[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Za słaby psychicz nie.To musiał zrobić ktoś inny. Może odpowiedział Hubert obojętnie. Ale co dlaciebie za różnica?Potrząsnęła ramionami niepewnie.Patrzył na nią jeszcze przez chwilę z łagodnym współczuciem, apotem powiedział: To jeszcze nie wszystko.Widzisz, pięć z waszychdziewczyn nigdy nie wróciło do domu.Teraz drgnęła. Co to znaczy nie wróciło? No, po prostu odpowiedział, wydymając wargi.Pewnego dnia wyszły i ślad po nich zaginął.Odstawiła szklankę drżącą ręką i opadła na oparcie drewnianejławy. Hubert, co ty mówisz!Spuścił głowę, jakby sam był zakłopotany tym faktem.Przez chwilę patrzyła na niego rozszerzonymi z przerażeniaoczami, a potem szepnęła: To niemożliwe. Ale tak było. Czy myślisz, że one też.Urwała. Nie wiem powiedział cicho. Ale tak wygląda.Odzniknięcia pierwszej z nich minęło już wiele miesięcy.Gdyby żyła.Zrobił w powietrzu nieokreślony ruch fajką i umilkł Ona takżemilczała, tylko oddychała coraz szybciej i głośniej.Potemzapytała: Znasz ich nazwiska? Nie. No, to może imiona, no, nie wiem, jakieś szczegóły.Pokręcił głową. Ale ja muszę wiedzieć! krzyknęła. Może to w ogólenie są te, które ja przyprowadziłam do Marka! Dowiesz się na rozprawie powiedział. Ale wtedybędzie za pózno.Była zupełnie zdruzgotana.Ręce jej latały, zęby dzwoniły jak wgorączce. Hubert szeptała. Rany boskie, Hubert.Przecież janie wiedziałam o niczym! Dla mnie to była tylko zabawa;no, trochę niezdrowa zabawa, ja wiem, ale ostatecznie.Jakoni mogli je zabić? Jak mogli, Hubert, jak mogli! Takiemłode gówniary!Zaczęła płakać i nagle niemal w połowie najgłośniejszegoszlochu umilkła.Jej oczy, mokre od łez, zrobiły się nagleczujne i nieufne. A ty? zapytała. A ty skąd wiesz o tym wszystkim?Uśmiechnął się i potarł w powietrzu palcami. Odkąd Fenicjanie wymyślili pieniądze powiedział nie ma takiej tajemnicy, której nie można by kupić.Gdybymmiał więcej czasu, dowiedziałbym się wszystkiego, aż donajdrobniejszych detali.Ale myślę, że to, co wiem, powinnoci zupełnie wystarczyć.Opadła głową na stół i po długiej chwili zapytała szeptem: Co mam robić?Wstał, podszedł do barku, odkręcił butelkę Queen Anne ,nalał sporą porcję do kryształowej szklanki i ze smakiempociągnął. Jest tylko jedno wyjście powiedział. Wyjazd. Wyjazd gdzie? Za granicę.Nie podniosła głowy znad stołu; dlatego jej głos był dalejstłumiony i mało wyrazny. Za granicę powtórzyła. Jak, Hubert, jakim cudem?Bez paszportu? A nawet gdyby, to przecież na każdympunkcie.Daj spokój, to śmieszne. Nie powiedział. To wcale nie śmieszne.Jeżeli mipomożesz, jutro po południu będziemy w Kopenhadze.Powoli usiadła.Zobaczył jej ostrożny, nawet trochę podejrzliwywzrok i zmusił się do swobodnego uśmiechu. Przygotowałem wszystko powiedział i szybko wypiłswoją whisky do końca, jakby to był jarzębiak czyżubrówka. Musisz zrobić tylko jedną rzecz: powiedziećtak. Kopenhaga szepnęła. A co ja bym robiła wKopenhadze? Nic nie umiem; żadnego zawodu. To nieważne mruknął. Dopóki będziesz ze mną.Odstawił szklankę, nachylił się, rozpiął swoją lotniczą torbę irzucił na stół grubą paczkę małych, zielonych banknotów,ściągniętych gumką od lekarstw. To nam wystarczy na rok powiedział.Nachylił się nad swoją torbą, poszperał w niej jeszczeraz i wyjął nieduży, kolorowy blankiet A to na drugi.Podszedł do stołu i z głośnym klepnięciem rozłożył przed niąten blankiet na serwecie. To moje konto w banku Nord w Hamburgu.Wystarczy,że przyjdę i podam hasło Klara.Uśmiechnął się i dodał: Na dodatek możesz uspokoić swoje patriotyczne su-mienie: to nie są premie za szpiegostwo przeciw PRL.Poprostu pomogłem paru sympatycznym ludziom znad Renuzałatwić parę korzystnych transakcji nad Wisłą.Dotknęła palcem banknotów i nie podnosząc oczu zapytała: A dlaczego chcesz to zrobić? Już ci powiedziałem: żeby być z tobą. Przecież jesteś z mamą. Nie bądz śmieszna mruknął. Dwadzieścia razybyłem z nią na kawie, dwanaście razy odwiozłem ją nalotnisko w Warszawie i dwanaście razy przywiozłem ją zpowrotem; cztery razy spędziłem z nią tak zwany upojnywieczór na dansingu i raz przytrzymałem ją dłużej za rękę.To wszystko. Nie pokręciła głową. To nie wszystko.Ona myśli,że ją kochasz. I co z tego? zapytał. Przecież ona jest stara! A ty?Wyprostował się i spochmurniał. Daję ci szansę powiedział. I chciałbym, żebyś todoceniła.Zostawiam chałupę, która jest warta półtoramiliona, meble za pół miliona i warsztat, który rocznie dajemi prawie milion.Wszystko to robię dlatego, że nie chcę cięwidzieć za kratkami.Decyduj.Podrzuciła na ręku paczkę banknotów, ściągniętych gumką,i położyła ją z powrotem na stole.Potem wstała, wyminęłaHuberta, podeszła sama do barku i nie patrząc wzięła pierwsząbutelkę z brzegu. To pejsachówka powiedział. Bardzo mocna.Uważaj, żebyś nie spaliła sobie gardła. Nie szkodzi szepnęła.Nalała sobie pół kryształowej szklanki, tej samej, w którejon przedtem pił Queen Anne i wychyliła ją ciurkiem,jakby to była woda. Odetchnij głęboko! zawołał.Potrząsnęła głową i zatkawszy usta ręką podeszła do telefonu. Chwileczkę powiedział. Gdzie chcesz dzwonić?Chuchnęła i zachrypniętym głosem odpowiedziała: Do mamy.Podbiegł i chwycił ją za rękę. Zwariowałaś? Nie szepnęła. Nie mam nic na sumieniu.Jeżelimają mnie sądzić, to niech mnie sądzą.Nie może być tak,żeby niewinnego człowieka wsadzili do więzienia.A jaktrzeba będzie coś odsiedzieć, to odsiedzę.Potem wyjdę,skończę studia i wszystko wróci do normy.A do Danii ztobą nie pojadę.Spróbowała odtrącić jego rękę, ale on zacisnął ją jeszczemocniej. Dlaczego? krzyknął. Elżbieta, zastanów się, cochcesz zrobić! Nic specjalnego odpowiedziała uparcie. Powiemmamie, gdzie jestem, i poproszę, żeby przyjechała mniezabrać.Muszę rano być w domu, poprać sobie wszystko, comi będzie potrzebne, i zgłosić się na milicję.A mój ojciecbędzie pilnował, żeby nie zrobili mi krzywdy! Twój ojciec syknął. Ten wariat, który trzy latachodzi w jednych portkach i śpi z głupią myszą, którapotrafi tylko jedno: kleić jego idiotyczne taśmy zrozmówkami! Zostaw powiedziała zimno i wyrwała rękę z jego dłoni.Zmrużył oczy i odrzucił do tyłu swoją piękną głowę. Daję ci czas do rana. Nie warto powiedziała. Ja już się zdecydowałam.Pozwól mi zadzwonić. Nie powiedział. Ktoś tutaj musi być mądry. Pozwól mi zadzwonić! powtórzyła twardo.Położył dłoń na słuchawce i pokręcił głową przecząco. Jak chcesz powiedziała i znienacka rzuciła się kudrzwiom.Złapał ją przy progu i szarpnął, aż zatoczyła się na ścianę.Potem szybko zamknął drzwi od środka i wrzucił klucze dokieszeni.Skoczyła ku oknu.Teraz nie zareagował; wiedział, wszystkieokna są zakratowane [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
. Za słaby psychicz nie.To musiał zrobić ktoś inny. Może odpowiedział Hubert obojętnie. Ale co dlaciebie za różnica?Potrząsnęła ramionami niepewnie.Patrzył na nią jeszcze przez chwilę z łagodnym współczuciem, apotem powiedział: To jeszcze nie wszystko.Widzisz, pięć z waszychdziewczyn nigdy nie wróciło do domu.Teraz drgnęła. Co to znaczy nie wróciło? No, po prostu odpowiedział, wydymając wargi.Pewnego dnia wyszły i ślad po nich zaginął.Odstawiła szklankę drżącą ręką i opadła na oparcie drewnianejławy. Hubert, co ty mówisz!Spuścił głowę, jakby sam był zakłopotany tym faktem.Przez chwilę patrzyła na niego rozszerzonymi z przerażeniaoczami, a potem szepnęła: To niemożliwe. Ale tak było. Czy myślisz, że one też.Urwała. Nie wiem powiedział cicho. Ale tak wygląda.Odzniknięcia pierwszej z nich minęło już wiele miesięcy.Gdyby żyła.Zrobił w powietrzu nieokreślony ruch fajką i umilkł Ona takżemilczała, tylko oddychała coraz szybciej i głośniej.Potemzapytała: Znasz ich nazwiska? Nie. No, to może imiona, no, nie wiem, jakieś szczegóły.Pokręcił głową. Ale ja muszę wiedzieć! krzyknęła. Może to w ogólenie są te, które ja przyprowadziłam do Marka! Dowiesz się na rozprawie powiedział. Ale wtedybędzie za pózno.Była zupełnie zdruzgotana.Ręce jej latały, zęby dzwoniły jak wgorączce. Hubert szeptała. Rany boskie, Hubert.Przecież janie wiedziałam o niczym! Dla mnie to była tylko zabawa;no, trochę niezdrowa zabawa, ja wiem, ale ostatecznie.Jakoni mogli je zabić? Jak mogli, Hubert, jak mogli! Takiemłode gówniary!Zaczęła płakać i nagle niemal w połowie najgłośniejszegoszlochu umilkła.Jej oczy, mokre od łez, zrobiły się nagleczujne i nieufne. A ty? zapytała. A ty skąd wiesz o tym wszystkim?Uśmiechnął się i potarł w powietrzu palcami. Odkąd Fenicjanie wymyślili pieniądze powiedział nie ma takiej tajemnicy, której nie można by kupić.Gdybymmiał więcej czasu, dowiedziałbym się wszystkiego, aż donajdrobniejszych detali.Ale myślę, że to, co wiem, powinnoci zupełnie wystarczyć.Opadła głową na stół i po długiej chwili zapytała szeptem: Co mam robić?Wstał, podszedł do barku, odkręcił butelkę Queen Anne ,nalał sporą porcję do kryształowej szklanki i ze smakiempociągnął. Jest tylko jedno wyjście powiedział. Wyjazd. Wyjazd gdzie? Za granicę.Nie podniosła głowy znad stołu; dlatego jej głos był dalejstłumiony i mało wyrazny. Za granicę powtórzyła. Jak, Hubert, jakim cudem?Bez paszportu? A nawet gdyby, to przecież na każdympunkcie.Daj spokój, to śmieszne. Nie powiedział. To wcale nie śmieszne.Jeżeli mipomożesz, jutro po południu będziemy w Kopenhadze.Powoli usiadła.Zobaczył jej ostrożny, nawet trochę podejrzliwywzrok i zmusił się do swobodnego uśmiechu. Przygotowałem wszystko powiedział i szybko wypiłswoją whisky do końca, jakby to był jarzębiak czyżubrówka. Musisz zrobić tylko jedną rzecz: powiedziećtak. Kopenhaga szepnęła. A co ja bym robiła wKopenhadze? Nic nie umiem; żadnego zawodu. To nieważne mruknął. Dopóki będziesz ze mną.Odstawił szklankę, nachylił się, rozpiął swoją lotniczą torbę irzucił na stół grubą paczkę małych, zielonych banknotów,ściągniętych gumką od lekarstw. To nam wystarczy na rok powiedział.Nachylił się nad swoją torbą, poszperał w niej jeszczeraz i wyjął nieduży, kolorowy blankiet A to na drugi.Podszedł do stołu i z głośnym klepnięciem rozłożył przed niąten blankiet na serwecie. To moje konto w banku Nord w Hamburgu.Wystarczy,że przyjdę i podam hasło Klara.Uśmiechnął się i dodał: Na dodatek możesz uspokoić swoje patriotyczne su-mienie: to nie są premie za szpiegostwo przeciw PRL.Poprostu pomogłem paru sympatycznym ludziom znad Renuzałatwić parę korzystnych transakcji nad Wisłą.Dotknęła palcem banknotów i nie podnosząc oczu zapytała: A dlaczego chcesz to zrobić? Już ci powiedziałem: żeby być z tobą. Przecież jesteś z mamą. Nie bądz śmieszna mruknął. Dwadzieścia razybyłem z nią na kawie, dwanaście razy odwiozłem ją nalotnisko w Warszawie i dwanaście razy przywiozłem ją zpowrotem; cztery razy spędziłem z nią tak zwany upojnywieczór na dansingu i raz przytrzymałem ją dłużej za rękę.To wszystko. Nie pokręciła głową. To nie wszystko.Ona myśli,że ją kochasz. I co z tego? zapytał. Przecież ona jest stara! A ty?Wyprostował się i spochmurniał. Daję ci szansę powiedział. I chciałbym, żebyś todoceniła.Zostawiam chałupę, która jest warta półtoramiliona, meble za pół miliona i warsztat, który rocznie dajemi prawie milion.Wszystko to robię dlatego, że nie chcę cięwidzieć za kratkami.Decyduj.Podrzuciła na ręku paczkę banknotów, ściągniętych gumką,i położyła ją z powrotem na stole.Potem wstała, wyminęłaHuberta, podeszła sama do barku i nie patrząc wzięła pierwsząbutelkę z brzegu. To pejsachówka powiedział. Bardzo mocna.Uważaj, żebyś nie spaliła sobie gardła. Nie szkodzi szepnęła.Nalała sobie pół kryształowej szklanki, tej samej, w którejon przedtem pił Queen Anne i wychyliła ją ciurkiem,jakby to była woda. Odetchnij głęboko! zawołał.Potrząsnęła głową i zatkawszy usta ręką podeszła do telefonu. Chwileczkę powiedział. Gdzie chcesz dzwonić?Chuchnęła i zachrypniętym głosem odpowiedziała: Do mamy.Podbiegł i chwycił ją za rękę. Zwariowałaś? Nie szepnęła. Nie mam nic na sumieniu.Jeżelimają mnie sądzić, to niech mnie sądzą.Nie może być tak,żeby niewinnego człowieka wsadzili do więzienia.A jaktrzeba będzie coś odsiedzieć, to odsiedzę.Potem wyjdę,skończę studia i wszystko wróci do normy.A do Danii ztobą nie pojadę.Spróbowała odtrącić jego rękę, ale on zacisnął ją jeszczemocniej. Dlaczego? krzyknął. Elżbieta, zastanów się, cochcesz zrobić! Nic specjalnego odpowiedziała uparcie. Powiemmamie, gdzie jestem, i poproszę, żeby przyjechała mniezabrać.Muszę rano być w domu, poprać sobie wszystko, comi będzie potrzebne, i zgłosić się na milicję.A mój ojciecbędzie pilnował, żeby nie zrobili mi krzywdy! Twój ojciec syknął. Ten wariat, który trzy latachodzi w jednych portkach i śpi z głupią myszą, którapotrafi tylko jedno: kleić jego idiotyczne taśmy zrozmówkami! Zostaw powiedziała zimno i wyrwała rękę z jego dłoni.Zmrużył oczy i odrzucił do tyłu swoją piękną głowę. Daję ci czas do rana. Nie warto powiedziała. Ja już się zdecydowałam.Pozwól mi zadzwonić. Nie powiedział. Ktoś tutaj musi być mądry. Pozwól mi zadzwonić! powtórzyła twardo.Położył dłoń na słuchawce i pokręcił głową przecząco. Jak chcesz powiedziała i znienacka rzuciła się kudrzwiom.Złapał ją przy progu i szarpnął, aż zatoczyła się na ścianę.Potem szybko zamknął drzwi od środka i wrzucił klucze dokieszeni.Skoczyła ku oknu.Teraz nie zareagował; wiedział, wszystkieokna są zakratowane [ Pobierz całość w formacie PDF ]