[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapłaciłabym ci zgodnie ze stawką.Napił się pepsi.Ciekawe, co miała pod tymi obcisłymi d\insami.Mo\e.Kiedy wychodził, dotknął odwróconego pentagramu, który miał pod koszulką zwizerunkiem Black Sabbath.Dziś w nocy odprawi specjalny rytuał.W intencji seksu.Cam zajechał do Clyde a po kolacji.Często bywał w knajpie w sobotnie wieczory.Mógł sobie wtedy pozwolić na małe piwo, pogadać, pograć w p00!.Mógł te\ miećoko na tych, którzy sięgali po kluczyki samochodowe, choć wcześniej nie wylewali zakołnierz.Gdy wszedł do zadymionego baru, przywitały go okrzyki, parę osób zamachało doniego.Clyde, który z wiekiem robił się coraz większy i bardziej ponury, nalał muszklankę Becka.Cam postawił piwo na starym mahoniowym blacie baru, oparł sięwygodnie, stawiając stopę na mosię\nej poręczy na dole.Z salki na tyłach dochodziła muzyka i łoskot kul bilardowych.Czasem słychać te\było przekleństwa i chrapliwy śmiech.Przy kwadratowych stolikach siedzieli zeszklankami piwa mę\czyzni i kilka kobiet.8889Popielniczki od dawna ju\ były przepełnione, na blatach piętrzyły się góry skorupekod orzechów.Sarah Hewitt,w ciasnym podkoszulku i obcisłych d\insach, spełniałarolę kelnerki.Z równym zainteresowaniem zbierała napiwki, co niewybrednepropozycje.Cam traktował przychodzenie tutaj jak rytuał.Pił jedno jedyne piwo i palił papierosaza papierosem.Słuchało się tu tych samych piosenek, tych samych głosów, wąchało tesame zapachy.Było w tym coś kojącego w tej pewności, \e Clyde będzie stał przybarze, powarkując na klientów, \e ścienny zegar z reklamą Budweisera będzie pózniłsię zawsze o dziesięć minut, a chrupki ziemniaczane będą zawsze tłuste.Sarah zachichotała tu\ obok.Miała mocno umalowane oczy, jejskóra skąpana była w zapachu kuszących perfum.Odstawiła tacęi otarła się udem o jego udo.Cam zauwa\ył bez specjalnegozainteresowania \e zrobiła coś z włosami.Tym razem wróciłaz Salonu Betty w wersji platynowo-blond, niczym Jean Harlow,z grzywką opadającą uwodzicielsko na jedno oko. Zastanawiałam się, czy dziś przyjdziesz.Spojrzał na nią.Kiedyś dałby się pociąć, byle tylko móc jej dotknąć. Co słychać, Sarah? Bywało gorzej. Poruszyła się, dotykając piersią jego ramienia. Bud mówił,\e jesteś bardzo zajęty. Jestem. Cam podniósł szklankę do ust, więc musiała się odsunąć. Mo\e chciałbyś się pózniej odprę\yć.Jak za dawnych czasów. To nigdy nie było odprę\ające.Zaśmiała się gardłowo. Có\, miło mi, \e chocia\ to pamiętasz. Obejrzała się przez ramię, zła, bo ktośju\ ją wołał.Odkąd Cam wrócił do Emmitsboro, postanowiła, \e złapie Rafferty ego.Za spodnie, i za portfel. Wychodzę o drugiej.Nie wpadniesz do mnie? Miło, \e to proponujesz.Wspomnienia zupełnie mi wystarczą. Jak sobie chcesz. Wzruszyła ramionami i sięgnęła po tacę.W jej głosiebrzmiała uraza. Ale jestem lepsza ni\ kiedyś.Wszyscy to mówią, pomyślał Cani zapalając papierosa.Kiedyś była rzeczywiścieniesamowita zgrabna, pociągająca.Miała wtedy siedemnaście lat.Pieprzyli się doutraty zmysłów.A potem, Cam pamiętał to dobrze, wymknęła mu się, by obdzielićswymi wdziękami tylu facetów, ilu się tylko dało.Hasło Hewitt Sarah to flirciara!stało się okrzykiem bojowym całej szkoły.Najgorsze zaś było to, \e Cam ją kochał z całej siły swych lędzwi i przynajmniejpołową serca.Teraz za to tylko jej współczuł.A to, wiedział dobrze, było gorsze odnienawiści.Głosy dobiegające z sali na tyłach przybierały na sile, przekleństwa stawały się corazordynarniejsze.Cam spojrzał pytająco w stronę Clyde a. Zostaw ich. Głos właściciela knajpy przypominał skrzeczenie \aby, jakby Clydemiał gardło wyło\one blachą.Otworzył dwie butelki Budweisera.Jego licznepodbródki zatrzęsły się, jakby były z galarety. To nie przedszkole. To twoja knajpa odparł Cam pogodnie.Zauwa\ył jednak, \e odkąd zamówiłpiwo, Clyde ju\ kilka razy spojrzał w stronę salki bilardowej. Tak, a poza tym moi klienci robią się nerwowi, kiedy widzą tu odznakę.Pijesz czybędziesz się tak bawić?Cam sięgnął po szklankę i dopił piwo.Podniósł do ust papierosa, zaciągnął się i zgasiłniedopałek w popielniczce. Kto tam jest, Clyde?Mięsista twarz Clyde a zastygła. Nikt specjalny.Cam wcią\ na niego patrzył, więc Clyde wziął się do wycierania blatu szmatą, z którejunosił się kwaśny smrodek. Biff tam jest, a ja nie chcę kłopotów.Na dzwięk imienia ojczyma Cam a\ zesztywniał.Rozbawienie znikło z jego oczu.Biff Stokey przyje\d\ał pić do miasta, a kiedy to robił, nie było to nic miłego. Od dawna tu jest?Clyde wzruszył ramionami.Tłusty brzuch zatrząsł mu się pod poplamionymfartuchem. Nie mam stopera.W tym momencie rozległ się trzask drewna i przenikliwy kobiecy wrzask.9091 Zdaje się, \e za długo powiedział Cam i ruszył w stronę drzwi, odsuwając nabok ciekawskich. Zróbcie przejście!Torował sobie drogę łokciami, kierując się w stronę, z której dochodziły krzyki. Powiedziałem, zróbcie przejście, do cholery!W salce na tyłach, gdzie klienci zbierali się zwykle, by pograć w pooi lub straciććwierćdolarówki w grze na automatach, jakaś kobieta kuliła się w rogu, a LessGladliill chwiał się przy stole bilardowym.W rękach ściskał kij do gry, po twarzypłynęła mu krew.Bi1 stał kilka kroków dalej, trzymając przed sobą resztki krzesła.Był du\ym, potę\nym mę\czyzną, a jego ramiona, cię\kie niczym młoty, pokrywałytatua\e pozostałość czasów, gdy nale\ał do marines.Jego twarz, ogorzała odsł9ńca i czerwona z przepicia, wykrzywiona była w okropnym grymasie, a oczy takiejak zawsze.Cam dobrze je pamiętał: ciemne i pełne nienawiści.Oscar Roody stał poza zasięgiem ciosów i, przestępując z nogi na nogę, usiłowałzałagodzić sytuację. Przestań, BitY, przecie\ to tylko gra. Odpierdol się wymamrotał BitY.Cam poło\ył dłoń na ramieniu Oscara i skinieniem głowy nakazał mu opuścić pokój. Idz się przejść, Less.Wytrzezwiej powiedział miękko, nie spuszczając oczu zojczyma. Skurwiel trzepnął mnie krzesłem. Gladhill otarł krew, która zalewała mu oko. Jest mi winien dwadzieścia dolców. Idz się przejść powtórzył Cam.Zacisnął palce na kiju bilardowym.Wystarczyłolekko pociągnąć, by Less wypuścił go z dłoni. Odbiło mu.To był napad, mam świadków.Odpowiedział mu pełen poparcia pomruk, ale nikt nie wysunął się do przodu. Dobra.Idz do biura.Zadzwoń do doktora Cramptona, on się tobą zajmie. Careprzesunął wzrokiem po twarzach gapiów. Spływajcie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Zapłaciłabym ci zgodnie ze stawką.Napił się pepsi.Ciekawe, co miała pod tymi obcisłymi d\insami.Mo\e.Kiedy wychodził, dotknął odwróconego pentagramu, który miał pod koszulką zwizerunkiem Black Sabbath.Dziś w nocy odprawi specjalny rytuał.W intencji seksu.Cam zajechał do Clyde a po kolacji.Często bywał w knajpie w sobotnie wieczory.Mógł sobie wtedy pozwolić na małe piwo, pogadać, pograć w p00!.Mógł te\ miećoko na tych, którzy sięgali po kluczyki samochodowe, choć wcześniej nie wylewali zakołnierz.Gdy wszedł do zadymionego baru, przywitały go okrzyki, parę osób zamachało doniego.Clyde, który z wiekiem robił się coraz większy i bardziej ponury, nalał muszklankę Becka.Cam postawił piwo na starym mahoniowym blacie baru, oparł sięwygodnie, stawiając stopę na mosię\nej poręczy na dole.Z salki na tyłach dochodziła muzyka i łoskot kul bilardowych.Czasem słychać te\było przekleństwa i chrapliwy śmiech.Przy kwadratowych stolikach siedzieli zeszklankami piwa mę\czyzni i kilka kobiet.8889Popielniczki od dawna ju\ były przepełnione, na blatach piętrzyły się góry skorupekod orzechów.Sarah Hewitt,w ciasnym podkoszulku i obcisłych d\insach, spełniałarolę kelnerki.Z równym zainteresowaniem zbierała napiwki, co niewybrednepropozycje.Cam traktował przychodzenie tutaj jak rytuał.Pił jedno jedyne piwo i palił papierosaza papierosem.Słuchało się tu tych samych piosenek, tych samych głosów, wąchało tesame zapachy.Było w tym coś kojącego w tej pewności, \e Clyde będzie stał przybarze, powarkując na klientów, \e ścienny zegar z reklamą Budweisera będzie pózniłsię zawsze o dziesięć minut, a chrupki ziemniaczane będą zawsze tłuste.Sarah zachichotała tu\ obok.Miała mocno umalowane oczy, jejskóra skąpana była w zapachu kuszących perfum.Odstawiła tacęi otarła się udem o jego udo.Cam zauwa\ył bez specjalnegozainteresowania \e zrobiła coś z włosami.Tym razem wróciłaz Salonu Betty w wersji platynowo-blond, niczym Jean Harlow,z grzywką opadającą uwodzicielsko na jedno oko. Zastanawiałam się, czy dziś przyjdziesz.Spojrzał na nią.Kiedyś dałby się pociąć, byle tylko móc jej dotknąć. Co słychać, Sarah? Bywało gorzej. Poruszyła się, dotykając piersią jego ramienia. Bud mówił,\e jesteś bardzo zajęty. Jestem. Cam podniósł szklankę do ust, więc musiała się odsunąć. Mo\e chciałbyś się pózniej odprę\yć.Jak za dawnych czasów. To nigdy nie było odprę\ające.Zaśmiała się gardłowo. Có\, miło mi, \e chocia\ to pamiętasz. Obejrzała się przez ramię, zła, bo ktośju\ ją wołał.Odkąd Cam wrócił do Emmitsboro, postanowiła, \e złapie Rafferty ego.Za spodnie, i za portfel. Wychodzę o drugiej.Nie wpadniesz do mnie? Miło, \e to proponujesz.Wspomnienia zupełnie mi wystarczą. Jak sobie chcesz. Wzruszyła ramionami i sięgnęła po tacę.W jej głosiebrzmiała uraza. Ale jestem lepsza ni\ kiedyś.Wszyscy to mówią, pomyślał Cani zapalając papierosa.Kiedyś była rzeczywiścieniesamowita zgrabna, pociągająca.Miała wtedy siedemnaście lat.Pieprzyli się doutraty zmysłów.A potem, Cam pamiętał to dobrze, wymknęła mu się, by obdzielićswymi wdziękami tylu facetów, ilu się tylko dało.Hasło Hewitt Sarah to flirciara!stało się okrzykiem bojowym całej szkoły.Najgorsze zaś było to, \e Cam ją kochał z całej siły swych lędzwi i przynajmniejpołową serca.Teraz za to tylko jej współczuł.A to, wiedział dobrze, było gorsze odnienawiści.Głosy dobiegające z sali na tyłach przybierały na sile, przekleństwa stawały się corazordynarniejsze.Cam spojrzał pytająco w stronę Clyde a. Zostaw ich. Głos właściciela knajpy przypominał skrzeczenie \aby, jakby Clydemiał gardło wyło\one blachą.Otworzył dwie butelki Budweisera.Jego licznepodbródki zatrzęsły się, jakby były z galarety. To nie przedszkole. To twoja knajpa odparł Cam pogodnie.Zauwa\ył jednak, \e odkąd zamówiłpiwo, Clyde ju\ kilka razy spojrzał w stronę salki bilardowej. Tak, a poza tym moi klienci robią się nerwowi, kiedy widzą tu odznakę.Pijesz czybędziesz się tak bawić?Cam sięgnął po szklankę i dopił piwo.Podniósł do ust papierosa, zaciągnął się i zgasiłniedopałek w popielniczce. Kto tam jest, Clyde?Mięsista twarz Clyde a zastygła. Nikt specjalny.Cam wcią\ na niego patrzył, więc Clyde wziął się do wycierania blatu szmatą, z którejunosił się kwaśny smrodek. Biff tam jest, a ja nie chcę kłopotów.Na dzwięk imienia ojczyma Cam a\ zesztywniał.Rozbawienie znikło z jego oczu.Biff Stokey przyje\d\ał pić do miasta, a kiedy to robił, nie było to nic miłego. Od dawna tu jest?Clyde wzruszył ramionami.Tłusty brzuch zatrząsł mu się pod poplamionymfartuchem. Nie mam stopera.W tym momencie rozległ się trzask drewna i przenikliwy kobiecy wrzask.9091 Zdaje się, \e za długo powiedział Cam i ruszył w stronę drzwi, odsuwając nabok ciekawskich. Zróbcie przejście!Torował sobie drogę łokciami, kierując się w stronę, z której dochodziły krzyki. Powiedziałem, zróbcie przejście, do cholery!W salce na tyłach, gdzie klienci zbierali się zwykle, by pograć w pooi lub straciććwierćdolarówki w grze na automatach, jakaś kobieta kuliła się w rogu, a LessGladliill chwiał się przy stole bilardowym.W rękach ściskał kij do gry, po twarzypłynęła mu krew.Bi1 stał kilka kroków dalej, trzymając przed sobą resztki krzesła.Był du\ym, potę\nym mę\czyzną, a jego ramiona, cię\kie niczym młoty, pokrywałytatua\e pozostałość czasów, gdy nale\ał do marines.Jego twarz, ogorzała odsł9ńca i czerwona z przepicia, wykrzywiona była w okropnym grymasie, a oczy takiejak zawsze.Cam dobrze je pamiętał: ciemne i pełne nienawiści.Oscar Roody stał poza zasięgiem ciosów i, przestępując z nogi na nogę, usiłowałzałagodzić sytuację. Przestań, BitY, przecie\ to tylko gra. Odpierdol się wymamrotał BitY.Cam poło\ył dłoń na ramieniu Oscara i skinieniem głowy nakazał mu opuścić pokój. Idz się przejść, Less.Wytrzezwiej powiedział miękko, nie spuszczając oczu zojczyma. Skurwiel trzepnął mnie krzesłem. Gladhill otarł krew, która zalewała mu oko. Jest mi winien dwadzieścia dolców. Idz się przejść powtórzył Cam.Zacisnął palce na kiju bilardowym.Wystarczyłolekko pociągnąć, by Less wypuścił go z dłoni. Odbiło mu.To był napad, mam świadków.Odpowiedział mu pełen poparcia pomruk, ale nikt nie wysunął się do przodu. Dobra.Idz do biura.Zadzwoń do doktora Cramptona, on się tobą zajmie. Careprzesunął wzrokiem po twarzach gapiów. Spływajcie [ Pobierz całość w formacie PDF ]