[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odwróciwszy się na pięcie, zostawiła ich pod orzesznikiem iruszyła do sali, w której trwała zabawa.Oni zaś w osłupieniuodprowadzili ją wzrokiem.ROZDZIAA DZIESITYOstatniego dnia obozu panowało istne pandemonium.Dziewczynki pakowały się, wylewały łzy, szukały zagubionychbutów.W każdym domku wybuchał inny kryzys.W dodatku należałozabezpieczyć sprzęt, zrobić inwentaryzację.Zciągano z łóżek pościel, prano ją, suszono.Okazało się, żebrakuje dwóch koców, natomiast ręczniki cudownie się rozmnożyły,w każdym razie było o pięć więcej niż na początku.Eden uznała, że swoje rzeczy spakuje pózniej, kiedy w oboziezapanuje jaki taki spokój.Rozważała też, czy nie lepiej zostać jednąnoc dłużej i dopiero nazajutrz, gdy dobrze się wyśpi, ruszyć do domu.Tłumaczyła sobie, że ona lub Candy wręcz powinna zostać, byspokojnie obejść pusty teren, wszystko sprawdzić i pozamykać.To bybyło rozsądne i odpowiedzialne.Opuściwszy suszarnię, skierowała się do stajni i zaczęła liczyćuzdy.To jedyny powód, przekonywała samą siebie.Pośpiech irozgardiasz niczemu nie służą.Odhaczając w notesie szczotki izgrzebła, starała się nie myśleć o Chasie.Co jak co, ale on na pewnonie miał nic wspólnego z jej decyzją, aby zostać dłużej.Dwukrotniepoliczyła wędzidła, za każdym razem otrzymując inny wynik.Zaczęłaliczyć po raz trzeci.Następnie przystąpiła do oględzin wodzy.Warto by je przetrzećspecjalnym mydłem.To kolejny powód, żeby zostać do jutra.Krążącpo siodłami, znów - tak jak wielokrotnie w ciągu ostatniego tygodnia -zaczęła dumać o ostatnim spotkaniu z Erikiem i Chase'em.Wygarnęłaim prawdę, niczego nie żałowała.Każde wykrzyczane słowopochodziło prosto z serca.Choć od tamtego wieczoru minęło siedemdni, jej złość i determinacja nie zmalały.Kłócili się o nią, jakby była rzeczą, nagrodą.Na samowspomnienie poczuła, jak wszystko w niej kipi z oburzenia.NieUczyła się dla nich, liczyło się wyłącznie ich własne ego.Może innymkobietom to nie przeszkadzało, ale ona czegoś takiego absolutnie nieakceptowała.Dopiero niedawno odnalazła samą siebie, własnątożsamość.Dla nikogo, dla żadnego mężczyzny, nie zamierzała z niejrezygnować.Rozgniewana przeszła do siodeł.Eric nigdy jej nie kochał.Niemiała co do tego cienia wątpliwości.Mimo to chciał uzurpować sobiedo niej prawo.Moja kobieta.Moja własność.Moja narzeczona.Ha!Prychnęła pogardliwie.Jeden z koni odpowiedział identycznymprychnięciem.Dobrze, że Dottie zabrała Erica.Tamtego wieczoru Eden zasiebie nie ręczyła.Mogłaby mu wyrządzić krzywdę.Taką, która by gozabolała, a jej sprawiła przyjemność.Jeszcze gorzej od Erica zachował się Chase.Znacznie gorzej.Wpatrując się w przestrzeń, zaczęła bębnić ołówkiem o notes.Chasenigdy nie mówił o miłości, niczego nie obiecywał, o nic nie prosił.Ajednak postąpił równie haniebnie jak Eric.Na tym kończyły się podobieństwa między nimi.Przycisnęła rękędo czoła.Psiakość, kochała Chase'a.Była w nim zakochana po uszy.Gdyby powiedział choć jedno słowo, gdyby normalnie z niąporozmawiał, przypuszczalnie wszystko wyglądałoby inaczej.Dlaczego milczał? Dlaczego o nic nie spytał? Dla niego gotowabyła pójść na wiele kompromisów.Za pózno, pomyślała, prostującramiona.Cokolwiek mogło się wydarzyć, już się nie wydarzy.Trzebawprowadzić parę zmian, ułożyć nowe plany, zacząć nowe życie.Skoro teraz jej się udało, uda się kolejny raz.- Plany - mruknęła, wpatrując się w notes.Tak, trzeba się do nichzabrać, jeśli w przyszłym roku obóz ma odnieść sukces.Zanim sięczłowiek obejrzy, znów nastanie wiosna, potem lato.Zacisnęła nerwowo palce na ołówku.Czy odtąd tak będziewyglądało jej życie? Latem prowadzenie obozu, a przez pozostałączęść roku pustka i czekanie? Ile razy będzie chodziła na spacerbrzegiem jeziora w nadziei, że spotka Chase'a?Odetchnęła głęboko.Nie.Należy pozwolić sobie na okres żałoby,a czas uleczy rany.Tego też się nauczyła w ciągu ostatniego roku.Może uroni parę łez, a potem zacznie budować życie od nowa.- Eden! Gdzie jesteś?- Tutaj.- Dzięki Bogu! - Do stajni wpadła zdyszana Candy.- O co chodzi?- Roberta.- Przycisnęła rękę do serca.- Roberta? Coś się stało?- Znikła.Nie ma jej.- Jak to nie ma? Rodzice wcześniej ją odebrali?- Nie, znikła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Odwróciwszy się na pięcie, zostawiła ich pod orzesznikiem iruszyła do sali, w której trwała zabawa.Oni zaś w osłupieniuodprowadzili ją wzrokiem.ROZDZIAA DZIESITYOstatniego dnia obozu panowało istne pandemonium.Dziewczynki pakowały się, wylewały łzy, szukały zagubionychbutów.W każdym domku wybuchał inny kryzys.W dodatku należałozabezpieczyć sprzęt, zrobić inwentaryzację.Zciągano z łóżek pościel, prano ją, suszono.Okazało się, żebrakuje dwóch koców, natomiast ręczniki cudownie się rozmnożyły,w każdym razie było o pięć więcej niż na początku.Eden uznała, że swoje rzeczy spakuje pózniej, kiedy w oboziezapanuje jaki taki spokój.Rozważała też, czy nie lepiej zostać jednąnoc dłużej i dopiero nazajutrz, gdy dobrze się wyśpi, ruszyć do domu.Tłumaczyła sobie, że ona lub Candy wręcz powinna zostać, byspokojnie obejść pusty teren, wszystko sprawdzić i pozamykać.To bybyło rozsądne i odpowiedzialne.Opuściwszy suszarnię, skierowała się do stajni i zaczęła liczyćuzdy.To jedyny powód, przekonywała samą siebie.Pośpiech irozgardiasz niczemu nie służą.Odhaczając w notesie szczotki izgrzebła, starała się nie myśleć o Chasie.Co jak co, ale on na pewnonie miał nic wspólnego z jej decyzją, aby zostać dłużej.Dwukrotniepoliczyła wędzidła, za każdym razem otrzymując inny wynik.Zaczęłaliczyć po raz trzeci.Następnie przystąpiła do oględzin wodzy.Warto by je przetrzećspecjalnym mydłem.To kolejny powód, żeby zostać do jutra.Krążącpo siodłami, znów - tak jak wielokrotnie w ciągu ostatniego tygodnia -zaczęła dumać o ostatnim spotkaniu z Erikiem i Chase'em.Wygarnęłaim prawdę, niczego nie żałowała.Każde wykrzyczane słowopochodziło prosto z serca.Choć od tamtego wieczoru minęło siedemdni, jej złość i determinacja nie zmalały.Kłócili się o nią, jakby była rzeczą, nagrodą.Na samowspomnienie poczuła, jak wszystko w niej kipi z oburzenia.NieUczyła się dla nich, liczyło się wyłącznie ich własne ego.Może innymkobietom to nie przeszkadzało, ale ona czegoś takiego absolutnie nieakceptowała.Dopiero niedawno odnalazła samą siebie, własnątożsamość.Dla nikogo, dla żadnego mężczyzny, nie zamierzała z niejrezygnować.Rozgniewana przeszła do siodeł.Eric nigdy jej nie kochał.Niemiała co do tego cienia wątpliwości.Mimo to chciał uzurpować sobiedo niej prawo.Moja kobieta.Moja własność.Moja narzeczona.Ha!Prychnęła pogardliwie.Jeden z koni odpowiedział identycznymprychnięciem.Dobrze, że Dottie zabrała Erica.Tamtego wieczoru Eden zasiebie nie ręczyła.Mogłaby mu wyrządzić krzywdę.Taką, która by gozabolała, a jej sprawiła przyjemność.Jeszcze gorzej od Erica zachował się Chase.Znacznie gorzej.Wpatrując się w przestrzeń, zaczęła bębnić ołówkiem o notes.Chasenigdy nie mówił o miłości, niczego nie obiecywał, o nic nie prosił.Ajednak postąpił równie haniebnie jak Eric.Na tym kończyły się podobieństwa między nimi.Przycisnęła rękędo czoła.Psiakość, kochała Chase'a.Była w nim zakochana po uszy.Gdyby powiedział choć jedno słowo, gdyby normalnie z niąporozmawiał, przypuszczalnie wszystko wyglądałoby inaczej.Dlaczego milczał? Dlaczego o nic nie spytał? Dla niego gotowabyła pójść na wiele kompromisów.Za pózno, pomyślała, prostującramiona.Cokolwiek mogło się wydarzyć, już się nie wydarzy.Trzebawprowadzić parę zmian, ułożyć nowe plany, zacząć nowe życie.Skoro teraz jej się udało, uda się kolejny raz.- Plany - mruknęła, wpatrując się w notes.Tak, trzeba się do nichzabrać, jeśli w przyszłym roku obóz ma odnieść sukces.Zanim sięczłowiek obejrzy, znów nastanie wiosna, potem lato.Zacisnęła nerwowo palce na ołówku.Czy odtąd tak będziewyglądało jej życie? Latem prowadzenie obozu, a przez pozostałączęść roku pustka i czekanie? Ile razy będzie chodziła na spacerbrzegiem jeziora w nadziei, że spotka Chase'a?Odetchnęła głęboko.Nie.Należy pozwolić sobie na okres żałoby,a czas uleczy rany.Tego też się nauczyła w ciągu ostatniego roku.Może uroni parę łez, a potem zacznie budować życie od nowa.- Eden! Gdzie jesteś?- Tutaj.- Dzięki Bogu! - Do stajni wpadła zdyszana Candy.- O co chodzi?- Roberta.- Przycisnęła rękę do serca.- Roberta? Coś się stało?- Znikła.Nie ma jej.- Jak to nie ma? Rodzice wcześniej ją odebrali?- Nie, znikła [ Pobierz całość w formacie PDF ]