[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie będzie już tym miejscem na ziemi, z pięćdziesięciomatysiącami palm daktylowych i trzystoma studniami, gdzie szczęśliwi pielgrzymi odpoczywali potrudach długiej podroży.Od dzisiaj Oaza stała się dla niej pustym miejscem.Od dzisiaj to pustynia zajmie miejsce Oazy.Całymi godzinami Fatima będzie wpatrywać się wpustynną dał, zastanawiając się, która z gwiazd prowadzi jej ukochanego do skarbu.Z wiatrem bę-dzie mu posyłać pocałunki, wierząc, że wiatr mu-śnie jego twarz i szepnie mu do ucha, że ona ciągleżyje i czeka, tak jak kobieta potrafi czekać na dzielnego mężczyznę, który podąża drogą swychmarzeń i ukrytych skarbów.Od tego dnia pustynia będzie tylko jednym: nadzieją jego rychłego powrotu.- Nie myśl o tym, co zostawiasz za sobą - rzekł Alchemik, kiedy przemierzali konno piaski pustyni.- Wszystko wpisane jest w Duszę Zwiata i pozostanie w niej na zawsze.- Ludzie częściej marzą o powrotach niż o odjazdach - odparł młodzieniec, który na nowo przywykłdo pustynnej ciszy.- Jeśli to, co odnalazłeś, powstało z materii czystej, nie zmurszeje nigdy.I będziesz mógł po to kie-dyś powrócić.Jeśli zaś jest to jedynie przebłysk światła podobny smudze kreślonej przez spadającągwiazdę, nie zastaniesz tu po powrocie nic.Ale przynajmniej było ci dane zobaczyć blask światła.Ijuż samo to warto było przeżyć.I choć Alchemik mówił do niego językiem Alchemii, to młody człowiek wiedział, że słowa tedotyczyły Fatimy.Trudno było nie myśleć o tym, co zostawiał za sobą.Pustynia i jej monotonny krajobraznieustannie wypełniały zjawami jego wyobraznię.Wszędzie widział daktylowe palmy, studnie itwarz ukochanej kobiety.Widział Anglika pochłoniętego pracą w swoim laboratorium iprzewodnika karawany, który był mistrzem, nie wiedząc nawet o tym. Być może Alchemik nigdynie kochał nikogo?" - pomyślał w duchu.Teraz jechał przed nim z sokołem na ramieniu.Ptak znał świetnie mowę pustyni i na wszystkichpostojach zrywał się do lotu w poszukiwaniu pożywienia.Pierwszego dnia upolował zająca.A na-zajutrz dwa ptaki.Wieczorami rozściełali na ziemi swoje derki, ale nie rozpalali nigdy ognia.Noce na pustyni byłychłodne, stawały się też coraz bardziej mroczne w miarę jak nikła na niebie tarcza księżyca.Przeztydzień posuwali się w milczeniu, rozmawiając jedynie o tym, jak zachować niezbędne środki os-trożności, by nie wpaść w wir plemiennych walk.Wojna bowiem trwała nadal i niekiedy wiatr przy-nosił ze sobą słodkawy zapach krwi.Jakaś potyczka musiała toczyć się w okolicy, a wiatr przypomi-nał młodemu człowiekowi o istnieniu Języka Znaków, który zawsze był gotów pokazać mu to, czegonie mogły dojrzeć jego oczy.Siódmego dnia pod wieczór Alchemik postanowił rozbić obóz wcześniej niż zazwyczaj.Sokół po-leciał na łowy.Alchemik wyciągnął swój bukłak z wodą i podał go młodzieńcowi.- Wkrótce dotrzesz do celu twej podróży - rzeki.- Cieszy mnie to, że poszedłeś za głosem WłasnejLegendy.- Prowadzisz mnie bez słowa.A ja sądziłem, że nauczysz mnie tego wszystkiego, co wiesz.Nie takdawno temu znalazłem się w towarzystwie człowieka, który posiadał wiele alchemicznych ksiąg.Ale nie zdołałem się z nich nauczyć niczego.- Jest tylko jeden sposób nauki - odparł Alchemik.- Poprzez działanie.Wszystkiego, co ci byłopotrzebne, nauczyła cię ta podróż.Brakuje ci zaledwie jednej rzeczy.Młody człowiek chciał za wszelką cenę dowiedzieć się, co to takiego, ale Alchemik utkwił wzrok wlinii horyzontu wypatrując powrotu sokola.45 - Dlaczego nazywają cię Alchemikiem?- Dlatego, że nim jestem.- A co stanęło na przeszkodzie innym alchemikom, którzy poszukiwali złota i nigdy go nie znalezli?- Zadowalało ich poszukiwanie złota.Ciekawił ich jedynie skarb Własnej Legendy, ale nigdy niepragnęli przeżyć samej Legendy.- Powiedz proszę, czego brakuje mojej wiedzy? - nalegał młodzieniec.Alchemik wpatrywał się ciągle w widnokrąg.Po jakimś czasie sokół powrócił ze zdobyczą.Wy-kopali dół i rozpalili ogień głęboko w ziemi, by nikt nie mógł dojrzeć płomieni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl