[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wino grałoznowu w niej pewną, choć podrzędną rolę.A potem jakoś tak się wiązały,płynęły, wytryskały jedne z drugich opowiadania, że siedząc przy sobie, samijedni, we dwoje, zapomnieli się do północy.Z balkonu widać było księżyc idrzewa, noc była wiosenna, cudowna.Chwile się takie nie zapominają nigdy.Orbeka wyszedł rozmarzony, podbity,osłabły, tak, że już o Lwowie ani pomyślał, postanowił posłać plenipotenta, asam zamieszkać w domu swoim na Podwalu.Czwartego czy piątego dnia Mira już poszła z panem Walentym, ot tak, przezciekawość tylko, zobaczyć, jak też ten jego dom wygląda, i znalazła go starym,ulicę niemiłą, a tu się właśnie nastręczała zręczność jedyna.Po panu S.sprzedawano pałac na Krakowskim Przedmieściu za parę kroć sto tysięcy, zabezcen. Gdybyś pan go kupił, ja bym u pana zaraz najęła pierwsze piętro.A! wystawpan sobie, jak by miło mi było, pan mógłbyś zamieszkać na dole, miałabym wasciągle blisko, a ja taka jestem biedna, niedołężna, że się bez czyjejś opieki nigdyobejść nie umiem.Orbeka zmilczał, ale w tydzień dom na Podwalu sprzedany był za bezcen, apałac kupiony dosyć drogo plasnęła w rączki dowiadując się o tym pięknapani, chciała się zaraz wprowadzać, ale nowy dziedzic prosił o folgę.Kamsetzerodnawiał i przyozdabiał dla niej pierwsze piętro, posłano po marmurowekominki do Włoch, po obicia do Paryża, po meble do Wiednia.Orbeka zrazu się wstydził swej słabości, ale wstyd tego rodzaju nie trwa długo,człowiek się oswaja z położeniem, tłumaczy przed sobą, kłamie, usprawiedliwiabłędami drugich, i.potem.już z czoła zetrze ostatki sromu dziewiczego.Sławski odsunął się od niego, innych znajomych nie miał prawie, lżej mu byłow tej samotności z nią.Mira zaś nie śpieszyła dlań zawiązywać stosunków, abynikt z tak łatwego, jak się jej zdawało, człowieka, nie korzystał.Z nadzwyczajną zręcznością, z instynktem niezmiernym obwijała go sieciamipowoli.Skromność wielka i bojazliwość udana były jednym ze środków, któreużyła.Orbeka nie mógł się ani na krok posunąć nad to, co mu przy pierwszympoznaniu było dozwolonym.Gdy całe miasto miało go za poufałegoprzyjaciela Miry, on był tylko najpoufalszym jej sługą.Z natury nieśmiały,szanujący kobietę, nie miał odwagi posunąć się krokiem dalej, ta czysta miłośćbyła dlań najmilszą, a Mira wyrachowywała dobrze, iż łatwą dlań być niepowinna.Tymczasem starała się ugruntować swą władzę, a niekiedy próbowała trochękapryśnie, jak też wielką uzyskała.Z dawnego żywota pozostały jej, oprócz niewygodnych znajomości, takich jakna przykład szambelanica, straszniejsze jeszcze długi.Nawet w czasachnajwiększej swej świetności Mira się bez nich jakoś obejść nie mogła.Było to wdobrym tonie mieć naówczas długi.Kupcy wierzyli chętnie.Ale gdy siępowiększały sumy, a nic nie wpływało, zaczynali być dokuczliwymi.W chwilipoznania Orbeki Mira była w dosyć niemiłym położeniu z tego powodu,upominano się, ścigano Ją, musiała drzwi zamykać, ale gdy się rozeszławiadomość, iż gruby zwierz znowu dał się złapać w sieci, wierzycieleprzycichli, nie chcąc przeszkadzać.Niektórzy jednak wymierzywszy czas, wymiarkowawszy okoliczności, zjawialisię znowu powoli.Mira nie wiedziała już, jak się ich pozbyć, a nie chciałajeszcze nic żądać od Orbeki, czekała.Wprawdzie był on usłużnym bardzo, alenie zbadała jeszcze, jakie wrażenie na nim zrobi odzieranie żywcem ze skóry.Jednym z wierzycieli najzręczniejszych i najdokuczliwszych, był pan Joli, eks-Francuz, jubiler modny, człek, który i na kredyt dawał brylanty nie najpierwszejmody, i odkupywał za bezcen klejnoty, i pieniędzy pożyczał, i do wieludelikatnych spraw służył za pośrednika.Joli, który przybył do stolicy jako czeladnik przed laty czterdziestu, miał latdobrze sześćdziesiąt, ale jeszcze był przystojny, elegant i wcale żwawy.Otyłośćmu nieco zawadzała, ale nader zręcznie ją nosił i krzepko.Joli był w bardzo poufałych stosunkach z Mirą.Z nie wiedzieć jakichrachunków należało mu się kilkaset dukatów, w domu ich nie było dwudziestu,a dochód na trzy lata wprzód był od dawna zjedzony.Jednego poranku Joli, którego wielekroć już pod pozorem migreny, przechadzki,snu, gości itp.odprawiono ode drzwi, tego razu dosyć się gwałtownie do nichdobijał.Godzina była wczesna, Mira kazała go wpuścić.Leżała zwinięta wkłębek na kanapce, na dwóch różowych łapkach trzymając nie mniej różowąbuzię.Włosy blond rozpuszczone dziwnie ją ubierały, była podobną docherubinka.Joli stanął zachwycony w progu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Wino grałoznowu w niej pewną, choć podrzędną rolę.A potem jakoś tak się wiązały,płynęły, wytryskały jedne z drugich opowiadania, że siedząc przy sobie, samijedni, we dwoje, zapomnieli się do północy.Z balkonu widać było księżyc idrzewa, noc była wiosenna, cudowna.Chwile się takie nie zapominają nigdy.Orbeka wyszedł rozmarzony, podbity,osłabły, tak, że już o Lwowie ani pomyślał, postanowił posłać plenipotenta, asam zamieszkać w domu swoim na Podwalu.Czwartego czy piątego dnia Mira już poszła z panem Walentym, ot tak, przezciekawość tylko, zobaczyć, jak też ten jego dom wygląda, i znalazła go starym,ulicę niemiłą, a tu się właśnie nastręczała zręczność jedyna.Po panu S.sprzedawano pałac na Krakowskim Przedmieściu za parę kroć sto tysięcy, zabezcen. Gdybyś pan go kupił, ja bym u pana zaraz najęła pierwsze piętro.A! wystawpan sobie, jak by miło mi było, pan mógłbyś zamieszkać na dole, miałabym wasciągle blisko, a ja taka jestem biedna, niedołężna, że się bez czyjejś opieki nigdyobejść nie umiem.Orbeka zmilczał, ale w tydzień dom na Podwalu sprzedany był za bezcen, apałac kupiony dosyć drogo plasnęła w rączki dowiadując się o tym pięknapani, chciała się zaraz wprowadzać, ale nowy dziedzic prosił o folgę.Kamsetzerodnawiał i przyozdabiał dla niej pierwsze piętro, posłano po marmurowekominki do Włoch, po obicia do Paryża, po meble do Wiednia.Orbeka zrazu się wstydził swej słabości, ale wstyd tego rodzaju nie trwa długo,człowiek się oswaja z położeniem, tłumaczy przed sobą, kłamie, usprawiedliwiabłędami drugich, i.potem.już z czoła zetrze ostatki sromu dziewiczego.Sławski odsunął się od niego, innych znajomych nie miał prawie, lżej mu byłow tej samotności z nią.Mira zaś nie śpieszyła dlań zawiązywać stosunków, abynikt z tak łatwego, jak się jej zdawało, człowieka, nie korzystał.Z nadzwyczajną zręcznością, z instynktem niezmiernym obwijała go sieciamipowoli.Skromność wielka i bojazliwość udana były jednym ze środków, któreużyła.Orbeka nie mógł się ani na krok posunąć nad to, co mu przy pierwszympoznaniu było dozwolonym.Gdy całe miasto miało go za poufałegoprzyjaciela Miry, on był tylko najpoufalszym jej sługą.Z natury nieśmiały,szanujący kobietę, nie miał odwagi posunąć się krokiem dalej, ta czysta miłośćbyła dlań najmilszą, a Mira wyrachowywała dobrze, iż łatwą dlań być niepowinna.Tymczasem starała się ugruntować swą władzę, a niekiedy próbowała trochękapryśnie, jak też wielką uzyskała.Z dawnego żywota pozostały jej, oprócz niewygodnych znajomości, takich jakna przykład szambelanica, straszniejsze jeszcze długi.Nawet w czasachnajwiększej swej świetności Mira się bez nich jakoś obejść nie mogła.Było to wdobrym tonie mieć naówczas długi.Kupcy wierzyli chętnie.Ale gdy siępowiększały sumy, a nic nie wpływało, zaczynali być dokuczliwymi.W chwilipoznania Orbeki Mira była w dosyć niemiłym położeniu z tego powodu,upominano się, ścigano Ją, musiała drzwi zamykać, ale gdy się rozeszławiadomość, iż gruby zwierz znowu dał się złapać w sieci, wierzycieleprzycichli, nie chcąc przeszkadzać.Niektórzy jednak wymierzywszy czas, wymiarkowawszy okoliczności, zjawialisię znowu powoli.Mira nie wiedziała już, jak się ich pozbyć, a nie chciałajeszcze nic żądać od Orbeki, czekała.Wprawdzie był on usłużnym bardzo, alenie zbadała jeszcze, jakie wrażenie na nim zrobi odzieranie żywcem ze skóry.Jednym z wierzycieli najzręczniejszych i najdokuczliwszych, był pan Joli, eks-Francuz, jubiler modny, człek, który i na kredyt dawał brylanty nie najpierwszejmody, i odkupywał za bezcen klejnoty, i pieniędzy pożyczał, i do wieludelikatnych spraw służył za pośrednika.Joli, który przybył do stolicy jako czeladnik przed laty czterdziestu, miał latdobrze sześćdziesiąt, ale jeszcze był przystojny, elegant i wcale żwawy.Otyłośćmu nieco zawadzała, ale nader zręcznie ją nosił i krzepko.Joli był w bardzo poufałych stosunkach z Mirą.Z nie wiedzieć jakichrachunków należało mu się kilkaset dukatów, w domu ich nie było dwudziestu,a dochód na trzy lata wprzód był od dawna zjedzony.Jednego poranku Joli, którego wielekroć już pod pozorem migreny, przechadzki,snu, gości itp.odprawiono ode drzwi, tego razu dosyć się gwałtownie do nichdobijał.Godzina była wczesna, Mira kazała go wpuścić.Leżała zwinięta wkłębek na kanapce, na dwóch różowych łapkach trzymając nie mniej różowąbuzię.Włosy blond rozpuszczone dziwnie ją ubierały, była podobną docherubinka.Joli stanął zachwycony w progu [ Pobierz całość w formacie PDF ]