X




[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ludzie ci pod sekretem palili fajki.Wówczas, gdy przejeżdżali koło nas, jeden zbliżył się do drugiego i usłyszeliśmy wciemnościach głosy: Bruder, daj ognia! Dadzą tobie Francuzi ognia.Potem przeszli i znów nastała cisza.Nadciągał wreszcie główny oddział.Na przodzie szłajazda, za nią piechota, ale piechury nie pilnowali porządku.Znać, ludzie ci nie spodziewali sięniczego i nie zachowywali nawet zwykłych ostrożności.Maszerując, powtarzali wedługzwyczaju niemieckiego, w takt z krokami marszu i akcentując ostro każdą sylabę: F�nf  Paar  lederne Str�mpfe!.A tu śmierć czyhała na nich z obu stron drogi.Gdy nadciągnęli w sam środek zasadzki, wówczas wśród głuchej ciszy huknął naglewystrzał pistoletowy.Natychmiast odpowiedziała mu grzmiąca salwa karabinowa z lewej strony drogi.Powstaławrzawa nie do opisania, wśród której słychać było strzały karabinowe, okrzyki:  Formujsię! , i donośny, spokojny, ale chwilami panujący nad wszystkimi głos niemieckiegodowódcy.Obrócono front na lewo i w tej chwili posypały się na nas gałęzie i liście krzaków,postrącane kulami.Dzielni żołnierze niemieccy szybko stanęli w szyku.Ale w tej chwilidruga salwa z prawej strony wstrząsnęła mocno powietrzem.Niemcy uformowali dwa fronty,tymczasem jednak Mirza zamknął już im obydwa ujścia drogi.Posypały się strzały zewszystkich stron.Dym powiększył jeszcze grubą, nieprzebitą ciemność.%7łołnierze nasi wyli teraz naokołoNiemców, jak stado zgłodniałych wilków.W ciemnościach ci nieszczęśliwi sądzili się byćotoczeni przez Bóg wie jakie siły.Strzelali na oślep.Konie ułanów ogłupiałe, wystraszone,45 poczęły chrapać z przerażenia i mieszać się.Cały oddział ruszył naprzód, przywitała gosalwa, w tył  znowu salwa.Nagle wybuchnęła skrzynia z prochem.Konie się rozszalałyzupełnie, zamieszanie się wzmogło.Słychać było głosy:  Zwiatła! Zwiatła! Wówczas toniemieckiemu dowódcy przyszła nieszczęśliwa myśl oświecenia drogi.Ujrzeliśmy żołnierzypruskich, podnoszących na bagnetach wiązki palącej się słomy.Krwawe światło oświecałodrogę i pobliskie drzewa, ale wyszło ono tylko na naszą korzyść, wiedzieliśmy bowiem, jakstrzelać. W oficera! w oficera!  zaczęli wołać nasi żołnierze; jakoż przy blasku palącej się słomyujrzeliśmy wysoką, dumną postać w spiczastym hełmie, ze złotymi binoklami na oczach,stojącą zuchwale na wozie i wydającą rozkazy.Płomienie oświecały ją od stóp do głowy. W oficera!  powtórzyły głosy.Kule zawarczały, z wiązek posypały się iskry i płonącezdzbła, ale oficer pozostał nietknięty.Wówczas podbiegł ku nam sam Mirza. W oficera!  krzyknął i wyrwawszy Wolakowi karabin przyłożył go do twarzy Strzałbuchnął, młody oficer zachwiał się, przechylił w tył i padł głową w dogorywającą wiązkęsłomy.Tymczasem słoma między Prusakami zgasła, salwy stawały się słabsze, rzadsze.Bronilisię jeszcze, ale bez nadziei, a tu ogień z naszej strony ożywiał się coraz bardziej, zwierzęceokrzyki żołnierzy stawały się coraz przerazliwszymi.Po pięciu jeszcze minutach komenda:  Na bagnety!  rozległa się po wszystkichszeregach.Ujrzałem znów przez chwilę Mirzę, jak z pochyloną głową i szpadą w rękuwysunął się wraz z falą błyszczących ostrz, ale nagle w szeregach pruskich błysnęła znówzapalona wiązka, a obok niej rozpięta na dwóch bagnetach biała chustka. Stój, poddają się!  zawołały ze wszystkich stron głosy.Jakoż tak i było.Bitwa skończyła się.W pół godziny potem cisza, taka jak i niedawno, zalegała tę krwawą drogę; kazałem jąuprzątnąć.Sam odszukałem ciało Ottona von Hohenstein, z twarzą opaloną w płomieniu, izabrałem jego papiery, a przy tym i portret żony lub narzeczonej, który zachowałem do dziśdnia.Potem poszedłem szukać Mirzy.Znalazłem go na uboczu siedzącego na korzeniachdrzew i oddychającego szybko.Włosy miał jeszcze spocone, twarz uczernioną prochem,drżące ręce, ale w oczach świeciła mu duma nieograniczona, której nie próbował ukrywać.Następnych dni duma jego jeszcze urosła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl