[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jęknęła.- Podglądasz? - Dana się śmiała.- Wiesz, wszyscy tak robią.Nikt mi niewierzy, że go dobrze umaluję.Chwilę trwało, zanim Megan odzyskała głos.- Na pewno będzie dobrze.- Z tobą to nietrudne, moja droga - odparła Dana machinalnie.Podeszła,wzięła lusterko, podała Megan.- Sama zobacz.Megan ledwie rzuciła okiem na odbicie.Ledwie musnęła wzrokiemodbicie swoich oczu, niewiarygodnie dużych, nie wiadomo, czy to za sprawąmakijażu Dany, czy doznanego szoku.Od razu przechyliła lusterko w bok.szukając dziwacznej istoty.Na darmo.Pokój wyglądał tak samo jak wtedy, gdy tu weszła.Spojrzałana Malleusa, stojącego nieruchomo po jej prawej stronie.- Co pan na to, panie Brown?Zerknął na nią machinalnie.On również przeczesywał wzrokiem pokój.Maleficarum i Spud już nie stali pod ścianą.- Przepięknie, pani Chase.Proszę się nie obawiać.- A niby czego miałabym się obawiać? - szepnęła.Wcześniejszy niepokójprzerodził się w panikę.- Kiedy my tu jesteśmy? Niczego.- Nie patrzył na nią.- Megan, wszyscy są gotowi.- Brian stanął u jej boku.Drgnęła.- Niedenerwuj się.Wyglądasz bardzo ładnie i jestem pewny, że zdjęcia będą świetne.Megan przywołała na twarz grymas, który - jak miała nadzieję - wyglądałna uśmiech.Wstała.Na drżących nogach dotarła do konsolety otoczonejświatłami jak miejska oaza.- Jestem Gene - powiedział fotograf.- Odpręż się.Aż tak zle wygląda? Pewnie tak.Jej skóra była zimna.Wciąż nie widziałaMaleficarum ani Spuda.Malleus stał koło jej biurka, poza zasięgiem wzroku.- Dobrze, Megan, pochyl się do mikrofonu, o tak - mówił Gene.- Iuśmiech.Masz być zadowolona, pogodna.Wielu ludzi zobaczy te zdjęcia, więcbawmy się dobrze.Jakby to miało poprawić jej humor.Mimo tego posłusznie pochyliła siędo przodu i oparła ręce na konsolecie.Coś przebiegło przez pokój za jej plecami, coś burego, z pazurami nastopach i łysej głowie.Właściwie to coś wyglądało jak olbrzymi, pokrytyłuskami szczur.A zatem dzisiaj w studiu czai się niejeden stwór.Megan drgnęła i szeroko otworzyła oczy.Błysnął flesz i aparat utrwaliłwyraz przerażenia na jej twarzy.Rozdział 10Megan odsunęła się gwałtownie.Malleus skoczył do niej w tej samejchwili.- Coś nie tak? - Gene świetnie udawał troskę, ale Megan wyczuwała jegozniecierpliwienie.Miał randkę po pracy.Zignorowała go.- Wiemy o nich, pani - szepnął Malleus.- Chłopcy pilnują pozostałych, jajestem tutaj, więc pani nie dopadną.Uśmiechaj się, pani, bo nikt ich nie widzi,tylko my i ty.- Biedaczka - mruknął Don Tremblay do Briana.- Wiesz, zawsze takabyła, bardzo spięta.A podobno ostatnio jest coraz gorzej.Myślę, że presja dajejej się we znaki.Taki wstyd.Brian, niech go szlag, wyjął dyktafon.- Doktor Chase, proszę do biurka.Richard podszedł do niej i wziął ją pod rękę.Aypnął gniewnie naMalleusa.- O co chodzi, Megan? Robisz to czy nie? - Sękata ręka z długimi, bardzobrudnymi paznokciami zamachała do niej zza jego głowy.Megan przełknęła żółć, która napłynęła jej do gardła.- Nic mi nie jest - wychrypiała.- Po prostu muszę się czegoś napić.-Malleus wcisnął jej do ręki butelkę Wody.Richard spiorunował ich wzrokiem.- Napij się i wracaj na plan.Przecież nie mamy studia na cały dzień.Woda, chłodna i pyszna, niosła ulgę spieczonym ustom- Wiem o tym, Richardzie - powiedziała.- Jestem gotowa.Uśmiechać się, słysząc, jak Tremblay rozpowiada o niej plotki? Toniełatwe.Uśmiechać się, słuchając kłamstw na własny temat i co jakiś czaswidząc w zasięgu wzroku koszmarną rękę albo pysk? Prawie niemożliwe.- Megan, co się dzieje? - Richard zaplótł ręce na piersi i odchylił się dotyłu.Gdyby opuściła barierę ochronną, jego rozdrażnienie wiłoby się dokoła niejjak wąż.- Nic, naprawdę.- %7łołądek podszedł jej do gardła.Poczuła krople potu naczole.- Megan.Megan.Megan.? - Monotonny śpiew, początkowo szeptany,potem przybierający na sile.Maleficarum i Spud podeszli bliżej, stanęli koło konsolety, na tyle daleko,żeby nie zwracać na siebie uwagi, i na tyle blisko, by ich obecność dodawała jejotuchy.Malleus cały czas stał po jej prawej stronie.Monotonny śpiew trwał.Megan ledwie słyszała instrukcje Gene'a ponadgłosami.Miała wrażenie, że zaraz pęknie jej twarz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Jęknęła.- Podglądasz? - Dana się śmiała.- Wiesz, wszyscy tak robią.Nikt mi niewierzy, że go dobrze umaluję.Chwilę trwało, zanim Megan odzyskała głos.- Na pewno będzie dobrze.- Z tobą to nietrudne, moja droga - odparła Dana machinalnie.Podeszła,wzięła lusterko, podała Megan.- Sama zobacz.Megan ledwie rzuciła okiem na odbicie.Ledwie musnęła wzrokiemodbicie swoich oczu, niewiarygodnie dużych, nie wiadomo, czy to za sprawąmakijażu Dany, czy doznanego szoku.Od razu przechyliła lusterko w bok.szukając dziwacznej istoty.Na darmo.Pokój wyglądał tak samo jak wtedy, gdy tu weszła.Spojrzałana Malleusa, stojącego nieruchomo po jej prawej stronie.- Co pan na to, panie Brown?Zerknął na nią machinalnie.On również przeczesywał wzrokiem pokój.Maleficarum i Spud już nie stali pod ścianą.- Przepięknie, pani Chase.Proszę się nie obawiać.- A niby czego miałabym się obawiać? - szepnęła.Wcześniejszy niepokójprzerodził się w panikę.- Kiedy my tu jesteśmy? Niczego.- Nie patrzył na nią.- Megan, wszyscy są gotowi.- Brian stanął u jej boku.Drgnęła.- Niedenerwuj się.Wyglądasz bardzo ładnie i jestem pewny, że zdjęcia będą świetne.Megan przywołała na twarz grymas, który - jak miała nadzieję - wyglądałna uśmiech.Wstała.Na drżących nogach dotarła do konsolety otoczonejświatłami jak miejska oaza.- Jestem Gene - powiedział fotograf.- Odpręż się.Aż tak zle wygląda? Pewnie tak.Jej skóra była zimna.Wciąż nie widziałaMaleficarum ani Spuda.Malleus stał koło jej biurka, poza zasięgiem wzroku.- Dobrze, Megan, pochyl się do mikrofonu, o tak - mówił Gene.- Iuśmiech.Masz być zadowolona, pogodna.Wielu ludzi zobaczy te zdjęcia, więcbawmy się dobrze.Jakby to miało poprawić jej humor.Mimo tego posłusznie pochyliła siędo przodu i oparła ręce na konsolecie.Coś przebiegło przez pokój za jej plecami, coś burego, z pazurami nastopach i łysej głowie.Właściwie to coś wyglądało jak olbrzymi, pokrytyłuskami szczur.A zatem dzisiaj w studiu czai się niejeden stwór.Megan drgnęła i szeroko otworzyła oczy.Błysnął flesz i aparat utrwaliłwyraz przerażenia na jej twarzy.Rozdział 10Megan odsunęła się gwałtownie.Malleus skoczył do niej w tej samejchwili.- Coś nie tak? - Gene świetnie udawał troskę, ale Megan wyczuwała jegozniecierpliwienie.Miał randkę po pracy.Zignorowała go.- Wiemy o nich, pani - szepnął Malleus.- Chłopcy pilnują pozostałych, jajestem tutaj, więc pani nie dopadną.Uśmiechaj się, pani, bo nikt ich nie widzi,tylko my i ty.- Biedaczka - mruknął Don Tremblay do Briana.- Wiesz, zawsze takabyła, bardzo spięta.A podobno ostatnio jest coraz gorzej.Myślę, że presja dajejej się we znaki.Taki wstyd.Brian, niech go szlag, wyjął dyktafon.- Doktor Chase, proszę do biurka.Richard podszedł do niej i wziął ją pod rękę.Aypnął gniewnie naMalleusa.- O co chodzi, Megan? Robisz to czy nie? - Sękata ręka z długimi, bardzobrudnymi paznokciami zamachała do niej zza jego głowy.Megan przełknęła żółć, która napłynęła jej do gardła.- Nic mi nie jest - wychrypiała.- Po prostu muszę się czegoś napić.-Malleus wcisnął jej do ręki butelkę Wody.Richard spiorunował ich wzrokiem.- Napij się i wracaj na plan.Przecież nie mamy studia na cały dzień.Woda, chłodna i pyszna, niosła ulgę spieczonym ustom- Wiem o tym, Richardzie - powiedziała.- Jestem gotowa.Uśmiechać się, słysząc, jak Tremblay rozpowiada o niej plotki? Toniełatwe.Uśmiechać się, słuchając kłamstw na własny temat i co jakiś czaswidząc w zasięgu wzroku koszmarną rękę albo pysk? Prawie niemożliwe.- Megan, co się dzieje? - Richard zaplótł ręce na piersi i odchylił się dotyłu.Gdyby opuściła barierę ochronną, jego rozdrażnienie wiłoby się dokoła niejjak wąż.- Nic, naprawdę.- %7łołądek podszedł jej do gardła.Poczuła krople potu naczole.- Megan.Megan.Megan.? - Monotonny śpiew, początkowo szeptany,potem przybierający na sile.Maleficarum i Spud podeszli bliżej, stanęli koło konsolety, na tyle daleko,żeby nie zwracać na siebie uwagi, i na tyle blisko, by ich obecność dodawała jejotuchy.Malleus cały czas stał po jej prawej stronie.Monotonny śpiew trwał.Megan ledwie słyszała instrukcje Gene'a ponadgłosami.Miała wrażenie, że zaraz pęknie jej twarz [ Pobierz całość w formacie PDF ]