[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nawet nie wiedziałaś, że to sukienka.- Widziałam, że dostałaś przesyłkę.- Przesunęła papiery i pchnęłapudełko w moją stronę.- Otwórz.- Stawiasz sobie za punkt honoru wiedzieć wszystko o wszystkich?Czy tylko o mnie?Chwyciłam za bjzeg papieru otulającego pudełko.Kurier przyniósł jerano.Był na nim tylko adres biura, nic więcej.%7ładnej wskazówki, ktomógł je przysłać.- Głupie pytanie.Spojrzałam na nią.- No jasne.O wszystkich.- Gdzie to zamówiłaś? - Marcy sięgnęła po nożyczki.Stały spokojniew pojemniku z przyborami do pisania.Wręczyła mi je z taką powagę idostojeństwem, jakby to była uroczystość przecinania wstęgi.- Nie zamówiłam.To jest.prezent.Delikatnie przecięłam papier izsunęłam goz pudełka.Marcy zobaczyła nazwę na opakowaniu i zagwizdała cicho,z podziwem.Ja wpatrywałam się w napis bez słowa.Kellerman's tobardzo ekskluzywny i drogi butik.Wiele razy zaglądałam tam przezszybę, ale nigdy nie weszłam.To sklep, który sprzedaje kreacje.Kreacjena dzień, kreacje na wieczór, ubrania o tak ściśle określonym zastosowa-niu, że potrzebny byłby przewodnik, żeby poznać ich przeznaczenie.- Ho, ho, ho.- Przynajmniej raz Marcy zapomniała języka w gębie.No, może nie do końca.- Niezle.Dotknęłam wypukłych liter, ale się zawahałam.Nie otworzyłam.Skądwiedział, jaki noszę rozmiar?Skąd wiedział, co mi się podoba, a co nie? Co, jeśli sukienka jestczerwona, w kolorze, którego nienawidzę, co by oznaczało, że jej niezałożę? Co, jeśli ma duże bufki, jak sukienka na bal maturalny z latosiemdziesiątych, i pogrubi mnie w tyłku?- Otwórz - rzuciła Marcy niecierpliwie.- Chcę ją zobaczyć.Uniosłam pokrywkę i odłożyłam ją na bok.Sukienka kryła się zabibułką.Podniosłam pierwszą warstwę.Pod spodem była kolejna.- Owijają je jak mumie - powiedziała Marcy.-No dalej, Elle, umieramz ciekawości.W końcu wydobyłam ze zwojów papieru sukienkę.Uniosłam ją wgórę.Była czarna.Długa.Bez ra-miączek.Cudna.Małe lśniące koraliki ozdabiały dopasowaną górę, wzmocnionąprzeszyciami, i dół.Rozcięcie biegło od samego dołu aż do górnej częściuda - równie dobrze mogło się kończyć w talii.Patrząc na dół, miało sięwrażenie, że będzie wirował w tańcu.- Bardzo ładna - powiedziała Marcy.- Muszę przyznać, że niespodziewałabym się po tobie czegoś takiego.Dlaczego ją wybrałaś?- Nie wybrałam.- Niepewnie dotknęłam materiału.Jak mogłabym cośtakiego na siebie włożyć? Tak cudownego.Tak dużo odsłaniającego.Jak gdyby czarny poliestrowy płaszcz narzucony na koronkowąbieliznę nic nie odsłaniał.Nigdy nie twierdziłam, że mam tylko jednooblicze.Znam dobrze tę swoją dwoistość - i wiem, skąd się wzięła.Wiem,dlaczego tak bardzo nienawidzę, kiedy mi sięmówi, co mam robić, i tak samo mocno pragnę wolności wynikającejz braku odpowiedzialności.Spojrzałam ha'swoje ubranie - jak co dzień: biała koszulowa bluzka,czarna spódnica, wszystko poprawne, nudne, skromne.A potem nasuknię.Krzyczała: Seks! A przecież nie zdjęłam jej jeszcze z wieszaka!- Będziesz wyglądała bosko, dziewczynko.