[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie musimy być wrogami, Horusie wybulgotał Temba. Nie zdajesz sobie sprawyz mocy osnowy, stary przyjacielu.Nic, co obaj widzieliśmy, nie może się z nią równać.Jest piękna. Jest mocą przyznał Horus, stawiając stopę na następnym stopniu. Pierwotną iniekontrolowaną, i niegodną zaufania. Pierwotną? Być może, ale to nie wszystko odrzekł Temba. Ona pulsuje życiem,ambicją, pragnieniem.Wydaje ci się, że to otchłań szalejącej energii, którą potrafisz nagiąć do swejwoli, ale nie zdajesz sobie sprawy z drzemiącej w niej mocy.Mocy umożliwiającej dominację,kontrolę, władzę. Nie pragnę tych rzeczy odparł Horus. Ażesz zachichotał Temba. Widzę to w twych oczach, stary przyjacielu.Twojaambicja jest potężna, Horusie.Nie lękaj się jej.Wpuść ją do swego serca, a nie będziemy wrogami,tylko sprzymierzeńcami.Razem zostaniemy władcami całej galaktyki. Galaktyka już ma władcę, Temba.Ma Imperatora. A gdzie on jest? Wdarł się w głąb kosmosu jak barbarzyńca z zamierzchłej przeszłościTerry, niszcząc każdego, kto nie poddał się jego woli.Potem zostawił cię, byś po nim posprzątał.Jaki przywódca czyni podobnie? To zwykły tyran.Mistrz Wojny postąpił kolejny krok i znalazł się prawie u szczytu podwyższenia; niemalmógł już dosięgnąć zdrajcę, który ośmielał się kalać imię Imperatora. Pomyśl, Horusie judził dalej Temba. Cała historia galaktyki stanowi dowód, żenic arbitralnie nie ustala przebiegu tych dziejów.To odbicie przeznaczenia, jakim jest Chaos. Chaos? Tak! zakrzyknął Temba. Chaos! Chaos był pierwszą siłą, jaka pojawiła się wewszechświecie, i będzie ostatnią, jaka z niego zniknie.Kiedy pierwsze małpoludy wytłukiwały zsiebie mózgi kościanymi maczugami lub wznosiły pod niebiosa śmiertelne okrzyki, umierając odzarazy, karmiły tym samym Chaos.Każdy rozkoszny eksces, każda uknuta intryga jest wodą namłyn Chaosu.Póki istnieje ludzkość, póty istnieje też on.Horus wspiął się na ostatni stopień i stanął twarzą w twarz z Tembą, człowiekiem,którego uważał niegdyś za przyjaciela i towarzysza w wielkim dziele Krucjaty.Choć stwórprzemawiał głosem Eugana, a rysy jego odkształconego i wzdętego oblicza nadal przypominałytwarz przyjaciela, w monstrualnej kreaturze osnowy nie pozostało nic z owego szlachetnegoczłowieka. Musisz umrzeć powiedział Horus. Ależ nie zachichotał znów Temba. Moc błogosławionego Nurgh-letha czyni mnienieśmiertelnym. Przekonamy się warknął Horus i wbił miecz w klatkę piersiową potwora.Złotaklinga łatwo przebiła warstwy tłuszczu, godząc w samo serce zdrajcy.Horus wyrwał miecz wśród strumieni czarnej posoki i śmierdzącej ropy.Odór niemal gopowalił.Temba zaśmiał się, jakby śmiertelna rana nie zrobiła na nim żadnego wrażenia, i uniósłwłasny miecz, połyskujący jak obsydian.Zbliżył klingę do posiniałych ust. Mistrz Wojny Horus powiedział.Z nienaturalną szybkością sztych miecza pomknął ku gardłu Prymarchy.Horus odbił pchnięcie w ostatniej chwili i cofnął się o krok, a zdrajca runął na niego.Odzyskując równowagę po niespodziewanym ataku, Mistrz Wojny ujął rękojeść broni oburącz,parując każde śmiercionośne pchnięcie i cięcie zdrajcy.Walczył jak nigdy dotąd, nastawiając się na obronę, na parady i zasłony.Eugan Tembanie był szermierzem i Mistrz Wojny nie miał pojęcia, skąd wziął się jego przerażający kunszt wewładaniu mieczem.Wymieniali ciosy, tańcząc po pokładzie mostka.Wzdęta postać dysponowałaszybkością i zręcznością niemożliwą wprost u kogoś o podobnej masie i tuszy.Horus odnosiłwrażenie, że nie walczy z Tembą, ale z jego usamodzielnionym mieczem.Uchylił się przed obliczonym na dekapitację cięciem i obrócił się z ostrzem w dłoniach,rozchlastując brzuch zdrajcy i wypuszczając na pokład gęstą, zakażoną krew zmieszaną z płynnymtłuszczem.Czarna klinga Temby mignęła mu w oczach i trafiła w naramiennik jego pancerza,zrywając go w deszczu fioletowych iskier.Horus cofnął się tanecznym krokiem szermierza, uchodząc poza zasięg uderzeniawymierzonego w twarz.Padł na posadzkę i przetoczył się po pokładzie, unikając kolejnego ciosu.Temba krwawił z ran, od których każdy człowiek dawno musiałby umrzeć, zdawało się jednak, żena nim nie robiły one żadnego wrażenia.Twarz zdrajcy pokrywał pot.Horus zamrugał, widząc, że postać przeciwnika zamazujesię w taki sam sposób, jak postacie jednookich potworów, z którymi walczył w centralnymkorytarzu okrętu.Rozedrgane kontury monstrualnie wzdętego cielska rozjechały się i Horus dojrzałniewyrazny zarys krzyczącego rozpaczliwie mężczyzny, zakrywającego uszy dłońmi i z twarząwykrzywioną w grymasie grozy.Ciągnąc za sobą sznury jelit, Eugan Temba zszedł po stopniach podwyższenia niczymdygnitarz wkraczający na salę balową gdzieś w Meryce.Horus spojrzał na jego miecz i dojrzał wnim niezaspokojony głód.Krawędzie ostrza drgały, jakby miecz pragnął wyrwać się z rąk maszkary iwbić w ciało Mistrza Wojny. To nie musi się kończyć w ten sposób, Horusie zabulgotał gardłowo Temba. Niemusimy być wrogami. Musimy odparł Horus. Zabiłeś mego przyjaciela i zdradziłeś Imperatora.Musiszzapłacić życiem.Zanim zdążył wymówić te słowa, czarny miecz rozmazał się jak dym i skoczył kuniemu.Horus rzucił się w tył, ale ostra jak brzytwa klinga rozorała ceramit napierśnika.Horus cofnąłsię, zwiększając dystans, i usłyszał trzask łamanych kości.Nogi zdrajcy poddały się w końcu podciężarem upiornego cielska.Mimo tego Temba ruszył ku Mistrzowi Wojny, niezgrabnie powłócząc kończynami; zkostek wystawały mu pokrwawione odłamki złamanych kości.%7ładen normalny człowiek niewytrzymałby podobnej agonii i Horus na moment poczuł współczucie dla dawnego przyjaciela.Niktnie zasługiwał na takie katusze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
. Nie musimy być wrogami, Horusie wybulgotał Temba. Nie zdajesz sobie sprawyz mocy osnowy, stary przyjacielu.Nic, co obaj widzieliśmy, nie może się z nią równać.Jest piękna. Jest mocą przyznał Horus, stawiając stopę na następnym stopniu. Pierwotną iniekontrolowaną, i niegodną zaufania. Pierwotną? Być może, ale to nie wszystko odrzekł Temba. Ona pulsuje życiem,ambicją, pragnieniem.Wydaje ci się, że to otchłań szalejącej energii, którą potrafisz nagiąć do swejwoli, ale nie zdajesz sobie sprawy z drzemiącej w niej mocy.Mocy umożliwiającej dominację,kontrolę, władzę. Nie pragnę tych rzeczy odparł Horus. Ażesz zachichotał Temba. Widzę to w twych oczach, stary przyjacielu.Twojaambicja jest potężna, Horusie.Nie lękaj się jej.Wpuść ją do swego serca, a nie będziemy wrogami,tylko sprzymierzeńcami.Razem zostaniemy władcami całej galaktyki. Galaktyka już ma władcę, Temba.Ma Imperatora. A gdzie on jest? Wdarł się w głąb kosmosu jak barbarzyńca z zamierzchłej przeszłościTerry, niszcząc każdego, kto nie poddał się jego woli.Potem zostawił cię, byś po nim posprzątał.Jaki przywódca czyni podobnie? To zwykły tyran.Mistrz Wojny postąpił kolejny krok i znalazł się prawie u szczytu podwyższenia; niemalmógł już dosięgnąć zdrajcę, który ośmielał się kalać imię Imperatora. Pomyśl, Horusie judził dalej Temba. Cała historia galaktyki stanowi dowód, żenic arbitralnie nie ustala przebiegu tych dziejów.To odbicie przeznaczenia, jakim jest Chaos. Chaos? Tak! zakrzyknął Temba. Chaos! Chaos był pierwszą siłą, jaka pojawiła się wewszechświecie, i będzie ostatnią, jaka z niego zniknie.Kiedy pierwsze małpoludy wytłukiwały zsiebie mózgi kościanymi maczugami lub wznosiły pod niebiosa śmiertelne okrzyki, umierając odzarazy, karmiły tym samym Chaos.Każdy rozkoszny eksces, każda uknuta intryga jest wodą namłyn Chaosu.Póki istnieje ludzkość, póty istnieje też on.Horus wspiął się na ostatni stopień i stanął twarzą w twarz z Tembą, człowiekiem,którego uważał niegdyś za przyjaciela i towarzysza w wielkim dziele Krucjaty.Choć stwórprzemawiał głosem Eugana, a rysy jego odkształconego i wzdętego oblicza nadal przypominałytwarz przyjaciela, w monstrualnej kreaturze osnowy nie pozostało nic z owego szlachetnegoczłowieka. Musisz umrzeć powiedział Horus. Ależ nie zachichotał znów Temba. Moc błogosławionego Nurgh-letha czyni mnienieśmiertelnym. Przekonamy się warknął Horus i wbił miecz w klatkę piersiową potwora.Złotaklinga łatwo przebiła warstwy tłuszczu, godząc w samo serce zdrajcy.Horus wyrwał miecz wśród strumieni czarnej posoki i śmierdzącej ropy.Odór niemal gopowalił.Temba zaśmiał się, jakby śmiertelna rana nie zrobiła na nim żadnego wrażenia, i uniósłwłasny miecz, połyskujący jak obsydian.Zbliżył klingę do posiniałych ust. Mistrz Wojny Horus powiedział.Z nienaturalną szybkością sztych miecza pomknął ku gardłu Prymarchy.Horus odbił pchnięcie w ostatniej chwili i cofnął się o krok, a zdrajca runął na niego.Odzyskując równowagę po niespodziewanym ataku, Mistrz Wojny ujął rękojeść broni oburącz,parując każde śmiercionośne pchnięcie i cięcie zdrajcy.Walczył jak nigdy dotąd, nastawiając się na obronę, na parady i zasłony.Eugan Tembanie był szermierzem i Mistrz Wojny nie miał pojęcia, skąd wziął się jego przerażający kunszt wewładaniu mieczem.Wymieniali ciosy, tańcząc po pokładzie mostka.Wzdęta postać dysponowałaszybkością i zręcznością niemożliwą wprost u kogoś o podobnej masie i tuszy.Horus odnosiłwrażenie, że nie walczy z Tembą, ale z jego usamodzielnionym mieczem.Uchylił się przed obliczonym na dekapitację cięciem i obrócił się z ostrzem w dłoniach,rozchlastując brzuch zdrajcy i wypuszczając na pokład gęstą, zakażoną krew zmieszaną z płynnymtłuszczem.Czarna klinga Temby mignęła mu w oczach i trafiła w naramiennik jego pancerza,zrywając go w deszczu fioletowych iskier.Horus cofnął się tanecznym krokiem szermierza, uchodząc poza zasięg uderzeniawymierzonego w twarz.Padł na posadzkę i przetoczył się po pokładzie, unikając kolejnego ciosu.Temba krwawił z ran, od których każdy człowiek dawno musiałby umrzeć, zdawało się jednak, żena nim nie robiły one żadnego wrażenia.Twarz zdrajcy pokrywał pot.Horus zamrugał, widząc, że postać przeciwnika zamazujesię w taki sam sposób, jak postacie jednookich potworów, z którymi walczył w centralnymkorytarzu okrętu.Rozedrgane kontury monstrualnie wzdętego cielska rozjechały się i Horus dojrzałniewyrazny zarys krzyczącego rozpaczliwie mężczyzny, zakrywającego uszy dłońmi i z twarząwykrzywioną w grymasie grozy.Ciągnąc za sobą sznury jelit, Eugan Temba zszedł po stopniach podwyższenia niczymdygnitarz wkraczający na salę balową gdzieś w Meryce.Horus spojrzał na jego miecz i dojrzał wnim niezaspokojony głód.Krawędzie ostrza drgały, jakby miecz pragnął wyrwać się z rąk maszkary iwbić w ciało Mistrza Wojny. To nie musi się kończyć w ten sposób, Horusie zabulgotał gardłowo Temba. Niemusimy być wrogami. Musimy odparł Horus. Zabiłeś mego przyjaciela i zdradziłeś Imperatora.Musiszzapłacić życiem.Zanim zdążył wymówić te słowa, czarny miecz rozmazał się jak dym i skoczył kuniemu.Horus rzucił się w tył, ale ostra jak brzytwa klinga rozorała ceramit napierśnika.Horus cofnąłsię, zwiększając dystans, i usłyszał trzask łamanych kości.Nogi zdrajcy poddały się w końcu podciężarem upiornego cielska.Mimo tego Temba ruszył ku Mistrzowi Wojny, niezgrabnie powłócząc kończynami; zkostek wystawały mu pokrwawione odłamki złamanych kości.%7ładen normalny człowiek niewytrzymałby podobnej agonii i Horus na moment poczuł współczucie dla dawnego przyjaciela.Niktnie zasługiwał na takie katusze [ Pobierz całość w formacie PDF ]