[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ruth, przysłuchująca się ich roz-mowie, uśmiechnęła się do Tuckera.Ruth pięknie się uśmiecha.Może to rodzinne, bowszyscy przy stole są nieco podobni.Nie, jednak jejuśmiech jest wyjątkowy. Kiedy ostatni raz jadłeś domowy posiłek? zapytał Oren.Z ociąganiem odwrócił wzrok od Ruth.Popatrzyłna niebieski porcelanowy talerz.Tłuczone ziem-niaki, fasolka szparagowa, kukurydziany pudding,fasola, placuszki, plaster rzymskiej pieczeni oblanysosem cebulowym.Ostatni raz jadł takie potrawy.tutaj, z Newlandami. Chyba jakieś jedenaście, dwanaście lat temu. Och, ty biedaku! użaliła się nad nim ciociaShirley.Podsunęła mu salaterkę z ziemniakami. Nakładaj sobie, mój drogi.Jedzenia tu nie zabrak-nie.A na deser będzie pyszne ciasto z dynią.Reszta kolacji upłynęła w pogodnej atmosferze.203Musiał się wymawiać, bo wszyscy nakłaniali go dojedzenia.Po kolacji Tucker wziął talerz i ruszył z nim dokuchni.Tak jak robił to zawsze w tym domu.Narazgo olśniło.Zatrzymał się w przejściu.Akceptacjacałej rodziny podbudowała go i dodała skrzydeł.Poczuł się pewniej.Ruth, nie spodziewając się, żeidący przed nią Tucker nagle stanie, wpadła naniego z rozpędem.Wtedy się zdecydował.Ruth szybko się pozbierała. Co się stało? zapytała, spoglądając za nimw głąb kuchni.Tucker odwrócił się, blokując jej przejście.Uśmiechnął się znacząco i wzrokiem pokazał nawiszące nad nimi zielone gałązki.Popatrzył na dziewczynę, chcąc odczytać jejreakcję.Nie była zachwycona.Brązowe oczy zamigotałygniewnie, ale było za pózno.Roześmiani gościeotoczyli ich kołem.Tucker uśmiechnął się promiennie. Pierwszy świąteczny buziak to dobra wróżba. Naprawdę? Pierwsze słyszę. Ja też przyznał. Wymyśliłem to przedchwilą.Zebrani ani myśleli odstąpić.Chętnie ją pocałuje,choć wolałby zrobić to bez świadków. No już! zachęcała ciocia Shirley. Dodzieła! Nie trzymajcie starszych ludzi tak długo nanogach, żyły nam popękają!Tucker popatrzył na Ruth pytająco.Dziewczyna westchnęła z rezygnacją.204 Zróbmy to, bo inaczej nam nie darują.Wziął z jej rąk talerz i odstawił go na blat.Potemuniósł ręce.Nie bardzo wiedział, czy powinien jąobjąć, czy może tylko pochylić się i niewinniecmoknąć dziewczynę w policzek.Ruth zrobiła krokw jego stronę.Już się dłużej nie zastanawiał.Położył ręce na jej ramionach.Pod grubym,miękkim swetrem poczuł szczupłe, sprężyste ciało.Mimowolnie zderzyli się nosami.Speszona Ruthodwróciła wzrok.Szybko pocałował ją w usta.Miały smak słodkiej mrożonej herbaty.Ciepłe,miękkie wargi zdawały się prosić o więcej.Namoment dziewczyna zamknęła oczy.Przez krótkąchwilę zapomniał, że stoją otoczeni kibicującą imrodziną.Kiedy uniosła powieki, brązowe oczy patrzyły naniego z uśmiechem.Jakby ten pocałunek sprawił jejnie mniej przyjemności niż jemu.Pierwszy świąteczny pocałunek pod jemiołą.Dlaniego to na pewno bardzo dobry znak.Czuł się wspaniale.Podniósł wzrok, by podzię-kować niebiosom za łaskę.Popatrzył na zielonąkulę wiszącą nad ich głowami. Och, pomyliłem się powiedział bez śladużalu. To nie jest jemioła, tylko ostrokrzew.ROZDZIAA TRZECINie wiedziała, dlaczego zgodziła się na tenidiotyczny pocałunek.Początkowo tłumaczyła so-bie, że nie miała wyjścia.Znając rodzinę, mogła byćpewna, że i tak postawiliby na swoim.Jednak gdy wieczorem przewracała się w łóżkuz boku na bok, zdała sobie sprawę, że to nie jest całaprawda.Nikomu by się nie przyznała, jednak odro-binkę, odrobineczkę, też tego chciała.Pojawienie się Tuckera obudziło w niej dziwnątęsknotę i pragnienia, jakich nie potrafiła bliżejokreślić czy nazwać.Niestety, ten pocałunek wcaleich nie stłumił.Przeciwnie, dręczyły ją coraz moc-niej.Chciałaby jeszcze raz tego spróbować.To jakte smakowite kąski, którymi częstują w supermar-ketach w porze posiłku.Jeśli człowiek się skusi,z miejsca uświadamia sobie, że jest głodny.W dodatku ten Tucker naprawdę jest mężczyznąniczego sobie.I zaskakująco dobrze całuje.A prze-cież musiał się hamować, mając świadomość, żecałują się na oczach rodziny.Sama pod tym wzglę-dem nie miała dużego doświadczenia, lecz wiele206wskazuje, że w tej dziedzinie prym wiodą mężczyz-ni przeciętni pod względem urody.Pewnie w tensposób kompensują swoje braki.Poruszyła się niespokojnie.Kto wie, może takdobrze całuje, bo liczy, że to mu się opłaci? Jeśli jestoszustem, nie chce z pewnością niczego zaniedbać.Ofiara nie może się niczego domyślić.Albo też jest taki doświadczony.Przez te trzy dni zbratał się z całą rodzinę.Onasama z trudem próbowała zachować odpowiednidystans i pamiętać, że musi się trzymać na baczno-ści.W obecności Tuckera czuła się nieswojo, leczgdy pozostawał u siebie, jej niepokój się pogłębiał.Już raz przyłapała go na strychu.Ciekawe, cojeszcze knuje?Podniosła się z kanapy, by dołożyć do ogniaostatnie polano.Już od wielu tygodni pogoda ich nierozpieszczała, ale ostatnia noc naprawdę dała sięwszystkim we znaki. Boris, pamiętaj, żeby przynieść drewna ode-zwała się ciocia Shirley. Dziś zapowiadają jeszczezimniejszą noc [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Ruth, przysłuchująca się ich roz-mowie, uśmiechnęła się do Tuckera.Ruth pięknie się uśmiecha.Może to rodzinne, bowszyscy przy stole są nieco podobni.Nie, jednak jejuśmiech jest wyjątkowy. Kiedy ostatni raz jadłeś domowy posiłek? zapytał Oren.Z ociąganiem odwrócił wzrok od Ruth.Popatrzyłna niebieski porcelanowy talerz.Tłuczone ziem-niaki, fasolka szparagowa, kukurydziany pudding,fasola, placuszki, plaster rzymskiej pieczeni oblanysosem cebulowym.Ostatni raz jadł takie potrawy.tutaj, z Newlandami. Chyba jakieś jedenaście, dwanaście lat temu. Och, ty biedaku! użaliła się nad nim ciociaShirley.Podsunęła mu salaterkę z ziemniakami. Nakładaj sobie, mój drogi.Jedzenia tu nie zabrak-nie.A na deser będzie pyszne ciasto z dynią.Reszta kolacji upłynęła w pogodnej atmosferze.203Musiał się wymawiać, bo wszyscy nakłaniali go dojedzenia.Po kolacji Tucker wziął talerz i ruszył z nim dokuchni.Tak jak robił to zawsze w tym domu.Narazgo olśniło.Zatrzymał się w przejściu.Akceptacjacałej rodziny podbudowała go i dodała skrzydeł.Poczuł się pewniej.Ruth, nie spodziewając się, żeidący przed nią Tucker nagle stanie, wpadła naniego z rozpędem.Wtedy się zdecydował.Ruth szybko się pozbierała. Co się stało? zapytała, spoglądając za nimw głąb kuchni.Tucker odwrócił się, blokując jej przejście.Uśmiechnął się znacząco i wzrokiem pokazał nawiszące nad nimi zielone gałązki.Popatrzył na dziewczynę, chcąc odczytać jejreakcję.Nie była zachwycona.Brązowe oczy zamigotałygniewnie, ale było za pózno.Roześmiani gościeotoczyli ich kołem.Tucker uśmiechnął się promiennie. Pierwszy świąteczny buziak to dobra wróżba. Naprawdę? Pierwsze słyszę. Ja też przyznał. Wymyśliłem to przedchwilą.Zebrani ani myśleli odstąpić.Chętnie ją pocałuje,choć wolałby zrobić to bez świadków. No już! zachęcała ciocia Shirley. Dodzieła! Nie trzymajcie starszych ludzi tak długo nanogach, żyły nam popękają!Tucker popatrzył na Ruth pytająco.Dziewczyna westchnęła z rezygnacją.204 Zróbmy to, bo inaczej nam nie darują.Wziął z jej rąk talerz i odstawił go na blat.Potemuniósł ręce.Nie bardzo wiedział, czy powinien jąobjąć, czy może tylko pochylić się i niewinniecmoknąć dziewczynę w policzek.Ruth zrobiła krokw jego stronę.Już się dłużej nie zastanawiał.Położył ręce na jej ramionach.Pod grubym,miękkim swetrem poczuł szczupłe, sprężyste ciało.Mimowolnie zderzyli się nosami.Speszona Ruthodwróciła wzrok.Szybko pocałował ją w usta.Miały smak słodkiej mrożonej herbaty.Ciepłe,miękkie wargi zdawały się prosić o więcej.Namoment dziewczyna zamknęła oczy.Przez krótkąchwilę zapomniał, że stoją otoczeni kibicującą imrodziną.Kiedy uniosła powieki, brązowe oczy patrzyły naniego z uśmiechem.Jakby ten pocałunek sprawił jejnie mniej przyjemności niż jemu.Pierwszy świąteczny pocałunek pod jemiołą.Dlaniego to na pewno bardzo dobry znak.Czuł się wspaniale.Podniósł wzrok, by podzię-kować niebiosom za łaskę.Popatrzył na zielonąkulę wiszącą nad ich głowami. Och, pomyliłem się powiedział bez śladużalu. To nie jest jemioła, tylko ostrokrzew.ROZDZIAA TRZECINie wiedziała, dlaczego zgodziła się na tenidiotyczny pocałunek.Początkowo tłumaczyła so-bie, że nie miała wyjścia.Znając rodzinę, mogła byćpewna, że i tak postawiliby na swoim.Jednak gdy wieczorem przewracała się w łóżkuz boku na bok, zdała sobie sprawę, że to nie jest całaprawda.Nikomu by się nie przyznała, jednak odro-binkę, odrobineczkę, też tego chciała.Pojawienie się Tuckera obudziło w niej dziwnątęsknotę i pragnienia, jakich nie potrafiła bliżejokreślić czy nazwać.Niestety, ten pocałunek wcaleich nie stłumił.Przeciwnie, dręczyły ją coraz moc-niej.Chciałaby jeszcze raz tego spróbować.To jakte smakowite kąski, którymi częstują w supermar-ketach w porze posiłku.Jeśli człowiek się skusi,z miejsca uświadamia sobie, że jest głodny.W dodatku ten Tucker naprawdę jest mężczyznąniczego sobie.I zaskakująco dobrze całuje.A prze-cież musiał się hamować, mając świadomość, żecałują się na oczach rodziny.Sama pod tym wzglę-dem nie miała dużego doświadczenia, lecz wiele206wskazuje, że w tej dziedzinie prym wiodą mężczyz-ni przeciętni pod względem urody.Pewnie w tensposób kompensują swoje braki.Poruszyła się niespokojnie.Kto wie, może takdobrze całuje, bo liczy, że to mu się opłaci? Jeśli jestoszustem, nie chce z pewnością niczego zaniedbać.Ofiara nie może się niczego domyślić.Albo też jest taki doświadczony.Przez te trzy dni zbratał się z całą rodzinę.Onasama z trudem próbowała zachować odpowiednidystans i pamiętać, że musi się trzymać na baczno-ści.W obecności Tuckera czuła się nieswojo, leczgdy pozostawał u siebie, jej niepokój się pogłębiał.Już raz przyłapała go na strychu.Ciekawe, cojeszcze knuje?Podniosła się z kanapy, by dołożyć do ogniaostatnie polano.Już od wielu tygodni pogoda ich nierozpieszczała, ale ostatnia noc naprawdę dała sięwszystkim we znaki. Boris, pamiętaj, żeby przynieść drewna ode-zwała się ciocia Shirley. Dziś zapowiadają jeszczezimniejszą noc [ Pobierz całość w formacie PDF ]