[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Muszę się zastanowić, czy mam prawo przyjąć pańską szla-chetną propozycję.I szlochając ukryła twarz w dłoniach.Gerd łagodnie przytulił jej głowę do piersi, gładził ją delikatnie powłosach, po rękach.Wiedział, że nie może sobie pozwolić na nic wię-cej, by jej nie spłoszyć.A dla niej jego szlachetna powściągliwość byłaprawdziwym błogosławieństwem.Ufnie i z poczuciem niewysłowio-nego bezpieczeństwa przytulała głowę do jego piersi czując, jak sercebije mu mocno, spokojnie.Czyż to możliwe, by po tym wszystkim, co przeszła, miała zaznaćtakiego szczęścia? Jakże dziękowała Bogu, że nie dane jej było złożyćnajwyższej ofiary.Inaczej nie mogłaby należeć do Gerda.I wtedy w jej sercu obudziła się iskierka nadziei, że może jeszczenie wszystko stracone.A Gerd milczał czekając, aż Jo się uspokoi.Wreszcie Jo otarła łzy, odgarnęła włosy z czoła i nieśmiałouśmiechnęła się do niego. Przepraszam, że się rozkleiłam powiedziała. Ale gdybypan wiedział, jaki ciężar leżał mi na sercu! Trzymałam się, póki zmu-szona byłam sama go dzwigać.Teraz, gdy pan przyszedł mi z pomo-cą, zupełnie się rozsypałam.Gerd patrzył na nią troskliwym, zakochanym spojrzeniem, wresz-cie odparł:196 Podziwiałem panią, Jo.Była pani taka dzielna; wzięła paniswój los w swoje ręce i samodzielnie stanęła na nogach.Prócz miłościczuję także dla pani podziw.A teraz proszę się wreszcie uspokoić,moja droga, jedyna Jo.Będę się o panią bardzo, bardzo troszczył!Te słowa znów wycisnęły jej łzy z oczu.Ale zaraz się opanowaławidząc, że Gerd patrzy na nią niespokojnie.Czas jakiś siedzieli tak obok siebie.Jo poprosiła, by jej opowie-dział, jak wuj to wszystko zniósł, a Gerd nie ukrywał przed nią, żewuj martwił się o wiele bardziej niż ciotka.Rozmawiali jak dwoje ludzi doskonale się rozumiejących, którzynie mają przed sobą sekretów.Miłość rozpalała się coraz goręcej wsercu Gerda, ale zdołał opanować się na tyle, by spokojnie wysiedziećobok swej ukochanej.Wtem Jo przypomniała sobie o pozostałych paniach. Mój Boże zawołała przerażona gdzież się podziała paniWinter? Na śmierć zapomniałam, że miała zaraz wrócić. Och, na pewno nie przyjdzie, póki jej nie zawołam roze-śmiał się Gerd. Muszę pani wyznać, Jo, że ona i pani Booss to mo-je odwody.Obie wiedzą, że pragnąłem porozmawiać z panią naosobności i są wtajemniczone w moje perypetie sercowe, na ile moż-na takie sprawy zawierzać obcym osobom.Nie ma pani pojęcia, ilewycierpiałem wiedząc, że pani jest w Szandzie i nie mogąc pani zoba-czyć.Poprosiłem więc je o pomoc.Gdy panie przyjechały samocho-dem z Dżakarty, ukryłem się w zaroślach obok farmy pana Boossa,by choć z daleka panią zobaczyć.Pani ucieczka sprowadziła na mnietysiączne męki.Czy nie przyszło pani do głowy, jak bardzo będę cier-piał? Myślałam odparła, patrząc mu nieśmiało w oczy że bę-dzie najlepiej dla pana, gdy mnie pan już nigdy nie ujrzy.Dlategoucieszyłam się, że będę tak daleko od pana.Nie ośmieliłam się miećnadziei, że po tym wszystkim pan chciałby mnie jeszcze pojąć za żo-nę. Ale teraz już pani wie, jak bardzo tego pragnę, prawda?Jo skinęła głową.Miała wielką ochotę raz jeszcze oprzeć głowę najego piersi i poczuć błogosławiony spokój.Ale wciąż nie miała pew-ności, czy nie postępuje zle, pozwalając Gerdowi starać się o nią.Próbowała postawić się w jego położeniu, zastanawiając się, czy ona197by go mniej kochała, gdyby zli ludzie okryli go hańbą.I odpowiadałasobie: kochałabym go, nawet gdyby ciążyła na nim wina.Zrobiło jej się lżej na duszy.Odważyła się spojrzeć w jego kochanątwarz, a jego czułe spojrzenia przyprawiały ją o rozkoszne drżenia.Isłodka pewność zakradła się do jej serca: jeśli się zdecyduje, dostąpiniewysłowionego szczęścia.Pani Jane i jej siostra nie zaszły daleko.Posadziwszy panią Gleyna fotelu, Jane wtajemniczyła ją w sytuację.Gdy padło nazwiskoGerda Rainsberga, pisarka przypomniała sobie, że gdzieś już je sły-szała.Ależ tak, to przecież ten mężczyzna, w którym Jo zakochała sięod pierwszego wejrzenia! Westchnąwszy, zauważyła zrezygnowana: Ach, coś mi się zdaje, że Jo nie pojedzie ze mną do Anglii.%7łe-gnaj, piękny śnie! Musisz się z tym pogodzić, Ellen perswadowała jej siostra. Rozumiem twoją rozpacz; panna Jo to czarujące stworzenie.Alemyślę, że łatwiej będzie tobie znalezć inną towarzyszkę podróży, niżtym dwojgu żyć bez siebie.Rainsberg musi bardzo kochać Jo! Nietrudno mi sobie to wyobrazić.I dlatego muszę się usunąćw cień.Nie zamierzam stać na drodze do jej szczęścia. Najpierw musimy się dowiedzieć, czy ona go kocha zauwa-żyła Jane. - Mogę ci już w tej chwili odpowiedzieć na to pytanie.Wyznałami jakiś czas temu, że kocha doktora Rainsberga.Ma za sobą ciężkieprzeżycia i sądzi, że nie ma prawa wyjść za mąż.Ale zmieni zdanie,gdy w grę wchodzi miłość.Bardzo bym tego pragnęła.Ale jeśli ty ipani Winter sądzicie, że już wszystko załatwione, to się mylicie.Z Jonie pójdzie tak łatwo. Ależ, moja droga obruszyła się Jane chyba nie ma serca zkamienia.A taki mężczyzna jak doktor Rainsberg zdobędzie każdąkobietę. Nie znasz Jo tak dobrze jak ja, Jane odparła pani Gley. Jateż sądzę, że na dłuższą metę go nie odepchnie.Ale na pewno niezdecyduje się od razu na taki krok.Najpierw musi się namyślić, czyaby na pewno da mu szczęście.Jest bardzo sumienna.Zrozumiesz to,gdy ci o niej opowiem.198Tu pani Gley opowiedziała siostrze przygody Jo.Pani Booss miałałzy w oczach.Po wysłuchaniu całej historii bardziej niż kiedykolwiekzapragnęła przyczynić się do szczęścia Jo. Musisz jej przemówić do rozumu, Ellen wołała rozgorącz-kowana. Ciebie prędzej posłucha. Poczekajmy, może doktor Rainsberg sam sobie poradzi.Jeślinie, przystępuję do spisku.Siostry wyszły przed dom, gdzie czekała na nie pani Winter.Trzykobiety siedziały na ławce niby trzej spiskowcy, patrząc ku laskowi,jakby ich spojrzenia mogły wpłynąć pomyślnie na losy Gerda i Jo.Wreszcie zakochani ukazali się ich oczom, idąc ku domowi.EllenGley z przyjemnością patrzyła na smukłą postać pana na Zorlodze.Od razu jej się spodobał i nie dziwiła się już, że Jo zakochała się wnim bez pamięci. Boże! Jaka piękna z nich para! powiedziała cicho.Jej towarzyszki przytaknęły, a Jane wykrzyknęła wesoło: Oto wymarzeni bohaterowie powieści, Ellen! Nie musisz mi tego mówić uśmiechnęła się pisarka. Bądzpewna, że nie przepuszczę takiej okazji.Jo czuła skrępowanie, zbliżając się do werandy u boku Rainsber-ga.Toteż ucieszyła się, gdy w tej chwili przed dom zajechał samo-chód; to doktor Winter wracał z plantacji.Chcąc pomóc Jo, Gerdoznajmił rycersko: Okazało się, że dobrze się znamy z panną Warren.Ucieszyłemsię z tego spotkania.Pozostali podjęli grę, gawędząc beztrosko, póki nie wezwano ichdo stołu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Muszę się zastanowić, czy mam prawo przyjąć pańską szla-chetną propozycję.I szlochając ukryła twarz w dłoniach.Gerd łagodnie przytulił jej głowę do piersi, gładził ją delikatnie powłosach, po rękach.Wiedział, że nie może sobie pozwolić na nic wię-cej, by jej nie spłoszyć.A dla niej jego szlachetna powściągliwość byłaprawdziwym błogosławieństwem.Ufnie i z poczuciem niewysłowio-nego bezpieczeństwa przytulała głowę do jego piersi czując, jak sercebije mu mocno, spokojnie.Czyż to możliwe, by po tym wszystkim, co przeszła, miała zaznaćtakiego szczęścia? Jakże dziękowała Bogu, że nie dane jej było złożyćnajwyższej ofiary.Inaczej nie mogłaby należeć do Gerda.I wtedy w jej sercu obudziła się iskierka nadziei, że może jeszczenie wszystko stracone.A Gerd milczał czekając, aż Jo się uspokoi.Wreszcie Jo otarła łzy, odgarnęła włosy z czoła i nieśmiałouśmiechnęła się do niego. Przepraszam, że się rozkleiłam powiedziała. Ale gdybypan wiedział, jaki ciężar leżał mi na sercu! Trzymałam się, póki zmu-szona byłam sama go dzwigać.Teraz, gdy pan przyszedł mi z pomo-cą, zupełnie się rozsypałam.Gerd patrzył na nią troskliwym, zakochanym spojrzeniem, wresz-cie odparł:196 Podziwiałem panią, Jo.Była pani taka dzielna; wzięła paniswój los w swoje ręce i samodzielnie stanęła na nogach.Prócz miłościczuję także dla pani podziw.A teraz proszę się wreszcie uspokoić,moja droga, jedyna Jo.Będę się o panią bardzo, bardzo troszczył!Te słowa znów wycisnęły jej łzy z oczu.Ale zaraz się opanowaławidząc, że Gerd patrzy na nią niespokojnie.Czas jakiś siedzieli tak obok siebie.Jo poprosiła, by jej opowie-dział, jak wuj to wszystko zniósł, a Gerd nie ukrywał przed nią, żewuj martwił się o wiele bardziej niż ciotka.Rozmawiali jak dwoje ludzi doskonale się rozumiejących, którzynie mają przed sobą sekretów.Miłość rozpalała się coraz goręcej wsercu Gerda, ale zdołał opanować się na tyle, by spokojnie wysiedziećobok swej ukochanej.Wtem Jo przypomniała sobie o pozostałych paniach. Mój Boże zawołała przerażona gdzież się podziała paniWinter? Na śmierć zapomniałam, że miała zaraz wrócić. Och, na pewno nie przyjdzie, póki jej nie zawołam roze-śmiał się Gerd. Muszę pani wyznać, Jo, że ona i pani Booss to mo-je odwody.Obie wiedzą, że pragnąłem porozmawiać z panią naosobności i są wtajemniczone w moje perypetie sercowe, na ile moż-na takie sprawy zawierzać obcym osobom.Nie ma pani pojęcia, ilewycierpiałem wiedząc, że pani jest w Szandzie i nie mogąc pani zoba-czyć.Poprosiłem więc je o pomoc.Gdy panie przyjechały samocho-dem z Dżakarty, ukryłem się w zaroślach obok farmy pana Boossa,by choć z daleka panią zobaczyć.Pani ucieczka sprowadziła na mnietysiączne męki.Czy nie przyszło pani do głowy, jak bardzo będę cier-piał? Myślałam odparła, patrząc mu nieśmiało w oczy że bę-dzie najlepiej dla pana, gdy mnie pan już nigdy nie ujrzy.Dlategoucieszyłam się, że będę tak daleko od pana.Nie ośmieliłam się miećnadziei, że po tym wszystkim pan chciałby mnie jeszcze pojąć za żo-nę. Ale teraz już pani wie, jak bardzo tego pragnę, prawda?Jo skinęła głową.Miała wielką ochotę raz jeszcze oprzeć głowę najego piersi i poczuć błogosławiony spokój.Ale wciąż nie miała pew-ności, czy nie postępuje zle, pozwalając Gerdowi starać się o nią.Próbowała postawić się w jego położeniu, zastanawiając się, czy ona197by