[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Puszczaj, marny śmieciu! - syknął Werchiel, uderzając Aarona z taką siłą, że tenprzeleciał przez cały salon i wylądował na oparciu fotela stojącego w rogu pokoju,przewracając go i zwalając się razem z nim na podłogę.Za wszelką cenę starał się nie stracićprzytomności.Mokrymi od łez oczami zobaczył, jak drgające ciało Ezekiela ześlizguje się zostrza miecza i upada na kolana.W powietrzu rozległ się świdrujący wrzask, przypominający krzyk stada atakujących orłów.Kamael rzucił się z drugiego końca pomieszczenia, wściekletorując sobie drogę mieczem w kierunku znienawidzonego wroga.Jego twarz wyrażałanieokiełznaną dzikość.Gabriel w jednej chwili znalazł się z powrotem u boku swojego pana,ciągnąc go za ubranie.- Wstawaj - stęknął.- Musisz to w sobie wyzwolić, jeśli tego nie zrobisz, zginiesz!Wszyscy zginiemy!Aaron podniósł się i zatoczył w kierunku leżącego nieco dalej Ezekiela, podczas gdyWerchiel i Kamael starli się gwałtownie w śmiertelnym boju.Rozgrzane do białości ostrzaich mieczy lśniły teraz jeszcze bardziej oślepiającym blaskiem.Aaron ukląkł przy starymGrigori i chwycił go za dłoń.- Wyjdziesz z tego - zapewnił go, zerkając na tlą cą się czarną dziurę w samym środkuklatki piersiowej upadłego anioła.- Ja.ja ci pomogę.Trzymaj się i.Zeke ścisnął go za rękę i Aaron odwrócił oczy od okropnej rany, skupiając wzrok najego starych oczach.- Nie martw się o mnie, chłopcze - wyszeptał Zeke.- Nie możesz już nic zrobić, zwyjątkiem.- Z wyjątkiem czego? - Aaron zbliżył ucho do ust anioła.- Co mogę zrobić? Powiedzmi.Nad ich głowami nastąpiła kolejna eksplozja i Aaron instynktownie nakrył sobą ciałoEzekiela, by go chronić.Kiedy spojrzał w górę, w chmurze pyłu i odłamków ujrzał Kamaela iWerchiela, którzy przebili dach - i teraz walczyli na zewnątrz.Słyszał ich bitewne okrzyki,odbijające się echem w zwiastującym burzę, nocnym powietrzu.- Musisz sprawić, by to stało się prawdą.- Zeke odwrócił jego uwagę od dziuryziejącej w dachu.- Przez wzgląd na tych wszystkich, którzy upadli.Uścisk anioła był bardzo silny, ale Aarona ogarnął przejmujący smutek.Czuł w sobietę moc, wyrywającą się na wolność z samego środka jego jestestwa.Ale on wcale nie miałochoty jej wypuszczać, bo wiedział dobrze, że będzie to oznaczać, iż wszystko, czym był dotej pory i o czym marzył, będzie musiało odejść w zapomnienie i nigdy się nie ziścić.- Musisz doprowadzić to do końca - poprosił umierający stary anioł.Istota w duszy Aarona skręcała się i wirowała, starając się zerwać więzy, które jejnarzucał.Aaron wreszcie zdał sobie sprawę, że bez względu, jak mocno będzie się bronił ipróbował zaprzeczać, nie ucieknie przed swoim przeznaczeniem. Powoli, stopniowo przestał stawiać opór i poczuł, jak istota w nim przyspieszyłagwałtownie, tak samo jak w dniu, w którym ocalił Gabriela.W jego żyłach krążyłanadprzyrodzona moc, która zdawała się ładować każda komórkę jego ciała pulsującą energią.Aaron otworzył oczy i spojrzał w dół na swojego przyjaciela.Upadły anioł uśmiechałsię.- To prawda - wyszeptał Grigori.- To wszystko najszczersza prawda.Aaron czuł się, jakby i on płonął od wewnątrz.Moc emanowała z niego wszystkimiporami ciała i Aaron nie był pewien, czy jest w stanie fizycznie to znieść - z każdą chwiląbyło coraz gorzej.Miał wrażenie, że jego skóra lada moment zacznie się rozpływać.Zerwał zsiebie ubranie i obejrzał swoje nagie ciało, które bez cienia wątpliwości płonęło.W różnychmiejscach na skórze pojawiły się ciemne wykwity.Przyglądał się im z mieszaniną fascynacji iprzerażenia.Wyglądały jak jakieś plemienne znamiona lub tatuaże noszone przez budzącychgrozę prymitywnych wojowników setki, a może nawet tysiące lat temu.- Co.co się ze mną dzieje? - wykrztusił z siebie, półprzytomny ze strachu.Gabrielułożył się w pobliżu na podłodze i obserwował go z respektem.- Pozwól, by to się stało, Aaronie.Wszystko będzie dobrze - pocieszył go.Aaronpoczuł ostry, przeszywający ból w górnej części pleców.- O, Boże! - wyszeptał bez tchu, czując, że ból wzmaga się jeszcze bardziej.Przedoczami zawirowały mu czerwone plamy i ostatkiem sił powstrzymał się, żeby nie stracićprzytomności.Sięgnął ręką do tyłu, drapiąc się wściekle po plecach.Wtedy jego palcenapotkały parę czułych punktów nad łopatkami.Dwie duże narośle wielkości żarówki, którepulsowały z każdym uderzeniem rozpędzonego serca.Aaron czuł, że ciśnienie w naroślachrośnie z każdą sekundą.Wypuść je! Rozdrapał paznokciami mięsiste zgrubienia i naglepoczuł, jak skóra ustępuje pod jego dotykiem z dzwiękiem przypominającym rozrywanątkaninę.Aaron wydał z siebie przeciągły krzyk, będący mieszaniną bólu i ulgi, kiedy na jegoplecach pojawiły się dwa upierzone skostnienia, z wolna rozwijając się i osiągając właściwą,zapierającą dech rozpiętość.Zdyszany i przerażony, spojrzał do tyłu przez ramię i wtedy jego zdumionym oczomukazał się niezwykły widok.Skrzydła.Skrzydła były czarne jak u kruka i emanowały wilgotnym, mrocznym blaskiem.Aaronnapiął i rozluznił mięśnie, z których obecności nigdy nie zdawał sobie sprawy i skrzydłazaczęły młócić powietrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl