[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Próbowałam słuchaćsłów kapitana opowiadającego o ich kłopocie, ale nic z tego nie wydawało mi się ważne.Czułam się głupio.Jakbym straciła cały dzień.I czego w końcu spodziewałam siędowiedzieć? Biegając po doku, odstawiając detektywa.A wszystko tylko po to, by nieuświadamiać sobie, że Bernard nie żyje. Podsunęłam Bemisowi i Winsteinowi, by odnalezli mężczyznę, którego zwolnili zestatku, i wypytali go bardziej szczegółowo.Wspomniałam o spotkaniu w klubie i poprosiłamgłównego inżyniera, aby mnie podrzucił do zatoki parkingowej Ziarna Eudory.Tamprzesiadłam się do mego lynxa i ruszyłam na południe.Rozdział 7Strażnik z nocnej zmianyMieszkam w dużym i tanim apartamencie na ostatnim z trzech pięter domu przy Halsted,na północ od Belmont.Rokrocznie fala zadbanych YAPów* [YAP young aspiring professional młody, ambitny fachowiec.] podchodzi w Parku Lincolna wyżej, zagrażając mi, że wraz ze swymikomfortowo odremontowanymi mieszkaniami własnościowymi, winiarniami i dresami dobiegania szytymi na miarę, wyprą mnie dalej na północ.Ciągle jeszcze Diversey, o dwa blokiode mnie ku południowi, trzymało się mocno jako linia graniczna.Ale to miało się zmienićlada dzień.Dotarłam do siebie koło siódmej, wyczerpana i zła.Podczas długiej jazdy powrotnej,tkwiąc w korkach przez dwie godziny, starałam się przełamać depresję.Nim zaparkowałamprzed moim wyłożonym szarym kamieniem domem, nastrój nieco mi się poprawił.Zaczęłamanalizować rzeczy, które wydały mi się dziwne w zachowaniu ludzi spotkanych podczaswyprawy do Portu.Nalałam sobie Black Label i puściłam wodę na kąpiel.Jeśli chwilę się zastanowić, to byłoraczej niezwykłe, że Dum-Dum.zadzwonił do kapitana, umówił się na rozmowę o sabotażu, apotem zginął.Nawet przez myśl mi nie przeszło, by zapytać Bemisa czy Winsteina odokumenty, jakie Dum-Dum miałby skraść.Wyglądało na to, że Dum-Dum zabawiał się w detektywa.Być może właśnie dlatego domnie dzwonił; nie z desperacji, lecz w poszukiwaniu rady profesjonalisty.Co odkrył? Czywciąż próbowałam przypisać jakieś głębsze znaczenie jego śmierci, czy też istotnie było coś,czego powinnam się dowiedzieć?Sączyłam whisky ze szklaneczki.Nie mogłam dojść do lądu z emocjami na tyle, by samejwszystko rozstrzygnąć.Trudno mi było uwierzyć, że ktoś mógłby zabić Dum-Dum, chcączapobiec jego rozmowie z Bemisem.A co z konfliktem pomiędzy Grafalkiem i Bledsoe?Zmierć Dum-Dum tuż po jego telefonie do Bemisa.Dzisiejszy wypadek w doku.Wyszłam z wanny, owinęłam się czerwonym ręcznikiem kąpielowym i nalałam nowąszklaneczkę szkockiej.To, co działo się w Porcie, było dostatecznie osobliwe, by uzasadnićjeszcze kilka moich pytań.Poza tym, rozmyślałam sącząc whisky, co by mi szkodziłospróbować przytłumić ból żałoby poprzez podjęcie śledztwa? Nie widziałam w tym nicgłupszego, aniżeli upijanie się czy cokolwiek z rzeczy, jakie ludzie robią, kiedy umiera imktoś, kogo kochają.Rodzi się nowa tradycja, pomyślałam mętnie i poszłam spać.Obudziłam się koło szóstej.Dzień był chmurny.Pierwszy tydzień maja, a pogoda niczymw listopadzie.Wsunęłam dół od dresów i z determinacją zaliczyłam pięć mil wokół portuBelmont i z powrotem.Płaciłam karę za to, że śmierci Dum-Dum używałam jako wymówkiprzed samą sobą, i po biegu dyszałam teraz mocniej niż zazwyczaj.Wypiłam sok pomarańczowy, wzięłam prysznic i zjadłam grzankę z serem popijająckawą.Było wpół do ósmej.Za trzy godziny powinnam pojechać do Ziarna Eudory, bypomówić z robotnikami.Po drodze mogłam wpaść do Dum-Dum, aby przerzucić jego rzeczy.Podczas mojej poprzedniej wizyty szukałam czegoś prywatnego, czegoś co mogłoby mipowiedzieć, w jakim stanie umysłu był Dum-Dum.Tym razem skoncentrowałabym się naczymś, co świadczyłoby o zbrodni.Mała procesja elegancko ubranych prawników i lekarzy opuszczała budynek przy 210East Chestout.Mieli niezdrową cerę ludzi przez większą część doby jedzących i pijących zbytobficie, a trzymających linię dzięki stosowanym co jakiś czas drakońskim dietom i grze wsquash.Jeden z nich przytrzymał przede mną drzwi, w gruncie rzeczy nawet mnie niedostrzegając.Na górze w apartamencie Dum-Dum znów przystanęłam przez chwilę, aby popatrzeć najezioro.Wiatr spiętrzał białe grzywy fal na zielonej wodzie.Na linii horyzontu przesuwała sięcienka czerwona kreska.Frachtowiec w rejsie na przeciwległy brzeg jezior.Wreszciewzięłam się w garść i ruszyłam do gabinetu.Czekała mnie przykra niespodzianka.Dokumenty, które zostawiłam ułożone w osiemosobnych plików, leżały przemieszane i rozrzucone po całym pokoju.Szuflady miaływyrwane przednie ścianki.Fotografie zerwano ze ścian, poduszki z kanapy w rogu walały siępo podłodze, zmiędlone wraz z narzutą.Wszystko to składało się na obraz ruiny tak okrutnej i kompletnej, że minęło kilkasekund, nim dotarło do mnie coś jeszcze gorszego.Po tamtej stronie biurka, w rogu, leżał ktośzwinięty w kłębek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Próbowałam słuchaćsłów kapitana opowiadającego o ich kłopocie, ale nic z tego nie wydawało mi się ważne.Czułam się głupio.Jakbym straciła cały dzień.I czego w końcu spodziewałam siędowiedzieć? Biegając po doku, odstawiając detektywa.A wszystko tylko po to, by nieuświadamiać sobie, że Bernard nie żyje. Podsunęłam Bemisowi i Winsteinowi, by odnalezli mężczyznę, którego zwolnili zestatku, i wypytali go bardziej szczegółowo.Wspomniałam o spotkaniu w klubie i poprosiłamgłównego inżyniera, aby mnie podrzucił do zatoki parkingowej Ziarna Eudory.Tamprzesiadłam się do mego lynxa i ruszyłam na południe.Rozdział 7Strażnik z nocnej zmianyMieszkam w dużym i tanim apartamencie na ostatnim z trzech pięter domu przy Halsted,na północ od Belmont.Rokrocznie fala zadbanych YAPów* [YAP young aspiring professional młody, ambitny fachowiec.] podchodzi w Parku Lincolna wyżej, zagrażając mi, że wraz ze swymikomfortowo odremontowanymi mieszkaniami własnościowymi, winiarniami i dresami dobiegania szytymi na miarę, wyprą mnie dalej na północ.Ciągle jeszcze Diversey, o dwa blokiode mnie ku południowi, trzymało się mocno jako linia graniczna.Ale to miało się zmienićlada dzień.Dotarłam do siebie koło siódmej, wyczerpana i zła.Podczas długiej jazdy powrotnej,tkwiąc w korkach przez dwie godziny, starałam się przełamać depresję.Nim zaparkowałamprzed moim wyłożonym szarym kamieniem domem, nastrój nieco mi się poprawił.Zaczęłamanalizować rzeczy, które wydały mi się dziwne w zachowaniu ludzi spotkanych podczaswyprawy do Portu.Nalałam sobie Black Label i puściłam wodę na kąpiel.Jeśli chwilę się zastanowić, to byłoraczej niezwykłe, że Dum-Dum.zadzwonił do kapitana, umówił się na rozmowę o sabotażu, apotem zginął.Nawet przez myśl mi nie przeszło, by zapytać Bemisa czy Winsteina odokumenty, jakie Dum-Dum miałby skraść.Wyglądało na to, że Dum-Dum zabawiał się w detektywa.Być może właśnie dlatego domnie dzwonił; nie z desperacji, lecz w poszukiwaniu rady profesjonalisty.Co odkrył? Czywciąż próbowałam przypisać jakieś głębsze znaczenie jego śmierci, czy też istotnie było coś,czego powinnam się dowiedzieć?Sączyłam whisky ze szklaneczki.Nie mogłam dojść do lądu z emocjami na tyle, by samejwszystko rozstrzygnąć.Trudno mi było uwierzyć, że ktoś mógłby zabić Dum-Dum, chcączapobiec jego rozmowie z Bemisem.A co z konfliktem pomiędzy Grafalkiem i Bledsoe?Zmierć Dum-Dum tuż po jego telefonie do Bemisa.Dzisiejszy wypadek w doku.Wyszłam z wanny, owinęłam się czerwonym ręcznikiem kąpielowym i nalałam nowąszklaneczkę szkockiej.To, co działo się w Porcie, było dostatecznie osobliwe, by uzasadnićjeszcze kilka moich pytań.Poza tym, rozmyślałam sącząc whisky, co by mi szkodziłospróbować przytłumić ból żałoby poprzez podjęcie śledztwa? Nie widziałam w tym nicgłupszego, aniżeli upijanie się czy cokolwiek z rzeczy, jakie ludzie robią, kiedy umiera imktoś, kogo kochają.Rodzi się nowa tradycja, pomyślałam mętnie i poszłam spać.Obudziłam się koło szóstej.Dzień był chmurny.Pierwszy tydzień maja, a pogoda niczymw listopadzie.Wsunęłam dół od dresów i z determinacją zaliczyłam pięć mil wokół portuBelmont i z powrotem.Płaciłam karę za to, że śmierci Dum-Dum używałam jako wymówkiprzed samą sobą, i po biegu dyszałam teraz mocniej niż zazwyczaj.Wypiłam sok pomarańczowy, wzięłam prysznic i zjadłam grzankę z serem popijająckawą.Było wpół do ósmej.Za trzy godziny powinnam pojechać do Ziarna Eudory, bypomówić z robotnikami.Po drodze mogłam wpaść do Dum-Dum, aby przerzucić jego rzeczy.Podczas mojej poprzedniej wizyty szukałam czegoś prywatnego, czegoś co mogłoby mipowiedzieć, w jakim stanie umysłu był Dum-Dum.Tym razem skoncentrowałabym się naczymś, co świadczyłoby o zbrodni.Mała procesja elegancko ubranych prawników i lekarzy opuszczała budynek przy 210East Chestout.Mieli niezdrową cerę ludzi przez większą część doby jedzących i pijących zbytobficie, a trzymających linię dzięki stosowanym co jakiś czas drakońskim dietom i grze wsquash.Jeden z nich przytrzymał przede mną drzwi, w gruncie rzeczy nawet mnie niedostrzegając.Na górze w apartamencie Dum-Dum znów przystanęłam przez chwilę, aby popatrzeć najezioro.Wiatr spiętrzał białe grzywy fal na zielonej wodzie.Na linii horyzontu przesuwała sięcienka czerwona kreska.Frachtowiec w rejsie na przeciwległy brzeg jezior.Wreszciewzięłam się w garść i ruszyłam do gabinetu.Czekała mnie przykra niespodzianka.Dokumenty, które zostawiłam ułożone w osiemosobnych plików, leżały przemieszane i rozrzucone po całym pokoju.Szuflady miaływyrwane przednie ścianki.Fotografie zerwano ze ścian, poduszki z kanapy w rogu walały siępo podłodze, zmiędlone wraz z narzutą.Wszystko to składało się na obraz ruiny tak okrutnej i kompletnej, że minęło kilkasekund, nim dotarło do mnie coś jeszcze gorszego.Po tamtej stronie biurka, w rogu, leżał ktośzwinięty w kłębek [ Pobierz całość w formacie PDF ]