[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najlepiej wypadłam z historii i z francuskiej literatury.Nie będę się już wstydzić w mądrym towarzystwie,potrafię prowadzić rozmowę na interesujące tematy.Ach, jak się cieszę, że jestem znowu w Paryżu rozejrzała się po nagich jeszcze gałęziach drzew. Mam nadzieję, że jestem tu na stałe.Ledwie mogęuwierzyć! Nareszcie w domu! W domu, dziecinko, w domu przytaknęła Róża. Pozostaniesz z nami, jak długo zechcesz, to znaczy,póki nie wyjdziesz za mąż. Za mąż? zdziwiła się Mela, a ciemny rumieniec opłynął jej policzki.- Nie wiem, czy w ogóle wyjdęza mąż. Skąd takie myśli? Róża spojrzała z ukosa na uczepioną jej ramienia dziewczynę. Nie ma drugiego wuja Ryszarda wyznała chytrze Mela, nie odpowiadając bezpośrednio napytanie. O tak - - podchwyciła skwapliwie Róża. Trudno chyba znalezć równie fascynującego mężczyznę jakRyszard. - Twój Ryszard uśmiechnęła się Mela. Doprawdy masz szczęście.185 Mam Róża poczuła, że rozpiera ją duma.Rzeczywiście była wyjątkowo bogata i szczęśliwa,posiadając na własność" takiego człowieka.Mela westchnęła i spojrzała na czysty błękit przedwiosennego nieba. Nic się tu nie zmieniło zauważyła z podziwem. Wszystko jest jak dawniej.O, widzisz? zawołałanagle. Ten sam kataryniarz z małpką.Chodz, kupimy jej cukru. Rzeczywiście, wszystko jest jak dawniej Róża popatrzyła na wyniosłe fasady pałaców. A jednakkilka lat temu maszerowała tędy zwycięska niemiecka armia w takt wojskowego marsza Schuberta. Grałam tego marsza na cztery ręce z Miss Alicją wspomniała Mela. Kto mógł wówczasprzypuszczać? - Tak, nikomu się nawet nie śniły pruskie pikielhauby pod napoleońskim Aukiem Triumfalnym.Naszczęście i to minęło. - Jak już będzie prawdziwa wiosna Mela wskazała pączki na drzewach pójdziemy do OgroduBotanicznego, dobrze? I znowu zwiedzimy Menażerię, jak niegdyś. Z przyjemnością.Do Menażerii zaczęto już sprowadzać nowe zwierzęta z egzotycznych krajów.Poprzednie zostały zjedzone podczas oblężenia.Pamiętam, jak Anto chwalił się, że spróbował kotleta zesłonia.Ja, niestety, nie mogłam przełknąć nawet końskiego mięsa.Owej strasznej zimy, gdy brakło opału doogrzewania cieplarni, wyginęły też rośliny tropikalne.Nieraz w tym chłodzie myślałam o biednychzwierzętach z Menażerii.%7łyły przecież w ciepłych krajach, przywykłe do słońca i do upału.Dla nich pewnielepiej, że je zabito. Nam z mamusią było dobrze na Południu szepnęła Mela. Gdybym jednak wiedziała, co się stanie. Cicho, dziecko, cicho.Nie trzeba przypominać. Nie mówiłam o tym, bo nawet sama myśl sprawiała ból tak straszny. Mela przystanęła. Ale teraz,gdy znowu jestem szczęśliwa.Wiesz, zastanawiam się czasem, jak do tego doszło.Wyjechałyśmy naspacer.Mamusia wybrała inną drogę, tę bezpieczniejszą, ale woznica nie posłuchał.Jechaliśmy nad samąprzepaścią, w dole migotało morze.Wychyliłam się z powozu i wtedy właśnie zobaczyłam, jak oderwało sięprzednie prawe koło i spadło do morza.Dzisiaj wiem, że to nie był przypadek.Nie zdążyłam nawet krzyknąć,a już lecieliśmy w dół.Słyszałam tylko rozpaczliwe rżenie koni i wrzask woznicy.Wstrząs, wywołanyuderzeniem spadającego powozu1860 skały, widocznie wyrzucił mnie daleko w morze.To mnie chyba uratowało.Musiałam stracićprzytomność, ale ocuciła mnie woda.Na szczęście doskonale pływam.Długo chodziłam po brzegu,kilkakrotnie rzucałam się do morza.Szukałam mamusi, wołałam.Nie było śladu ani powozu, ani koni.Płakałam i krzyczałam.A potem szłam coraz dalej i dalej, aż upadłam na piasek.Tak mnie znalezli jacyśludzie.Dobrzy ludzie, Anglicy.Byłam tak przerażona, że długo nie mogłam wydobyć głosu.A potemzrozumiałam, że mamusi już nie ma, i że ja. Musisz o tym zapomnieć. Nigdy mu nie daruję, nigdy! Mela w bezsilnej złości ścisnęła ramię Róży. Nie trzeba tak mówić, Melu, w tej akurat sprawie on nie był winien.To Fabian.Samowolnie podjął tęstraszną decyzję.Twój stryj przechorował tę tragedię, gdy się dowiedział.Ryszard widział go.Z pewnościąbył wtedy szczery. Nie nazywaj go moim stryjem.To potwór! Jest bratem twojego ojca i nic na to nie poradzisz.Nosi twoje nazwisko. Cóż z tego? Powinien pójść do więzienia.A co zrobił z mamusią po śmierci ojca? Nienawidzę go. Pamiętaj, że był we władzy Fabiana.Już wówczas lokaj szantażował go, wręcz groził.Popełnił przecieżmorderstwo i pragnął zrzucić winę na swojego pana.Ponadto stale żądał pieniędzy.Wacław Narzymski totylko słaby człowiek, o złych skłonnościach, wosk w ręku takiego szatana jak Fabian. Teraz go bronisz.Przedtem mówiłaś inaczej. Bo przedtem było inaczej.Twój stryj zmienił się, to już nie ten człowiek.Ryszard powiada. Wuja Ryszarda też przekabacił. Fe, Melu, jak możesz tak mówić? rozgniewała się Róża. Ryszard współczuje mu, współczuje, bowie, jak te straszne zbrodnie ciążą na jego sumieniu.A on musi z tym żyć.I jest chory, bardzo chory.Czyzdajesz sobie sprawę, co czuje taki człowiek, gdy w nim przemówi sumienie? Ani na chwilę nie możezapomnieć, zaznać minuty wytchnienia.Spokój opuścił go na zawsze.Ani spać, ani jeść.%7łycie utraciłowszelkie powaby, jest już tylko udręką.O, wierz mi, nie ma gorszego piekła niż wyrzuty sumienia. Dobrze mu tak powiedziała Mela mściwie. Wcale go nie żałuję1 gdyby ode mnie zależało.187 Melu, Melu, nie poznaję ciebie! Co te lata zrobiły z twoim dobrym sercem? Gdybyś przeżyła to co ja. Wiem, wiem przytaknęła z żywością Róża. Jesteś bohaterką.Ale nie zapominaj, że ja też utraciłamojca w tragicznych okolicznościach.Zginął w zamachu na Napoleona Trzeciego.Był niewinną ofiarąmorderców, którzy z zimną krwią, żeby dosięgnąć cesarza, poświęcili życie wielu osób.Po jego śmierci mamanie uśmiechnęła się ani razu.Wkrótce umarła. Wybacz, Różyczko, nie chciałam cię dotknąć, ale naprawdę nigdy nie zapomnę, jaką krzywdę wyrządziłnam ten człowiek.I dlatego nie mogę mu przebaczyć.Szły chwilę w milczeniu.Przed nimi na jasnym niebie czerniała masywna sylweta napoleońskiego Auku. Dokąd teraz pójdziemy? Róża zerknęła ukradkiem na zarumieniony policzek Meli.Dziewczyna miała zaciśnięte usta, spuszczone oczy nie patrzyły na uroki Paryża. - W aleję Cesarzowej oświadczyła po krótkim wahaniu. Zgadzasz się? Po co tam iść? zaprotestowała Róża. - Muszę.Zrób to dla mnie, Różyczko, chcę po raz ostatni. Zupełnie niepotrzebnie.To teraz straszne miejsce. Byłam tam szczęśliwa. Wiem, i dlatego nie radzę. Proszę cię, po raz ostatni. Jeżeli chcesz koniecznie. Tak, koniecznie, po prostu muszę.Ciągnie mnie tam od powrotu do Paryża.Przedtem była zima, aleteraz.Aleja Cesarzowej świeciła pustką, a gdy stanęły przed sztachetami oddzielającymi biały pałacyk od ulicy, zbramy jednego z dala stojących domów wyszedł pies musiał być stary i powoli posuwał się chodnikiem widać był to jego codzienny spacer. Jaka ruina! Mela uchwyciła się żelaznych prętów ogrodzenia. Nie przypuszczałam, że aż tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Najlepiej wypadłam z historii i z francuskiej literatury.Nie będę się już wstydzić w mądrym towarzystwie,potrafię prowadzić rozmowę na interesujące tematy.Ach, jak się cieszę, że jestem znowu w Paryżu rozejrzała się po nagich jeszcze gałęziach drzew. Mam nadzieję, że jestem tu na stałe.Ledwie mogęuwierzyć! Nareszcie w domu! W domu, dziecinko, w domu przytaknęła Róża. Pozostaniesz z nami, jak długo zechcesz, to znaczy,póki nie wyjdziesz za mąż. Za mąż? zdziwiła się Mela, a ciemny rumieniec opłynął jej policzki.- Nie wiem, czy w ogóle wyjdęza mąż. Skąd takie myśli? Róża spojrzała z ukosa na uczepioną jej ramienia dziewczynę. Nie ma drugiego wuja Ryszarda wyznała chytrze Mela, nie odpowiadając bezpośrednio napytanie. O tak - - podchwyciła skwapliwie Róża. Trudno chyba znalezć równie fascynującego mężczyznę jakRyszard. - Twój Ryszard uśmiechnęła się Mela. Doprawdy masz szczęście.185 Mam Róża poczuła, że rozpiera ją duma.Rzeczywiście była wyjątkowo bogata i szczęśliwa,posiadając na własność" takiego człowieka.Mela westchnęła i spojrzała na czysty błękit przedwiosennego nieba. Nic się tu nie zmieniło zauważyła z podziwem. Wszystko jest jak dawniej.O, widzisz? zawołałanagle. Ten sam kataryniarz z małpką.Chodz, kupimy jej cukru. Rzeczywiście, wszystko jest jak dawniej Róża popatrzyła na wyniosłe fasady pałaców. A jednakkilka lat temu maszerowała tędy zwycięska niemiecka armia w takt wojskowego marsza Schuberta. Grałam tego marsza na cztery ręce z Miss Alicją wspomniała Mela. Kto mógł wówczasprzypuszczać? - Tak, nikomu się nawet nie śniły pruskie pikielhauby pod napoleońskim Aukiem Triumfalnym.Naszczęście i to minęło. - Jak już będzie prawdziwa wiosna Mela wskazała pączki na drzewach pójdziemy do OgroduBotanicznego, dobrze? I znowu zwiedzimy Menażerię, jak niegdyś. Z przyjemnością.Do Menażerii zaczęto już sprowadzać nowe zwierzęta z egzotycznych krajów.Poprzednie zostały zjedzone podczas oblężenia.Pamiętam, jak Anto chwalił się, że spróbował kotleta zesłonia.Ja, niestety, nie mogłam przełknąć nawet końskiego mięsa.Owej strasznej zimy, gdy brakło opału doogrzewania cieplarni, wyginęły też rośliny tropikalne.Nieraz w tym chłodzie myślałam o biednychzwierzętach z Menażerii.%7łyły przecież w ciepłych krajach, przywykłe do słońca i do upału.Dla nich pewnielepiej, że je zabito. Nam z mamusią było dobrze na Południu szepnęła Mela. Gdybym jednak wiedziała, co się stanie. Cicho, dziecko, cicho.Nie trzeba przypominać. Nie mówiłam o tym, bo nawet sama myśl sprawiała ból tak straszny. Mela przystanęła. Ale teraz,gdy znowu jestem szczęśliwa.Wiesz, zastanawiam się czasem, jak do tego doszło.Wyjechałyśmy naspacer.Mamusia wybrała inną drogę, tę bezpieczniejszą, ale woznica nie posłuchał.Jechaliśmy nad samąprzepaścią, w dole migotało morze.Wychyliłam się z powozu i wtedy właśnie zobaczyłam, jak oderwało sięprzednie prawe koło i spadło do morza.Dzisiaj wiem, że to nie był przypadek.Nie zdążyłam nawet krzyknąć,a już lecieliśmy w dół.Słyszałam tylko rozpaczliwe rżenie koni i wrzask woznicy.Wstrząs, wywołanyuderzeniem spadającego powozu1860 skały, widocznie wyrzucił mnie daleko w morze.To mnie chyba uratowało.Musiałam stracićprzytomność, ale ocuciła mnie woda.Na szczęście doskonale pływam.Długo chodziłam po brzegu,kilkakrotnie rzucałam się do morza.Szukałam mamusi, wołałam.Nie było śladu ani powozu, ani koni.Płakałam i krzyczałam.A potem szłam coraz dalej i dalej, aż upadłam na piasek.Tak mnie znalezli jacyśludzie.Dobrzy ludzie, Anglicy.Byłam tak przerażona, że długo nie mogłam wydobyć głosu.A potemzrozumiałam, że mamusi już nie ma, i że ja. Musisz o tym zapomnieć. Nigdy mu nie daruję, nigdy! Mela w bezsilnej złości ścisnęła ramię Róży. Nie trzeba tak mówić, Melu, w tej akurat sprawie on nie był winien.To Fabian.Samowolnie podjął tęstraszną decyzję.Twój stryj przechorował tę tragedię, gdy się dowiedział.Ryszard widział go.Z pewnościąbył wtedy szczery. Nie nazywaj go moim stryjem.To potwór! Jest bratem twojego ojca i nic na to nie poradzisz.Nosi twoje nazwisko. Cóż z tego? Powinien pójść do więzienia.A co zrobił z mamusią po śmierci ojca? Nienawidzę go. Pamiętaj, że był we władzy Fabiana.Już wówczas lokaj szantażował go, wręcz groził.Popełnił przecieżmorderstwo i pragnął zrzucić winę na swojego pana.Ponadto stale żądał pieniędzy.Wacław Narzymski totylko słaby człowiek, o złych skłonnościach, wosk w ręku takiego szatana jak Fabian. Teraz go bronisz.Przedtem mówiłaś inaczej. Bo przedtem było inaczej.Twój stryj zmienił się, to już nie ten człowiek.Ryszard powiada. Wuja Ryszarda też przekabacił. Fe, Melu, jak możesz tak mówić? rozgniewała się Róża. Ryszard współczuje mu, współczuje, bowie, jak te straszne zbrodnie ciążą na jego sumieniu.A on musi z tym żyć.I jest chory, bardzo chory.Czyzdajesz sobie sprawę, co czuje taki człowiek, gdy w nim przemówi sumienie? Ani na chwilę nie możezapomnieć, zaznać minuty wytchnienia.Spokój opuścił go na zawsze.Ani spać, ani jeść.%7łycie utraciłowszelkie powaby, jest już tylko udręką.O, wierz mi, nie ma gorszego piekła niż wyrzuty sumienia. Dobrze mu tak powiedziała Mela mściwie. Wcale go nie żałuję1 gdyby ode mnie zależało.187 Melu, Melu, nie poznaję ciebie! Co te lata zrobiły z twoim dobrym sercem? Gdybyś przeżyła to co ja. Wiem, wiem przytaknęła z żywością Róża. Jesteś bohaterką.Ale nie zapominaj, że ja też utraciłamojca w tragicznych okolicznościach.Zginął w zamachu na Napoleona Trzeciego.Był niewinną ofiarąmorderców, którzy z zimną krwią, żeby dosięgnąć cesarza, poświęcili życie wielu osób.Po jego śmierci mamanie uśmiechnęła się ani razu.Wkrótce umarła. Wybacz, Różyczko, nie chciałam cię dotknąć, ale naprawdę nigdy nie zapomnę, jaką krzywdę wyrządziłnam ten człowiek.I dlatego nie mogę mu przebaczyć.Szły chwilę w milczeniu.Przed nimi na jasnym niebie czerniała masywna sylweta napoleońskiego Auku. Dokąd teraz pójdziemy? Róża zerknęła ukradkiem na zarumieniony policzek Meli.Dziewczyna miała zaciśnięte usta, spuszczone oczy nie patrzyły na uroki Paryża. - W aleję Cesarzowej oświadczyła po krótkim wahaniu. Zgadzasz się? Po co tam iść? zaprotestowała Róża. - Muszę.Zrób to dla mnie, Różyczko, chcę po raz ostatni. Zupełnie niepotrzebnie.To teraz straszne miejsce. Byłam tam szczęśliwa. Wiem, i dlatego nie radzę. Proszę cię, po raz ostatni. Jeżeli chcesz koniecznie. Tak, koniecznie, po prostu muszę.Ciągnie mnie tam od powrotu do Paryża.Przedtem była zima, aleteraz.Aleja Cesarzowej świeciła pustką, a gdy stanęły przed sztachetami oddzielającymi biały pałacyk od ulicy, zbramy jednego z dala stojących domów wyszedł pies musiał być stary i powoli posuwał się chodnikiem widać był to jego codzienny spacer. Jaka ruina! Mela uchwyciła się żelaznych prętów ogrodzenia. Nie przypuszczałam, że aż tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]