[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie miał podstaw nie wierzyć słowom starszej pani.Robiławrażenie prostej, bezpośredniej, niespecjalnie inteligentnej, absolutnie niezdolnej do prowadzeniajakiejś perfidnej gry.Zresztą alibi Dobrzyńskiej można było sprawdzić w Krakowie jeszcze w innysposób.- Czy mogłaby mi pani powiedzieć, jaki był pani stosunek do zięcia?- Edward był porządnym człowiekiem, uczciwym, solidnym.Specjalnie może nie byliśmy zesobą zżyci, bo stosunkowo rzadko się widywaliśmy, a poza tym to nie był człowiek zbytkomunikatywny, wylewny.Może gdybym go lepiej poznała.- A jak się układało małżeństwo pani córki z Edwardem Dobrzyńskim?- Doskonale.Bardzo się kochali.Wandeczka niezmiernie ciężko przeżyła tę tragedię.Potrafi sięopanować.Jest dzielna, ale ja jako matka wiem, co biedaczka przeżywa.- Czy córka nie skarżyła się pani, że ostatnio w jej małżeństwie coś się zaczyna psuć?- Ale skądże znowu.Nic podobnego.Wprost przeciwnie.Była bardzo w nim zakochana, a on wniej.Wandeczka mówiła mi, że jadą do Włoch, żeby przeżyć jeszcze jedną podróż poślubną.Byłabardzo, bardzo szczęśliwa.- Jest pani tego pewna?- Najzupełniej pewna.Gdyby Wandeczka coś ukrywała, natychmiast bym to wyczuła.Zresztąona nie umie kłamać.Jest szczera, otwarta, nigdy nie miała przede mną żadnych tajemnic.To dla niejstraszliwy cios, parne majorze, straszliwy.Jak to się mogło stać?- Pan Dobrzyński zmarł na skutek zatrucia grzybami.- Ależ on się przecież świetnie znał na grzybach!- Oczywiście.Dlatego też podejrzewamy, że to było otrucie zbrodnicze.Ktoś mu do porcjigrzybów w śmietanie dolał stężonego ekstraktu z muchomorów.Starsza pani złapała się za głowę.- Jezus Maria! Kto mógł taką rzecz zrobić? Kto? To morderstwo.- Ma pani rację.To morderstwo - przytaknął Walczak.- Kto jest sprawcą, jeszcze nie wiemy.Zledztwo w toku.Mam nadzieję, że winny zostanie zdemaskowany i postawiony przed sądem.- To nie przywróci życia Edwardowi - powiedziała cicho pani Podziszewska.- Nie przywróciżycia.Nie przywróci szczęścia mojej córce.- Czy pani się nie domyśla, kto aż tak bardzo nienawidził pani zięcia? - spytał Walczak.-Potrząsnęła głową.- Zupełnie nie wiem, kto to mógł zrobić.Nie znałam co prawda jego środowiska, ale nigdy nieprzypuszczałam, że mógłby znalezć się ktoś taki, kto pragnąłby.A co Wandeczka? Pytał pan ją?Chociaż może teraz lepiej nie rozmawiać na te tematy.To zbyt świeże, zbyt bolesne.- Pani córka także nikogo nie podejrzewa - wyjaśnił Walczak.Zastanawiał się, czy powiedziećo tych scenach małżeńskich we Włoszech, ale jednak zrezygnował.- Czy jestem jeszcze panu potrzebna? Co pan chcę wiedzieć?Walczak uśmiechnął się niewyraznie.- No, cóż.Widzi pani.Ja prowadzę śledztwo w sprawie otrucia Edwarda Dobrzyńskiego.Usiłuję zebrać jak najwięcej informacji, dotyczących jego osoby.Proszę się więc niedziwić, żewypytuję panią o różne szczegóły, które mogłyby być pomocne w rozwiązaniu tej zagadki.- Ja się nie dziwię.Ja rozumiem.Nie wiem, tylko.Po prostu niewiele mogę powiedzieć omoim zięciu.Wydaje mi się, że mógł mieć wrogów, ludzi niechętnych.- Dlaczego pani tak przypuszcza?- Bo to był człowiek chyba dosyć trudny we współżyciu, a z ludzmi trzeba umieć.trzeba umiećpozyskiwać sobie, sympatię.- Ale przecież pan Dobrzyński dobrze żył z pani córką.- O, to zupełnie co innego.Oni się kochali, oni się bardzo kochali.- I według pani nic nie zakłócało tej miłości?- A cóż by mogło zakłócać? To była idealna para.Tak lubiłam na nich patrzeć.Rzadko miałamokazję.Oboje zawsze byli tacy zajęci.Chciałam przenieść się do Warszawy, żeby być bliżej nich,ale mieszkanie.Trudno zamienić mieszkanie w Krakowie na mieszkanie w Warszawie.A zresztą,przyznam się panu, że przyzwyczaiłam się do Krakowa.To bardzo miłe miasto.- Tak, to bardzo miłe miasto - przyznał Walczak i na tym zakończył rozmowę z matką WandyDobrzyńskiej.Downar, jak zwykle, przysłuchiwał się rozmowie, siedząc w sąsiednim pokoju.Po wyjściu pani Podziszewskięj razem przesłuchali taśmę magnetofonową.- No i co o tym myślisz? - spytał Walczak.Downar podrapał się za uchem, wypił szklankę wodyi powiedział:- Wszystko wskazuje na to, że jednak scena odegrana przez Dobrzyńską w Wenecji była zręcznąmistyfikacją.Prawdę mówiąc, sam dałem się na to nabrać.W pierwszym momencie wydawało misię, że Dobrzyńska rzeczywiście.że rzeczywiście boi się męża.Walczak pokiwał głową.- Tak.Z tego można by wysnuć logiczny wniosek, że oboje Dobrzyńscy prowadzili z góryobmyśloną grę.-.zmierzającą do tego, że Dobrzyński zamieszkał z Gródeckim, a Dobrzyńska z Gródecką -uzupełnił Downar.- Ale w jakim celu?- Ba.Któż to może wiedzieć? Chyba tylko Dobrzyńska i prawdopodobnie mordercaDobrzyńskiego.- Czekaj.czekaj.- Walczak swym charakterystycznym ruchem przeczesał palcami czuprynę.-Zastanówmy się chwilę.Większość przesłuchiwanych przez nas osób twierdziła, że Dobrzyńscy bylizgodnym, kochającym się małżeństwem.Kto był przeciwnego zdania?- O ile sobie przypominam, to Gródecki i Anna Toczycka - powiedział Downar.- Czyrozmawiałeś z Gródecką?- Oczywiście [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Nie miał podstaw nie wierzyć słowom starszej pani.Robiławrażenie prostej, bezpośredniej, niespecjalnie inteligentnej, absolutnie niezdolnej do prowadzeniajakiejś perfidnej gry.Zresztą alibi Dobrzyńskiej można było sprawdzić w Krakowie jeszcze w innysposób.- Czy mogłaby mi pani powiedzieć, jaki był pani stosunek do zięcia?- Edward był porządnym człowiekiem, uczciwym, solidnym.Specjalnie może nie byliśmy zesobą zżyci, bo stosunkowo rzadko się widywaliśmy, a poza tym to nie był człowiek zbytkomunikatywny, wylewny.Może gdybym go lepiej poznała.- A jak się układało małżeństwo pani córki z Edwardem Dobrzyńskim?- Doskonale.Bardzo się kochali.Wandeczka niezmiernie ciężko przeżyła tę tragedię.Potrafi sięopanować.Jest dzielna, ale ja jako matka wiem, co biedaczka przeżywa.- Czy córka nie skarżyła się pani, że ostatnio w jej małżeństwie coś się zaczyna psuć?- Ale skądże znowu.Nic podobnego.Wprost przeciwnie.Była bardzo w nim zakochana, a on wniej.Wandeczka mówiła mi, że jadą do Włoch, żeby przeżyć jeszcze jedną podróż poślubną.Byłabardzo, bardzo szczęśliwa.- Jest pani tego pewna?- Najzupełniej pewna.Gdyby Wandeczka coś ukrywała, natychmiast bym to wyczuła.Zresztąona nie umie kłamać.Jest szczera, otwarta, nigdy nie miała przede mną żadnych tajemnic.To dla niejstraszliwy cios, parne majorze, straszliwy.Jak to się mogło stać?- Pan Dobrzyński zmarł na skutek zatrucia grzybami.- Ależ on się przecież świetnie znał na grzybach!- Oczywiście.Dlatego też podejrzewamy, że to było otrucie zbrodnicze.Ktoś mu do porcjigrzybów w śmietanie dolał stężonego ekstraktu z muchomorów.Starsza pani złapała się za głowę.- Jezus Maria! Kto mógł taką rzecz zrobić? Kto? To morderstwo.- Ma pani rację.To morderstwo - przytaknął Walczak.- Kto jest sprawcą, jeszcze nie wiemy.Zledztwo w toku.Mam nadzieję, że winny zostanie zdemaskowany i postawiony przed sądem.- To nie przywróci życia Edwardowi - powiedziała cicho pani Podziszewska.- Nie przywróciżycia.Nie przywróci szczęścia mojej córce.- Czy pani się nie domyśla, kto aż tak bardzo nienawidził pani zięcia? - spytał Walczak.-Potrząsnęła głową.- Zupełnie nie wiem, kto to mógł zrobić.Nie znałam co prawda jego środowiska, ale nigdy nieprzypuszczałam, że mógłby znalezć się ktoś taki, kto pragnąłby.A co Wandeczka? Pytał pan ją?Chociaż może teraz lepiej nie rozmawiać na te tematy.To zbyt świeże, zbyt bolesne.- Pani córka także nikogo nie podejrzewa - wyjaśnił Walczak.Zastanawiał się, czy powiedziećo tych scenach małżeńskich we Włoszech, ale jednak zrezygnował.- Czy jestem jeszcze panu potrzebna? Co pan chcę wiedzieć?Walczak uśmiechnął się niewyraznie.- No, cóż.Widzi pani.Ja prowadzę śledztwo w sprawie otrucia Edwarda Dobrzyńskiego.Usiłuję zebrać jak najwięcej informacji, dotyczących jego osoby.Proszę się więc niedziwić, żewypytuję panią o różne szczegóły, które mogłyby być pomocne w rozwiązaniu tej zagadki.- Ja się nie dziwię.Ja rozumiem.Nie wiem, tylko.Po prostu niewiele mogę powiedzieć omoim zięciu.Wydaje mi się, że mógł mieć wrogów, ludzi niechętnych.- Dlaczego pani tak przypuszcza?- Bo to był człowiek chyba dosyć trudny we współżyciu, a z ludzmi trzeba umieć.trzeba umiećpozyskiwać sobie, sympatię.- Ale przecież pan Dobrzyński dobrze żył z pani córką.- O, to zupełnie co innego.Oni się kochali, oni się bardzo kochali.- I według pani nic nie zakłócało tej miłości?- A cóż by mogło zakłócać? To była idealna para.Tak lubiłam na nich patrzeć.Rzadko miałamokazję.Oboje zawsze byli tacy zajęci.Chciałam przenieść się do Warszawy, żeby być bliżej nich,ale mieszkanie.Trudno zamienić mieszkanie w Krakowie na mieszkanie w Warszawie.A zresztą,przyznam się panu, że przyzwyczaiłam się do Krakowa.To bardzo miłe miasto.- Tak, to bardzo miłe miasto - przyznał Walczak i na tym zakończył rozmowę z matką WandyDobrzyńskiej.Downar, jak zwykle, przysłuchiwał się rozmowie, siedząc w sąsiednim pokoju.Po wyjściu pani Podziszewskięj razem przesłuchali taśmę magnetofonową.- No i co o tym myślisz? - spytał Walczak.Downar podrapał się za uchem, wypił szklankę wodyi powiedział:- Wszystko wskazuje na to, że jednak scena odegrana przez Dobrzyńską w Wenecji była zręcznąmistyfikacją.Prawdę mówiąc, sam dałem się na to nabrać.W pierwszym momencie wydawało misię, że Dobrzyńska rzeczywiście.że rzeczywiście boi się męża.Walczak pokiwał głową.- Tak.Z tego można by wysnuć logiczny wniosek, że oboje Dobrzyńscy prowadzili z góryobmyśloną grę.-.zmierzającą do tego, że Dobrzyński zamieszkał z Gródeckim, a Dobrzyńska z Gródecką -uzupełnił Downar.- Ale w jakim celu?- Ba.Któż to może wiedzieć? Chyba tylko Dobrzyńska i prawdopodobnie mordercaDobrzyńskiego.- Czekaj.czekaj.- Walczak swym charakterystycznym ruchem przeczesał palcami czuprynę.-Zastanówmy się chwilę.Większość przesłuchiwanych przez nas osób twierdziła, że Dobrzyńscy bylizgodnym, kochającym się małżeństwem.Kto był przeciwnego zdania?- O ile sobie przypominam, to Gródecki i Anna Toczycka - powiedział Downar.- Czyrozmawiałeś z Gródecką?- Oczywiście [ Pobierz całość w formacie PDF ]