[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Piwo z pianką! - zaanonsowała Lena i wło\yła kuflew ręce gości.Gdy zauwa\yła Declana, podniosła do góry pa-lec, obsłu\yła jeszcze troje klientów i dopiero potem zaczęłasię przesuwać w jego kierunku.- Co cię tu sprowadza, przystojniaku?- Ty, kochanie! Pełno tu dziś gości - dodał.- Zarównow barze, jak i na chodniku.- Na trotuarze.Tak tu mówimy - poprawiła go.Zgarnęławłosy do tyłu i wplotła w nie czerwone i złote korale.Małysrebrny kluczyk wisiał jak zawsze, strzegąc jej dekoltu, na któ-rym dziś pojawiły się drobne kropelki potu.- Mogę ci daćdrinka, cher, ale nie mam teraz czasu z tobą porozmawiać.179- Mo\e mógłbym ci pomóc?- W jaki sposób? - spytała, poprawiając włosy.- W jaki tylko chcesz.Ktoś się łokciami przebił do baru i wykrzyczał swoje zamó-wienie: tequila i piwo beczkowe Dixie! Lena sięgnęła po butel-kę i trochę się przesunęła, by utoczyć piwa.- Mo\e mógłbyś pomóc w obsługiwaniu stolików.Daszradę, panie absolwencie college'u?- Myślę, \e tak. - Widzisz tę rudą kelnerkę? Nazywa się Marcella - kiwnęłagłową w tę stronę sali, gdzie był największy bałagan.- Po-wiedz jej, \e cię wynajęłam do pomocy.Ona ci poka\e, comasz robić.O północy Declan obliczył, \e wyniósł do kuchni około półtony pustych naczyń i wyrzucił do śmieci ogromny stos papie-rosowych niedopałków, dorównujący wielkością Górze Rainie-ra w Waszyngtonie.Przy okazji był szczypany w tyłek, kobietysię o niego ocierały i puszczały do niego oko.Zastanawiał się,dlaczego kobiety interesują się męskimi tyłkami; uwa\ał, \ektoś powinien przeprowadzić badania na ten temat.Stracił ju\ rachubę, ile otrzymał propozycji.A o tej potę\nejbabie, która posadziła go sobie na kolanach, wolał nie myśleć:miał uczucie, jakby tłamsiła go stupięćdziesięciokilogramowapoduszka nasączona whisky.Około godziny drugiej nad ranem przyszła pierwsza reflek-sja: nie mógł się nadziwić, jak skłonne do grzechu jest ludzkieciało.Zrewidował te\ swoje poprzednie opinie o kelnerach.Przekonał się, ile zręczności i wytrzymałości wymaga ich praca.Zarobił sześćdziesiąt trzy dolary i osiemdziesiąt pięć centóww napiwkach, a jego ubranie było w takim stanie, \e poprzy-siągł sobie, i\ je przy najbli\szej okazji spali.O trzeciej wcią\ panował wielki ruch i Declan doszedł downiosku, \e Lena wcale go nie unikała, a jeśli nie chciała sięz nim spotkać, to miała ku temu przekonywające powody.- O której zamykacie? - spytał, wynosząc do kuchni jesz-cze jedną tacę pełną brudnych naczyń.- Jak to kiedy? Po wyjściu ostatniego gościa - odparła.Wlała butelkowe piwo do specjalnych plastykowych kubkówna wynos i wydała je kelnerce.180- Czy goście w ogóle mają zamiar kiedyś wyjść?Uśmiechnęła się z roztargnieniem i przypatrywała się wcią\ogromnemu tłumowi. - Trudno to przewidzieć, gdy obchodzimy ostatki.Ale niewidzę powodu, \ebyś nie mógł pójść do domu, cher.My tubędziemy jeszcze godzinę lub dłu\ej.- Zostanę z wami.Znów wyniósł puste naczynia i wrócił z kuchni w samąporę; trójka bardzo pijanych młodych mę\czyzn, a właściwiejeszcze chłopców, dostawiała się do Leny w sposób niezwykleagresywny.Lena przywoływała ich do porządku, ale jej słowa wcale donich nie docierały.- Chłopcy, jeśli chcecie prze\yć do tłustego czwartku, tomusicie zwolnić tempo - radziła.Podstawiła plastykowe kubkina wynos pod kurki z piwem i dodała; - Mam nadzieję, \e \a-den z was nie będzie prowadził samochodu, co?- Oczywiście, \e nie! - Jeden z nich, noszący podkoszulekz napisem UNIWERSYTET w MICHIGAN, ledwo widocznyspod istnej lawiny korali, pochylił się nad Leną.- Mam pokójtu\ obok przy ulicy Royal.Mo\e poszłabyś ze mną, dziecinko?Mogłabyś się rozebrać do naga i zrobić sobie kąpiel w jacuzzi.- Propozycja jest ogromnie kusząca, cher, ale mam pełneręce roboty - odpowiedziała.- Mogę ci pomóc, jeśli chodzi o pełną rękę - zakpił, łapiącsię za krocze, na co jego dwaj towarzysze zareagowali wyciemi gwizdaniem.Declan wysunął się do przodu i władczym ruchem poło\yłrękę na ramieniu Leny.- Chcę wam zwrócić uwagę, \e podrywacie moją dziew-czynę - oświadczył.Poczuł, \e Lena zesztywniała pod jegodłonią, a w oczach chłopca z Michigan wyczytał bezczelne wy-zwanie.W innych okolicznościach - pomyślał Declan, tak-sując wzrokiem chłopaka - ten smarkacz, mający metr dzie-więćdziesiąt wzrostu, mógłby okazać się potulnym stworze-niem, które codziennie rano grzecznie ściele swoje łó\ko,pomaga starszym paniom w domach opieki, mo\e nawet ratujeod śmierci małe szczenięta.Teraz jednak stoi tu pijany, agre- sywny i głupi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl