[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prita Stamm i ta mała dziewczynka trafiły pod opiekę moichrodziców, gdy przyjechały do Szwajcarii po zakończeniu wojny.Spędzałem z nimi sporo czasu, gdy dorastałem.W głowie Mair panował chaos.To było właśnie to, czego szukała.Aż otworzyła szerzej oczy, gdy przetrawiła wreszcie wszystkieinformacje. Czy Zahra nadal żyje? Tak.Ma prawie siedemdziesiąt lat.Razem z Pritą wróciły do Indiipo tym, jak skończyła studia na uniwersytecie.Mamy ze sobą kontakt,ale ostatnio ograniczył się do wysyłania kartek okolicznościowych.Planowaliśmy odwiedzić ją w zeszłym roku, gdy byliśmy w Indiach.Mair słuchała echa jego słów.Jeszcze tyle musiała przemyśleć, a niedało się powiedzieć wszystkiego przez telefon.Pod wpływem impulsuzapytała: Bruno, czy możemy się spotkać? Oczywiście  odpowiedział.Podróż pociągiem z lotniska w Zurychu zajęła ponad cztery godziny iwymagała trzykrotnej przesiadki, ale żaden pociąg nie spóznił się nawet minutę.Ostatnim etapem podróży była przejażdżka kolejką zębatą, która wiozła ją nazbocze góry przez lasy sosnowe i nad alpejskimi łąkami, na których pasły siękrowy.Przez otwarte okno wpadało rześkie powietrze.Dzwięk dzwonków odbijałsię echem w kabinie.Mair wyciągała szyję, by popatrzeć na pokryte śniegiemszczyty, które przywodziły jej na myśl odbicia w jeziorze w Zrinagarze i górskiłańcuch okalający Leh.Poczuła się tak, jakby czas cofnął się o rok. W końcu pociąg dojechał do stacji końcowej.Wysiadła razem zgrupą sięgających jej do ramienia japońskich turystów i chasydów wdługich czarnych płaszczach i kapeluszach z szerokim rondem.Za kilkoma budynkami i hotelami Mair zobaczyła rozciągający sięprzed nią i za nią błękit nieba.Rozejrzała się dookoła.Niebo wyglądało,jakby zostało ściśnięte w pięść olbrzyma i skręcone, by uformować skałyi lód.Nad wielkim osuwiskiem moreny widniały szczeliny lodowe.Mair patrzyła na wszystko zachwycona. Cześć.Usłyszała znajomy głos.Czyjaś ręka delikatnie dotknęła jej ramienia.Odwróciła się i zobaczyła Brunona.Jego ogorzała twarz byłazdecydowanie szczuplejsza, niż kiedy go ostatni widziała. Wyglądasz na zaskoczoną  powiedział. Tą scenerią? Oniemiała byłoby chyba lepszym określeniem.Pokiwał głową, patrząc na nią.Nagle usłyszała dzwięk śmigła izobaczyła go z Lotus w ramionach biegnącego w kierunku helikoptera. Witaj w Oberlandzie  powiedział.Wziął od niej torbę i zarzucił ją sobie na ramię. Dasz radę wspiąć się na wzgórze? Obawiam się, że to jedynadroga do chatki.Zostawili Japończyków i chasydów wśród kawiarenek i stoisk zpamiątkami, i sami zaczęli wspinaczkę.Zcieżka szła zygzakiem w górę,w stronę piargu.Mair opuściła głowę i szła po śladach Brunona.Liście i długiezdzbła trawy muskały jej kostki.Zauważyła, że całe wzgórze porośniętejest dzikimi kwiatami: niebieskimi dzwonkami, margerytkami wkształcie gwiazd, żółtymi omiegami, alpejskimi zawilcami i wysokimostem.Granatowe przetaczniki rosły po obu stronach ścieżki.Jeśli tonaprawdę była droga do domu Brunona, była to najprzyjemniejszapodróż ze stacji, jaką mogła sobie wyobrazić.Na piargu ścieżka szła w górę pod ostrzejszym kątem.Była szczęśliwa, gdy dotarli na szczyt wzgórza.Bruno zatrzymał się,by przełożyć torbę na drugie ramię.  Dziękuję, że niesiesz moje rzeczy. Wiem, że jesteś silna, ale tutaj jest bardzo stromo.Mair odwróciła się, by spojrzeć na drogę, po której się wspięli, iznów zaparło jej dech w piersiach.Pod nimi znajdowała się stacja i małyzielony pociąg przypominający dziecięcą zabawkę.Szczyty po drugiejstronie zdawały się być tak blisko, że wystarczyło wyciągnąć rękę, byich dotknąć.Bruno wskazał palcem. Jungfrau, M�nch i Eiger  powiedział.Zciana Eigeru, którą widzieli, była czarną piramidą zbudowaną zwklęsłej skały, wysokiej na kilka tysięcy metrów.Widok góryprzyprawił Mair o dreszcze. To Nordwand  powiedział Bruno. Północna ściana. W Lamayur mówiłeś, że Rainer próbował się na nią wspiąć. Tak, mój dziadek był jego przewodnikiem.Obaj otarli się o śmierć,a wspólne uratowanie się z opresji zakończyło się długotrwałąprzyjaznią.Stali ramię w ramię, patrząc na skalną ścianę. Chodzmy  powiedział w końcu Bruno. Już niedaleko.Pola u stóp wzgórza w krystalicznie czystym powietrzu wyglądałytak aksamitnie jak najpiękniejszy kaszmirski dywan.W głębi dolinyMair widziała górskie chatki i kilka samochodów na maleńkich drogach.Przeszli wzdłuż grani i pod nimi pojawiło się błękitne jezioro, któreprzypominało jej szafir osadzony w zielonym pierścieniu ziemi.Nadrugim brzegu, pośród kwiatów, stał mały dom.Miał cztery okna, a wkażdym z nich donicę pełną ciemnoczerwonych pelargonii.Bruno pochylił się przy wejściu.Mair pomyślała, że w takimotoczeniu wydaje się jeszcze bardziej szwajcarski. Zapraszam  powiedział.Chatka zbudowana była z drewnianych bali, miała niski dach krytydrewnianym gontem.Wokół dachu ciągnął się okap, a w cieniu, przedwejściem, znajdował się drewniany podest z dwiema ławkami, pojednej z każdej strony drzwi.Po lewej stronie stała ściana złożona z bali ułożonych tak dokładnie, że trudno było znalezć szparę, w którązmieściłby się palec.W środku była drewniana podłoga i kwadratowy metalowy piecyk.Na oknach wisiały zasłony w czerwono-białą kratkę, a na stole stałniebieski dzban z kwiatami. To skromne wnętrze  oznajmił Bruno. Woda z jeziora, toaleta wziemi, świeczki lub lampy naftowe.Ale zamontowałem panelesłoneczne na dachu.Ogrzewają mały zbiornik na wodę.Można sięnawet wykąpać.Oczywiście, mógłbym trochę to wszystkounowocześnić, ale podoba mi się tak jak jest. Nie zmieniaj zbyt wiele [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl