[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zamierzała pomilczeć,czekając na ciąg dalszy, ale przypomniała sobie gadatliwość Kręcidupci.Wirująca pluskwamilczałaby z pewnością, o nie,  Powrót taty zacznie, ale milczeć nie będzie! Nie,  Powróttaty aluzyjny, cokolwiek innego,  Paweł i Gaweł ,  Małpa w kąpieli.- Skoro w jadalni objawiłam mądrość, może tam przejdzmy - zaproponowała, wciążsłabo.- Z herbatką, albo co.W Dominiku szalał jakiś rozpęd pracowitości.Zgarnął ze stołu popielniczki, opróżnił,oczyścił, wyjął dla Majki nową szklankę, swoją miał przed sobą, zaczął nalewać napój.- Właśnie myślę nad albo co - oznajmił w zadumie.- Normalni ludzie, o ile wiem, czcząswoje osiągnięcia.Zazwyczaj albo czym.Wziął obie szklanki, ruszył ku drzwiom.Majka podniosła się od stołu i znów namoment znieruchomiała, osłabła z wrażenia.Jezus Mario, on rzeczywiście.?! Ruszyła zanim.- Myślisz, że jesteśmy normalnymi ludzmi?- Pewności nie mam, ale chciałbym.Majce udało się dotrzeć do jadalnego stołu, po drodze zgarniając papierosy.Znówusiadła czym prędzej.- Albo co w razie czego się znajdzie.Ale chciałabym wiedzieć, jak się we mnie tenintelekt objawił.Dominik postawił szklanki, usiadł naprzeciwko niej.Wyraz twarzy miał trudny dookreślenia.Zakłopotanie w nim było, determinacja, niepewność, skrucha i jakieś osobliwezadowolenie.- Pieniądze - wyznał z westchnieniem.- Zmusiłaś mnie, żebym zaczął rządzićpieniędzmi.Nie chciałem, ale teraz widzę, że to miało sens.Wielokierunkowy.To było wprawdzie co innego, ale więcej niż Majka mogła się spodziewać.Mimozaskoczenia zachowała czujność, nie zamierzała poganiać go, wypominać, wytykać, niezamierzała też skrywać zwyczajnej uciechy.- A pewnie nie wiesz nawet jeszcze, że ogólnie było fartowne.Mnie dołożyło korzyściosobistych.- To akurat wiem.- Skąd? - zdziwiła się Majka najszczerzej w świecie.Dominik zdziwił się jeszczebardziej.- Wydawało mi się.Wydawało mi się.że.moje zaćmienie umysłowe.trochę ciędotknęło.?Tylko  Małpa w kąpieli , błysnęło Majce.Nie milczeć! Nie milczeć!  Już w gruzachleżą Maurów posady.Dominik patrzył na nią z wyraznym niepokojem.Mimo nowego zadławienia wydobyłaz siebie głos.Jednak prozą.- Mam wrażenie, że rozmawiamy na kilka tematów równocześnie.?Zasadnicza część Dominika nie uległa żadnej zmianie.- Zamierzałem zachować jakąś kolejność, może w punktach.To jest ten sam temat.Słusznie zrzuciłaś na mnie odpowiedzialność, musiałem wziąć dodatkowe zlecenie.- To wielkie?- Tak, to wielkie.I stopniowo okazało się, że właściwie honoraria nie przeszkadzają, niemiało to w sobie nic z żebraniny.- O Jezu.- wyrwało się Majce z jękiem.-.natomiast wciągnęło mnie.Zaczęło mi zależeć na rezultacie.Zabrało czas.I niemiałem kiedy poddać się temu.tej. - Demencji - podsunęła Majka życzliwie.- Paranoi.To chyba właściwsze określenie.Dodatkowe przeszkody mnie denerwowały.Przyznaję, że wcale nie chciałem pokonywać dodatkowych przeszkód.Tyle to Majka sama wiedziała.Wiedziała też, że Kręcidupcia przez gardło mu nieprzejdzie, ale mogła czekać na ciąg dalszy.Teraz Dominika zaczęło dławić.- Powiedziałaś.Powiedziałaś, że mnie już nie kochasz.Czy to.trwałe? Rzeczywiściejuż mnie nie kochasz?Kotłowanina w Majce przerosła chaos sprzed stworzenia świata.Pomyślała, że powinnazemdleć, ale uparła się jeszcze trochę wytrzymać.W oczach Dominika jął pojawiać się psiwyraz.- Czy życzysz sobie drugiego rozwodu? - spytała z zimną uprzejmością.- Jakiego rozwodu?Nie kłamał.Nie oszukiwał.Zdumiał się tak, jakby pierwszy raz w życiu słyszał takiesłowo.Majce udało się opanować jęki.- Kiedy ostatni raz zadałeś mi identyczne pytanie, okazało się, że chcesz się ze mnąrozwieść.Czy znów masz ten sam pomysł?Przez długą chwilę Dominik patrzył na nią, walcząc z własną pamięcią, którą, zdawałomu się, zdołał już poskromić.Zakłębiła się w nim teraz z drwiącym chichotem.Przemógł siępo swojemu.- Nic nie wiem o żadnym rozwodzie i nie chcę wiedzieć.W skład mojej paranoi, doktórej się przyznaję, mogły wchodzić różne głupie pomysły.Mam nadzieję.miałemnadzieję, że nie potraktowałaś tego poważnie.- Owszem, potraktowałam.- To co ja mam teraz zrobić?Siedział i patrzył na nią bezradnie, jak zmartwiony chłopiec albo jeszcze gorzej, jakzmartwiony pies.Gniotło go coś, przed czym tak okropnie chciał się wyłgać i nie umiałsamodzielnie, bez Majki.Chciał.O, tak, chciał przerazliwie, żeby wszystko było dobrze, jakprzed tym całym kretyństwem, i pierwszy raz w życiu świtało mu, że chce bezprawnie.I coon miał teraz zrobić.?Majka poczuła, że więcej nie zniesie.- Może zastanów się i podejmij decyzję.Kogo właściwie kochasz?Dominik nie musiał się zastanawiać.- Jak to, kogo? Ciebie oczywiście.- To dlaczego twierdziłeś, ze przestałeś mnie kochać i jestem dla ciebie obcą osobą?- Mówiłem takie brednie?- Kilka razy i bardzo stanowczo.Dominik przez całe cztery sekundy analizował siebie.- Nie przypominam sobie.Ale jeśli istotnie mówiłem, to znaczy, że miałem większezaburzenia umysłowe niż mi się wydawało.Ale przecież od początku powiedziałem ci teraz,że miałaś rację, a ja się myliłem.Gdzieś popełniłem jakiś strasznie głupi błąd.Czułem, że cośjest niedobrze, cały czas brakowało mi ciebie i nie mogłem tego zrozumieć.A może niechciałem.?- Nie chciałeś, ponieważ miałeś w głupim łbie pośladkowego kręcioła.Powiedzmy tosobie raz wreszcie wprost i otwarcie, bo mnie tu zaraz szlag trafi.Bóstwo nadal świeciwłasnym światłem?- Jakie bóstwo?- Kręcidupcia!!! - wrzasnęła Majka bezlitośnie.- Kochasz tę owcę, do cholery, czynie?!!!Bezgraniczny niesmak w wyrazie twarzy Dominika mógł wystarczyć za odpowiedz.Dominik wsparł go słowami. - Mnie na owcach nie zależy - rzekł z wielką godnością.Majce opadły ręce.Dominik siedział jeszcze przez chwilę, po czym zsunął się nagle zkrzesła i ukląkł przed nią.Znów miał psie, błagalne oczy.- Majka.Ja.ja byłem kretynem.Czy ty mi przebaczysz? Czy zgodzisz się być mojążoną do końca życia? %7łoną kretyna?- Och, ty kretynie! - jęknęła Majka rozdzierająco i też zsunęła się z krzesła.Jej poprzedni krzyk wyrwał dzieci z pierwszego snu.Tomek i Krysia stali w progu,przyglądając się rodzicom we wzajemnych objęciach.- Porąbało ich - zaopiniował ze zgorszeniem Tomek.- Ci dorośli mają chore klepki.Obściskują się pod stołem.- Dlaczego pod stołem? - zainteresowała się Krysia.- A kto ich tam wie.Chodzmy stąd, to może być zarazliwe.Kręcidupcia nawet nie zamknęła drzwi na klucz.Wreszcie pozbyła się całej rodziny,poszli to poszli, tak zaraz nie wrócą, aż się trzęsła z niecierpliwości żeby spróbować [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl