[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiem tylko, jaką ma pracę i że zarabia dwarazy tyle co inni w Acre, a nigdy nie pożyczy nawet pensa krewnym własnej żony.Wiem, że wybiera sobie ludzi do pracy, a młodego Harry'ego Jamesona nie brał do swojej brygadyprzez całą zimę, chociaż chłopak był w rozpaczliwej sytuacji.Bardzo go nie lubię, ale większość po prostu gonienawidzi jak trucizny.Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.Lucy nie należała już do wsi.Związała swoje życie z moim tu wedworze i tu miała zawsze pełną miskę w kuchni.W Acre jednak pozostali jej krewni, więc orientowała sięświetnie w najnowszych wydarzeniach. Ja też jakoś nie mam do niego serca stwierdziłam, kiedy upinała mi włosy na czubku głowy,pozostawiając parę pukli wokół twarzy. Powinien teraz pracować.No, zrobione, Lucy.Czekają mnie innekłopoty.Zrobiła jeszcze dwa zręczne gesty i posłusznie się cofnęła. Mogą być kłopoty, jeśli odgrodzi pani ziemię, która zawsze należała do wsi odezwała się.Spojrzałam surowo na jej odbicie w lustrze, aż spuściła wzrok. Ta ziemia należy do Wideacre stwierdziłam stanowczo.Posłałam jej jeszcze jedno spojrzenie i pomyślałam, że rozmawiam oto z całkiem inną osobą niż dawnamoja Lucy.Wideacre będzie kiedyś bogatsza, mój syn zostanie dziedzicem, ja zaś jednak z pewnością stracęcałe morze miłości, jakie mnie niegdyś otaczało.Otrząsnęłam się z tej myśli i zeszłam do Johna Briena. Tak? zagadnęłam chłodno.Obracał czapkę w rękach, a oczy aż wytrzeszczył ze zdenerwowania z powodu tego, co mi miałpowiedzieć. Pani MacAndrew, idzie o pani płoty wysapał, zapominając z pośpiechu o swoim miejskimakcencie. Obalili płoty, a niektóre porąbali.Zepsuli prawie wszystko, co wczoraj zrobiliśmy.Płoty obalone,a droga otwarta.Podniosłam gwałtownie głowę i spojrzałam na niego jak na anioła zagłady. Czy to robota Mściciela? spytałam ostro.Słysząc przerażenie w moim głosie, zawahał się i popatrzył z niedowierzaniem. Jaki Mściciel? Ten banita, łajdak jąkałam się z pośpiechu. Spalił plantację pana Briggsa zeszłej jesieni.Możeto jego sprawka? A może to robota wioski? Wioski potwierdził. Nikt inny jeszcze nie wie o naszych kłopotach.Przysięgam jednak, żewiem, kto to zrobił! Kto? Moja pobladła, pokryta zimnym potem twarz odzyskiwała rumieńce, a oddech wracał donormy.Skoro to nie Mściciel, dam sobie radę z każdym innym zagrożeniem.Przez chwilę wydawało mi się, żeziemia rozstępuje mi się pod stopami, a z piekielnych czeluści wyłania się Mściciel obrzydliwie dosiadającyczarnego konia, w towarzystwie dwóch psów.Zrozumiałam jednak sens słów Briena.Nie było czasu, abyktokolwiek spoza wsi mógł wykorzystać sytuację.Jeśli Mściciel nadciągał, jeśli przychodził po mnie i dlategoRLTczułam strach, powinnam była się modlić, aby strach nie sparaliżował mego umysłu.Tyle przecież miałam dozrobienia w tak szaleńczym tempie! A więc to sprawka wioski? spytałam już spokojnym głosem. To najmłodszy syn Gaffera Tyacke'a, John, Sam Frosterly i Ned Hunter oznajmił z przekonaniem. Pracowali powoli i gderali cały dzień.To znane mąciwody.Ociągali się z powrotem do wsi i trzymali sięrazem.A dziś rano zjawili się pierwsi, aby zobaczyć, co zrobię na widok szkód.Uśmiechali się do siebie.Założę się o tygodniówkę, że to oni. To poważne oskarżenie.Kwalifikuje ich na szubienicę.Masz dowody? Nie odparł. Wie pani, że to najzadziorniejsze chłopaki we wsi.Oczywista, że maczali w tympalce. Tak zamyśliłam się.Wyjrzałam przez okno na ogród, wybieg, wzgórza i niziny.Brien odkaszlnął i niecierpliwie zaszurał.Kazałam mu jednak czekać. Nic na razie nie zrobimy oświadczyłam wreszcie po przemyśleniu sprawy. Nic nie zrobimy ity też nic nie powiesz.Nie zamierzam przyjeżdżać do Acre za każdym razem, kiedy coś się dzieje.Ustawciepłoty tam, gdzie były, i naprawcie w miarę możności szkody.A tym trzem, młodemu Tyacke'owi, SamowiFrosterly'emu i Nedowi Hunterowi nic nie mów.Zostaw ich w spokoju.Może po prostu wpadli w gniew, leczwkrótce przestaną się buntować.Jestem gotowa spojrzeć na ich czyn przez palce.Wiedziałam, że jeśli Brien nie ma dowodów, nie możemy nic zrobić tej trójce.Wieś zamknęła przedemną domy i serca.Gdybym aresztowała trzech z najweselszych, najniesforniejszych, najprzystojniejszychchłopców w Acre, spotkałabym się nie z niechęcią, lecz z nienawiścią.Nie było mocnych na tę trójkę, od kiedy ku ich uciesze wydalono ich z wiejskiej szkółki.Kradli jabłka znaszych sadów, uprawiali kłusownictwo na naszych terenach łowieckich, bezkarnie łowili łososie w rzeceFenny.I zawsze któryś z nich prosił mnie do tańca.Zarumieniony pląsał posuwiście, podczas gdy dwajpozostali gwizdali i chichotali.Wieś uważała, że to niedobre chłopaki, lecz tworzyli zgraną grupę przyjaciół.Ikażda dziewczyna we wsi dałaby wszystko, aby zostać narzeczoną któregoś z nich.A oni mieli zaledwie podwadzieścia lat; wiek nieprzejednanego kawalerstwa, kiedy woli się męskie towarzystwo i kwartę piwa niżdziewczyny.Tak więc chociaż w zimie całowali się pewnie pod jemiołą, a latem wśród stogów siana, dożeniaczki im się nie spieszyło.O ile ich znałam a sądziłam, że tak połamanie płotów miało być wyzwaniem.Jeśli nie będzieżadnej reakcji z mojej strony i ze strony Johna Briena, cały żart straci sens.Nie powtórzy się więcej, bo byłabyto wyjątkowa złośliwość.A ja przecież wierzyłam, że mnie kochają, że nie będą niszczyć moich płotów, skorożart się nie udał. Daj spokój powtórzyłam. I nie dawaj im do zrozumienia, że ich podejrzewasz.John Brien kiwnął głową, lecz wyraz jego oczu powiedział mi, że uważa moją pozycję za osłabioną.Niedbałam o to.Jego zdanie się dla mnie nie liczyło.Potraktowanie postępku trzech chłopaków jako błazenadywydawało mi się właściwsze niż angażowanie swojej dumy i autorytetu.Jednak to on miał rację.A ja się myliłam.RLTPrzestałam rozumieć, co się dzieje w wiosce Acre i na polach.Byłam pewna, że ten atak to tylko żart,że to tylko odpowiedz na hardość panienki Beatrice.%7łe jeśli nie zareaguję, lecz spokojnie będę przyłączać dalejwspólne grunty, obie strony zachowają twarz, a praca szybko posunie się naprzód.Następnej nocy płoty znów zostały przewrócone.Trzeciej zaś nocy przewrócone i spalone.To był dobrze zaplanowany pożar.Zadbano, by nie zapaliła się sucha hubka w lesie i zwisające konary.Płoty ułożono w stos, podpalono i zanim ktoś zdążył dostrzec płomienie, sprawcy uciekli do wsi, do swoichdomów. A potem mówili mi, że nic nie mogli zrobić! skarżył się John Brien z irytacją. Twierdzili, żezanim przynieśli wodę z rzeki, płoty spłonęły! Mogli przecież utworzyć łańcuch rąk i czerpać wodę ze strumyka zaoponowałam. To ledwieparę jardów dalej. Strumień płynie przez przyłączony teren wyjaśnił Brien. Oznajmili, że pani kazała im siętrzymać z dala od tej ziemi.Zdobyłam się na uśmiech. To ma sens odparłam.Jednak uśmiech zamarł mi na wargach. Nie pozwolę na to postanowiłam chłodnym tonem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Wiem tylko, jaką ma pracę i że zarabia dwarazy tyle co inni w Acre, a nigdy nie pożyczy nawet pensa krewnym własnej żony.Wiem, że wybiera sobie ludzi do pracy, a młodego Harry'ego Jamesona nie brał do swojej brygadyprzez całą zimę, chociaż chłopak był w rozpaczliwej sytuacji.Bardzo go nie lubię, ale większość po prostu gonienawidzi jak trucizny.Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.Lucy nie należała już do wsi.Związała swoje życie z moim tu wedworze i tu miała zawsze pełną miskę w kuchni.W Acre jednak pozostali jej krewni, więc orientowała sięświetnie w najnowszych wydarzeniach. Ja też jakoś nie mam do niego serca stwierdziłam, kiedy upinała mi włosy na czubku głowy,pozostawiając parę pukli wokół twarzy. Powinien teraz pracować.No, zrobione, Lucy.Czekają mnie innekłopoty.Zrobiła jeszcze dwa zręczne gesty i posłusznie się cofnęła. Mogą być kłopoty, jeśli odgrodzi pani ziemię, która zawsze należała do wsi odezwała się.Spojrzałam surowo na jej odbicie w lustrze, aż spuściła wzrok. Ta ziemia należy do Wideacre stwierdziłam stanowczo.Posłałam jej jeszcze jedno spojrzenie i pomyślałam, że rozmawiam oto z całkiem inną osobą niż dawnamoja Lucy.Wideacre będzie kiedyś bogatsza, mój syn zostanie dziedzicem, ja zaś jednak z pewnością stracęcałe morze miłości, jakie mnie niegdyś otaczało.Otrząsnęłam się z tej myśli i zeszłam do Johna Briena. Tak? zagadnęłam chłodno.Obracał czapkę w rękach, a oczy aż wytrzeszczył ze zdenerwowania z powodu tego, co mi miałpowiedzieć. Pani MacAndrew, idzie o pani płoty wysapał, zapominając z pośpiechu o swoim miejskimakcencie. Obalili płoty, a niektóre porąbali.Zepsuli prawie wszystko, co wczoraj zrobiliśmy.Płoty obalone,a droga otwarta.Podniosłam gwałtownie głowę i spojrzałam na niego jak na anioła zagłady. Czy to robota Mściciela? spytałam ostro.Słysząc przerażenie w moim głosie, zawahał się i popatrzył z niedowierzaniem. Jaki Mściciel? Ten banita, łajdak jąkałam się z pośpiechu. Spalił plantację pana Briggsa zeszłej jesieni.Możeto jego sprawka? A może to robota wioski? Wioski potwierdził. Nikt inny jeszcze nie wie o naszych kłopotach.Przysięgam jednak, żewiem, kto to zrobił! Kto? Moja pobladła, pokryta zimnym potem twarz odzyskiwała rumieńce, a oddech wracał donormy.Skoro to nie Mściciel, dam sobie radę z każdym innym zagrożeniem.Przez chwilę wydawało mi się, żeziemia rozstępuje mi się pod stopami, a z piekielnych czeluści wyłania się Mściciel obrzydliwie dosiadającyczarnego konia, w towarzystwie dwóch psów.Zrozumiałam jednak sens słów Briena.Nie było czasu, abyktokolwiek spoza wsi mógł wykorzystać sytuację.Jeśli Mściciel nadciągał, jeśli przychodził po mnie i dlategoRLTczułam strach, powinnam była się modlić, aby strach nie sparaliżował mego umysłu.Tyle przecież miałam dozrobienia w tak szaleńczym tempie! A więc to sprawka wioski? spytałam już spokojnym głosem. To najmłodszy syn Gaffera Tyacke'a, John, Sam Frosterly i Ned Hunter oznajmił z przekonaniem. Pracowali powoli i gderali cały dzień.To znane mąciwody.Ociągali się z powrotem do wsi i trzymali sięrazem.A dziś rano zjawili się pierwsi, aby zobaczyć, co zrobię na widok szkód.Uśmiechali się do siebie.Założę się o tygodniówkę, że to oni. To poważne oskarżenie.Kwalifikuje ich na szubienicę.Masz dowody? Nie odparł. Wie pani, że to najzadziorniejsze chłopaki we wsi.Oczywista, że maczali w tympalce. Tak zamyśliłam się.Wyjrzałam przez okno na ogród, wybieg, wzgórza i niziny.Brien odkaszlnął i niecierpliwie zaszurał.Kazałam mu jednak czekać. Nic na razie nie zrobimy oświadczyłam wreszcie po przemyśleniu sprawy. Nic nie zrobimy ity też nic nie powiesz.Nie zamierzam przyjeżdżać do Acre za każdym razem, kiedy coś się dzieje.Ustawciepłoty tam, gdzie były, i naprawcie w miarę możności szkody.A tym trzem, młodemu Tyacke'owi, SamowiFrosterly'emu i Nedowi Hunterowi nic nie mów.Zostaw ich w spokoju.Może po prostu wpadli w gniew, leczwkrótce przestaną się buntować.Jestem gotowa spojrzeć na ich czyn przez palce.Wiedziałam, że jeśli Brien nie ma dowodów, nie możemy nic zrobić tej trójce.Wieś zamknęła przedemną domy i serca.Gdybym aresztowała trzech z najweselszych, najniesforniejszych, najprzystojniejszychchłopców w Acre, spotkałabym się nie z niechęcią, lecz z nienawiścią.Nie było mocnych na tę trójkę, od kiedy ku ich uciesze wydalono ich z wiejskiej szkółki.Kradli jabłka znaszych sadów, uprawiali kłusownictwo na naszych terenach łowieckich, bezkarnie łowili łososie w rzeceFenny.I zawsze któryś z nich prosił mnie do tańca.Zarumieniony pląsał posuwiście, podczas gdy dwajpozostali gwizdali i chichotali.Wieś uważała, że to niedobre chłopaki, lecz tworzyli zgraną grupę przyjaciół.Ikażda dziewczyna we wsi dałaby wszystko, aby zostać narzeczoną któregoś z nich.A oni mieli zaledwie podwadzieścia lat; wiek nieprzejednanego kawalerstwa, kiedy woli się męskie towarzystwo i kwartę piwa niżdziewczyny.Tak więc chociaż w zimie całowali się pewnie pod jemiołą, a latem wśród stogów siana, dożeniaczki im się nie spieszyło.O ile ich znałam a sądziłam, że tak połamanie płotów miało być wyzwaniem.Jeśli nie będzieżadnej reakcji z mojej strony i ze strony Johna Briena, cały żart straci sens.Nie powtórzy się więcej, bo byłabyto wyjątkowa złośliwość.A ja przecież wierzyłam, że mnie kochają, że nie będą niszczyć moich płotów, skorożart się nie udał. Daj spokój powtórzyłam. I nie dawaj im do zrozumienia, że ich podejrzewasz.John Brien kiwnął głową, lecz wyraz jego oczu powiedział mi, że uważa moją pozycję za osłabioną.Niedbałam o to.Jego zdanie się dla mnie nie liczyło.Potraktowanie postępku trzech chłopaków jako błazenadywydawało mi się właściwsze niż angażowanie swojej dumy i autorytetu.Jednak to on miał rację.A ja się myliłam.RLTPrzestałam rozumieć, co się dzieje w wiosce Acre i na polach.Byłam pewna, że ten atak to tylko żart,że to tylko odpowiedz na hardość panienki Beatrice.%7łe jeśli nie zareaguję, lecz spokojnie będę przyłączać dalejwspólne grunty, obie strony zachowają twarz, a praca szybko posunie się naprzód.Następnej nocy płoty znów zostały przewrócone.Trzeciej zaś nocy przewrócone i spalone.To był dobrze zaplanowany pożar.Zadbano, by nie zapaliła się sucha hubka w lesie i zwisające konary.Płoty ułożono w stos, podpalono i zanim ktoś zdążył dostrzec płomienie, sprawcy uciekli do wsi, do swoichdomów. A potem mówili mi, że nic nie mogli zrobić! skarżył się John Brien z irytacją. Twierdzili, żezanim przynieśli wodę z rzeki, płoty spłonęły! Mogli przecież utworzyć łańcuch rąk i czerpać wodę ze strumyka zaoponowałam. To ledwieparę jardów dalej. Strumień płynie przez przyłączony teren wyjaśnił Brien. Oznajmili, że pani kazała im siętrzymać z dala od tej ziemi.Zdobyłam się na uśmiech. To ma sens odparłam.Jednak uśmiech zamarł mi na wargach. Nie pozwolę na to postanowiłam chłodnym tonem [ Pobierz całość w formacie PDF ]