[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lady Mirfyn wzruszyła ramionami.—Edwin ma postępowe poglądy.Osobiście nie sądzę, aby nauka religii była na coś potrzebna dziewczętom.Mężom nie w smak będzie polemizowanie z ich poglądami, nie sądzisz, panie?—Niektórym może się to podobać.Uniosła brwi.—Nawet nie nauczyłam się pisać i jestem rada, że mogę pozostawić mężowi sprawy, które tego wymagają.Jestem pewna, że Sabinę i Avice wolałyby, aby tak było, to dobrze wychowane dziewczęta.Nieszczęsny Ralph był hultajem, lecz czyż nie oczekuje się tego od chłopców?—Doprawdy?—Powiadają, że jego wybryki przyczyniły się do przedwczesnej śmierci matki.— Popatrzyła na mnie surowo, nagle zdając sobie sprawę, że powiedziała zbyt wiele.— Nie usprawiedliwia to jednak nikczemnej zbrodni.—Macie rację.— Miałem zamiar dodać, że według mnie prawdziwy morderca może nadalprzebywać na wolności, lecz lady Mirfyn poczytała moje słowa za znak zgody, skinęła głową z zadowoleniem i spojrzała na lady Bryanston.—Nasza gospodyni jest kobietą uczoną — rzekła z cieniem dezaprobaty.— Jest jednak wdową i może prowadzić niezależnie życie, jeśli tak jej się spodoba.Nie tęsknię wszakże za takim losem.Usłyszałem jak Norfolk głośno szepcze Marchamountowi:—Nie wezmę chłopaka, dopóki ona się nie zgodzi.— Pochyliłem głowę, próbując usłyszeć odpowiedź woźnego, lecz ów mówił cicho.— Do diabła! — syknął książę.— Uczyni, co jej każę! —Obawiam się, że nie.— Tym razem słowa Marchamounta były wyraźne.—Na miły Bóg, nie pozwolę, aby kobieta mi się opierała.Rzeknij jej, że nic dla chłopca nie uczynię, jeśli nie otrzymam tego, czego chcę.Stąpa po kruchym lodzie.— Zauważyłem, że książępociągnął długi łyk z puchara, a następnie spojrzał na lady Bryanston.Poczerwieniał na gębie.Przypomniałem sobie, co o nim powiadali: że lubi wypić i pod wpływem trunku staje się brutalny.Lady Bryanston odpowiedziała na jego spojrzenie.Książę uśmiechnął się i uniósł kielich.Odpowiedziała tym samym, lecz jej uśmiech wydał mi się nerwowy.Pojawił się sługa i szepnął jej coś do ucha.Skinęła głową i wstała z wyrazem ulgi na twarzy.—Panie i panowie — rzekła — z pewnością wielu z was słyszało o jadalnych żółtych owocach z Nowego Świata, które budzą powszechne zdumienie od czasu, gdy je sprowadzono miesiąc temu.—Przerwała, słysząc rechot kilku mężczyzn.— Podamy je dziś wieczór w marcepanie.Panie i panowie, najsłodsze.owoce Nowego Świata.Kiedy usiadała, rozległy się kolejne śmiechy i oklaski, gdy słudzy położyli na stole pół tuzina srebrnych półmisków.W marcepanie leżały dziwne jasnożółte owoce w kształcie półksiężyca.Pojąłem przyczynę sprośnych chichotów, gdyż dziwy owe kształtem przypominały duże męskie przyrodzenie w pobudzonym stanie.—To z tego się śmieją — powiedziała lady Mirfyn.— Cóż za nieprzyzwoitość.— Zachichotała, niczym niewinna panna, jak to czynią bogate matrony, słysząc rubaszne żarty.Sięgnąłem po jeden z owych osobliwych przysmaków i zatopiłem w nim zęby.Był twardy i miał gorzki smak.Po chwili spostrzegłem, że ludzie obierają go ze skóry, odsłaniając ukryty w środku jasnożółty miąższ.Poszedłem za ich przykładem.Roślina miała mączysty, raczej nijaki smak.—Jak go nazywają? — zapytałem lady Mirfyn, która także sięgnęła po jednego.—Nie znam jego nazwy — odparła.Spojrzała na zaśmiewających się biesiadników i potrząsnęła pobłażliwie głową.— Cóż za nieprzyzwoitość.Usłyszałem, że lady Bryanston wypowiedziała moje imię, więc odwróciłem się w jej stronę i zauważyłem, iż się do mnie uśmiecha.—Burmistrz wspomniał, iż prowadzisz pan zawiłą sprawę w imieniu rady miasta związaną z majątkiem likwidowanych klasztorów.—Tak, pani.Obawiam się, że przegraliśmy pierwszą rundę, lecz w drugiej odniesiemy zwycięstwo.Miasto ma prawo do sprawowania nadzoru nad owymi budynkami przez wzgląd na dobro wszystkich mieszkańców.Burmistrz Hollyes skinął poważnie głową.—Mam nadzieję, panie.Ludzie nie pojmują, że zarządzenia dotyczące higieny są konieczne, aby usunąć złe humory, które mogą wywołać zarazę.W wielu domach gnieżdżą się dziś ubodzy lokatorzy.— Mówił z ożywieniem, jak człowiek opowiadający o swej pasji.— Słyszałaś pani o domu nieopodal Joiners' Hall, gdzie miała siedzibę gildia stolarzy? Zawalił się miesiąc temu.Zginęło czternastu lokatorów i czterech przechodniów.—A niech je wszystkie szlag trafi! — krzyknął któś i oczy wszystkich zwróciły się na księcia.Zaczął bełkotać najwyraźniej pijany.Rozmowa z Marchamountem musiała go wprawić w zły nastrój.— Im więcej domów zawali się na chorych mieszkańców tej kloaki, tym lepiej.Może skłoni to niektórych, aby wrócili do parafii, z których pochodzą, do pracy na roli, jak to czynili ich ojcowie.Zapadła kamienna cisza podobna do tej, która wypełniła salę Lincoln's Inn [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl