[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ethan zszedł za nimi po frontowych schodach na trotuar.- %7łyczę miłej przejażdżki.Bawcie się dobrze - zawołał, gdy Ottwell pomógł Lilywspiąć się na wysokie siedzenie karykla.- Z pewnością będziemy się dobrze bawić.- Pomachała mu dłonią.- %7łegnam,milordzie.- Do zobaczenia, madame.Nie żegnam się, bo jestem pewny, że wkrótce sięzobaczymy.9999Godzinę pózniej Lily szczerze żałowała, że nie wzięła sobie do serca ostrzeżeniaGGGmarkiza co do umiejętności lorda Ottwella w kwestii powożenia.Znalazła się w samym środku arabskiej awantury, wśród szczekających psówi pokrzykiwań przechodniów.Obok powozu, w którym siedziała, zebrali się gapieobserwujący, jak jego lordowska mość stara się uspokoić dwóch rozwścieczonychprzekupniów.Trotuar zaścielały szczątki drewnianych skrzyń i ich zawartość: jabłka,cebule, główki kapusty i gruszki, bochenki chleba, połamane placki oraz pokruszoneciastka.Na domiar złego, mocno uszkodzony karykiel lorda stał teraz w bardzoniewygodnej pozycji: w połowie na chodniku, w połowie na ulicy, zmuszając innychpowożących i stangretów do skomplikowanych manewrów, by ominąć zawalidrogę.Jakby tego było mało, na miejscu katastrofy pojawiła się zgraja uliczników, którzynapełnili puste kieszenie, chwytając tyle rozsypanej żywności, ile zdołali unieść,i czym prędzej uciekli.Lily wzdrygnęła się, kiedy jeden z przekupniów, wymachującrękoma i wygrażając, obrzucił małych szubrawców inwektywami.Lord Ottwell załamał ręce.- Bardzo przepraszam.Zupełnie nie wiem, jak do tego doszło.- Bo pan, do pioruna, nie skręcił na rogu - wydyszał drugi kramarz.- Wjechał panprosto w mój stragan. - Tak, konie się spłoszyły właśnie wtedy, gdym skręcał - bronił się jegolordowska mość - i nie zdążyłem się dostosować do zmiany trajektorii ich biegu.Kramarz otworzył usta, grube siwe brwi zbiegły się na jego czole, podrapał się połysinie.- Dostosować się do czego?Ottwell z przejęciem ciągnął swoje usprawiedliwienia.Lily westchnęła.Z miejsca,w którym siedziała, wcale nie wyglądało na to, by konie się spłoszyły, przynajmniejdopóki lord nie skierował ich w zbyt wąski zakręt, powodując, że powóz uderzyłw stragany z żywnością.Wtedy biedne, zszokowane zwierzęta istotnie się spłoszyły.Stajenny Ottwella zeskoczył na ziemię, by je uspokoić, i teraz stały nieporuszonemimo panującego wokół chaosu.Właściciel kramu z warzywami wyciągnął palec grubości marchewki w kierunkuzniszczonych towarów.- Interesuje mnie tylko, czy zapłaci mi pan za straty?- Ależ, naturalnie, pokryję wszystkie.Jedynie musicie obaj przysłać miszacunek.- A jak długo będę musiał czekać? %7łyję z tego, co zarobię na tym straganie.- Wygląda na to, że Ottwell jest dziś wprost rozchwytywany - rozległ sięjedwabisty, męski głos.- Niezły kram, muszę przyznać.Lily odwróciła głowę w lewo i zobaczyła stojącego obok lorda Vesseya.Wysoki inienagannie ubrany w surdut tabaczkowego koloru, beżową kamizelkęi jasnobrązowe spodnie prezentował się równie wspaniale, jak nie tak dawno w jejbawialni.Tyle że teraz w jego bursztynowych oczach lśniły iskierki rozbawienia.- Jakie wiatry pana tu przygnały, milordzie? - spytała.- Przejeżdżałem niedaleko i zauważyłem wypadek.Nie wyobraża sobie pani, jakbardzo się zdziwiłem, gdy okazało się, że pani i Ottwell jesteście w to zamieszani.Przyglądała mu się badawczo, usiłując rozstrzygnąć, czy zawitał tu tylkoprzypadkiem, czy też dlatego, że ich śledził.Tak czy owak, pojawił się w samą porę.- Przyznaję, że kiedy wyruszaliśmy na tę przejażdżkę, nie spodziewałam się, żezakończy się ona na ulicznych straganach.- Mam nadzieję, że nic się pani nie stało?- Nic zupełnie, nie mam nawet siniaka.- To dobrze, byłbym bardzo zmartwiony, słysząc coś innego.A skoropozostawiono panią własnemu losowi, niech będzie mi wolno służyć jej pomocąi odwiezć do domu.Mój powóz stoi niedaleko.- Wskazał ręką na wspaniały wysokozawieszony faeton zaprzężony w parę świetnie dobranych siwków, trzymanychw gotowości przez stajennego.Ciemnogranatowy pojazd na drzwiach miał malowanyzłotem herb Vesseyów.Nawet jeszcze przed wypadkiem ekwipaż markiza bił nagłowę wehikuł lorda Ottwella.Prawdę mówiąc, był jednym z najwspanialszychpowozów, jakie Lily widziała w życiu, nie licząc zapierającej dech w piersiachczterokonnej karety markiza.Zerknęła w kierunku Ottwella i przekonała się, że wciąż jest pochłoniętynegocjacjami z właścicielami straganów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Ethan zszedł za nimi po frontowych schodach na trotuar.- %7łyczę miłej przejażdżki.Bawcie się dobrze - zawołał, gdy Ottwell pomógł Lilywspiąć się na wysokie siedzenie karykla.- Z pewnością będziemy się dobrze bawić.- Pomachała mu dłonią.- %7łegnam,milordzie.- Do zobaczenia, madame.Nie żegnam się, bo jestem pewny, że wkrótce sięzobaczymy.9999Godzinę pózniej Lily szczerze żałowała, że nie wzięła sobie do serca ostrzeżeniaGGGmarkiza co do umiejętności lorda Ottwella w kwestii powożenia.Znalazła się w samym środku arabskiej awantury, wśród szczekających psówi pokrzykiwań przechodniów.Obok powozu, w którym siedziała, zebrali się gapieobserwujący, jak jego lordowska mość stara się uspokoić dwóch rozwścieczonychprzekupniów.Trotuar zaścielały szczątki drewnianych skrzyń i ich zawartość: jabłka,cebule, główki kapusty i gruszki, bochenki chleba, połamane placki oraz pokruszoneciastka.Na domiar złego, mocno uszkodzony karykiel lorda stał teraz w bardzoniewygodnej pozycji: w połowie na chodniku, w połowie na ulicy, zmuszając innychpowożących i stangretów do skomplikowanych manewrów, by ominąć zawalidrogę.Jakby tego było mało, na miejscu katastrofy pojawiła się zgraja uliczników, którzynapełnili puste kieszenie, chwytając tyle rozsypanej żywności, ile zdołali unieść,i czym prędzej uciekli.Lily wzdrygnęła się, kiedy jeden z przekupniów, wymachującrękoma i wygrażając, obrzucił małych szubrawców inwektywami.Lord Ottwell załamał ręce.- Bardzo przepraszam.Zupełnie nie wiem, jak do tego doszło.- Bo pan, do pioruna, nie skręcił na rogu - wydyszał drugi kramarz.- Wjechał panprosto w mój stragan. - Tak, konie się spłoszyły właśnie wtedy, gdym skręcał - bronił się jegolordowska mość - i nie zdążyłem się dostosować do zmiany trajektorii ich biegu.Kramarz otworzył usta, grube siwe brwi zbiegły się na jego czole, podrapał się połysinie.- Dostosować się do czego?Ottwell z przejęciem ciągnął swoje usprawiedliwienia.Lily westchnęła.Z miejsca,w którym siedziała, wcale nie wyglądało na to, by konie się spłoszyły, przynajmniejdopóki lord nie skierował ich w zbyt wąski zakręt, powodując, że powóz uderzyłw stragany z żywnością.Wtedy biedne, zszokowane zwierzęta istotnie się spłoszyły.Stajenny Ottwella zeskoczył na ziemię, by je uspokoić, i teraz stały nieporuszonemimo panującego wokół chaosu.Właściciel kramu z warzywami wyciągnął palec grubości marchewki w kierunkuzniszczonych towarów.- Interesuje mnie tylko, czy zapłaci mi pan za straty?- Ależ, naturalnie, pokryję wszystkie.Jedynie musicie obaj przysłać miszacunek.- A jak długo będę musiał czekać? %7łyję z tego, co zarobię na tym straganie.- Wygląda na to, że Ottwell jest dziś wprost rozchwytywany - rozległ sięjedwabisty, męski głos.- Niezły kram, muszę przyznać.Lily odwróciła głowę w lewo i zobaczyła stojącego obok lorda Vesseya.Wysoki inienagannie ubrany w surdut tabaczkowego koloru, beżową kamizelkęi jasnobrązowe spodnie prezentował się równie wspaniale, jak nie tak dawno w jejbawialni.Tyle że teraz w jego bursztynowych oczach lśniły iskierki rozbawienia.- Jakie wiatry pana tu przygnały, milordzie? - spytała.- Przejeżdżałem niedaleko i zauważyłem wypadek.Nie wyobraża sobie pani, jakbardzo się zdziwiłem, gdy okazało się, że pani i Ottwell jesteście w to zamieszani.Przyglądała mu się badawczo, usiłując rozstrzygnąć, czy zawitał tu tylkoprzypadkiem, czy też dlatego, że ich śledził.Tak czy owak, pojawił się w samą porę.- Przyznaję, że kiedy wyruszaliśmy na tę przejażdżkę, nie spodziewałam się, żezakończy się ona na ulicznych straganach.- Mam nadzieję, że nic się pani nie stało?- Nic zupełnie, nie mam nawet siniaka.- To dobrze, byłbym bardzo zmartwiony, słysząc coś innego.A skoropozostawiono panią własnemu losowi, niech będzie mi wolno służyć jej pomocąi odwiezć do domu.Mój powóz stoi niedaleko.- Wskazał ręką na wspaniały wysokozawieszony faeton zaprzężony w parę świetnie dobranych siwków, trzymanychw gotowości przez stajennego.Ciemnogranatowy pojazd na drzwiach miał malowanyzłotem herb Vesseyów.Nawet jeszcze przed wypadkiem ekwipaż markiza bił nagłowę wehikuł lorda Ottwella.Prawdę mówiąc, był jednym z najwspanialszychpowozów, jakie Lily widziała w życiu, nie licząc zapierającej dech w piersiachczterokonnej karety markiza.Zerknęła w kierunku Ottwella i przekonała się, że wciąż jest pochłoniętynegocjacjami z właścicielami straganów [ Pobierz całość w formacie PDF ]