[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Patrzyłam na niego z zaciekawieniem.- Dlaczego tak łatwo ci poszło?- Nigdy nie widziałem, żebyś miała na sobie coś czerwonego.Jeślimasz wybór, nie wybierzesz czerwonego.- Nie widziałeś mnie w wielu kolorach.Uśmiechnął się.- To prawda.Ale w czerwonym na pewno.Poza tym łatwo uwierzyć,że nie byłaś w Meksyku.Wielu ludzi nie było. I jesteś kimś, kto dokładnie wie, ile razy coś zrobił, więc to nie byłospecjalnie trudne.Ale nigdy nie słyszałem tej piosenki.- Mogłabym ci zaśpiewać, ale ona naprawdę nigdy się nie kończy.Przekręciłam się z powrotem na plecy i wbiłam wzrok w sufit.Przezchwilę obserwowałam kręcące się powoli łopatki wentylatora.Dan się nieporuszył.Wciąż leżał na boku i przyglądał mi się.Czułam to.- Wiesz o liczeniu? - zadałam to pytanie lekkim, neutralnym tonem,jakbym w ogóle nie przywiązywała do niego wagi.Wyciągnął rękę i zakręcił sobie na palcu luzny kosmyk moichwłosów.- Wiem.- Czy.czy to jest aż tak oczywiste? - Wciąż wbijałam wzrok w sufit.Były na nim trzydzieści cztery pęknięcia.- Nie.Ale zauważyłem, że zawsze wiesz, ile czego jest, cokolwiek byto było.Na przykład ile razy objechaliśmy budynek, szukając miejsca dozaparkowania.- Usłyszałam rozbawienie w jego głosie.-1 ile szkiełekjest w misie.- Wtedy, kiedy ją upuściłam. -Tak.Odetchnęłam głęboko.Starałam się nie przejmować tym, że tozauważył.Tę zawstydzającą prawdę o mnie.Widział mnie w prawiekażdej pozycji seksualnej, ale w tej chwili czułam się przy nim bardziejnaga niż kiedykolwiek wcześniej.- Nie podoba ci się to, że wiem.Przekręciłam się na bok, położyłamplecami do niego.- Nie, Dan, nie podoba mi się.Dotknął mojego ramienia, a potem przysunął się do mnie, na łyżeczki.Wszystko pasowało idealnie, biodro do biodra, udo do uda.Kawałkiukładanki.Jakby ktoś nas wyciął z wosku, żeby odlać formę.Westchnął,na gołej skórze poczułam ruch powietrza.- Dlaczego, Elle? Dlaczego to ma dla ciebie takie znaczenie?Nie potrafiłam odpowiedzieć.Nie potrafiłam wyjaśnić, czym jest dlamnie liczenie.Wytłumaczyć mu, jak chwytam się go jak ostatniej deskiratunku, żeby nie myśleć o rzeczach, które inaczej sprawiałyby mipotworny ból.Nie potrafiłam tego wytłumaczyć nawet sobie.- To mnie zawstydza.Przez chwilę nic nie mówił.Jego dłoń zaczęła powoli spacerować pomoim ciele, od ramienia, przez rękę, w górę biodra, po udzie i zpowrotem.Jego penis i brzuch naciskały lekko na moje pośladki.Zdałamsobie sprawę, że to, że jesteśmy nadzy, nie podnieciło go, że doszliśmy dopunktu, w którym obnażeni czuliśmy się swobodnie.Jego ręce potrafiłyi uspokajać mnie, i podniecać. Uświadomiłam sobie, że w jego obecności nie czuję się już bezbronna.Zamknęłam oczy, żeby powstrzymać łzy.Przyłożyłam do nich ręce,żeby żadnej nie uronić.Dan wciąż mnie głaskał, w absolutnej ciszy.Chciałam się od niego odsunąć, ale nie zrobiłam tego.Chciałam wstać ztego łóżka, ubrać się i pojechać do domu, do swojej chłodnej pościeli igołych białych ścian.Paść w ramiona samotności.- Elle - odezwał się po chwili.- Nigdy nie złamałem nogi.Nigdy niejezdziłem na łyżwach.Nie jestem zakochany.Widziałam bliznę po wypadku na rowerze.Wylądował w szpitalu zezłamaną nogą.Widziałam go na zdjęciach zrobionych zimą nazamarzniętym stawie jego dziadków.- Dan, proszę cię.Przysunął się do mnie jeszcze bliżej.Wcisnął usta w zagłębieniemiędzy moimi łopatkami.Uwielbia! mnie tam całować.- Elle, jesteś taka piękna, dlaczego mi nie pozwolisz.To słowo mnie podniosło.Zdjęłam nogi z łóżka.- Nie.Dan, przestań.Zepsujesz to.Wszystko zepsujesz.On też usiadł.- Wytłumacz mi, jak mogę to zepsuć.Co to jest to? Możesz mipowiedzieć?Wstałam i zaczęłam się rozglądać za ubraniem.Nie chciałam usłyszećtego, co miał mi do powiedzenia.Nie chciałam nic usłyszeć.W ogóle niechciałam tego słuchać. - Elle, spójrz na mnie.- To jest.seks - powiedziałam.- To jest.znajomość, to jest, dwojeludzi, którzy znalezli kogoś, z kim dobrze się czują w łóżku.To jestprzyjazń.- To nie jest tylko to - powiedział.Znalazłam koszulę i włożyłam ją.Nawet nie próbowałam znalezćstanika.Majtki.Długą cygańską spódnicę, którą miałam na sobie najarmarku.Tylko jeden but, drugi się gdzieś zapodział.Obserwował mnie, leżąc na łóżku.- Co robisz?- Ubieram się.Na sekundę nasze spojrzenia się skrzyżowały.Na twarzy, która mimomoich wielkich wysiłków stała mi się tak dobrze znana, malował sięgniew.Położył dłonie na kolanach.- Idę do domu - dodałam.- Dlaczego? Tylko dlatego, że przez chwilę poczułaś sięniekomfortowo? Tak?- Tak! - Z jednym butem w ręce odwróciłam się, żeby na niegospojrzeć.- Czy to nie jest wystarczający powód?- Nie, nie jest!Kiedy krzyknął, zrobiłam krok w tyl.W rękach trzymałam jeden but,jak tarczę.Zdałam sobie sprawę, że to komiczne, i czerwień zalała mipoliczki.Dan wyglądał na obrażonego i złego.- Zachowujesz się tak, jakbyś się bała, że cię uderzę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl