[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli pan domu mógł się zaszywać wsamotności, mogła i pani domu.A dom powoli pogrążył się w zwykłych wieczornych czynnościach.Jeszcze przez jakiś czas Annie i służbakrzątali się, sprzątając jadalnię.Pózniej wyszedł Peter i zamknął za sobą kuchenne drzwi.Zrobiło się cicho.W pokoju młodej małżonki słychać było tylko ciche skrzypienie i pojękiwanie budynku z kamienia i cegły.Nawet zegar wybił północ ledwo dosłyszalnie.Wolniej nieco ustępowało napięcie i zdenerwowanie wydarzeniami tego wieczoru.Alaina była rozbita i niemogła zasnąć.Siedziała przy kominku, patrząc smutno na skaczące, jasne płomienie i rozmyślając nad swymżyciem.Chcąc wyglądać w miarę przyzwoicie, prawie wszystkie zarobione pieniądze wydała na wyprawę, atakże na podróż Saula.Została jej dosłownie odrobina i żeby mieć parę groszy w portmonetce, oszczędzała,na czym tylko mogła.Jej koszula nocna była sprana i wiele razy cerowana.Niczym nie przypominałabielizny panny młodej.Dotknęła jej palcami i strapionym wzrokiem popatrzyła w lustro.Posrebrzane szkłoodbijało postać kobiety.Nie była już chuda i koścista, lecz szczupła i miękko zaokrąglona.Jej wielogodzin-ny trud nad przygotowaniem własnych strojów dawał efekty.I w nich jej zgrabna sylwetka przyciągałarównie wiele pełnych adoracji spojrzeń co elegancka Roberta.Lecz Cole owi to nie wystarczało.Chciał,żeby nosiła kupione przez niego bogate, wytworne suknie, o których wprawdzie marzyła, ale nie było ją nanie stać.I jaki miał w tym cel? Odprawianie kolejnej maskarady, przekonywanie świata, że są kochającymsię małżeństwem, podczas gdy naprawdę wciąż była między nimi głęboka animozja.Alaina patrzyła na swe smutne szare oczy w lustrze.Wiedziała, co ją gnębi, co najbardziej ze wszystkiegonurtuje.Te chwile w hotelu.nie mogła ich wymazać z pamięci.Każdy dotyk, pocałunek zapadł w jejświadomość tak ostro, że jeszcze teraz jej ciało płonęło i aż do bólu domagało się spełnienia swych tęsknot.W korytarzu usłyszała nierówne stąpanie i zastygła, słuchając dzikiego łomotu własnego serca.Czyprzyjdzie do niej tym razem zły, czy podniecony? Czy zechce znów stanąć nad jej łóżkiem, by popatrzeć, jakśpi? Czy ma jeszcze inny cel?Kroki zatrzymały się przy jej drzwiach, które po chwili otwarły się szeroko i gwałtownie, aż skoczyła narówne nogi.Cole przestąpił próg.Miał zaciśnięte szczęki, czerwone oczy i zmarszczone brwi.Nadal miał nasobie to samo czarne ubranie, tylko rozpięta do pasa koszula odsłaniała jego masywny, umięśniony tors.Przeszło jej przez myśl, że jest pijany, choć tylko tak czuła, bo na zewnątrz nie było żadnych oznak.A nawetzdawał się doskonale panować nad tym, co robi.Bardzo długo świdrował ją oczami, a ona stała jak obezwładniona.Lampka naftowa, paląca się za nią nastole, podkreślała swym odblaskiem jej kobiecą figurę, osłoniętą tylko cienką, luzną koszulą.Dosłowniepożerał ją wzrokiem.Stała jak sparaliżowana obok fotela, drżąc i wstrzymując oddech.Cole podszedł bliżej,a ona odruchowo sięgnęła po szlafrok.- Majorze, czy pan chce ze mną o czymś pomówić?Zamknęła drzwi.Nie chciała zyskać sobie opinii jakiejś płochliwej pensjonarki.Zledził ją oczami, gdywracała do fotela przy kominku.Usiadła na jego skraju roztrzęsiona.Siłą zmuszając się do odłożenia na potem czegoś, co go gnębiło.Cole zaczął łagodnie:- Byłaś dziś wieczór piękna, Alaino.Jej milczenie go irytowało.Podszedł do szafy i trącił końcem laski dół halki, którą powiesiła na drzwiach.Był wyraznie niezadowolony z tego, co zobaczył.Otworzył szafę laską.Choć w środku wisiały znówwszystkie luksusowe stroje, jej własna czarna była najbliżej pod ręką.- Kiedy schodziłaś ze statku, wydawało mi się, że zza tych spódnic wyjrzy zaraz ALAlaina spojrzała nań z ukosa.- Zawsze miał pan z tym problem.- Ale, na szczęście, Al już nigdy nie wróci.- Choć się starał, słowa jego brzmiały szorstko i niemiło.Samsiebie w duchu zganił, widząc jej buntowniczo uniesioną brodę.- Nigdy nikt tego chłopca nie doceniał, majorze.- Niektórzy by się z tym nie zgodzili - mruknął.Uniosła brwi i popatrzyła na niego z odrobiną humoru.- Naprawdę, majorze?To uporczywe tytułowanie go przelało kielich goryczy.- Do licha, Alaino! - wykrzyknął gwałtownie, aż się przestraszyła.Otworzył drugą część szafy i ze złościąprzejechał ręką po jej zawartości.- Masz szafę pełną ładnych strojów, a przychodzę tu i widzę cię wszmatach!Alaina potarła mały nosek wierzchem dłoni.- Zgadza się, proszę pana.Może są żebracze, ale moje własne.- Usiadła dumnie wyprostowana w fotelu.-Czy dziś wieczorem pana rozczarowałam? Czy zrobiłam panu wstyd wobec gości?- Nie, oczywiście, że nie! - odparł ostrym tonem, jakby to była rzecz naturalna.- Byłaś ozdobą mego domu.- Dziękuję panu! - powiedziała szybko, nie używając już tytułu.Cole unikał jej wzroku i rozglądał się niespokojnie po pokoju.Wszystko było porządnie poukładane.Zupełnie inaczej niż u Ala - pomyślał.Zaczynał dopiero poznawać na nowo tę dziewczynę.- Myślałam, że czymś pana denerwuję - dodała Alaina spokojnie, otulając kolana szlafrokiem.- Taki panbył pochmurny.- To przez tego przeklętego, nadętego durnia! Tego rozpustnika, który się do ciebie przykleił.Ewidentniespodobałaś mu się od samego początku - przejechał po niej wzrokiem, który uświadomił jej, iż jest prawie wnegliżu.Cole zniżył głos.- Ale ja nie mam zamiaru dzielić się z nim tobą.Gdy tylko wypowiedział te słowa, uzmysłowił sobie, że bezmyślnie sprowokował wybuch wulkanu, i samteraz będzie musiał przyjąć jego uderzenie.Alaina poczuła się tak urażona, że zerwała się z fotela i stanęłaprzed Colem, piorunując go wzrokiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Jeśli pan domu mógł się zaszywać wsamotności, mogła i pani domu.A dom powoli pogrążył się w zwykłych wieczornych czynnościach.Jeszcze przez jakiś czas Annie i służbakrzątali się, sprzątając jadalnię.Pózniej wyszedł Peter i zamknął za sobą kuchenne drzwi.Zrobiło się cicho.W pokoju młodej małżonki słychać było tylko ciche skrzypienie i pojękiwanie budynku z kamienia i cegły.Nawet zegar wybił północ ledwo dosłyszalnie.Wolniej nieco ustępowało napięcie i zdenerwowanie wydarzeniami tego wieczoru.Alaina była rozbita i niemogła zasnąć.Siedziała przy kominku, patrząc smutno na skaczące, jasne płomienie i rozmyślając nad swymżyciem.Chcąc wyglądać w miarę przyzwoicie, prawie wszystkie zarobione pieniądze wydała na wyprawę, atakże na podróż Saula.Została jej dosłownie odrobina i żeby mieć parę groszy w portmonetce, oszczędzała,na czym tylko mogła.Jej koszula nocna była sprana i wiele razy cerowana.Niczym nie przypominałabielizny panny młodej.Dotknęła jej palcami i strapionym wzrokiem popatrzyła w lustro.Posrebrzane szkłoodbijało postać kobiety.Nie była już chuda i koścista, lecz szczupła i miękko zaokrąglona.Jej wielogodzin-ny trud nad przygotowaniem własnych strojów dawał efekty.I w nich jej zgrabna sylwetka przyciągałarównie wiele pełnych adoracji spojrzeń co elegancka Roberta.Lecz Cole owi to nie wystarczało.Chciał,żeby nosiła kupione przez niego bogate, wytworne suknie, o których wprawdzie marzyła, ale nie było ją nanie stać.I jaki miał w tym cel? Odprawianie kolejnej maskarady, przekonywanie świata, że są kochającymsię małżeństwem, podczas gdy naprawdę wciąż była między nimi głęboka animozja.Alaina patrzyła na swe smutne szare oczy w lustrze.Wiedziała, co ją gnębi, co najbardziej ze wszystkiegonurtuje.Te chwile w hotelu.nie mogła ich wymazać z pamięci.Każdy dotyk, pocałunek zapadł w jejświadomość tak ostro, że jeszcze teraz jej ciało płonęło i aż do bólu domagało się spełnienia swych tęsknot.W korytarzu usłyszała nierówne stąpanie i zastygła, słuchając dzikiego łomotu własnego serca.Czyprzyjdzie do niej tym razem zły, czy podniecony? Czy zechce znów stanąć nad jej łóżkiem, by popatrzeć, jakśpi? Czy ma jeszcze inny cel?Kroki zatrzymały się przy jej drzwiach, które po chwili otwarły się szeroko i gwałtownie, aż skoczyła narówne nogi.Cole przestąpił próg.Miał zaciśnięte szczęki, czerwone oczy i zmarszczone brwi.Nadal miał nasobie to samo czarne ubranie, tylko rozpięta do pasa koszula odsłaniała jego masywny, umięśniony tors.Przeszło jej przez myśl, że jest pijany, choć tylko tak czuła, bo na zewnątrz nie było żadnych oznak.A nawetzdawał się doskonale panować nad tym, co robi.Bardzo długo świdrował ją oczami, a ona stała jak obezwładniona.Lampka naftowa, paląca się za nią nastole, podkreślała swym odblaskiem jej kobiecą figurę, osłoniętą tylko cienką, luzną koszulą.Dosłowniepożerał ją wzrokiem.Stała jak sparaliżowana obok fotela, drżąc i wstrzymując oddech.Cole podszedł bliżej,a ona odruchowo sięgnęła po szlafrok.- Majorze, czy pan chce ze mną o czymś pomówić?Zamknęła drzwi.Nie chciała zyskać sobie opinii jakiejś płochliwej pensjonarki.Zledził ją oczami, gdywracała do fotela przy kominku.Usiadła na jego skraju roztrzęsiona.Siłą zmuszając się do odłożenia na potem czegoś, co go gnębiło.Cole zaczął łagodnie:- Byłaś dziś wieczór piękna, Alaino.Jej milczenie go irytowało.Podszedł do szafy i trącił końcem laski dół halki, którą powiesiła na drzwiach.Był wyraznie niezadowolony z tego, co zobaczył.Otworzył szafę laską.Choć w środku wisiały znówwszystkie luksusowe stroje, jej własna czarna była najbliżej pod ręką.- Kiedy schodziłaś ze statku, wydawało mi się, że zza tych spódnic wyjrzy zaraz ALAlaina spojrzała nań z ukosa.- Zawsze miał pan z tym problem.- Ale, na szczęście, Al już nigdy nie wróci.- Choć się starał, słowa jego brzmiały szorstko i niemiło.Samsiebie w duchu zganił, widząc jej buntowniczo uniesioną brodę.- Nigdy nikt tego chłopca nie doceniał, majorze.- Niektórzy by się z tym nie zgodzili - mruknął.Uniosła brwi i popatrzyła na niego z odrobiną humoru.- Naprawdę, majorze?To uporczywe tytułowanie go przelało kielich goryczy.- Do licha, Alaino! - wykrzyknął gwałtownie, aż się przestraszyła.Otworzył drugą część szafy i ze złościąprzejechał ręką po jej zawartości.- Masz szafę pełną ładnych strojów, a przychodzę tu i widzę cię wszmatach!Alaina potarła mały nosek wierzchem dłoni.- Zgadza się, proszę pana.Może są żebracze, ale moje własne.- Usiadła dumnie wyprostowana w fotelu.-Czy dziś wieczorem pana rozczarowałam? Czy zrobiłam panu wstyd wobec gości?- Nie, oczywiście, że nie! - odparł ostrym tonem, jakby to była rzecz naturalna.- Byłaś ozdobą mego domu.- Dziękuję panu! - powiedziała szybko, nie używając już tytułu.Cole unikał jej wzroku i rozglądał się niespokojnie po pokoju.Wszystko było porządnie poukładane.Zupełnie inaczej niż u Ala - pomyślał.Zaczynał dopiero poznawać na nowo tę dziewczynę.- Myślałam, że czymś pana denerwuję - dodała Alaina spokojnie, otulając kolana szlafrokiem.- Taki panbył pochmurny.- To przez tego przeklętego, nadętego durnia! Tego rozpustnika, który się do ciebie przykleił.Ewidentniespodobałaś mu się od samego początku - przejechał po niej wzrokiem, który uświadomił jej, iż jest prawie wnegliżu.Cole zniżył głos.- Ale ja nie mam zamiaru dzielić się z nim tobą.Gdy tylko wypowiedział te słowa, uzmysłowił sobie, że bezmyślnie sprowokował wybuch wulkanu, i samteraz będzie musiał przyjąć jego uderzenie.Alaina poczuła się tak urażona, że zerwała się z fotela i stanęłaprzed Colem, piorunując go wzrokiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]