[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie mów tego Vicowi - odparł, i już na stojąco błysnął zębami w uśmiechu.- Właśnie dowiedział się,że ludzie z General Breweries chcą się przyjrzeć rachunkom, jakie im wystawiamy. - Jesteś pewien, że to zabawne, Geoff? Chodzi o cholernie duże pieniądze.- Twarz Franceskispochmurniała.- To tylko grozba - odparł lekko.- Stary Swanson nagle znielubil księgowego swej kampanii.- Kogo konkretnie i z jakiego powodu? - spytała.- Mike'a Weinberga, starego kumpla Vica.bo posuwał córkę Swansona.- O Boże, czy on nie wie, że sranie pod własnymi drzwiami to głupota? - rzuciła zniecierpliwiona.-Aw ogóle na czym polega problem?- Mike jest żonaty.- Cholera jasna.- Geoff ujrzał czerwone plamy występujące jej na policzki.- Czyli mamy wybórmiędzy zmianą na stanowisku a klientem?- Niezupełnie.Nie chodzi tylko o zmianę.- Swanson chce, żebyśmy wywalili Weinberga definitywnie? - dokończyła Francesca.Geoff skinął głową.- Powiedz Vicowi, niech to zrobi.- On jest za dobry, żeby się go pozbyć.- Nie wątpię, Geoff.Po prostu przesuniemy go do jakiejś kontrolowanej przez nas spółki, a za paręmiesięcy, kiedy sprawa ucichnie, sprowadzimy z powrotem.- Na twarz Geoffa wrócił uśmiech.- Alewywalę go osobiście, i to raz na zawsze, jeśli nie przestanie pieprzyć zysków Samuelsa.- Całkiem uczciwe postawienie sprawy.- Wolałabym jednak, żebyś nie mówił Vicowi o naszej rozmówce.Powinien dojść do takiegorozwiązania samodzielnie.- Spotkała porozumiewawcze spojrzenie Geoffa i pozwoliła sobie naleciutki uśmiech.- Zgoda - odparł i wolno skierował się do drzwi.- Zobaczymy się jutro rano.- Usłyszał cichą,niewyrazną odpowiedz, jakby Francesca skupiła się już na czym innym.Pomyślał o Vicu i omal munie współczuł. - To przecież nie twoja robota, co? - Vic nie pytał, lecz stwierdzał fakt, wiedząc że Zoe będzie zbytwystraszona, by zaprzeczyć.- Zakwestionowane czyściutkie listy leżały równo między kolejnymikartkami dziennika na korespondencję.Za równo.Wprawdzie mogła je napisać Zoe, ale było tonieprawdopodobne.Nie ujrzał ani jednej literówki, nie brakowało żadnego przecinka.Czy naprawdęuważała go za głupka?- Bałam się, że ze wszystkim nie zdążę.- tłumaczyła słabym głosem.- Nie zdążysz do kiedy? Jeśli nie udaje ci się zrobić w godzinach pracy wszystkiego, co ode mniedostałaś, to powinnaś kończyć pózniej.- Rugał ją za przewinienie, bo był wściekły i rozczarowany.Jego marzenia obrócono wniwecz, a teraz zwalił mu się na głowę jeszcze jeden kłopot.- Ostatniojestem z ciebie niezadowolony, ale nie mam teraz czasu ani chęci, żeby o tym mówić.Odłożymy to dojutra.Przez chwilę Zoe sprawiała wrażenie, jakby na coś jeszcze czekała, ale z napiętej ciszywywnioskowała, że nic więcej nie usłyszy, więc ruszyła do drzwi z pochyloną głową, mającświadomość, że Vic odprowadza ją spojrzeniem.Ubrana była w obcisłe, nawet bardzo obcisłe,spodnie na gołym ciele, ponieważ tak jej kazał; mimo uległości niesłychanie go irytowała, anajbardziej drażniące było to ciągłe przymrużanie wielkich, niebieskich oczu.Vic zastanawiał się, czyta mała nie sądzi, że złość mu wkrótce minie, a wtedy szybko wygodzi jej kutasem.Cholera, wszystkiekobiety są jednakowe.Zaschło mu w ustach, chętnie wypiłby drinka.Podszedł do okna, a potemruszył ku drzwiom.Ulubiony lokal pracowników Samuelsa,.Drayman's Anns", był o tej porzeotwarty.Mógł tam pomyśleć nad kieliszkiem o Mike'u, General Breweries i tym całym zamieszaniu. Zoe ciągle siedziała przy biurku.Stanął za nią.- Wybywam na pół godziny.Będziesz jeszcze, kiedy wrócę.- rzucił.- Tak - odparła Zoe niepewnie.- Skończę te poprawki w sprawozdaniu.- Minęła już szósta, ale Vicnigdy nie zważał na godzinę, tylko wydawał polecenia, zresztą i tak poczekałaby na niego, by upewnićsię, że nie jest już na nią zły i wciąż jej pragnie.- To pewnie ty napisałaś mojej sekretarce listy po południu.- Vic przeszedł przez pokój i stał terazprzy biurku Sian.Podniosła głowę, świetnie zdając sobie sprawę, jak fatalne skutki wywołał jej dobry uczynek.- Zdawało mi się, że potrzebuje pomocy.- Doceniam twoje starania, ale wymagam, żeby moje sprawy załatwiała Zoe, i ma to robić sama.- To chyba musi czasem wywoływać komplikacje? - rzuciła, nie umiejąc powstrzymać się od okazanianiechęci temu wrednemu durniowi, próżnemu bęc-wałowi.- To mój kłopot, nie twój.Przyglądała się, jak odchodzi, usłyszała szum windy i poczuła, że atmosfera nieco się oczyszcza.Spojrzała na Zoe, ale ta zdążyła już pochylić się nad maszyną, skupiona na swoich poprawkach iżyczeniach człowieka, któremu zdawała się podporządkowywać w upokarzający sposób.Wyrazniebyła nieświadoma ostatniego incydentu.Sian przymknęła oczy.Zaczęła się zastanawiać, jak się ma jejsynek i czy za nią tęskni.- On miał dzisiaj zły dzień.Odwróciła się na dzwięk tych słów, wyrwana z zamyślenia przez Geoffa Buchanana, który przystanąłobok jej biurka,- Ten człowiek sprawia wrażenie, jakby miał same złe dni. Niechęć do Vica emanowała z całej jej postaci, toteż Geoff omal się nie roześmiał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl