigdis:- Muszę wracać do domu, ty powinnaś się zająć Erikiem, umyć go i w ogóle o niego za-dbać.Vigdis patrzyła na Amalie przez łzy.- Nie wiem, co się stało, ale ja naprawdę próbowałam mu pomóc.- Dlaczego nie wezwałaś ludzi? - dopytywała się Amalie.- Nie byłam w stanie.Poza tym wciąż miałam wrażenie, że nie jestem sobą.- Zasłoniłatwarz rękami.- Przez cały czas z dołu docierało do mnie zawodzenie kobiet.Podobno leżą tamtylko zwierzęce kości, ale moim zdaniem chyba nie tylko one.L RT- To już musisz stwierdzić sama.Ja tam więcej nie zejdę.A poza tym muszę wracać dodomu.- Dziękuję za pomoc [ Pobierz całość w formacie PDF ]