[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Siadaliśmy ciężko  ona na pojemniku z odpadkami, ja na podłodze, wypijaliśmy po butelce piwa iskładaliśmy sobie przeprosiny za obrazliwe słowa rzucone rano.Podtrzymywała nas na siłachwyłącznie herbata.Zawsze stał na ogniu czajnik i podczas pracy wypijaliśmy jej całe litry.O godzinie wpół do szóstej znów zaczynał się młyn i kłótnie, tym razem jednak atmosfera była bardziejnapięta niż poprzednio, ponieważ wszyscy aż padali na twarz ze zmęczenia.O godzinie szóstejkucharka przeżywała znowu crise de nerfs, następny przypadał na godzinę dziewiątą  doznawała ichz regularnością zegarka.Waliła się wtedy na pojemnik z odpadkami, zaczynała histerycznie łkać ipokrzykiwać, iż nigdy, ach, przenigdy nie sądziła, że czeka ją taki upadek; jej nerwy tego nie wytrzymają dodawała; ponadto studiowała muzykę w Wiedniu, ma na utrzymaniu złożonego chorobą męża  itak dalej, i tak dalej.W innych okolicznościach współczulibyśmy biedaczce, ale ponieważ wszyscybyliśmy zmęczeni, jej zawodzenie doprowadzało nas do szału.Jules stawał w drzwiach i małpował jej płacz.%7łona patrona gderała, zaś Borys i Jules żarli się przez cały dzień, gdyż Węgier się lenił, a mójprzyjaciel, jako kierownik sali, rościł sobie prawo do większego udziału w napiwkach.Dosłowniedrugiego dnia po otwarciu wzięli się w kuchni za łby  poszło im o dwufrankowy napiwek  ażkucharka i ja musieliśmy ich rozdzielać.Jedyną osobą, która nigdy nie zapominała o nienagannychmanierach, był nasz patron.Przebywał w Auberge w tych samych godzinach co my, tyle że nie miał nicdo roboty, restauracją bowiem faktycznie zarządzała jego żona.Z wyjątkiem zamawiania żywności,patron miał tylko jedno zajęcie: stanie w barze, palenie papierosów i zadawanie arystokratycznegoszyku  opanował to wszystko do perfekcji.Kucharka i ja potrafiliśmy zwykle wykroić dla siebie nieco czasu na posiłek między godziną dziesiątą ajedenastą wieczór.O północy gruba Rosjanka przygotowywała po kryjomu zawiniątko z jedzeniem dlamęża, utykała je w fałdach ubrania i opuszczała restaurację, narzekając jękliwie, że te straszliwegodziny pracy w końcu ją kiedyś zabiją, i zapowiadając, że nazajutrz rano składa wymówienie.Julestakże wychodził o północy, najczęściej po kłótni z Borysem, który aż do drugiej nad ranem musiałobsługiwać gości w barze.Między północą a godziną wpół do pierwszej wprost wychodziłem ze skóry,żeby skończyć zmywanie.Nigdy nie miałem czasu na porządne wykonanie tej czynności, toteż poprostu wycierałem serwetkami tłuszcz z talerzy.Co się tyczy odpadków na podłodze, wcale ich nieuprzątałem, tylko co najwyżej wmiatałem te najohydniejsze pod kuchenki.O godzinie wpół do pierwszej nakładałem płaszcz i szybkim krokiem wychodziłem z lokalu.W przejściuopodal baru zatrzymywał mnie jak zwykle uprzejmy patron. Mais, mon cher monsieur  jakiż panzmęczony! Proszę, niechże pan wyświadczy mi łaskę i przyjmie tę oto szklaneczkę brandy.Wręczał miją tak wytwornym gestem, jakbym nie był plongeurem, tylko rosyjskim księciem.Wszystkich nastraktował podobnie.Była to cała rekompensata za siedemnaście godzin pracy.Ostatni pociąg metra jechał z reguły niemal pusty  był to ogromny plus, albowiem można było usiąść ipodrzemać przez kwadransik.Do łóżka szedłem zwykle o godzinie wpół do drugiej.Niekiedy ów ostatnipociąg mi uciekał; musiałem wtedy spać na podłodze w restauracji, ale nie miało to większegoznaczenia, ponieważ zasnąłbym nawet na bruku.21Sprawy szły tym trybem przez około dwa tygodnie.Tempo pracy powoli rosło, gdyż lokal odwiedzałowięcej gości aniżeli zwykle [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl