[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rzucił go do wody, po której rozeszły się ledwiewidoczne kręgi.- Tyle mnie obchodzi wina lub niewinność Europejczyków na wy-karczowanej ziemi.- Jacob Ryba był niewinny.- Piorun uderza i zabija.Jeśli tak zechcą duchy, wdepniesz w gniazdoszerszeni.Nie ma to nic wspólnego z niewinnością.- Niektórzy z nas walczą z duchami, jeśli trzeba.Jacob Ryba tak robił.Nie umarł tylko dlatego, że chcieli zdjąć mu skalp.Zginął, ponieważ posta-nowił dostarczyć wiadomość.Staremu Indianinowi drżały palce, gdy wyciągnął rękę po kartkę pa-pieru, którą podał mu Duncan.Po chwili jego oczy przybrały dziwny wyraz,jakby spoglądał przez ten papier na coś znajdującego się w oddali.- Rozpalę ognisko i zaparzę ci herbatę - rzekł.- Potem opowiesz mi owszystkim.Conawago nie odzywał się prawie przez godzinę, napomknął tylko, żebędzie im potrzebne schronienie przed burzą, chociaż Duncan nie widziałżadnej chmurki na niebie.Szybko, oszczędnymi ruchami, które zadziwiłyDuncana, Conawago zbudował szałas z drągów opartych o duży płaski głaz,nakrywając je zielonymi gałęziami i kawałkiem postrzępionego żaglowegopłótna, które wyjął ze swojego plecaka.Potem rzucił Duncanowi krzemień ikawałek stali do skrzesania ognia, a sam poszedł nazbierać mchu na posła-nie, na którym ułożył plecak młodzieńca i zapas drewna opałowego na kilkagodzin.284- Byłem w Kompanii Ramseya - zaczął Duncan, gdy padły na nichostatnie promyki słońca, a drewno zaczęło trzaskać w ognisku.- To nic, tylko coś, co zrobili ci inni - rzekł Conawago.- Pytam o ciebie.Gdzie była twoja matka w dniu, gdy się urodziłeś, blisko wody czy góry? Zjakimi zwierzętami się bawiłeś jako dziecko? Czy z początku bałeś się oce-anu, czy może twoi rodzice zanurzyli cię w nim, zanim jeszcze zacząłeśchodzić?- Skąd wiesz, że mieszkałem nad morzem? - zapytał Duncan.- Nie dowiesz się prawdy od człowieka, nie znając prawdy o jego życiu -tylko tyle powiedział mu Conawago.Podniósł z ziemi płaski kamień, dwu-krotnie większy od jego dłoni, położył obok Duncana, a potem dwoma pa-tykami wyjął z ogniska węgielek i umieścił na środku kamienia.Wyjął zeswego worka brązowy liść i położył na węglu.Gdy tytoniowy dym uniósł sięcienką spiralną smużką, machnięciem ręki rozproszył go nad głową Dun-cana.Sięgnął głębiej do worka i wyciągnął złożoną jelenią skórę, którą zszacunkiem rozłożył, odsłaniając biały wampum.- Teraz duchy słuchają -oznajmił poważnie, kładąc pas na przegubie Duncana i kiwając głową.-Teraz dowiemy się prawdy o tobie.I tak zaczęła się najniezwyklejsza rozmowa, jaką Duncan odbył w swoimżyciu.Stary Indianin nie kazał mu mówić o Jacobie, Ramseyu czy jakich-kolwiek wydarzeniach minionego roku, lecz przez godzinę wypytywał go owyżyny Szkocji, gaelickie słowa oznaczające tęczę i dąb, próbując się do-wiedzieć, jak wychowywano Duncana.Bardzo zainteresowało go to, żeszkockie krowy przypominają niedzwiedzie i swobodnie chodzą po górach,niczym strażnicy starych klanów.- Co robią te stworzenia, gdy spadnie pierwszy śnieg? dociekał Co-nawago, gotując w miedzianym garnczku zupę z korzeni i pączków liści.Zdawał się powątpiewać, czy takie zwierzęta można nazywać bydłem, ipytał, czy Duncan przyłapał kiedyś któreś z nich na podsłuchiwaniu podoknem lub drzwiami, jak to robią amerykańskie niedzwiedzie.- Czy kiedy jako chłopiec złapałeś w dłoń motyla, zauważyłeś, jak po-tem wiatr zmienił kierunek? A mieszkając nad morzem, czy widziałeś kie-dyś, jak olbrzymia ryba zatacza krąg i robi jeden z tych ogromnych wirów,które wciągają gwiazdy do wody?285- Znałem pewną staruszkę, która mówiła, że widziała, jak dzieci zmie-niają się w foki - powiedział Duncan.Jego towarzysz przyjął tę wiadomość twierdzącym skinieniem głowy.Wydawało się, że minęły godziny, zanim Duncan doszedł do rejsu naAnnie Rose i jej więzniów, długo po tym jak spożył pachnący wywar ugoto-wany przez Indianina i pozwolił, by stary pomógł mu ułożyć się na mchupod głazem, który wchłaniał ciepło z ogniska.Czy wielkie lewiatany podążały za ich statkiem, spytał Indianin, a potym jak wychłostano na morzu człowieka, czy następnej nocy Duncan wi-dział, jak jarzy się woda wokół statku, bo Conawago był świadkiem takiegozjawiska.Na północy przetoczył się grom, a błyskawica na horyzoncie odbi-ła się od chmur na niebie.Gdy Szkot doszedł do tajemniczych zgonów na pokładzie, Conawago za-czął go wypytywać o szczegóły, których Duncan dotychczas nie brał poduwagę, jakby Indianin w zupełnie inny sposób podchodził do śmierci tychludzi.Kiedy mówili o Everingu, Conawago pobieżnie wysłuchał relacji ookolicznościach jego śmierci, natomiast chciał wiedzieć, czy w oczach mar-twego profesora były kolorowe plamki, czy śpiewał w ostatni dzień swegożycia i jak zachowywał się w nocy na pokładzie, gdy świeciły gwiazdy.Byłbardzo zainteresowany, gdy Duncan powiedział mu, że Evering przepowie-dział pojawienie się komety.- Umarł, pomagając kobiecie zwanej Sarah Ramsey - podsunął Dun-can, opowiedziawszy, jak najważniejsza pasażerka na statku próbowałapopełnić samobójstwo - i pielęgnując swoją miłość do zmarłej żony [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Rzucił go do wody, po której rozeszły się ledwiewidoczne kręgi.- Tyle mnie obchodzi wina lub niewinność Europejczyków na wy-karczowanej ziemi.- Jacob Ryba był niewinny.- Piorun uderza i zabija.Jeśli tak zechcą duchy, wdepniesz w gniazdoszerszeni.Nie ma to nic wspólnego z niewinnością.- Niektórzy z nas walczą z duchami, jeśli trzeba.Jacob Ryba tak robił.Nie umarł tylko dlatego, że chcieli zdjąć mu skalp.Zginął, ponieważ posta-nowił dostarczyć wiadomość.Staremu Indianinowi drżały palce, gdy wyciągnął rękę po kartkę pa-pieru, którą podał mu Duncan.Po chwili jego oczy przybrały dziwny wyraz,jakby spoglądał przez ten papier na coś znajdującego się w oddali.- Rozpalę ognisko i zaparzę ci herbatę - rzekł.- Potem opowiesz mi owszystkim.Conawago nie odzywał się prawie przez godzinę, napomknął tylko, żebędzie im potrzebne schronienie przed burzą, chociaż Duncan nie widziałżadnej chmurki na niebie.Szybko, oszczędnymi ruchami, które zadziwiłyDuncana, Conawago zbudował szałas z drągów opartych o duży płaski głaz,nakrywając je zielonymi gałęziami i kawałkiem postrzępionego żaglowegopłótna, które wyjął ze swojego plecaka.Potem rzucił Duncanowi krzemień ikawałek stali do skrzesania ognia, a sam poszedł nazbierać mchu na posła-nie, na którym ułożył plecak młodzieńca i zapas drewna opałowego na kilkagodzin.284- Byłem w Kompanii Ramseya - zaczął Duncan, gdy padły na nichostatnie promyki słońca, a drewno zaczęło trzaskać w ognisku.- To nic, tylko coś, co zrobili ci inni - rzekł Conawago.- Pytam o ciebie.Gdzie była twoja matka w dniu, gdy się urodziłeś, blisko wody czy góry? Zjakimi zwierzętami się bawiłeś jako dziecko? Czy z początku bałeś się oce-anu, czy może twoi rodzice zanurzyli cię w nim, zanim jeszcze zacząłeśchodzić?- Skąd wiesz, że mieszkałem nad morzem? - zapytał Duncan.- Nie dowiesz się prawdy od człowieka, nie znając prawdy o jego życiu -tylko tyle powiedział mu Conawago.Podniósł z ziemi płaski kamień, dwu-krotnie większy od jego dłoni, położył obok Duncana, a potem dwoma pa-tykami wyjął z ogniska węgielek i umieścił na środku kamienia.Wyjął zeswego worka brązowy liść i położył na węglu.Gdy tytoniowy dym uniósł sięcienką spiralną smużką, machnięciem ręki rozproszył go nad głową Dun-cana.Sięgnął głębiej do worka i wyciągnął złożoną jelenią skórę, którą zszacunkiem rozłożył, odsłaniając biały wampum.- Teraz duchy słuchają -oznajmił poważnie, kładąc pas na przegubie Duncana i kiwając głową.-Teraz dowiemy się prawdy o tobie.I tak zaczęła się najniezwyklejsza rozmowa, jaką Duncan odbył w swoimżyciu.Stary Indianin nie kazał mu mówić o Jacobie, Ramseyu czy jakich-kolwiek wydarzeniach minionego roku, lecz przez godzinę wypytywał go owyżyny Szkocji, gaelickie słowa oznaczające tęczę i dąb, próbując się do-wiedzieć, jak wychowywano Duncana.Bardzo zainteresowało go to, żeszkockie krowy przypominają niedzwiedzie i swobodnie chodzą po górach,niczym strażnicy starych klanów.- Co robią te stworzenia, gdy spadnie pierwszy śnieg? dociekał Co-nawago, gotując w miedzianym garnczku zupę z korzeni i pączków liści.Zdawał się powątpiewać, czy takie zwierzęta można nazywać bydłem, ipytał, czy Duncan przyłapał kiedyś któreś z nich na podsłuchiwaniu podoknem lub drzwiami, jak to robią amerykańskie niedzwiedzie.- Czy kiedy jako chłopiec złapałeś w dłoń motyla, zauważyłeś, jak po-tem wiatr zmienił kierunek? A mieszkając nad morzem, czy widziałeś kie-dyś, jak olbrzymia ryba zatacza krąg i robi jeden z tych ogromnych wirów,które wciągają gwiazdy do wody?285- Znałem pewną staruszkę, która mówiła, że widziała, jak dzieci zmie-niają się w foki - powiedział Duncan.Jego towarzysz przyjął tę wiadomość twierdzącym skinieniem głowy.Wydawało się, że minęły godziny, zanim Duncan doszedł do rejsu naAnnie Rose i jej więzniów, długo po tym jak spożył pachnący wywar ugoto-wany przez Indianina i pozwolił, by stary pomógł mu ułożyć się na mchupod głazem, który wchłaniał ciepło z ogniska.Czy wielkie lewiatany podążały za ich statkiem, spytał Indianin, a potym jak wychłostano na morzu człowieka, czy następnej nocy Duncan wi-dział, jak jarzy się woda wokół statku, bo Conawago był świadkiem takiegozjawiska.Na północy przetoczył się grom, a błyskawica na horyzoncie odbi-ła się od chmur na niebie.Gdy Szkot doszedł do tajemniczych zgonów na pokładzie, Conawago za-czął go wypytywać o szczegóły, których Duncan dotychczas nie brał poduwagę, jakby Indianin w zupełnie inny sposób podchodził do śmierci tychludzi.Kiedy mówili o Everingu, Conawago pobieżnie wysłuchał relacji ookolicznościach jego śmierci, natomiast chciał wiedzieć, czy w oczach mar-twego profesora były kolorowe plamki, czy śpiewał w ostatni dzień swegożycia i jak zachowywał się w nocy na pokładzie, gdy świeciły gwiazdy.Byłbardzo zainteresowany, gdy Duncan powiedział mu, że Evering przepowie-dział pojawienie się komety.- Umarł, pomagając kobiecie zwanej Sarah Ramsey - podsunął Dun-can, opowiedziawszy, jak najważniejsza pasażerka na statku próbowałapopełnić samobójstwo - i pielęgnując swoją miłość do zmarłej żony [ Pobierz całość w formacie PDF ]