[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Naprawdę, 01iver.Mogę cię tak nazywać? Zawsze tak o tobie myślę.No więcgdyby Candover musiał utrzymać kochankę jedynie dzięki swymmęskim przymiotom, to \adna kobieta nie poszłaby z nim drugiraz do łó\ka.To właśnie Northwood chciał usłyszeć.Pochylił się do przodu, bynie uronić ani jednego słowa z jej odpowiedzi.- Jakim jest zatem mę\czyzną? - spytał.- Có\, damie nie wypada mówić o takich sprawach.Powiedzmy,\e tam, gdzie kobieta ma nadzieję znalezć coś największego, będziemusiała zadowolić się czymś najmniejszym.- Zachichotała i poru-szyła się prowokacyjnie w fotelu.- Poza tym, to męskie cudo jestzupełnie pozbawione wyobrazni.Có\, on nawet.- Tu wymieniłakilka nietypowych pozycji i z satysfakcją ujrzała, \e Northwoodowioczy wyszły z orbit.Przechyliwszy na bok głowę, dodała z zadumą:- Mimo \e straciłam te wszystkie rozkoszne pieniądze, raczejodczułam ulgę, \e za niego nie wyszłam.Jest nudny, zazdrosny istrasznie tępy.Tylko głupia osiemnastolatka mogła na to niezwa\ać.- Mnie powinnaś dziękować za to, \e zerwał zaręczyny.Maggie pouczuła przejmujący chłód.- Jak to się stało? - zdołała wymruczeć.- To było proste.Masz rację, Candover nie grzeszy mądrością.Ka\dy widział, \e kompletnie stracił dla ciebie głowę.- Chodził za mną jak jeleń podczas rui - przyznała.Northwood wypił jeszcze trochę wina, jego twarz przybrała ponurywyraz.- Zawsze nim gardziłem.Chodziliśmy razem do szkoły.Wywodzęsię z równie znamienitego rodu, ale Candover zawsze zachowywałsię tak, jakby był lepszy ode mnie.Tylko dlatego, \e miał ogromnymajątek i był spadkobiercą ksią\ęcego tytułu.Ale ja obserwujęludzi i wiem, jakie mają słabości.- A jaką on miał słabość? - spytała Maggie przymilnie.- Có\, ty byłaś jego piętą Achillesową.Myślał, \e jesteś taka 'PAATKI NA WIETRZE 265niewinna i doskonała.Postanowiłem go przekonać, \e to nieprawda.- Northwood popatrzył na nią wyzywająco.- On wielbił ciębezkrytycznie, ale ja wiedziałem, \e nie mo\esz być takim ideałem.Byłem pewien, \e słodka Margot jest zwykłą, napaloną na jegomajątek dziwką.Musiała przełknąć ślinę, zanim zdołałaodpowiedzieć.- Jesteś bardzo spostrzegawczy, 01iver.Jak to wykorzystałeś?- Pewnego wieczoru spotkaliśmy się w gronie znajomych.Piliśmy, gadaliśmy.Kiedy zobaczyłem, \e Candover jest w pobli\u,opowiedziałem, jak to podczas jednego z balów rozsunęłaś dlamnie nogi na tyłach ogrodu.Udawałem, \e jestem tak pijany, i\nie zdaję sobie sprawy z niedyskrecji, ale dokładnie wiedziałem, comówię.- Uśmiechnął się złośliwie.- Candover zareagował tak,jakby dostał kopniaka w brzuch.Wstał i natychmiast wyszedł, apotem dowiedziałem się, \e wyjechałaś z Londynu.Patrzyła na rumianą, zadowoloną z siebie twarz, i miaławra\enie, \e krew ścina się jej w \yłach.Choć nigdy nie;; była wysokiego mniemania o Northwoodzie, doznała szoku, gdytak chełpił się swoim podłym, wyrachowanym postępkiem.Wykazał się niesłychanym sprytem.Przypadkowe wyznanie pi-janego mę\czyzny było o wiele bardziej przekonujące ni\ rzuconewprost oszczerstwo.Nic dziwnego, \e tamtego ranka Rafę przy-szedł do niej oszalały z bólu i zazdrości.Jego brak zaufania wcią\traktowała jak zdradę, ale teraz o wiele lepiej rozumiała| przyczyny.Powstrzymała cisnące się do oczu łzy wściekłości.Gdyby przestałanad sobą panować, byłaby zdana na łaskę i niełaskę tego bydlaka.Odęła wargi.- Naprawdę, 01iver, nieładnie postąpiłeś.Candover rzeczywiściepoczuł się zraniony, nawet bardzo, mo\esz mi wierzyć.Ale i jamiałam przez to mnóstwo kłopotów.Jeśli chciałeś mnie mieć dlasiebie, trzeba było poczekać, a\ upłynie trochę czasu po ślubie.- Byłabyś zainteresowana nawiązaniem romansu? - Northwoodpatrzył na nią sceptycznie.Bardzo pragnął, by go przekonała.- Oczywiście, \e tak.- Przyjrzała mu się z zadumą.- Kiedy ju\miałabym obrączkę na palcu, mogłabym robić wszystko, na co266 MARY JO PUTNEYprzyszłaby mi ochota.Candover jest zbyt dumny, by kalać swojenazwisko rozwodem, bez względu na to, co zrobi jego \ona.Och,dałabym mu potomka, oczywiście, w końcu mam swój honor.Alepotem.- Uśmiechnęła się prowokująco.Wstała i wlewając resztkęwina do kieliszka Northwooda, pochyliła się tak, by mógł zajrzećjej w dekolt.Potem usiadła i odsłoniła kawałek zgrabnej łydki.- Czy mógłbyś zaspokoić moją ciekawość, zanim oddamy się przyjemnościom? - spytała.- Zastanawiałam się, co ty i Varenne zamierzacie zrobić.Northwood wyciągnął nagle rękę i brutalnie ścisnął jej pierś.Gdyby się skrzywiła, mogłaby wzbudzić jego podejrzenia, więcuśmiechnęła się zmysłowo.- Dziś po południu - rzekł chełpliwym tonem - wysadzimyw powietrze brytyjską ambasadę.Jej oczy mimowolnie rozszerzyły się ze zdumienia.- Czy to naprawdę mo\liwe? Do tego potrzeba ogromnej ilościprochu!- Właściwie wysadzimy tylko jedną część budynku, ale właśniew niej będą wszyscy wa\ni ludzie.- Wsunął jej rękę za dekolt iścisnął palcami brodawkę.Musiała bardzo nad sobą panować, \eby go nie uderzyć.Przypo-mniawszy sobie, \e stawką jest \ycie wielu ludzi, mocno przytrzymałago za kolano, udając, \e ją podniecił.- Słyszałam, \e wszystkie wa\ne spotkania odbywają się w sypialniCastlereagha - powiedziała gardłowo.- Zgadza się, a tu\ pod nią jest gabinet.Załadowałem go prochemi wybuchnie dziś o czwartej po południu.Do tego czasu nikt tam niewejdzie.Mam przy sobie klucz do gabinetu.- Z zadowoloną minąpoklepał się po kieszeni na piersiach.- Och, więc wkrótce będziesz musiał wyjść! Miałam nadzieję, \ejeszcze zostaniesz - powiedziała \ałośnie, a potem, jakby ta myślwłaśnie przyszła jej do głowy, spytała: - Czy wybuch nie narazi cięna niebezpieczeństwo?- Przecie\ jestem człowiekiem inteligentnym - przypomniał jej.- Ustawiłem świecę w gabinecie.Kiedy się wypali, płomień przejdziepo rozsypanym po podłodze prochu do pudełek, podpali je i - zawiesiłgłos - nastąpi wielkie bum! Wszyscy w sypialni Castlereagha zostanąrozerwani na strzępy.PAATKI NA WIETRZE 267Maggie wzdrygnęła się, ale czym prędzej zaczęła udawać, \e tenpomysł wydał się jej bardzo podniecający.- Wspaniale! Szkoda, \e ja nie mogę uczestniczyć w czymśrównie wa\nym.Northwood zmierzył ją wzrokiem.- Naprawdę? Myślałem, \e jesteś lojalnym brytyjskim szpie-giem.- Skąd ten pomysł? Gdybyś był biedną dziewczyną, nie patrzyłbyś,kto ci płaci.Musiałam brać pieniądze od ka\dego.- Teraz, gdypoznała ich plany, musiała zacząć działać i to szybko.Wstała iprzeciągnęła się prowokująco.Jego roznamiętniony wzrok śledziłkołysanie jej piersi.- Dla pieniędzy zrobię wszystko, 01iver.- Chichocząc zalotnie, podała mu rękę.Chwycił ją skwapliwiei posadził sobie Maggie na kolanach, dokładnie tak, jak oczekiwała.- Ale niektóre rzeczy robię dla siebie.Oddychając cię\ko, zsunął jej suknię z ramienia i chwycił nagąpierś.Popatrzyła mu głęboko w oczy i pochylając głowę, by gopocałować, wyszeptała: - Och, 01iver.Gdy przycisnął usta do jej ust, podniosła porcelanowy dzban, którystał na stole, i z całej siły walnęła nim Northwooda w głowę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Naprawdę, 01iver.Mogę cię tak nazywać? Zawsze tak o tobie myślę.No więcgdyby Candover musiał utrzymać kochankę jedynie dzięki swymmęskim przymiotom, to \adna kobieta nie poszłaby z nim drugiraz do łó\ka.To właśnie Northwood chciał usłyszeć.Pochylił się do przodu, bynie uronić ani jednego słowa z jej odpowiedzi.- Jakim jest zatem mę\czyzną? - spytał.- Có\, damie nie wypada mówić o takich sprawach.Powiedzmy,\e tam, gdzie kobieta ma nadzieję znalezć coś największego, będziemusiała zadowolić się czymś najmniejszym.- Zachichotała i poru-szyła się prowokacyjnie w fotelu.- Poza tym, to męskie cudo jestzupełnie pozbawione wyobrazni.Có\, on nawet.- Tu wymieniłakilka nietypowych pozycji i z satysfakcją ujrzała, \e Northwoodowioczy wyszły z orbit.Przechyliwszy na bok głowę, dodała z zadumą:- Mimo \e straciłam te wszystkie rozkoszne pieniądze, raczejodczułam ulgę, \e za niego nie wyszłam.Jest nudny, zazdrosny istrasznie tępy.Tylko głupia osiemnastolatka mogła na to niezwa\ać.- Mnie powinnaś dziękować za to, \e zerwał zaręczyny.Maggie pouczuła przejmujący chłód.- Jak to się stało? - zdołała wymruczeć.- To było proste.Masz rację, Candover nie grzeszy mądrością.Ka\dy widział, \e kompletnie stracił dla ciebie głowę.- Chodził za mną jak jeleń podczas rui - przyznała.Northwood wypił jeszcze trochę wina, jego twarz przybrała ponurywyraz.- Zawsze nim gardziłem.Chodziliśmy razem do szkoły.Wywodzęsię z równie znamienitego rodu, ale Candover zawsze zachowywałsię tak, jakby był lepszy ode mnie.Tylko dlatego, \e miał ogromnymajątek i był spadkobiercą ksią\ęcego tytułu.Ale ja obserwujęludzi i wiem, jakie mają słabości.- A jaką on miał słabość? - spytała Maggie przymilnie.- Có\, ty byłaś jego piętą Achillesową.Myślał, \e jesteś taka 'PAATKI NA WIETRZE 265niewinna i doskonała.Postanowiłem go przekonać, \e to nieprawda.- Northwood popatrzył na nią wyzywająco.- On wielbił ciębezkrytycznie, ale ja wiedziałem, \e nie mo\esz być takim ideałem.Byłem pewien, \e słodka Margot jest zwykłą, napaloną na jegomajątek dziwką.Musiała przełknąć ślinę, zanim zdołałaodpowiedzieć.- Jesteś bardzo spostrzegawczy, 01iver.Jak to wykorzystałeś?- Pewnego wieczoru spotkaliśmy się w gronie znajomych.Piliśmy, gadaliśmy.Kiedy zobaczyłem, \e Candover jest w pobli\u,opowiedziałem, jak to podczas jednego z balów rozsunęłaś dlamnie nogi na tyłach ogrodu.Udawałem, \e jestem tak pijany, i\nie zdaję sobie sprawy z niedyskrecji, ale dokładnie wiedziałem, comówię.- Uśmiechnął się złośliwie.- Candover zareagował tak,jakby dostał kopniaka w brzuch.Wstał i natychmiast wyszedł, apotem dowiedziałem się, \e wyjechałaś z Londynu.Patrzyła na rumianą, zadowoloną z siebie twarz, i miaławra\enie, \e krew ścina się jej w \yłach.Choć nigdy nie;; była wysokiego mniemania o Northwoodzie, doznała szoku, gdytak chełpił się swoim podłym, wyrachowanym postępkiem.Wykazał się niesłychanym sprytem.Przypadkowe wyznanie pi-janego mę\czyzny było o wiele bardziej przekonujące ni\ rzuconewprost oszczerstwo.Nic dziwnego, \e tamtego ranka Rafę przy-szedł do niej oszalały z bólu i zazdrości.Jego brak zaufania wcią\traktowała jak zdradę, ale teraz o wiele lepiej rozumiała| przyczyny.Powstrzymała cisnące się do oczu łzy wściekłości.Gdyby przestałanad sobą panować, byłaby zdana na łaskę i niełaskę tego bydlaka.Odęła wargi.- Naprawdę, 01iver, nieładnie postąpiłeś.Candover rzeczywiściepoczuł się zraniony, nawet bardzo, mo\esz mi wierzyć.Ale i jamiałam przez to mnóstwo kłopotów.Jeśli chciałeś mnie mieć dlasiebie, trzeba było poczekać, a\ upłynie trochę czasu po ślubie.- Byłabyś zainteresowana nawiązaniem romansu? - Northwoodpatrzył na nią sceptycznie.Bardzo pragnął, by go przekonała.- Oczywiście, \e tak.- Przyjrzała mu się z zadumą.- Kiedy ju\miałabym obrączkę na palcu, mogłabym robić wszystko, na co266 MARY JO PUTNEYprzyszłaby mi ochota.Candover jest zbyt dumny, by kalać swojenazwisko rozwodem, bez względu na to, co zrobi jego \ona.Och,dałabym mu potomka, oczywiście, w końcu mam swój honor.Alepotem.- Uśmiechnęła się prowokująco.Wstała i wlewając resztkęwina do kieliszka Northwooda, pochyliła się tak, by mógł zajrzećjej w dekolt.Potem usiadła i odsłoniła kawałek zgrabnej łydki.- Czy mógłbyś zaspokoić moją ciekawość, zanim oddamy się przyjemnościom? - spytała.- Zastanawiałam się, co ty i Varenne zamierzacie zrobić.Northwood wyciągnął nagle rękę i brutalnie ścisnął jej pierś.Gdyby się skrzywiła, mogłaby wzbudzić jego podejrzenia, więcuśmiechnęła się zmysłowo.- Dziś po południu - rzekł chełpliwym tonem - wysadzimyw powietrze brytyjską ambasadę.Jej oczy mimowolnie rozszerzyły się ze zdumienia.- Czy to naprawdę mo\liwe? Do tego potrzeba ogromnej ilościprochu!- Właściwie wysadzimy tylko jedną część budynku, ale właśniew niej będą wszyscy wa\ni ludzie.- Wsunął jej rękę za dekolt iścisnął palcami brodawkę.Musiała bardzo nad sobą panować, \eby go nie uderzyć.Przypo-mniawszy sobie, \e stawką jest \ycie wielu ludzi, mocno przytrzymałago za kolano, udając, \e ją podniecił.- Słyszałam, \e wszystkie wa\ne spotkania odbywają się w sypialniCastlereagha - powiedziała gardłowo.- Zgadza się, a tu\ pod nią jest gabinet.Załadowałem go prochemi wybuchnie dziś o czwartej po południu.Do tego czasu nikt tam niewejdzie.Mam przy sobie klucz do gabinetu.- Z zadowoloną minąpoklepał się po kieszeni na piersiach.- Och, więc wkrótce będziesz musiał wyjść! Miałam nadzieję, \ejeszcze zostaniesz - powiedziała \ałośnie, a potem, jakby ta myślwłaśnie przyszła jej do głowy, spytała: - Czy wybuch nie narazi cięna niebezpieczeństwo?- Przecie\ jestem człowiekiem inteligentnym - przypomniał jej.- Ustawiłem świecę w gabinecie.Kiedy się wypali, płomień przejdziepo rozsypanym po podłodze prochu do pudełek, podpali je i - zawiesiłgłos - nastąpi wielkie bum! Wszyscy w sypialni Castlereagha zostanąrozerwani na strzępy.PAATKI NA WIETRZE 267Maggie wzdrygnęła się, ale czym prędzej zaczęła udawać, \e tenpomysł wydał się jej bardzo podniecający.- Wspaniale! Szkoda, \e ja nie mogę uczestniczyć w czymśrównie wa\nym.Northwood zmierzył ją wzrokiem.- Naprawdę? Myślałem, \e jesteś lojalnym brytyjskim szpie-giem.- Skąd ten pomysł? Gdybyś był biedną dziewczyną, nie patrzyłbyś,kto ci płaci.Musiałam brać pieniądze od ka\dego.- Teraz, gdypoznała ich plany, musiała zacząć działać i to szybko.Wstała iprzeciągnęła się prowokująco.Jego roznamiętniony wzrok śledziłkołysanie jej piersi.- Dla pieniędzy zrobię wszystko, 01iver.- Chichocząc zalotnie, podała mu rękę.Chwycił ją skwapliwiei posadził sobie Maggie na kolanach, dokładnie tak, jak oczekiwała.- Ale niektóre rzeczy robię dla siebie.Oddychając cię\ko, zsunął jej suknię z ramienia i chwycił nagąpierś.Popatrzyła mu głęboko w oczy i pochylając głowę, by gopocałować, wyszeptała: - Och, 01iver.Gdy przycisnął usta do jej ust, podniosła porcelanowy dzban, którystał na stole, i z całej siły walnęła nim Northwooda w głowę [ Pobierz całość w formacie PDF ]