[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ani nie po\ądał hurys w raju,ani nie obawiał się piekielnego ognia.A do tego, gdy gdzieśpo drodze spotkał jakieś zwierzę, zawsze je pozdrawiał. Niewypada nie pozdrowić, a nu\ to mój stary znajomy" po-383wtarzał. Człowiek nie ginie wraz ze swoją śmiercią, przycho-dzi na świat ponownie.Czasem jako człowiek, czasem jakozwierzę.Za ka\dym razem odradza się pod inną postacią.Jakpopadnie.Mo\e być osłem, łabędziem, motylem, \abą.Nie mawybrzydzania".Abyśmy nie wybrzydzali, nasza pamięć umie-ra zamiast nas.Dzięki temu nie pamiętamy, czym byliśmyprzedtem, i nie czujemy \alu z powodu tego, co nas spotkało.Wiesz, jakie mam najpiękniejsze wspomnienie z dzieciństwa?Trzymając się za ręce, idziemy z dziadkiem ulicą i witamysię ze wszystkimi napotkanymi zwierzętami.Kotami, psami,wróblami, osłami, konikami polnymi. Ooo, co słychać, mójpanie?!" woła dziadek.A ja go naśladuję: Ooo, co słychać,mój panie?".Strasznie mi się to podobało.Zaśmiewałam siędo rozpuku.Pogłaskałem miękką wypukłość jej brzucha skrytą podprześcieradłem, którym cała się owinęła. Rozumiesz więc, \e gdy tylko zobaczyłam tamtego konia,odruchowo się z nim przywitałam.Rozmawiam sobie z ko-niem, a tu Fioletowy Ksią\ę jak nie zacznie ze mnie szydzić.Mówił takie przykre rzeczy, poni\ył mnie, zranił.I nie prze-stawał.Od tej pory zawsze, gdy zobaczył osła, kpił: No, leć,ucałuj dziadka!".W końcu miałam tego dość.Zrozumiałam,\e go nie kocham.Zrozumiałam, \e to, co mnie porusza, jemujest obojętne.A to oznaczało, \e nie mogę spędzić z nim \ycia.Postanowiłam z nim zerwać.Z początku nie uwierzył. Aleś typrzewra\liwiona!" próbował obrócić wszystko w \art.Myś-lał, \e mi przejdzie.Potem zorientował się, \e mówię serio,i stał się agresywny.Czym to mi nie groził! Pewnego wieczo-ru jedliśmy w domu kolację, a on wali do drzwi kompletniepijany.Ojczym wyszedł na dwór.Ten obrzucił go wyzwiska-mi.Stanęłam w drzwiach, złapał mnie za rękę i wyciągnąłna zewnątrz.Zmierdział wódką pił na umór. Jeśli mnie384zostawisz, potnę ci twarz! Jak Boga kocham, potnę!" takpowiedział. Nie trudz się, sama to zrobię" odpowiedzia-łam.Wiem, \e nie uwierzysz.Ja sama nie mogę w to uwierzyć.Nie wiem, dlaczego tak powiedziałam, dlaczego to zrobiłam.Miałam siedemnaście lat.Ale nadal coś takiego mi się zdarza.Gdy coś mnie zrani, bez zastanowienia robię ró\ne rzeczy,sama siebie kaleczę.Niechcący.Potem się dziwię, jak mogłam.Ale gdy to robię, o niczym nie myślę.Rozumiesz? Gdybymmyślała, pewno bym tego nie zrobiła, prawda?Uśmiechnąłem się.Jej szczerość z jednej strony trąciła nie-frasobliwością, z drugiej zaś niewinnością.Niefrasobliwośćbyła być mo\e nieco odstręczająca, ale na całym świecie niema chyba niczego, co skuteczniej budziłoby po\ądanie ni\niewinność. Mama i ojczym stali za drzwiami, przysłuchując się, go-towi w razie czego interweniować.Najwyrazniej nie zrozumie-li, co robię.Oczywiście nie miałam przy sobie no\a czy czegośw tym rodzaju, tylko we włosach metalową szpilkę, taką doupinania koka.Była ostro zakończona.Inna nie nadawała siędo moich włosów, bo takie były wtedy bujne.Wyciągnęłamwięc ją i na chybił trafił przejechałam nią po lewym policzku.Pomacałam ranę, przejechałam po rozcięciu raz jeszcze.Niewidziałam go, ale widziałam wyraz jego twarzy.Przysięgam,Fioletowy Ksią\ę zrobił się \ółty jak cytryna.Zaczął wrzesz-czeć, \ebym przestała.Matka, słysząc krzyk, wybiegła na ze-wnątrz i te\ zaczęła krzyczeć.Wtedy zrozumiałam, \e kiepskoze mną.Paskudnie się pocięłam.Wybiegł ojczym, zaczął okła-dać Fioletowego Księcia.Myślał, \e to on mi zrobił.FioletowyKsią\ę nic nie mówił.Wcią\ był w szoku.Gdy ojczym dalej gotłukł, ja, mama i dwoje młodszego rodzeństwa wskoczyliśmydo taksówki i na pogotowie.Nie mogłam wyjść ze zdumienia,\e nic mnie nie boli.Weszliśmy do izby przyjęć.Dy\ur miał385doświadczony, wzbudzający zaufanie lekarz.Z tego samegorodzaju ludzi, co mój dziadek.Rozmawiał ze mną łagodnie.Początkowo myślał, \e ktoś mi to zrobił, starał się dowiedziećkto.W końcu zrozumiał, \e to ja sama.Wtedy się rozzłościłi wygarnął, co o tym myśli.Ale miał taki miły głos, \e nawetprzyjemnie było słuchać tych połajanek.Podali mi znieczu-lenie.Gdy się obudziłam, rana była dawno pozszywana.Ju\miałam wyjść, gdy lekarz złapał mnie za rękę: Ach, ty maławariatko, skoro tak pocięłaś swoją śliczną buzię, teraz ani misię wa\ nabierać rozumu.Najgorszą rzeczą w \yciu jest pociąćsobie twarz, a gdy ją pozszywają, zmądrzeć.Wtedy dopieroczuje się ból, i to jaki straszliwy! Po co ci to? Pozostań sobą,taką samą wariatką jak przedtem.Obiecujesz?". Obiecuję!" odpowiedziałam.Uścisnęliśmy sobie dłonie.Niech mu Bógwynagrodzi, zrobił kawał wspaniałej roboty.Gdybym trafiłana kogoś innego, zszyliby mnie jak worek.Oczywiście bliznapozostała.I nie zniknie.Nie wiedziałem, co powiedzieć.Nie takiej historii się spo-dziewałem.Kochać kogoś to wydobywać z jego magazynuzgryzot zwoje ze spisanymi i wcią\ nie uporządkowanymi,pełnymi niepokoju opowieściami i jedną po drugiej przepi-sywać je na czysto.W pogoni za nimi zanurzyć się w świeciewyobrazni kochanej osoby i nie pragnąć go opuścić nawetwtedy, gdy natrafi się tam na rzeczy zupełnie inne, ni\ namprzedstawiała, i brzydkie, choć ona tak się nimi zachwycała.To jest właśnie miłość.Pospieszyłem się w ocenie BłękitnejKochanki.Wcale nie jest błękitna.Myliłem się, przypisując jejten kolor.Jej błękit nie był wcale błękitem dnia.Przyciągnąłemją do siebie.Przytuliła się i powierciła nieco, nim znalazławygodną pozycję i zło\yła głowę na mojej piersi.Potem roz-luzniła się i bez skrępowania legła na mnie całym cię\aremswojego ciała.386 Pokochałam Fioletowego Księcia, bo był FioletowymKsięciem, ale on zachowywał się tak, jakby był kimś innym.Bardzo cię proszę, nigdy mnie nie okłamuj, dobrze? Wszystko,tylko nie to!Skinąłem głową.Ktoś, kto mówi, \e nie znosi kłamstwa,nawet jeśli niechcący i nieświadomie kłamie, sprowadza nie-szczęście na osoby ze swego otoczenia.Jakby stłukł lustro.Przypomina to sytuację z filmów: pokazana broń prędzej czypózniej zostanie u\yta.Ktoś, kto \ąda: Nigdy mnie nie okła-muj", sam szuka nieszczęścia.Ale nie chciałem mówić, \e sięz nią nie zgadzam.Niedługo potem spokojnie zasnęła w sączą-cym się przez okno świetle.Nie zalicza się do piękności, ale jejtwarz ma jakiś urok.Lubię na nią patrzeć.Wstałem.Nie mogącznalezć w pobli\u łó\ka ubrania, zapaliłem lampę.Przeście-radło zsunęło się z ciała Błękitnej Kochanki, odsłaniając jejprawą nogę.W tym momencie uświadomiłem sobie, \e zawszekochaliśmy się w ciemności albo na wpół ubrani i nigdy niewidziałem jej nagiej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Ani nie po\ądał hurys w raju,ani nie obawiał się piekielnego ognia.A do tego, gdy gdzieśpo drodze spotkał jakieś zwierzę, zawsze je pozdrawiał. Niewypada nie pozdrowić, a nu\ to mój stary znajomy" po-383wtarzał. Człowiek nie ginie wraz ze swoją śmiercią, przycho-dzi na świat ponownie.Czasem jako człowiek, czasem jakozwierzę.Za ka\dym razem odradza się pod inną postacią.Jakpopadnie.Mo\e być osłem, łabędziem, motylem, \abą.Nie mawybrzydzania".Abyśmy nie wybrzydzali, nasza pamięć umie-ra zamiast nas.Dzięki temu nie pamiętamy, czym byliśmyprzedtem, i nie czujemy \alu z powodu tego, co nas spotkało.Wiesz, jakie mam najpiękniejsze wspomnienie z dzieciństwa?Trzymając się za ręce, idziemy z dziadkiem ulicą i witamysię ze wszystkimi napotkanymi zwierzętami.Kotami, psami,wróblami, osłami, konikami polnymi. Ooo, co słychać, mójpanie?!" woła dziadek.A ja go naśladuję: Ooo, co słychać,mój panie?".Strasznie mi się to podobało.Zaśmiewałam siędo rozpuku.Pogłaskałem miękką wypukłość jej brzucha skrytą podprześcieradłem, którym cała się owinęła. Rozumiesz więc, \e gdy tylko zobaczyłam tamtego konia,odruchowo się z nim przywitałam.Rozmawiam sobie z ko-niem, a tu Fioletowy Ksią\ę jak nie zacznie ze mnie szydzić.Mówił takie przykre rzeczy, poni\ył mnie, zranił.I nie prze-stawał.Od tej pory zawsze, gdy zobaczył osła, kpił: No, leć,ucałuj dziadka!".W końcu miałam tego dość.Zrozumiałam,\e go nie kocham.Zrozumiałam, \e to, co mnie porusza, jemujest obojętne.A to oznaczało, \e nie mogę spędzić z nim \ycia.Postanowiłam z nim zerwać.Z początku nie uwierzył. Aleś typrzewra\liwiona!" próbował obrócić wszystko w \art.Myś-lał, \e mi przejdzie.Potem zorientował się, \e mówię serio,i stał się agresywny.Czym to mi nie groził! Pewnego wieczo-ru jedliśmy w domu kolację, a on wali do drzwi kompletniepijany.Ojczym wyszedł na dwór.Ten obrzucił go wyzwiska-mi.Stanęłam w drzwiach, złapał mnie za rękę i wyciągnąłna zewnątrz.Zmierdział wódką pił na umór. Jeśli mnie384zostawisz, potnę ci twarz! Jak Boga kocham, potnę!" takpowiedział. Nie trudz się, sama to zrobię" odpowiedzia-łam.Wiem, \e nie uwierzysz.Ja sama nie mogę w to uwierzyć.Nie wiem, dlaczego tak powiedziałam, dlaczego to zrobiłam.Miałam siedemnaście lat.Ale nadal coś takiego mi się zdarza.Gdy coś mnie zrani, bez zastanowienia robię ró\ne rzeczy,sama siebie kaleczę.Niechcący.Potem się dziwię, jak mogłam.Ale gdy to robię, o niczym nie myślę.Rozumiesz? Gdybymmyślała, pewno bym tego nie zrobiła, prawda?Uśmiechnąłem się.Jej szczerość z jednej strony trąciła nie-frasobliwością, z drugiej zaś niewinnością.Niefrasobliwośćbyła być mo\e nieco odstręczająca, ale na całym świecie niema chyba niczego, co skuteczniej budziłoby po\ądanie ni\niewinność. Mama i ojczym stali za drzwiami, przysłuchując się, go-towi w razie czego interweniować.Najwyrazniej nie zrozumie-li, co robię.Oczywiście nie miałam przy sobie no\a czy czegośw tym rodzaju, tylko we włosach metalową szpilkę, taką doupinania koka.Była ostro zakończona.Inna nie nadawała siędo moich włosów, bo takie były wtedy bujne.Wyciągnęłamwięc ją i na chybił trafił przejechałam nią po lewym policzku.Pomacałam ranę, przejechałam po rozcięciu raz jeszcze.Niewidziałam go, ale widziałam wyraz jego twarzy.Przysięgam,Fioletowy Ksią\ę zrobił się \ółty jak cytryna.Zaczął wrzesz-czeć, \ebym przestała.Matka, słysząc krzyk, wybiegła na ze-wnątrz i te\ zaczęła krzyczeć.Wtedy zrozumiałam, \e kiepskoze mną.Paskudnie się pocięłam.Wybiegł ojczym, zaczął okła-dać Fioletowego Księcia.Myślał, \e to on mi zrobił.FioletowyKsią\ę nic nie mówił.Wcią\ był w szoku.Gdy ojczym dalej gotłukł, ja, mama i dwoje młodszego rodzeństwa wskoczyliśmydo taksówki i na pogotowie.Nie mogłam wyjść ze zdumienia,\e nic mnie nie boli.Weszliśmy do izby przyjęć.Dy\ur miał385doświadczony, wzbudzający zaufanie lekarz.Z tego samegorodzaju ludzi, co mój dziadek.Rozmawiał ze mną łagodnie.Początkowo myślał, \e ktoś mi to zrobił, starał się dowiedziećkto.W końcu zrozumiał, \e to ja sama.Wtedy się rozzłościłi wygarnął, co o tym myśli.Ale miał taki miły głos, \e nawetprzyjemnie było słuchać tych połajanek.Podali mi znieczu-lenie.Gdy się obudziłam, rana była dawno pozszywana.Ju\miałam wyjść, gdy lekarz złapał mnie za rękę: Ach, ty maławariatko, skoro tak pocięłaś swoją śliczną buzię, teraz ani misię wa\ nabierać rozumu.Najgorszą rzeczą w \yciu jest pociąćsobie twarz, a gdy ją pozszywają, zmądrzeć.Wtedy dopieroczuje się ból, i to jaki straszliwy! Po co ci to? Pozostań sobą,taką samą wariatką jak przedtem.Obiecujesz?". Obiecuję!" odpowiedziałam.Uścisnęliśmy sobie dłonie.Niech mu Bógwynagrodzi, zrobił kawał wspaniałej roboty.Gdybym trafiłana kogoś innego, zszyliby mnie jak worek.Oczywiście bliznapozostała.I nie zniknie.Nie wiedziałem, co powiedzieć.Nie takiej historii się spo-dziewałem.Kochać kogoś to wydobywać z jego magazynuzgryzot zwoje ze spisanymi i wcią\ nie uporządkowanymi,pełnymi niepokoju opowieściami i jedną po drugiej przepi-sywać je na czysto.W pogoni za nimi zanurzyć się w świeciewyobrazni kochanej osoby i nie pragnąć go opuścić nawetwtedy, gdy natrafi się tam na rzeczy zupełnie inne, ni\ namprzedstawiała, i brzydkie, choć ona tak się nimi zachwycała.To jest właśnie miłość.Pospieszyłem się w ocenie BłękitnejKochanki.Wcale nie jest błękitna.Myliłem się, przypisując jejten kolor.Jej błękit nie był wcale błękitem dnia.Przyciągnąłemją do siebie.Przytuliła się i powierciła nieco, nim znalazławygodną pozycję i zło\yła głowę na mojej piersi.Potem roz-luzniła się i bez skrępowania legła na mnie całym cię\aremswojego ciała.386 Pokochałam Fioletowego Księcia, bo był FioletowymKsięciem, ale on zachowywał się tak, jakby był kimś innym.Bardzo cię proszę, nigdy mnie nie okłamuj, dobrze? Wszystko,tylko nie to!Skinąłem głową.Ktoś, kto mówi, \e nie znosi kłamstwa,nawet jeśli niechcący i nieświadomie kłamie, sprowadza nie-szczęście na osoby ze swego otoczenia.Jakby stłukł lustro.Przypomina to sytuację z filmów: pokazana broń prędzej czypózniej zostanie u\yta.Ktoś, kto \ąda: Nigdy mnie nie okła-muj", sam szuka nieszczęścia.Ale nie chciałem mówić, \e sięz nią nie zgadzam.Niedługo potem spokojnie zasnęła w sączą-cym się przez okno świetle.Nie zalicza się do piękności, ale jejtwarz ma jakiś urok.Lubię na nią patrzeć.Wstałem.Nie mogącznalezć w pobli\u łó\ka ubrania, zapaliłem lampę.Przeście-radło zsunęło się z ciała Błękitnej Kochanki, odsłaniając jejprawą nogę.W tym momencie uświadomiłem sobie, \e zawszekochaliśmy się w ciemności albo na wpół ubrani i nigdy niewidziałem jej nagiej [ Pobierz całość w formacie PDF ]