[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie widzieli się od ostatniego spotkania w apartamencie przy Perry Street.Odwieczoru, kiedy powiedziała mu, że kocha innego.Jakiż ból sprawiał jej teraz widok jegoprzystojnej twarzy, tak surowej i poważnej, jakby przez ten rok postarzał się o całe życie!Ból był niemal fizyczny, stłumiona tęsknota uderzyła ją z nową siłą, nagle rozpalającsię znów do czerwoności.Niemożliwe pragnienie, dziura w jej sercu, błagająca owypełnienie.Nie.Przestań.Nie wracaj do tego.Była wściekła na siebie za to uczucie.Nie chciałago, nie chciała być nielojalna wobec życia, jakie wiodła przez rok i zdradzać tego, co ona iOliver razem zbudowali.Gdyby tylko mogła zrobić coś ze swoim sercem.Bijącym gwałtownie, zdradzieckimsercem.Ponieważ jedno czego w tej chwili pragnęła to rzucić się w ramiona Jacka.– Jack – powiedziała, tracąc oddech.Nawet wypowiedzenie jego imienia sprawiało jejtrudność.Czyżby aż tak bardzo pragnęła zobaczyć go znowu? Bóg świadkiem, że próbowałaprzestać o nim myśleć, zepchnęła wszystkie wspomnienia do najciemniejszego zakamarkaswojej pamięci.Ale Jack pozostał: w snach wracała zawsze do apartamentu nad miastem, do miejscaprzy kominku.Nie można walczyć ze snami, prawda? To nie była jej wina.To tylko irytująceprzyzwyczajenie.Niezależnie od tego, czego chciała, podświadomie ciągnęło ją do niego.Zobaczyć go żywego, oddychającego, tuż przed sobą, odebrała jak bezpośredni cioswe wszystko, czego starała się trzymać przez ten ponad rok na wygnaniu.Wmawiała sobie, żejej miłość do niego jest martwa i została pogrzebana, zamknięta we wrzuconej na dno oceanuskrzyni, która nie miała już nigdy zostać otwarta.Kochała Olivera.Byli tak szczęśliwi, jaktylko można w ich sytuacji.To nie ona powinna kochać Jacka, ani teraz, ani nigdy.Cokolwiek znaczyli dla siebie, przestało istnieć.Stał się dla niej kimś obcym.Poza tym był już połączony więzią ze swoją wampirzą bliźniaczką, ze swoją siostrą,Mimi.Nie miało znaczenia, czy Schuyler nadal – niestety – czuje coś do niego.To się już nieliczyło.Związał się z inną.Ona była dla niego nikim, podobnie jak on dla niej.– Co tu robisz? – zapytała, ponieważ patrzył w milczeniu, nawet gdy wypowiedziałajego imię.– Przyjechałem po ciebie – odparł, zaciskając ponuro usta.W tym momencie Schuylerzrozumiała.Jack został przysłany przez Radę.Był tutaj, żeby zabrać ją z powrotem doNowego Jorku.Do aresztu.Miał ją doprowadzić przed oblicze inkwizytora, żeby wysłuchaławyroku.Winna czy niewinna, to nie miało znaczenia, wiedziała, jaki będzie wyrok – zwrócilisię przeciwko niej.Jack był teraz jednym z nich.Członkiem Rady.Wrogiem.Schuyler wycofała się pod przeciwległą ścianę, do drugich drzwi, chociaż wiedziała,że to nic nie da.Zabezpieczenia tego miejsca oznaczały, że jedyna droga ucieczki biegła wgórę.Będzie musiała spróbować – odbić się od ściany i skoczyć dostatecznie wysoko, abyprzebić się przez szkło.Jack zauważył, że rzuciła okiem na sklepienie.– Zniszczysz ten pokój, jeśli tego spróbujesz.– A co on mnie obchodzi?– Myślę, że cię obchodzi.Myślę, że kochasz Hôtel Lambert tak samo, jak ja.Nie tyjedna bawiłaś się kiedyś w tych ogrodach.Jasne, Jack na pewno był tu wcześniej.Jego ojciec był przecież Regisem.Force’owieprawdopodobnie zatrzymywali się w tych samych komnatach gościnnych, co ona i Cordelia.Ale co z tego?– Zrobię to, jeśli nie będę miała wyjścia.Przekonasz się.Jack zrobił krok w jej stronę.– Nie jestem twoim wrogiem, Schuyler, niezależnie od tego, co myślisz.Mylisz się.Tędy się nie wydostaniesz.Jest tam zabezpieczenie, którego nie wyczuwasz, Lawrence ci onim nie mówił.Rozbijesz się o szybę.A ja nie chcę, żeby ci się stała krzywda.– Nie?– Nie masz wyboru.Chodź ze mną, Schuyler, proszę.– Jack wyciągnął rękę.Jegolśniące, zielone jak szkło oczy stały się nagle łagodne, proszące.Nieprzystępny wyraz jegotwarzy zniknął całkowicie.Wyglądał na wrażliwego i zagubionego.Tak samo patrzył na niątamtego wieczora.Kiedy poprosił ją, żeby została.Odpowiedziała to samo, co wtedy.– Nie.Zanim jeszcze zaczerpnęła oddechu, zerwała się do biegu, rozmywając w różowąsmugę na złotej ścianie, a potem rzuciła się górę, przebijając szklany dach i zasypującmarmurową posadzkę deszczem kryształowych odłamków.W jednej chwili było powszystkim.Mylił się.Znała zaklęcie otaczające to miejsce i znała odpowiednie przeciwzaklęcie.Contineo i Frango.Lawrence był starannym nauczycielem.Przynajmniej pod tym względemgo nie zawiodła.Wybacz, Jack, ale nie mogę wrócić do tego, co było.Nigdy.A potem rozpłynęła się w nocy.premiera: 22 września 2010 [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Nie widzieli się od ostatniego spotkania w apartamencie przy Perry Street.Odwieczoru, kiedy powiedziała mu, że kocha innego.Jakiż ból sprawiał jej teraz widok jegoprzystojnej twarzy, tak surowej i poważnej, jakby przez ten rok postarzał się o całe życie!Ból był niemal fizyczny, stłumiona tęsknota uderzyła ją z nową siłą, nagle rozpalającsię znów do czerwoności.Niemożliwe pragnienie, dziura w jej sercu, błagająca owypełnienie.Nie.Przestań.Nie wracaj do tego.Była wściekła na siebie za to uczucie.Nie chciałago, nie chciała być nielojalna wobec życia, jakie wiodła przez rok i zdradzać tego, co ona iOliver razem zbudowali.Gdyby tylko mogła zrobić coś ze swoim sercem.Bijącym gwałtownie, zdradzieckimsercem.Ponieważ jedno czego w tej chwili pragnęła to rzucić się w ramiona Jacka.– Jack – powiedziała, tracąc oddech.Nawet wypowiedzenie jego imienia sprawiało jejtrudność.Czyżby aż tak bardzo pragnęła zobaczyć go znowu? Bóg świadkiem, że próbowałaprzestać o nim myśleć, zepchnęła wszystkie wspomnienia do najciemniejszego zakamarkaswojej pamięci.Ale Jack pozostał: w snach wracała zawsze do apartamentu nad miastem, do miejscaprzy kominku.Nie można walczyć ze snami, prawda? To nie była jej wina.To tylko irytująceprzyzwyczajenie.Niezależnie od tego, czego chciała, podświadomie ciągnęło ją do niego.Zobaczyć go żywego, oddychającego, tuż przed sobą, odebrała jak bezpośredni cioswe wszystko, czego starała się trzymać przez ten ponad rok na wygnaniu.Wmawiała sobie, żejej miłość do niego jest martwa i została pogrzebana, zamknięta we wrzuconej na dno oceanuskrzyni, która nie miała już nigdy zostać otwarta.Kochała Olivera.Byli tak szczęśliwi, jaktylko można w ich sytuacji.To nie ona powinna kochać Jacka, ani teraz, ani nigdy.Cokolwiek znaczyli dla siebie, przestało istnieć.Stał się dla niej kimś obcym.Poza tym był już połączony więzią ze swoją wampirzą bliźniaczką, ze swoją siostrą,Mimi.Nie miało znaczenia, czy Schuyler nadal – niestety – czuje coś do niego.To się już nieliczyło.Związał się z inną.Ona była dla niego nikim, podobnie jak on dla niej.– Co tu robisz? – zapytała, ponieważ patrzył w milczeniu, nawet gdy wypowiedziałajego imię.– Przyjechałem po ciebie – odparł, zaciskając ponuro usta.W tym momencie Schuylerzrozumiała.Jack został przysłany przez Radę.Był tutaj, żeby zabrać ją z powrotem doNowego Jorku.Do aresztu.Miał ją doprowadzić przed oblicze inkwizytora, żeby wysłuchaławyroku.Winna czy niewinna, to nie miało znaczenia, wiedziała, jaki będzie wyrok – zwrócilisię przeciwko niej.Jack był teraz jednym z nich.Członkiem Rady.Wrogiem.Schuyler wycofała się pod przeciwległą ścianę, do drugich drzwi, chociaż wiedziała,że to nic nie da.Zabezpieczenia tego miejsca oznaczały, że jedyna droga ucieczki biegła wgórę.Będzie musiała spróbować – odbić się od ściany i skoczyć dostatecznie wysoko, abyprzebić się przez szkło.Jack zauważył, że rzuciła okiem na sklepienie.– Zniszczysz ten pokój, jeśli tego spróbujesz.– A co on mnie obchodzi?– Myślę, że cię obchodzi.Myślę, że kochasz Hôtel Lambert tak samo, jak ja.Nie tyjedna bawiłaś się kiedyś w tych ogrodach.Jasne, Jack na pewno był tu wcześniej.Jego ojciec był przecież Regisem.Force’owieprawdopodobnie zatrzymywali się w tych samych komnatach gościnnych, co ona i Cordelia.Ale co z tego?– Zrobię to, jeśli nie będę miała wyjścia.Przekonasz się.Jack zrobił krok w jej stronę.– Nie jestem twoim wrogiem, Schuyler, niezależnie od tego, co myślisz.Mylisz się.Tędy się nie wydostaniesz.Jest tam zabezpieczenie, którego nie wyczuwasz, Lawrence ci onim nie mówił.Rozbijesz się o szybę.A ja nie chcę, żeby ci się stała krzywda.– Nie?– Nie masz wyboru.Chodź ze mną, Schuyler, proszę.– Jack wyciągnął rękę.Jegolśniące, zielone jak szkło oczy stały się nagle łagodne, proszące.Nieprzystępny wyraz jegotwarzy zniknął całkowicie.Wyglądał na wrażliwego i zagubionego.Tak samo patrzył na niątamtego wieczora.Kiedy poprosił ją, żeby została.Odpowiedziała to samo, co wtedy.– Nie.Zanim jeszcze zaczerpnęła oddechu, zerwała się do biegu, rozmywając w różowąsmugę na złotej ścianie, a potem rzuciła się górę, przebijając szklany dach i zasypującmarmurową posadzkę deszczem kryształowych odłamków.W jednej chwili było powszystkim.Mylił się.Znała zaklęcie otaczające to miejsce i znała odpowiednie przeciwzaklęcie.Contineo i Frango.Lawrence był starannym nauczycielem.Przynajmniej pod tym względemgo nie zawiodła.Wybacz, Jack, ale nie mogę wrócić do tego, co było.Nigdy.A potem rozpłynęła się w nocy.premiera: 22 września 2010 [ Pobierz całość w formacie PDF ]