[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Mamo! krzyknęłam, ale odwróciła się ode mnie ku sinym,sztywnym zwłokom.Jej plecy, zgarbione jak u stuletniej staruszki,zaczęły drżeć od łkań.Zmrożona jej chłodem, wyszłam przez otwarte drzwi pobladła iodrętwiała niczym duch.Czułam, że za tym wszystkim kryje sięMenander.To jego okrutne knowania sprowadziły na nas nieszczęście.Był jak zaraza, jak pajęczyna, która chwyta wszystkie skrywane ludzkiesłabostki i wady i gmatwa je w jeden wielki supeł.Brama piekieł, jakpowiedział Nostradamus.Ale to nie Menander ją stworzył.On tylko jąodnalazł.Stałam u szczytu schodów ściskając lichtarzyk, niezdolna się po-ruszyć. Musisz modlić się za nie obie rzekł podchodząc do mnieksiądz. Moja siostra.moja własna siostra mnie przeklęła. wyjąkałam.316 I właśnie dlatego musisz się za nią modlić odparł starzec. Tylko ty możesz ją ocalić.Otaczający nas mrok zdawał się grozny, pełen czających się złychmocy. Jak to? spytałam. Wiem, że jesteś niewinna, i wiem, że twoja matka też nie jestzłą kobietą.Tylko żywi mogą modlić się za umarłych.A kiedyskrzywdzeni modlą się za złych, głupich, potępionych, ratują takżewłasne dusze.Czające się w mroku zło cofnęło się nieco, skryło w kątach. Czy to prawda? Ledwie mogłam mówić] ból przeszywał mipierś i dławił w gardle. Tak mówi nam Pan Bóg.Módl się, módl się bez ustanku. Będę się modlić powiedziałam. Dziś, teraz, zawsze!Ciemność wydała mi się mniej nieprzenikniona, płomień świecyjaśniejszy. Wiem, że będziesz się modlić rzekł ksiądz. A teraz wybaczmi, muszę iść z pomocą zagubionym duszom w tej komnacie. Kto jest temu winien? Kto pierwszy to rozpętał? wyrzuciłamz siebie dręczące pytanie.Czy to był Villasse, ojciec, dziadek? Ktopierwszy uległ chciwości i żądzy zemsty, rozpoczynając ciągnący sięz pokolenia na pokolenie łańcuch zmarnowanych żywotów i złama-nych serc? W oczach księdza widziałam, że rozumie, co mam na my-śli. To nie jest właściwe pytanie rzekł miękko. Właściwepytanie brzmi: kto położy temu kres?Tej nocy w ogóle nie spałam.Co jakiś czas przerywałam modlitwy,ocierałam łzy z oczu i mówiłam głośno: ja.Ja położę temu kres. Sybillo, Sybillo, przyszedł list od Filipa! Został ranny podThionville i wraca do zdrowia w Senlis.Czuje się już dobrze i nareszciejest bezpieczny! Stracił władzę w prawej ręce co najmniej na kilkamiesięcy, nie będzie więc mógł wrócić na front! Pisze, że twój brat jestbohaterem! Czy on nie jest cudowny! Załączył słówko dla każdego znas! Klaretta wybiegła do drzwi, żeby powitać mnie tą wspaniałąwieścią.Baptysta, który przywiózł mnie z La Roque, pomógł mi zsiąśćz Flory.Byłam odrętwiała z rozpaczy, a tymczasem Klaretta promie-niała szczęściem.Jak ona może się tak cieszyć, pomyślałam, kiedy mnieserce ciąży jak kamień? Klaretto, cieszę się wraz z tobą. bąknęłam.317 Wiem, że jesteś smutna, to zrozumiałe.Ja płakałam przez kil-ka dni po stracie mojej małej siostrzyczki.Ale teraz mam na pocie-chę świadomość, że jest moim aniołem stróżem w niebie, tak jaktwoja siostra będzie nim dla ciebie.Spojrzałam na jej miłą, pyzatą, nic nie rozumiejącą buzię i odpar-łam bez przekonania: Masz rację.To bardzo pocieszająca myśl. Ojciec przysłał wiadomość, że niewytłumaczalna zwłoka w po-chodzie wojsk cesarskich pozwoliła im umocnić mury i sprowadzićwięcej broni, i jeśli tylko diuk de Guise zdąży na czas wrócić z armią,Paryż zapewne ocaleje. To cudownie, Klaretto. Oprócz tego mam dla ciebie miłą wiadomość: ojciec pisze, żew przyszłym tygodniu wysyła umyślnego do Genui.Jeśli chcesz podaćmu list do Mikołaja. Do Mikołaja! Oczywiście, że chcę! Napiszę jeszcze dzisiaj! A widzisz? Wiedziałam, że to cię ucieszy.Tak bardzo chciała-bym kiedyś zostać twoją siostrą.Wiem, że nie zastąpię ci Lauretty.No i chwała Bogu, pomyślałam ze zgrozą.Mikołaj.Gdyby on tubył, wszystko wyglądałoby inaczej.Nagle, wchodząc do domu z Kla-rettą, uświadomiłam sobie coś niesamowitego: Menander stracił moc.Nie miał siły przenieść się za mną do La Roque.Jego szkatuła nie lśniłajuż tak jak dawniej, a uszkodzona, naprawiała się bardzo powoli.Iczasem choć może było to tylko złudzenie kiedy dumał wyjąt-kowo intensywnie, kuferek robił się jakby przezroczysty.Tak, Me-nander zdecydowanie słabł.A kiedy całkiem osłabnie.przecież to onbył największą przeszkodą na drodze do mojego szczęścia z ukochanym!Gdybyż tylko Mikołaj mógł wrócić do kraju nie ryzykując, że zosta-nie stracony za udział w pojedynku.Wieczorem po kolacji wzięłam świecę do sypialni i zaczęłam szukaćpapieru i pióra.Napiszę do Mikołaja piękny, pełen miłości list.Za-mieszczę w nim delikatne aluzje do losu Menandra, które tylko onbędzie w stanie zrozumieć.Przetrząsając biurko natknęłam się pośródczystych kartek na kilka moich najnowszych prób poetyckich, z któ-rych zwłaszcza trzy wzbudziły szczery zachwyt wśród pań na dworze.Wyjęłam je na wierzch, myśląc: Po tym koszmarze poezja na pewnodobrze mi zrobi.Zamiast jednak odczuwanej zwykle ciepłej satysfakcjiwypełniającej mnie od stóp do głów, odniosłam wrażenie, że czytamswoje wypieszczone utwory przez obrzydzające szkła.Jakże byłyoficjalne, sztywne, zimne, pozbawione ducha! Sklecone z próżności,318by schlebiały ludziom pozbawionym smaku, by schlebiały mniesamej.Na przykład ten o śmierci: Płaszczu czarnego smutku, okryjmnie. Było w tym mniej więcej tyle samo uczucia, ile dama dworumogłaby z siebie wykrzesać po śmierci oswojonej wiewiórki.Albo tencykl o porach roku, naładowany metaforami i pasterkami zawszeo imieniu Phyllis.Ohyda! %7łe też pisałam takie bezsensowne brednie.Jakże niewiele wiedziałam o życiu! Przygnębiona do reszty jeszcze i tąporażką, położyłam głowę na czystej karcie i płakałam dotąd, aż arkuszcałkiem nasiąkł łzami.List.List do Mikołaja.Muszę usiąść i zmusić się do pisania.Wzięłam suchą kartę i zanurzyłam pióro w kałamarzu.Ale sunącpiórem po papierze czułam w głowie dziwny pulsujący ból, w uszachzaś szum krwi.Oczyma duszy widziałam twarz człowieka, do któregonależałam cała i bez reszty. Ukochany, który więzisz me serce. ,napisałam, a potem.właściwie trudno mi określić, co się stało.Kutew srebrze słowa wypływały z głębi mego udręczonego, strzaskanegoserca i same z siebie układały się na swoich miejscach.Rym i metrumpłynęły naturalnie niczym tętno [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
. Mamo! krzyknęłam, ale odwróciła się ode mnie ku sinym,sztywnym zwłokom.Jej plecy, zgarbione jak u stuletniej staruszki,zaczęły drżeć od łkań.Zmrożona jej chłodem, wyszłam przez otwarte drzwi pobladła iodrętwiała niczym duch.Czułam, że za tym wszystkim kryje sięMenander.To jego okrutne knowania sprowadziły na nas nieszczęście.Był jak zaraza, jak pajęczyna, która chwyta wszystkie skrywane ludzkiesłabostki i wady i gmatwa je w jeden wielki supeł.Brama piekieł, jakpowiedział Nostradamus.Ale to nie Menander ją stworzył.On tylko jąodnalazł.Stałam u szczytu schodów ściskając lichtarzyk, niezdolna się po-ruszyć. Musisz modlić się za nie obie rzekł podchodząc do mnieksiądz. Moja siostra.moja własna siostra mnie przeklęła. wyjąkałam.316 I właśnie dlatego musisz się za nią modlić odparł starzec. Tylko ty możesz ją ocalić.Otaczający nas mrok zdawał się grozny, pełen czających się złychmocy. Jak to? spytałam. Wiem, że jesteś niewinna, i wiem, że twoja matka też nie jestzłą kobietą.Tylko żywi mogą modlić się za umarłych.A kiedyskrzywdzeni modlą się za złych, głupich, potępionych, ratują takżewłasne dusze.Czające się w mroku zło cofnęło się nieco, skryło w kątach. Czy to prawda? Ledwie mogłam mówić] ból przeszywał mipierś i dławił w gardle. Tak mówi nam Pan Bóg.Módl się, módl się bez ustanku. Będę się modlić powiedziałam. Dziś, teraz, zawsze!Ciemność wydała mi się mniej nieprzenikniona, płomień świecyjaśniejszy. Wiem, że będziesz się modlić rzekł ksiądz. A teraz wybaczmi, muszę iść z pomocą zagubionym duszom w tej komnacie. Kto jest temu winien? Kto pierwszy to rozpętał? wyrzuciłamz siebie dręczące pytanie.Czy to był Villasse, ojciec, dziadek? Ktopierwszy uległ chciwości i żądzy zemsty, rozpoczynając ciągnący sięz pokolenia na pokolenie łańcuch zmarnowanych żywotów i złama-nych serc? W oczach księdza widziałam, że rozumie, co mam na my-śli. To nie jest właściwe pytanie rzekł miękko. Właściwepytanie brzmi: kto położy temu kres?Tej nocy w ogóle nie spałam.Co jakiś czas przerywałam modlitwy,ocierałam łzy z oczu i mówiłam głośno: ja.Ja położę temu kres. Sybillo, Sybillo, przyszedł list od Filipa! Został ranny podThionville i wraca do zdrowia w Senlis.Czuje się już dobrze i nareszciejest bezpieczny! Stracił władzę w prawej ręce co najmniej na kilkamiesięcy, nie będzie więc mógł wrócić na front! Pisze, że twój brat jestbohaterem! Czy on nie jest cudowny! Załączył słówko dla każdego znas! Klaretta wybiegła do drzwi, żeby powitać mnie tą wspaniałąwieścią.Baptysta, który przywiózł mnie z La Roque, pomógł mi zsiąśćz Flory.Byłam odrętwiała z rozpaczy, a tymczasem Klaretta promie-niała szczęściem.Jak ona może się tak cieszyć, pomyślałam, kiedy mnieserce ciąży jak kamień? Klaretto, cieszę się wraz z tobą. bąknęłam.317 Wiem, że jesteś smutna, to zrozumiałe.Ja płakałam przez kil-ka dni po stracie mojej małej siostrzyczki.Ale teraz mam na pocie-chę świadomość, że jest moim aniołem stróżem w niebie, tak jaktwoja siostra będzie nim dla ciebie.Spojrzałam na jej miłą, pyzatą, nic nie rozumiejącą buzię i odpar-łam bez przekonania: Masz rację.To bardzo pocieszająca myśl. Ojciec przysłał wiadomość, że niewytłumaczalna zwłoka w po-chodzie wojsk cesarskich pozwoliła im umocnić mury i sprowadzićwięcej broni, i jeśli tylko diuk de Guise zdąży na czas wrócić z armią,Paryż zapewne ocaleje. To cudownie, Klaretto. Oprócz tego mam dla ciebie miłą wiadomość: ojciec pisze, żew przyszłym tygodniu wysyła umyślnego do Genui.Jeśli chcesz podaćmu list do Mikołaja. Do Mikołaja! Oczywiście, że chcę! Napiszę jeszcze dzisiaj! A widzisz? Wiedziałam, że to cię ucieszy.Tak bardzo chciała-bym kiedyś zostać twoją siostrą.Wiem, że nie zastąpię ci Lauretty.No i chwała Bogu, pomyślałam ze zgrozą.Mikołaj.Gdyby on tubył, wszystko wyglądałoby inaczej.Nagle, wchodząc do domu z Kla-rettą, uświadomiłam sobie coś niesamowitego: Menander stracił moc.Nie miał siły przenieść się za mną do La Roque.Jego szkatuła nie lśniłajuż tak jak dawniej, a uszkodzona, naprawiała się bardzo powoli.Iczasem choć może było to tylko złudzenie kiedy dumał wyjąt-kowo intensywnie, kuferek robił się jakby przezroczysty.Tak, Me-nander zdecydowanie słabł.A kiedy całkiem osłabnie.przecież to onbył największą przeszkodą na drodze do mojego szczęścia z ukochanym!Gdybyż tylko Mikołaj mógł wrócić do kraju nie ryzykując, że zosta-nie stracony za udział w pojedynku.Wieczorem po kolacji wzięłam świecę do sypialni i zaczęłam szukaćpapieru i pióra.Napiszę do Mikołaja piękny, pełen miłości list.Za-mieszczę w nim delikatne aluzje do losu Menandra, które tylko onbędzie w stanie zrozumieć.Przetrząsając biurko natknęłam się pośródczystych kartek na kilka moich najnowszych prób poetyckich, z któ-rych zwłaszcza trzy wzbudziły szczery zachwyt wśród pań na dworze.Wyjęłam je na wierzch, myśląc: Po tym koszmarze poezja na pewnodobrze mi zrobi.Zamiast jednak odczuwanej zwykle ciepłej satysfakcjiwypełniającej mnie od stóp do głów, odniosłam wrażenie, że czytamswoje wypieszczone utwory przez obrzydzające szkła.Jakże byłyoficjalne, sztywne, zimne, pozbawione ducha! Sklecone z próżności,318by schlebiały ludziom pozbawionym smaku, by schlebiały mniesamej.Na przykład ten o śmierci: Płaszczu czarnego smutku, okryjmnie. Było w tym mniej więcej tyle samo uczucia, ile dama dworumogłaby z siebie wykrzesać po śmierci oswojonej wiewiórki.Albo tencykl o porach roku, naładowany metaforami i pasterkami zawszeo imieniu Phyllis.Ohyda! %7łe też pisałam takie bezsensowne brednie.Jakże niewiele wiedziałam o życiu! Przygnębiona do reszty jeszcze i tąporażką, położyłam głowę na czystej karcie i płakałam dotąd, aż arkuszcałkiem nasiąkł łzami.List.List do Mikołaja.Muszę usiąść i zmusić się do pisania.Wzięłam suchą kartę i zanurzyłam pióro w kałamarzu.Ale sunącpiórem po papierze czułam w głowie dziwny pulsujący ból, w uszachzaś szum krwi.Oczyma duszy widziałam twarz człowieka, do któregonależałam cała i bez reszty. Ukochany, który więzisz me serce. ,napisałam, a potem.właściwie trudno mi określić, co się stało.Kutew srebrze słowa wypływały z głębi mego udręczonego, strzaskanegoserca i same z siebie układały się na swoich miejscach.Rym i metrumpłynęły naturalnie niczym tętno [ Pobierz całość w formacie PDF ]