go mniej kochała, gdyby zli ludzie okryli go hańbą.I odpowiadałasobie: kochałabym go, nawet gdyby ciążyła na nim wina.Zrobiło jej się lżej na duszy.Odważyła się spojrzeć w jego kochanątwarz, a jego czułe spojrzenia przyprawiały ją o rozkoszne drżenia.Isłodka pewność zakradła się do jej serca: jeśli się zdecyduje, dostąpiniewysłowionego szczęścia.Pani Jane i jej siostra nie zaszły daleko.Posadziwszy panią Gleyna fotelu, Jane wtajemniczyła ją w sytuację.Gdy padło nazwiskoGerda Rainsberga, pisarka przypomniała sobie, że gdzieś już je sły-szała.Ależ tak, to przecież ten mężczyzna, w którym Jo zakochała sięod pierwszego wejrzenia! Westchnąwszy, zauważyła zrezygnowana: Ach, coś mi się zdaje, że Jo nie pojedzie ze mną do Anglii.%7łe-gnaj, piękny śnie! Musisz się z tym pogodzić, Ellen perswadowała jej siostra. Rozumiem twoją rozpacz; panna Jo to czarujące stworzenie.Alemyślę, że łatwiej będzie tobie znalezć inną towarzyszkę podróży, niżtym dwojgu żyć bez siebie.Rainsberg musi bardzo kochać Jo! Nietrudno mi sobie to wyobrazić.I dlatego muszę się usunąćw cień.Nie zamierzam stać na drodze do jej szczęścia. Najpierw musimy się dowiedzieć, czy ona go kocha zauwa-żyła Jane. - Mogę ci już w tej chwili odpowiedzieć na to pytanie.Wyznałami jakiś czas temu, że kocha doktora Rainsberga.Ma za sobą ciężkieprzeżycia i sądzi, że nie ma prawa wyjść za mąż.Ale zmieni zdanie,gdy w grę wchodzi miłość.Bardzo bym tego pragnęła.Ale jeśli ty ipani Winter sądzicie, że już wszystko załatwione, to się mylicie.Z Jonie pójdzie tak łatwo. Ależ, moja droga obruszyła się Jane chyba nie ma serca zkamienia.A taki mężczyzna jak doktor Rainsberg zdobędzie każdąkobietę. Nie znasz Jo tak dobrze jak ja, Jane odparła pani Gley. Jateż sądzę, że na dłuższą metę go nie odepchnie.Ale na pewno niezdecyduje się od razu na taki krok.Najpierw musi się namyślić, czyaby na pewno da mu szczęście.Jest bardzo sumienna.Zrozumiesz to,gdy ci o niej opowiem.198Tu pani Gley opowiedziała siostrze przygody Jo.Pani Booss miałałzy w oczach.Po wysłuchaniu całej historii bardziej niż kiedykolwiekzapragnęła przyczynić się do szczęścia Jo. Musisz jej przemówić do rozumu, Ellen wołała rozgorącz-kowana. Ciebie prędzej posłucha. Poczekajmy, może doktor Rainsberg sam sobie poradzi.Jeślinie, przystępuję do spisku.Siostry wyszły przed dom, gdzie czekała na nie pani Winter.Trzykobiety siedziały na ławce niby trzej spiskowcy, patrząc ku laskowi,jakby ich spojrzenia mogły wpłynąć pomyślnie na losy Gerda i Jo.Wreszcie zakochani ukazali się ich oczom, idąc ku domowi.EllenGley z przyjemnością patrzyła na smukłą postać pana na Zorlodze.Od razu jej się spodobał i nie dziwiła się już, że Jo zakochała się wnim bez pamięci. Boże! Jaka piękna z nich para! powiedziała cicho.Jej towarzyszki przytaknęły, a Jane wykrzyknęła wesoło: Oto wymarzeni bohaterowie powieści, Ellen! Nie musisz mi tego mówić uśmiechnęła się pisarka. Bądzpewna, że nie przepuszczę takiej okazji.Jo czuła skrępowanie, zbliżając się do werandy u boku Rainsber-ga.Toteż ucieszyła się, gdy w tej chwili przed dom zajechał samo-chód; to doktor Winter wracał z plantacji.Chcąc pomóc Jo, Gerdoznajmił rycersko: Okazało się, że dobrze się znamy z panną Warren.Ucieszyłemsię z tego spotkania.Pozostali podjęli grę, gawędząc beztrosko, póki nie wezwano ichdo stołu [ Pobierz całość w formacie PDF ]