- Marcy się uśmiechnęła.-Przymierz.- Tutaj? Teraz? Nie, mam robotę.Nie mogę.Uniosła rękę, uciszającmnie.- Nic nie mów.Wiem, to nie tyją kupiłaś.Mam zgadywać kto? Tentwój loverboy z Błękitnego Aabędzia?- Dan.- Dan kupił tę sukienkę? - zapytała Marcy.- Dla zabawy?- Nie.Chce, żebym ją dzisiaj wieczorem założyła.Jesteśmyumówieni.- To bardzo miło z jego strony - stwierdziła Marcy.Jej powściągliwośćdowodziła, że była pod większym wrażeniem, niż chciała przyznać.Znów dotknęłam sukienki.Próbowałam sobie wyobrazić siebie w niejw miejscu publicznym.Gorzej, na randce.- Spójrz, kupił ci też buty.I szal! I torebkę! Do diabła, dziewczyno!Ten facet ma gust i forsę.I.-Marcy sięgnęła do pudełka i wyjęła pasekmateriału, zwiewną koronkę, podwiązkę.- Wie, co dobre.- Odłóż to - powiedziałam ostro.- Nawet nie wiem, czy coś z tegozałożę.Spojrzała na mnie spod uniesionych brwi.- Założysz.I będziesz pięknie wyglądać.Zmarszczyłam brwi.Potrząsałam sukienką, alenie miałam ochoty odkładać jej do pudełka.- Jest bardzo.- Seksowna.-Tak.- Myślisz, że nie możesz być seksowna? - zapytała Marcy.Nie o to chodziło.Wiedziałam bardzo dobrze, że mogę i potrafię być seksowna.Mogłampociągnąć usta czerwoną szminką, rozpuścić włosy, wcisnąć biust wpush-upa, a tyłek w wąskie majtki.- Nie potrzebuję tego, żeby wyglądać seksownie.To.to jakaśparodia.- Może on tego chce.Pomyślałam, że może Marcy ma rację.Czy mogłam go oskarżać o to,że pakuje mnie w parodię, gdy sama posłużyłam się stereotypem?Pogłaskałam gładki, miękki, dobrej jakości materiał i rzuciłam okiem nabuty.Obcasy jak dla prostytutki.- Mogę spytać, gdzie cię zabiera? Tak ubraną?- Nie wiem.Marcy się zaśmiała.- Mam nadzieję, że nie na pogrzeb.W tych ciuchach podniosłabyśnieboszczyka z grobu.Powiedziała to i wyszła, zostawiając mnie sam na sam z moimimyślami.Byłam pewna, że nie zabiera mnie na pogrzeb.Więc gdzie sięwybieraliśmy?Księżniczka Pennywhistle nie byłaby zaniepokojona.Włożyłabysukienkę i poszła na spotkanie z Przystojnym Księciem.Znów rzuciłamokiem nabuty, szal i podwiązkę.Wydał dużo pieniędzy.Kupił czarną.Mójrozmiar.Uważny książę.Uśmiechnęłam' się do tej myśli i odłożyłam wszystko z powrotem dopudełka.Dan miał rację.Chciałam z nim'iść.Nieważne dokąd.Spotkałam się ż nim w lobby szpanerskiego hotelu w centrum miasta.Wypełniały je prawdziwe drzewa, wyrastały z wyłożonej marmurempodłogi.Spokój tego miejsca zakłócał tylko szum przelewającej się wfontannie wody.W górze błyszczały żyrandole.Przyszłam chyba ciut zawcześnie, bo jeszcze go nie było.- Elle.Odwróciłam się, kiedy usłyszałam jego głos.Wyglądał męsko.Nadwyraz męsko.Smoking leżał na nim, jakby został na niego skrojony, a niewypożyczony tylko na ten wieczór.Wziął mnie za rękę i przyciągnął dosiebie.Nasze ciała stworzyły jedną linię.Jego ręce odnalazły moją talię.- Aadna sukienka.- Ten staroć? - prychnęłam pogardliwie, a potem spojrzałam mu woczy.- Wyglądasz niezwykle kusząco.- Pocałował mnie w policzek.Delikatnie musnął moją twarz, a potem szyję.- I smakowicie pachniesz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Nawet nie wiedziałaś, że to sukienka.- Widziałam, że dostałaś przesyłkę.- Przesunęła papiery i pchnęłapudełko w moją stronę.- Otwórz.- Stawiasz sobie za punkt honoru wiedzieć wszystko o wszystkich?Czy tylko o mnie?Chwyciłam za bjzeg papieru otulającego pudełko.Kurier przyniósł jerano.Był na nim tylko adres biura, nic więcej.%7ładnej wskazówki, ktomógł je przysłać.- Głupie pytanie.Spojrzałam na nią.- No jasne.O wszystkich.- Gdzie to zamówiłaś? - Marcy sięgnęła po nożyczki.Stały spokojniew pojemniku z przyborami do pisania.Wręczyła mi je z taką powagę idostojeństwem, jakby to była uroczystość przecinania wstęgi.- Nie zamówiłam.To jest.prezent.Delikatnie przecięłam papier izsunęłam goz pudełka.Marcy zobaczyła nazwę na opakowaniu i zagwizdała cicho,z podziwem.Ja wpatrywałam się w napis bez słowa.Kellerman's tobardzo ekskluzywny i drogi butik.Wiele razy zaglądałam tam przezszybę, ale nigdy nie weszłam.To sklep, który sprzedaje kreacje.Kreacjena dzień, kreacje na wieczór, ubrania o tak ściśle określonym zastosowa-niu, że potrzebny byłby przewodnik, żeby poznać ich przeznaczenie.- Ho, ho, ho.- Przynajmniej raz Marcy zapomniała języka w gębie.No, może nie do końca.- Niezle.Dotknęłam wypukłych liter, ale się zawahałam.Nie otworzyłam.Skądwiedział, jaki noszę rozmiar?Skąd wiedział, co mi się podoba, a co nie? Co, jeśli sukienka jestczerwona, w kolorze, którego nienawidzę, co by oznaczało, że jej niezałożę? Co, jeśli ma duże bufki, jak sukienka na bal maturalny z latosiemdziesiątych, i pogrubi mnie w tyłku?- Otwórz - rzuciła Marcy niecierpliwie.- Chcę ją zobaczyć.Uniosłam pokrywkę i odłożyłam ją na bok.Sukienka kryła się zabibułką.Podniosłam pierwszą warstwę.Pod spodem była kolejna.- Owijają je jak mumie - powiedziała Marcy.-No dalej, Elle, umieramz ciekawości.W końcu wydobyłam ze zwojów papieru sukienkę.Uniosłam ją wgórę.Była czarna.Długa.Bez ra-miączek.Cudna.Małe lśniące koraliki ozdabiały dopasowaną górę, wzmocnionąprzeszyciami, i dół.Rozcięcie biegło od samego dołu aż do górnej częściuda - równie dobrze mogło się kończyć w talii.Patrząc na dół, miało sięwrażenie, że będzie wirował w tańcu.- Bardzo ładna - powiedziała Marcy.- Muszę przyznać, że niespodziewałabym się po tobie czegoś takiego.Dlaczego ją wybrałaś?- Nie wybrałam.- Niepewnie dotknęłam materiału.Jak mogłabym cośtakiego na siebie włożyć? Tak cudownego.Tak dużo odsłaniającego.Jak gdyby czarny poliestrowy płaszcz narzucony na koronkowąbieliznę nic nie odsłaniał.Nigdy nie twierdziłam, że mam tylko jednooblicze.Znam dobrze tę swoją dwoistość - i wiem, skąd się wzięła.Wiem,dlaczego tak bardzo nienawidzę, kiedy mi sięmówi, co mam robić, i tak samo mocno pragnę wolności wynikającejz braku odpowiedzialności.Spojrzałam ha'swoje ubranie - jak co dzień: biała koszulowa bluzka,czarna spódnica, wszystko poprawne, nudne, skromne.A potem nasuknię.Krzyczała: Seks! A przecież nie zdjęłam jej jeszcze z wieszaka!- Będziesz wyglądała bosko, dziewczynko.- Marcy się uśmiechnęła.-Przymierz.- Tutaj? Teraz? Nie, mam robotę.Nie mogę.Uniosła rękę, uciszającmnie.- Nic nie mów.Wiem, to nie tyją kupiłaś.Mam zgadywać kto? Tentwój loverboy z Błękitnego Aabędzia?- Dan.- Dan kupił tę sukienkę? - zapytała Marcy.- Dla zabawy?- Nie.Chce, żebym ją dzisiaj wieczorem założyła.Jesteśmyumówieni.- To bardzo miło z jego strony - stwierdziła Marcy.Jej powściągliwośćdowodziła, że była pod większym wrażeniem, niż chciała przyznać.Znów dotknęłam sukienki.Próbowałam sobie wyobrazić siebie w niejw miejscu publicznym.Gorzej, na randce.- Spójrz, kupił ci też buty.I szal! I torebkę! Do diabła, dziewczyno!Ten facet ma gust i forsę.I.-Marcy sięgnęła do pudełka i wyjęła pasekmateriału, zwiewną koronkę, podwiązkę.- Wie, co dobre.- Odłóż to - powiedziałam ostro.- Nawet nie wiem, czy coś z tegozałożę.Spojrzała na mnie spod uniesionych brwi.- Założysz.I będziesz pięknie wyglądać.Zmarszczyłam brwi.Potrząsałam sukienką, alenie miałam ochoty odkładać jej do pudełka.- Jest bardzo.- Seksowna.-Tak.- Myślisz, że nie możesz być seksowna? - zapytała Marcy.Nie o to chodziło.Wiedziałam bardzo dobrze, że mogę i potrafię być seksowna.Mogłampociągnąć usta czerwoną szminką, rozpuścić włosy, wcisnąć biust wpush-upa, a tyłek w wąskie majtki.- Nie potrzebuję tego, żeby wyglądać seksownie.To.to jakaśparodia.- Może on tego chce.Pomyślałam, że może Marcy ma rację.Czy mogłam go oskarżać o to,że pakuje mnie w parodię, gdy sama posłużyłam się stereotypem?Pogłaskałam gładki, miękki, dobrej jakości materiał i rzuciłam okiem nabuty.Obcasy jak dla prostytutki.- Mogę spytać, gdzie cię zabiera? Tak ubraną?- Nie wiem.Marcy się zaśmiała.- Mam nadzieję, że nie na pogrzeb.W tych ciuchach podniosłabyśnieboszczyka z grobu.Powiedziała to i wyszła, zostawiając mnie sam na sam z moimimyślami.Byłam pewna, że nie zabiera mnie na pogrzeb.Więc gdzie sięwybieraliśmy?Księżniczka Pennywhistle nie byłaby zaniepokojona.Włożyłabysukienkę i poszła na spotkanie z Przystojnym Księciem.Znów rzuciłamokiem nabuty, szal i podwiązkę.Wydał dużo pieniędzy.Kupił czarną.Mójrozmiar.Uważny książę.Uśmiechnęłam' się do tej myśli i odłożyłam wszystko z powrotem dopudełka.Dan miał rację.Chciałam z nim'iść.Nieważne dokąd.Spotkałam się ż nim w lobby szpanerskiego hotelu w centrum miasta.Wypełniały je prawdziwe drzewa, wyrastały z wyłożonej marmurempodłogi.Spokój tego miejsca zakłócał tylko szum przelewającej się wfontannie wody.W górze błyszczały żyrandole.Przyszłam chyba ciut zawcześnie, bo jeszcze go nie było.- Elle.Odwróciłam się, kiedy usłyszałam jego głos.Wyglądał męsko.Nadwyraz męsko.Smoking leżał na nim, jakby został na niego skrojony, a niewypożyczony tylko na ten wieczór.Wziął mnie za rękę i przyciągnął dosiebie.Nasze ciała stworzyły jedną linię.Jego ręce odnalazły moją talię.- Aadna sukienka.- Ten staroć? - prychnęłam pogardliwie, a potem spojrzałam mu woczy.- Wyglądasz niezwykle kusząco.- Pocałował mnie w policzek.Delikatnie musnął moją twarz, a potem szyję.- I smakowicie pachniesz [ Pobierz całość w formacie PDF ]