[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. To nie ja!  Eliza rozejrzała się z przestrachem. Co to? Jakaśjaskółka uwięziona? To moja komórka. Lala wyszarpnęła telefon z kieszeni. Piotruśpuścił sygnał.Parszywiec widocznie wylazł.Idziemy! Załóżcie kominiarki irękawiczki! I cicho!Ze wszystkich poleceń Lali najtrudniejsze do wykonania okazało sięostatnie.Malwina i Eliza trzęsącymi się z emocji rękami pośpieszniezałożyły stroje służbowe i wysunęły się z samochodu, ale drzwiczki nie dałysię cicho zamknąć.Ich podwójne uderzenie zabrzmiało w ciszy ulicy jaksalwa armatnia.Lala spojrzała z wyrzutem.Prawie bezgłośnie docisnęłaprzednie drzwi i zamknęła auto pilotem.Skinęła czarno  czerwonąrękawiczką w stronę wspólniczek, przemknęła na chodnik i bezszelestnieruszyła boczną alejką ku centrum parku.Poszły za nią, z wysiłkiempowstrzymując sapanie, bo i tempo marszu było szybkie i emocje je dławiły.137RLT Lala nagle skręciła na trawnik i ich oczom ukazała się prawie bezlistnakępa krzaków. Będzie nas widać!  wydyszała szeptem zdenerwowana Malwina.To same patyki! Gdzie się schowamy? Nie będzie  uspokoiła ją cicho Lala głosem, w którym nie byłośladu zadyszki. Od fontanny zasłania żywopłot i taki rozrośnięty krzakzdziczałego bzu.Musimy go tylko tu przyciągnąć. Krzak?  zainteresowała się zgryzliwie i z powątpiewaniemMalwina. Głupia jesteś!  Eliza kuksnęła ją w bok  Parszywca! Nie marudz.Tu ciemno jest, nikt nas nie zobaczy. To choć przykucnijmy.Bo może się zdziwić, jak zobaczy znienackatakie trzy gidie  uparła się Malwina. Wyższe jesteśmy niż te chabazie. Pomyśli, że jesteśmy zle wychowane. Elizie pomysł nie przypadłdo gustu. W krzaki to się chodzi tylko z jednego powodu. Z dwóch  poprawiła Malwina. O tym drugim to ja już dawno zapomniałam. O rany, przestańcie!  zażądała Lala rozpaczliwym szeptem. Niemożemy kucnąć, bo przegapimy parszywca i nam zwieje.Zaraz!Podejdzmy pod ten bez.Wyskoczymy znienacka, jak będzie nas mijał.Musimy go zdezorientować! %7łeby Piotruś miał czas go zneutralizować nachwilę! Ty rozumiesz, co ona mówi?  zapytała nieufnie Malwina. Nie bardzo  wyznała Eliza. Zobaczymy, co wyjdzie.Grunt, żeoni wiedzą, co robić.Przyjrzały się Lali, która w dziwnym półskłonie skradała się kukrzakowi bzu.Obie przybrały takie same pozy i ruszyły za nią.RLT  Dobrze, że to nie jesień  mruknęła Eliza. Szeleściłybyśmy, a nocąkażdy odgłos bardziej słychać. Szeleściłybyśmy?  Malwina spojrzała na nią ze zdziwieniem.Czym? Sobą? Liśćmi.Nasz burmistrz miasto ogląda z samochodu, to mu nieprzeszkadza, że jesienią wszędzie pełno liści.Odpowiednie służby też małopracowite.Sprzątają dopiero wtedy, kiedy muszą się wykazać.U wylotu bocznej alejki od strony ulicy Sikorskiego pojawiła sięzakapturzona postać i wszystkie trzy wstrzymały oddech.Postać miała ręcew kieszeniach i kopała przed sobą coś, co wydawało metaliczny dzwięk.Pochwili hałas się nasilił, bo za  kapturzony osobnik trafił kopanymprzedmiotem w słup latarni. Puszka po piwie  szepnęła Eliza. Wandal  mruknęła Malwina. Nie widzę Piotrusia  zaniepokoiła się Lala. Miał iść za nim.Wszystkie trzy z natężeniem wpatrzyły się w rozjaśniony mdłymświatłem latarni mrok.Zobaczyły, jak wandal kopie puszkę w kierunkubetonowej donicy.Nie trafił.Puszka poleciała wysokim łukiem i z pluskiemwylądowała w fontannie pełnej deszczówki.Zakapturzony popatrzył za nią, zaklął, wzruszył ramionami, skulił się iruszył przed siebie jak taran.Widać było, że bez namysłu rozniesie każdego,kto stanie mu na drodze. Jest Piotruś!  wyszeptała z ulgą Lala. Tam! Przy ławce!Od razu poczuły się pewniej. Jak minie fontannę, wyskakujemy zza tego krzaka! Trzeba gozdezorientować! Musi stanąć choć na chwilę! Piotruś musi zdążyć!Parszywca trzeba. uściśliła Lala i, kiedy zakapturzona postać znalazła się139RLT kilka kroków od żywopłotu, wysyczała szeptem:  Teraz!!!Jednocześnie wychynęły zza krzaka, prezentując parszywcowi trzyczarne popiersia.Wytrzeszczyły oczy na nadchodzącego i zastygły wprzerażonym bezruchu, bo kompletnie wyleciało im z głów, jaki powinienbyć następny punkt programu.Skunks był wściekły na cały świat.Coraz trudniej przychodziło muzdobywanie pieniędzy, bo te cwane starowiny, które sprawiały wrażenie, żeledwo tknąć je palcem, a padną, zaczęły nagle pojawiać się w banku zrodzinną obstawą.Przy bankomatach z kolei niepokojąco częstopokazywały się policyjne patrole [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl