[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ludzie ci pod sekretem palili fajki.Wówczas, gdy przejeżdżali koÅ‚o nas, jeden zbliżyÅ‚ siÄ™ do drugiego i usÅ‚yszeliÅ›my wciemnoÅ›ciach gÅ‚osy: Bruder, daj ognia! DadzÄ… tobie Francuzi ognia.Potem przeszli i znów nastaÅ‚a cisza.NadciÄ…gaÅ‚ wreszcie główny oddziaÅ‚.Na przodzie szÅ‚ajazda, za niÄ… piechota, ale piechury nie pilnowali porzÄ…dku.Znać, ludzie ci nie spodziewali siÄ™niczego i nie zachowywali nawet zwykÅ‚ych ostrożnoÅ›ci.MaszerujÄ…c, powtarzali wedÅ‚ugzwyczaju niemieckiego, w takt z krokami marszu i akcentujÄ…c ostro każdÄ… sylabÄ™: Fünf Paar lederne Strümpfe!.A tu Å›mierć czyhaÅ‚a na nich z obu stron drogi.Gdy nadciÄ…gnÄ™li w sam Å›rodek zasadzki, wówczas wÅ›ród gÅ‚uchej ciszy huknÄ…Å‚ naglewystrzaÅ‚ pistoletowy.Natychmiast odpowiedziaÅ‚a mu grzmiÄ…ca salwa karabinowa z lewej strony drogi.PowstaÅ‚awrzawa nie do opisania, wÅ›ród której sÅ‚ychać byÅ‚o strzaÅ‚y karabinowe, okrzyki: FormujsiÄ™! , i donoÅ›ny, spokojny, ale chwilami panujÄ…cy nad wszystkimi gÅ‚os niemieckiegodowódcy.Obrócono front na lewo i w tej chwili posypaÅ‚y siÄ™ na nas gaÅ‚Ä™zie i liÅ›cie krzaków,postrÄ…cane kulami.Dzielni żoÅ‚nierze niemieccy szybko stanÄ™li w szyku.Ale w tej chwilidruga salwa z prawej strony wstrzÄ…snęła mocno powietrzem.Niemcy uformowali dwa fronty,tymczasem jednak Mirza zamknÄ…Å‚ już im obydwa ujÅ›cia drogi.PosypaÅ‚y siÄ™ strzaÅ‚y zewszystkich stron.Dym powiÄ™kszyÅ‚ jeszcze grubÄ…, nieprzebitÄ… ciemność.%7Å‚oÅ‚nierze nasi wyli teraz naokoÅ‚oNiemców, jak stado zgÅ‚odniaÅ‚ych wilków.W ciemnoÅ›ciach ci nieszczęśliwi sÄ…dzili siÄ™ byćotoczeni przez Bóg wie jakie siÅ‚y.Strzelali na oÅ›lep.Konie uÅ‚anów ogÅ‚upiaÅ‚e, wystraszone,45poczęły chrapać z przerażenia i mieszać siÄ™.CaÅ‚y oddziaÅ‚ ruszyÅ‚ naprzód, przywitaÅ‚a gosalwa, w tyÅ‚ znowu salwa.Nagle wybuchnęła skrzynia z prochem.Konie siÄ™ rozszalaÅ‚yzupeÅ‚nie, zamieszanie siÄ™ wzmogÅ‚o.SÅ‚ychać byÅ‚o gÅ‚osy: ZwiatÅ‚a! ZwiatÅ‚a! Wówczas toniemieckiemu dowódcy przyszÅ‚a nieszczęśliwa myÅ›l oÅ›wiecenia drogi.UjrzeliÅ›my żoÅ‚nierzypruskich, podnoszÄ…cych na bagnetach wiÄ…zki palÄ…cej siÄ™ sÅ‚omy.Krwawe Å›wiatÅ‚o oÅ›wiecaÅ‚odrogÄ™ i pobliskie drzewa, ale wyszÅ‚o ono tylko na naszÄ… korzyść, wiedzieliÅ›my bowiem, jakstrzelać. W oficera! w oficera! zaczÄ™li woÅ‚ać nasi żoÅ‚nierze; jakoż przy blasku palÄ…cej siÄ™ sÅ‚omyujrzeliÅ›my wysokÄ…, dumnÄ… postać w spiczastym heÅ‚mie, ze zÅ‚otymi binoklami na oczach,stojÄ…cÄ… zuchwale na wozie i wydajÄ…cÄ… rozkazy.PÅ‚omienie oÅ›wiecaÅ‚y jÄ… od stóp do gÅ‚owy. W oficera! powtórzyÅ‚y gÅ‚osy.Kule zawarczaÅ‚y, z wiÄ…zek posypaÅ‚y siÄ™ iskry i pÅ‚onÄ…cezdzbÅ‚a, ale oficer pozostaÅ‚ nietkniÄ™ty.Wówczas podbiegÅ‚ ku nam sam Mirza. W oficera! krzyknÄ…Å‚ i wyrwawszy Wolakowi karabin przyÅ‚ożyÅ‚ go do twarzy StrzaÅ‚buchnÄ…Å‚, mÅ‚ody oficer zachwiaÅ‚ siÄ™, przechyliÅ‚ w tyÅ‚ i padÅ‚ gÅ‚owÄ… w dogorywajÄ…cÄ… wiÄ…zkÄ™sÅ‚omy.Tymczasem sÅ‚oma miÄ™dzy Prusakami zgasÅ‚a, salwy stawaÅ‚y siÄ™ sÅ‚absze, rzadsze.BronilisiÄ™ jeszcze, ale bez nadziei, a tu ogieÅ„ z naszej strony ożywiaÅ‚ siÄ™ coraz bardziej, zwierzÄ™ceokrzyki żoÅ‚nierzy stawaÅ‚y siÄ™ coraz przerazliwszymi.Po piÄ™ciu jeszcze minutach komenda: Na bagnety! rozlegÅ‚a siÄ™ po wszystkichszeregach.UjrzaÅ‚em znów przez chwilÄ™ MirzÄ™, jak z pochylonÄ… gÅ‚owÄ… i szpadÄ… w rÄ™kuwysunÄ…Å‚ siÄ™ wraz z falÄ… bÅ‚yszczÄ…cych ostrz, ale nagle w szeregach pruskich bÅ‚ysnęła znówzapalona wiÄ…zka, a obok niej rozpiÄ™ta na dwóch bagnetach biaÅ‚a chustka. Stój, poddajÄ… siÄ™! zawoÅ‚aÅ‚y ze wszystkich stron gÅ‚osy.Jakoż tak i byÅ‚o.Bitwa skoÅ„czyÅ‚a siÄ™.W pół godziny potem cisza, taka jak i niedawno, zalegaÅ‚a tÄ™ krwawÄ… drogÄ™; kazaÅ‚em jÄ…uprzÄ…tnąć.Sam odszukaÅ‚em ciaÅ‚o Ottona von Hohenstein, z twarzÄ… opalonÄ… w pÅ‚omieniu, izabraÅ‚em jego papiery, a przy tym i portret żony lub narzeczonej, który zachowaÅ‚em do dziÅ›dnia.Potem poszedÅ‚em szukać Mirzy.ZnalazÅ‚em go na uboczu siedzÄ…cego na korzeniachdrzew i oddychajÄ…cego szybko.WÅ‚osy miaÅ‚ jeszcze spocone, twarz uczernionÄ… prochem,drżące rÄ™ce, ale w oczach Å›wieciÅ‚a mu duma nieograniczona, której nie próbowaÅ‚ ukrywać.NastÄ™pnych dni duma jego jeszcze urosÅ‚a [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Ludzie ci pod sekretem palili fajki.Wówczas, gdy przejeżdżali koÅ‚o nas, jeden zbliżyÅ‚ siÄ™ do drugiego i usÅ‚yszeliÅ›my wciemnoÅ›ciach gÅ‚osy: Bruder, daj ognia! DadzÄ… tobie Francuzi ognia.Potem przeszli i znów nastaÅ‚a cisza.NadciÄ…gaÅ‚ wreszcie główny oddziaÅ‚.Na przodzie szÅ‚ajazda, za niÄ… piechota, ale piechury nie pilnowali porzÄ…dku.Znać, ludzie ci nie spodziewali siÄ™niczego i nie zachowywali nawet zwykÅ‚ych ostrożnoÅ›ci.MaszerujÄ…c, powtarzali wedÅ‚ugzwyczaju niemieckiego, w takt z krokami marszu i akcentujÄ…c ostro każdÄ… sylabÄ™: Fünf Paar lederne Strümpfe!.A tu Å›mierć czyhaÅ‚a na nich z obu stron drogi.Gdy nadciÄ…gnÄ™li w sam Å›rodek zasadzki, wówczas wÅ›ród gÅ‚uchej ciszy huknÄ…Å‚ naglewystrzaÅ‚ pistoletowy.Natychmiast odpowiedziaÅ‚a mu grzmiÄ…ca salwa karabinowa z lewej strony drogi.PowstaÅ‚awrzawa nie do opisania, wÅ›ród której sÅ‚ychać byÅ‚o strzaÅ‚y karabinowe, okrzyki: FormujsiÄ™! , i donoÅ›ny, spokojny, ale chwilami panujÄ…cy nad wszystkimi gÅ‚os niemieckiegodowódcy.Obrócono front na lewo i w tej chwili posypaÅ‚y siÄ™ na nas gaÅ‚Ä™zie i liÅ›cie krzaków,postrÄ…cane kulami.Dzielni żoÅ‚nierze niemieccy szybko stanÄ™li w szyku.Ale w tej chwilidruga salwa z prawej strony wstrzÄ…snęła mocno powietrzem.Niemcy uformowali dwa fronty,tymczasem jednak Mirza zamknÄ…Å‚ już im obydwa ujÅ›cia drogi.PosypaÅ‚y siÄ™ strzaÅ‚y zewszystkich stron.Dym powiÄ™kszyÅ‚ jeszcze grubÄ…, nieprzebitÄ… ciemność.%7Å‚oÅ‚nierze nasi wyli teraz naokoÅ‚oNiemców, jak stado zgÅ‚odniaÅ‚ych wilków.W ciemnoÅ›ciach ci nieszczęśliwi sÄ…dzili siÄ™ byćotoczeni przez Bóg wie jakie siÅ‚y.Strzelali na oÅ›lep.Konie uÅ‚anów ogÅ‚upiaÅ‚e, wystraszone,45poczęły chrapać z przerażenia i mieszać siÄ™.CaÅ‚y oddziaÅ‚ ruszyÅ‚ naprzód, przywitaÅ‚a gosalwa, w tyÅ‚ znowu salwa.Nagle wybuchnęła skrzynia z prochem.Konie siÄ™ rozszalaÅ‚yzupeÅ‚nie, zamieszanie siÄ™ wzmogÅ‚o.SÅ‚ychać byÅ‚o gÅ‚osy: ZwiatÅ‚a! ZwiatÅ‚a! Wówczas toniemieckiemu dowódcy przyszÅ‚a nieszczęśliwa myÅ›l oÅ›wiecenia drogi.UjrzeliÅ›my żoÅ‚nierzypruskich, podnoszÄ…cych na bagnetach wiÄ…zki palÄ…cej siÄ™ sÅ‚omy.Krwawe Å›wiatÅ‚o oÅ›wiecaÅ‚odrogÄ™ i pobliskie drzewa, ale wyszÅ‚o ono tylko na naszÄ… korzyść, wiedzieliÅ›my bowiem, jakstrzelać. W oficera! w oficera! zaczÄ™li woÅ‚ać nasi żoÅ‚nierze; jakoż przy blasku palÄ…cej siÄ™ sÅ‚omyujrzeliÅ›my wysokÄ…, dumnÄ… postać w spiczastym heÅ‚mie, ze zÅ‚otymi binoklami na oczach,stojÄ…cÄ… zuchwale na wozie i wydajÄ…cÄ… rozkazy.PÅ‚omienie oÅ›wiecaÅ‚y jÄ… od stóp do gÅ‚owy. W oficera! powtórzyÅ‚y gÅ‚osy.Kule zawarczaÅ‚y, z wiÄ…zek posypaÅ‚y siÄ™ iskry i pÅ‚onÄ…cezdzbÅ‚a, ale oficer pozostaÅ‚ nietkniÄ™ty.Wówczas podbiegÅ‚ ku nam sam Mirza. W oficera! krzyknÄ…Å‚ i wyrwawszy Wolakowi karabin przyÅ‚ożyÅ‚ go do twarzy StrzaÅ‚buchnÄ…Å‚, mÅ‚ody oficer zachwiaÅ‚ siÄ™, przechyliÅ‚ w tyÅ‚ i padÅ‚ gÅ‚owÄ… w dogorywajÄ…cÄ… wiÄ…zkÄ™sÅ‚omy.Tymczasem sÅ‚oma miÄ™dzy Prusakami zgasÅ‚a, salwy stawaÅ‚y siÄ™ sÅ‚absze, rzadsze.BronilisiÄ™ jeszcze, ale bez nadziei, a tu ogieÅ„ z naszej strony ożywiaÅ‚ siÄ™ coraz bardziej, zwierzÄ™ceokrzyki żoÅ‚nierzy stawaÅ‚y siÄ™ coraz przerazliwszymi.Po piÄ™ciu jeszcze minutach komenda: Na bagnety! rozlegÅ‚a siÄ™ po wszystkichszeregach.UjrzaÅ‚em znów przez chwilÄ™ MirzÄ™, jak z pochylonÄ… gÅ‚owÄ… i szpadÄ… w rÄ™kuwysunÄ…Å‚ siÄ™ wraz z falÄ… bÅ‚yszczÄ…cych ostrz, ale nagle w szeregach pruskich bÅ‚ysnęła znówzapalona wiÄ…zka, a obok niej rozpiÄ™ta na dwóch bagnetach biaÅ‚a chustka. Stój, poddajÄ… siÄ™! zawoÅ‚aÅ‚y ze wszystkich stron gÅ‚osy.Jakoż tak i byÅ‚o.Bitwa skoÅ„czyÅ‚a siÄ™.W pół godziny potem cisza, taka jak i niedawno, zalegaÅ‚a tÄ™ krwawÄ… drogÄ™; kazaÅ‚em jÄ…uprzÄ…tnąć.Sam odszukaÅ‚em ciaÅ‚o Ottona von Hohenstein, z twarzÄ… opalonÄ… w pÅ‚omieniu, izabraÅ‚em jego papiery, a przy tym i portret żony lub narzeczonej, który zachowaÅ‚em do dziÅ›dnia.Potem poszedÅ‚em szukać Mirzy.ZnalazÅ‚em go na uboczu siedzÄ…cego na korzeniachdrzew i oddychajÄ…cego szybko.WÅ‚osy miaÅ‚ jeszcze spocone, twarz uczernionÄ… prochem,drżące rÄ™ce, ale w oczach Å›wieciÅ‚a mu duma nieograniczona, której nie próbowaÅ‚ ukrywać.NastÄ™pnych dni duma jego jeszcze urosÅ‚a [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]