[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wraz z całąinstytucją wrócił do Warszawy w 1947 roku.Do dziś pracujew PZU jako naczelnik wydziału.W pracy jest dosyć łubiany, ale w zasadzie z nikim sięspecjalnie nie przyjazni.Grywa z kilkoma kolegami w brydża,raz u jednego, raz u drugiego, rzadko bierze udział wkoleżeńskich popijawach.Pije mało.Dwa lata temu kupił nagiełdzie używanego taunusa, ale - rzecz dziwna - prawo jazdyuzyskał dopiero przed paroma miesiącami.Markowski tostary kawaler, uposażenie ma dosyć wysokie, a więc jestniezle sytuowany.W sumie Kosiński nie znalazł w tym życiorysie nicciekawego.Rysopis zwykłego, szarego człowieka.W tymwszystkim jednak czuło się jakąś fałszywą nutkę, jakieśniedomówienia.Kapitan zanotował: przycisnąć mocniej Markowskiego - cofaktycznie robił podczas wojny? Ciekawe również, czy znałWiklinę?Włączył magnetofon, aby ponownie przesłuchać taśmę zzeznaniem Markowskiego.Zatrzymał się w miejscu, w którymprzesłuchiwany stwierdził, że nie nacieszył się jeszcze swoimsamochodem.Co to miało znaczyć? Przecież Markowski kupiłwóz dwa lata temu, dlaczego więc dopiero niedawno uzyskałprawo jazdy? Co się działo z taunusem w poprzednim roku?Czy ktoś z niego korzystał?Po raz dragi zatrzymał taśmę w miejscu, w którymMarkowski opowiadał o poznaniu Korczyńskiego, o tym, jakadwokat wpatrywał się w niego, słuchając jego wywodów.Czyżby to była tylko zawodowa ciekawość? A może chodziło ocoś zupełnie innego? Czy to nie dziwne, że mecenas zwróciłsię o pomoc przy zawarciu umowy o ubezpieczenie właśnie doMarkowskiego? Przecież te sprawy należały do Wilka? Idlaczego Markowski relacjonując przyjęcie u Korczyńskichpominął w ogóle opowiadanie mecenasa, którym obie panietak się entuzjazmowały? Czyżby miał powód, aby unikać tegotematu?Kosiński zamknął wreszcie magnetofon - zrobiło się pózno-warto by trochę pomieszkać.Przedtem jednak zanotowałjeszcze kilka spraw do załatwienia w dniu jutrzejszym, międzyinnymi przesłuchanie Konrata i Wilka oraz ściągnięcie ichżyciorysów.Wreszcie pojechał do domu.Czuł się mocno zmęczony.Niewiedział, że dzień następny będzie jeszcze bardziejwypełniony niespodziankami.Z mieszkania zadzwonił do Aldony, przepraszając za to, żeprzeszkadza jej o tak póznej godzinie.Iglińska, nieco zdziwiona, lecz chyba i zadowolona,uspokoiła go, że dopiero przed chwilą wróciła z miasta.Aleczy zaszło coś nowego?Kosiński zapytał, czy Konrat nie opowiadał jej przypadkiemczegoś ciekawego o Markowskim - pracują przecież w jednejinstytucji i kontaktują się ze sobą dosyć często.Aldona wyraznie się zdziwiła.Wyjaśniła, że dopieropodczas owej kolacji u przyjaciół dowiedziała się, że obajpanowie się znają.Po prostu usłyszawszy, że nowo poznanygość Korczyńskich pracuje w warszawskim oddziale PZUzapytała go, czy zna jej kuzyna.Odpowiedział twierdząco,jednak unikał dalszej rozmowy na ten temat.Co dziwniejsze,teraz to sobie uświadamia, Konrat - zapytany oMarkowskiego - również usiłował zboczyć z tematu istwierdził tylko krótko, że to niezłe ziółko".Może się poprostu nie lubią? Może jakieś konflikty biurowe?Zaproponowała, że spróbuje pociągnąć trochę kuzyna zajęzyk na temat jego kolegi z pracy.- Dziękuję, pani Aldono - ucieszył się szczerze Kosiński -będę miał pretekst, żeby ponownie zadzwonić do pani !- A musi pan używać pretekstów? - roześmiała się.-Upoważniam pana do dzwonienia bez żadnych pretekstów,kiedy tylko przyjdzie panu ochota, choćby po to, aby mipowiedzieć dzień dobry lub dobranoc.Sam się zdziwił, jak raptownie ogarnęła go fala ciepła -czyżby to było autentyczne wzruszenie?- Dziękuję pani i na pewno skorzystam!Siedział dobrą chwilę ze słuchawką w ręku, wreszciedelikatnie odłożył ją na widełki.Teraz dopiero poczuł głód!Splądrował doszczętnie lodówkę, obiecując sobie, że jutroporobi solidne zakupy.Gdy wreszcie, po ciepłej kąpieli,wyciągnął się na tapczanie, długo nie mógł zasnąć,przypominając sobie zdarzenia minionego dnia, aż w końcuobraz Aldony przesłonił mu wszystkie inne.Rozdział 4Spadkobierczyni pilnie poszukiwanaGdy następnego dnia punktualnie o ósmej otwierał drzwiswego pokoju w komendzie, zobaczył Rakowicza biegnącegokorytarzem w jego kierunku.Widok raczej niecodzienny - pomyślał z humorem -musiało się stać coś niezwykłego.Wszedł do pokoju, zostawiając drzwi otwarte dla kolegi.- Co cię tak od rana przypiliło? - zapytał z uśmiechem.- No,gadaj, gadaj, bo pękniesz za chwilę!- Mamy już właściciela tego brudnego szalika, któryprzeciął nić żywota nieszczęsnej Wikliny - jednym tchemwyrzucił z siebie Rakowicz.- Nie przesłuchiwałem go,czekałem z tym na ciebie.Nie powiedziałem mu również, o cojest właściwie oskarżony.- Brawo! Ale jak go znalezliście, kto to jest?- To Zenon Rymsza, mieszkaniec Falenicy; figurował wnaszych kartotekach, ponieważ kilkakrotnie był karany zadrobne przewinienia: za zakłócenie spokoju, kradzieże, jakieśniewielkie włamania do kiosku.Chłopak po maturze, ale dotychczas nie pracuje.Korzysta zpomocy ojca, kolejarza-wdowca.Mieszka z nim.Ojciec madoskonałą opinię, ale nie potrafi dopilnować chłopaka, bociągle jest w drodze.Od roku ten Rymsza zachowywał siępoprawnie, nie było z nim kłopotów, podobno od wrześniamiał zamiar iść do technikum kolejowego, a na razieprowadził ojcu gospodarstwo.To jego odciski palcówznalezliśmy na klamce drzwiczek samochodu.Trampki, którenosi, pasują do śladów stóp tego trzeciego włamywacza,pozostającego w tyle za innymi.Kapitan kazał go natychmiast przyprowadzić i przygotowałmagnetofon niewidoczny dla przesłuchiwanego.Za chwilę wprowadzono wysokiego, długowłosego chłopca,ubranego porządnie, w sztruksowe spodnie kolomgranatowego, szary golf i nieco jaśniejszą ortalionowąszwedkę.Buty wyczyszczone do połysku.Spadające naramiona włosy koloru starego złota były staranniewyszczotkowane.Usta szerokie - chłopięce, oczy błękitne, nosprosty.W sumie całkiem sympatyczna figura pomyślał kapitan.-Gdzie tu miejsce na brudny szalik?Zdjęliśmy gościa dopiero przed półgodziną - mruknąłRakowicz.Kapitan wskazał chłopcu krzesło.Ten usiadł na brzeżku, chowając dłonie między kolana, abyukryć ich drżenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Wraz z całąinstytucją wrócił do Warszawy w 1947 roku.Do dziś pracujew PZU jako naczelnik wydziału.W pracy jest dosyć łubiany, ale w zasadzie z nikim sięspecjalnie nie przyjazni.Grywa z kilkoma kolegami w brydża,raz u jednego, raz u drugiego, rzadko bierze udział wkoleżeńskich popijawach.Pije mało.Dwa lata temu kupił nagiełdzie używanego taunusa, ale - rzecz dziwna - prawo jazdyuzyskał dopiero przed paroma miesiącami.Markowski tostary kawaler, uposażenie ma dosyć wysokie, a więc jestniezle sytuowany.W sumie Kosiński nie znalazł w tym życiorysie nicciekawego.Rysopis zwykłego, szarego człowieka.W tymwszystkim jednak czuło się jakąś fałszywą nutkę, jakieśniedomówienia.Kapitan zanotował: przycisnąć mocniej Markowskiego - cofaktycznie robił podczas wojny? Ciekawe również, czy znałWiklinę?Włączył magnetofon, aby ponownie przesłuchać taśmę zzeznaniem Markowskiego.Zatrzymał się w miejscu, w którymprzesłuchiwany stwierdził, że nie nacieszył się jeszcze swoimsamochodem.Co to miało znaczyć? Przecież Markowski kupiłwóz dwa lata temu, dlaczego więc dopiero niedawno uzyskałprawo jazdy? Co się działo z taunusem w poprzednim roku?Czy ktoś z niego korzystał?Po raz dragi zatrzymał taśmę w miejscu, w którymMarkowski opowiadał o poznaniu Korczyńskiego, o tym, jakadwokat wpatrywał się w niego, słuchając jego wywodów.Czyżby to była tylko zawodowa ciekawość? A może chodziło ocoś zupełnie innego? Czy to nie dziwne, że mecenas zwróciłsię o pomoc przy zawarciu umowy o ubezpieczenie właśnie doMarkowskiego? Przecież te sprawy należały do Wilka? Idlaczego Markowski relacjonując przyjęcie u Korczyńskichpominął w ogóle opowiadanie mecenasa, którym obie panietak się entuzjazmowały? Czyżby miał powód, aby unikać tegotematu?Kosiński zamknął wreszcie magnetofon - zrobiło się pózno-warto by trochę pomieszkać.Przedtem jednak zanotowałjeszcze kilka spraw do załatwienia w dniu jutrzejszym, międzyinnymi przesłuchanie Konrata i Wilka oraz ściągnięcie ichżyciorysów.Wreszcie pojechał do domu.Czuł się mocno zmęczony.Niewiedział, że dzień następny będzie jeszcze bardziejwypełniony niespodziankami.Z mieszkania zadzwonił do Aldony, przepraszając za to, żeprzeszkadza jej o tak póznej godzinie.Iglińska, nieco zdziwiona, lecz chyba i zadowolona,uspokoiła go, że dopiero przed chwilą wróciła z miasta.Aleczy zaszło coś nowego?Kosiński zapytał, czy Konrat nie opowiadał jej przypadkiemczegoś ciekawego o Markowskim - pracują przecież w jednejinstytucji i kontaktują się ze sobą dosyć często.Aldona wyraznie się zdziwiła.Wyjaśniła, że dopieropodczas owej kolacji u przyjaciół dowiedziała się, że obajpanowie się znają.Po prostu usłyszawszy, że nowo poznanygość Korczyńskich pracuje w warszawskim oddziale PZUzapytała go, czy zna jej kuzyna.Odpowiedział twierdząco,jednak unikał dalszej rozmowy na ten temat.Co dziwniejsze,teraz to sobie uświadamia, Konrat - zapytany oMarkowskiego - również usiłował zboczyć z tematu istwierdził tylko krótko, że to niezłe ziółko".Może się poprostu nie lubią? Może jakieś konflikty biurowe?Zaproponowała, że spróbuje pociągnąć trochę kuzyna zajęzyk na temat jego kolegi z pracy.- Dziękuję, pani Aldono - ucieszył się szczerze Kosiński -będę miał pretekst, żeby ponownie zadzwonić do pani !- A musi pan używać pretekstów? - roześmiała się.-Upoważniam pana do dzwonienia bez żadnych pretekstów,kiedy tylko przyjdzie panu ochota, choćby po to, aby mipowiedzieć dzień dobry lub dobranoc.Sam się zdziwił, jak raptownie ogarnęła go fala ciepła -czyżby to było autentyczne wzruszenie?- Dziękuję pani i na pewno skorzystam!Siedział dobrą chwilę ze słuchawką w ręku, wreszciedelikatnie odłożył ją na widełki.Teraz dopiero poczuł głód!Splądrował doszczętnie lodówkę, obiecując sobie, że jutroporobi solidne zakupy.Gdy wreszcie, po ciepłej kąpieli,wyciągnął się na tapczanie, długo nie mógł zasnąć,przypominając sobie zdarzenia minionego dnia, aż w końcuobraz Aldony przesłonił mu wszystkie inne.Rozdział 4Spadkobierczyni pilnie poszukiwanaGdy następnego dnia punktualnie o ósmej otwierał drzwiswego pokoju w komendzie, zobaczył Rakowicza biegnącegokorytarzem w jego kierunku.Widok raczej niecodzienny - pomyślał z humorem -musiało się stać coś niezwykłego.Wszedł do pokoju, zostawiając drzwi otwarte dla kolegi.- Co cię tak od rana przypiliło? - zapytał z uśmiechem.- No,gadaj, gadaj, bo pękniesz za chwilę!- Mamy już właściciela tego brudnego szalika, któryprzeciął nić żywota nieszczęsnej Wikliny - jednym tchemwyrzucił z siebie Rakowicz.- Nie przesłuchiwałem go,czekałem z tym na ciebie.Nie powiedziałem mu również, o cojest właściwie oskarżony.- Brawo! Ale jak go znalezliście, kto to jest?- To Zenon Rymsza, mieszkaniec Falenicy; figurował wnaszych kartotekach, ponieważ kilkakrotnie był karany zadrobne przewinienia: za zakłócenie spokoju, kradzieże, jakieśniewielkie włamania do kiosku.Chłopak po maturze, ale dotychczas nie pracuje.Korzysta zpomocy ojca, kolejarza-wdowca.Mieszka z nim.Ojciec madoskonałą opinię, ale nie potrafi dopilnować chłopaka, bociągle jest w drodze.Od roku ten Rymsza zachowywał siępoprawnie, nie było z nim kłopotów, podobno od wrześniamiał zamiar iść do technikum kolejowego, a na razieprowadził ojcu gospodarstwo.To jego odciski palcówznalezliśmy na klamce drzwiczek samochodu.Trampki, którenosi, pasują do śladów stóp tego trzeciego włamywacza,pozostającego w tyle za innymi.Kapitan kazał go natychmiast przyprowadzić i przygotowałmagnetofon niewidoczny dla przesłuchiwanego.Za chwilę wprowadzono wysokiego, długowłosego chłopca,ubranego porządnie, w sztruksowe spodnie kolomgranatowego, szary golf i nieco jaśniejszą ortalionowąszwedkę.Buty wyczyszczone do połysku.Spadające naramiona włosy koloru starego złota były staranniewyszczotkowane.Usta szerokie - chłopięce, oczy błękitne, nosprosty.W sumie całkiem sympatyczna figura pomyślał kapitan.-Gdzie tu miejsce na brudny szalik?Zdjęliśmy gościa dopiero przed półgodziną - mruknąłRakowicz.Kapitan wskazał chłopcu krzesło.Ten usiadł na brzeżku, chowając dłonie między kolana, abyukryć ich drżenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]