[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dante zamrugał.- %7łartujesz, prawda?- Oczywiście - odparł jego brat z niewyraznym, ostrożnym uśmieszkiem.Jet wskazał ręką łódz.- Pan pierwszy.- Mm.Chyba nie skorzystam, dobry człowieku.Dante wyjął z łodzi sprzęt wędkarski.- Odprowadz ją na ląd i wyczyść jak się patrzy.Poczułem nagłą potrzebę zamoczeniawędki w rzece.Jet spojrzał na niego z zainteresowaniem.- Ktoś ci zdradził dobre miejsce?Dante ruszył nieśpiesznie wzdłuż brzegu.- Chyba popróbuję tutaj, pod fortem.Tak sobie myślę, że w sadzawce pod wierzbą możecoś się czaić.Jet powoli skinął głową.- Rozwiń skrzydła, Clarence.Rozwiń skrzydła.Gdy Jet wypłynął na kanał, Dante powtarzał sobie, że to oczywiste szaleństwo.Celowowziąć przynętę i zarzucić ją pod wielkim drzewem, tak jak kazał mu sen.To było czysteanielstwo.Czuł rozpościerające się wokół niego białe skrzydła magii.Wydawało się jednak, że chwila wymaga od niego właśnie anielstwa.Poza tym, pomyślałzjadliwie, jeśli nawet oszaleję, to tylko na kilka dni.Skórzana kurtka nasiąknęła wodą.Zdobiące ją piękne wzory pokrywało błoto orazokruchy zeschłych liści.Palce sztywniały mu z zimna.%7łałował, że nie zabrał rękawiczek.Wziął wędzisko oraz kołowrotek i znalazł sobie miejsce pod starą wierzbą.Usiadł napotężnym, czarnym korzeniu, grubym jak on w pasie, wyrastającym spod ziemi u podstawydrzewa.Ziemię pod nim pożarła rzeka.Dante wymachiwał nogami, przyglądając się, jak jegomokasyny muskają powierzchnię wody.Był mroczny poranek.Słońce z mozołem przesuwało się za ciężkimi, ciemnymichmurami.Nad rzeką wciąż wisiała rzadka mgiełka, tu i ówdzie skupiająca się w obłoczki,które przepływały smętnie obok niego niczym żałobnicy w orszaku pogrzebowym.Ogieńjesieni przeszedł już przez dolinę i drzewa na północnym brzegu były nagie.Na południuosłonięte przed słońcem klony nadal żarzyły się w czasie.Każdy liść był tygodniowymzwitkiem płomienia.Niekiedy w chmurach pojawiała się luka i snopy słonecznego światłarozjarzały ich ogień lub odsłaniały nagle niezwykłe piękno na rzece barwy whisky.Upłynęło mnóstwo czasu, odkąd po raz ostatni zaznał snu.Domagało się go całe jegociało.Jakże żarłoczna jest ta głupia rzecz, pomyślał.Został mu niecały tydzień życia (błagam,błagam, jeszcze chociaż sześć dni!), zewsząd otaczała go groza i niezwykłość, a ciałopotrafiło myśleć tylko o śnie.I śniadaniu.Minęło niecałe pięć godzin od chwili, gdy dokonałnacięcia własnego martwego brzucha, a jego umysł zaczynał już marzyć o boczku, grzance igorącej kawie.Kawie! Pełnej mleka i cukru, ogrzewającej filiżankę w jego palcach.Wrócił gwałtownie do rzeczywistości.Cóż za wredna, podstępna sztuczka, pomyślał zezłością, spoglądając z góry na własne ciało.Jestem równie inteligentny, jak zawsze.Inteligentniejszy! Wielki spryciarz.Oczytany.Dowcipny.Wygadany.Ale wszystko, czymjestem, siedzi tu skazane, przykute do umierającego zwierzęcia.Obok przeleciała sroka, skrzecząc: jeść! jeść! jeść!Bułeczki, pomyślał Dante.Gorące białe bułeczki posmarowane margaryną.Gdy z cichym szelestem zarzucił wędkę, ujrzał wyraznie całe swe życie: zachmurzoneniebo pełne złowieszczych znaków, gdzieniegdzie przeszyte blaskami niezwykłej piękności.Zaczął powoli zwijać linkę.Miał po dziurki w nosie tajemniczości rzeki, własnego głodu iposępnych chmur, wspomnień i mgły; nieoczekiwanych potopów światła.Wędziskiem gwałtownie szarpnęło, przynęta zahaczyła o coś i wyrwała to.Linka byłaobciążona.Gdy wyłoniła się na powierzchnię, Dante zauważył, że haczyki otacza kawałekzbutwiałego materiału.Wyciągnął z wody ociekającą szmatę i ujrzał w niej cośprzypominającego płaski patyczek albo drzazgę.Podniósł przedmiot i obrócił go w palcach.Był mały, może cal długości, i biały.Wyglądał jak ludzka kość.- I oto zostałem rybakiem ludzi - wyszeptał Dante.7Gdy chodzi o przeczucie zła,wolałbym być nieświadomy niż mądryAjschylosPierwszym zadaniem oczekującym Dantego po powrocie do domu było wytropienieSarah, by zapytać ją, czego się dowiedziała od matki na temat dawno zaginionego męża ciotkiSophie, Pendletona.Potem nadszedł czas na wyjaśnienie sprawy kości.Domyślał się, że jest to część stopy lub dłoni.Zakradł się do gabinetu ojca, by pomócsobie Anatomią Graya.Okazało się, że jest to pierwsza kość śródręcza - podstawa kciuka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Dante zamrugał.- %7łartujesz, prawda?- Oczywiście - odparł jego brat z niewyraznym, ostrożnym uśmieszkiem.Jet wskazał ręką łódz.- Pan pierwszy.- Mm.Chyba nie skorzystam, dobry człowieku.Dante wyjął z łodzi sprzęt wędkarski.- Odprowadz ją na ląd i wyczyść jak się patrzy.Poczułem nagłą potrzebę zamoczeniawędki w rzece.Jet spojrzał na niego z zainteresowaniem.- Ktoś ci zdradził dobre miejsce?Dante ruszył nieśpiesznie wzdłuż brzegu.- Chyba popróbuję tutaj, pod fortem.Tak sobie myślę, że w sadzawce pod wierzbą możecoś się czaić.Jet powoli skinął głową.- Rozwiń skrzydła, Clarence.Rozwiń skrzydła.Gdy Jet wypłynął na kanał, Dante powtarzał sobie, że to oczywiste szaleństwo.Celowowziąć przynętę i zarzucić ją pod wielkim drzewem, tak jak kazał mu sen.To było czysteanielstwo.Czuł rozpościerające się wokół niego białe skrzydła magii.Wydawało się jednak, że chwila wymaga od niego właśnie anielstwa.Poza tym, pomyślałzjadliwie, jeśli nawet oszaleję, to tylko na kilka dni.Skórzana kurtka nasiąknęła wodą.Zdobiące ją piękne wzory pokrywało błoto orazokruchy zeschłych liści.Palce sztywniały mu z zimna.%7łałował, że nie zabrał rękawiczek.Wziął wędzisko oraz kołowrotek i znalazł sobie miejsce pod starą wierzbą.Usiadł napotężnym, czarnym korzeniu, grubym jak on w pasie, wyrastającym spod ziemi u podstawydrzewa.Ziemię pod nim pożarła rzeka.Dante wymachiwał nogami, przyglądając się, jak jegomokasyny muskają powierzchnię wody.Był mroczny poranek.Słońce z mozołem przesuwało się za ciężkimi, ciemnymichmurami.Nad rzeką wciąż wisiała rzadka mgiełka, tu i ówdzie skupiająca się w obłoczki,które przepływały smętnie obok niego niczym żałobnicy w orszaku pogrzebowym.Ogieńjesieni przeszedł już przez dolinę i drzewa na północnym brzegu były nagie.Na południuosłonięte przed słońcem klony nadal żarzyły się w czasie.Każdy liść był tygodniowymzwitkiem płomienia.Niekiedy w chmurach pojawiała się luka i snopy słonecznego światłarozjarzały ich ogień lub odsłaniały nagle niezwykłe piękno na rzece barwy whisky.Upłynęło mnóstwo czasu, odkąd po raz ostatni zaznał snu.Domagało się go całe jegociało.Jakże żarłoczna jest ta głupia rzecz, pomyślał.Został mu niecały tydzień życia (błagam,błagam, jeszcze chociaż sześć dni!), zewsząd otaczała go groza i niezwykłość, a ciałopotrafiło myśleć tylko o śnie.I śniadaniu.Minęło niecałe pięć godzin od chwili, gdy dokonałnacięcia własnego martwego brzucha, a jego umysł zaczynał już marzyć o boczku, grzance igorącej kawie.Kawie! Pełnej mleka i cukru, ogrzewającej filiżankę w jego palcach.Wrócił gwałtownie do rzeczywistości.Cóż za wredna, podstępna sztuczka, pomyślał zezłością, spoglądając z góry na własne ciało.Jestem równie inteligentny, jak zawsze.Inteligentniejszy! Wielki spryciarz.Oczytany.Dowcipny.Wygadany.Ale wszystko, czymjestem, siedzi tu skazane, przykute do umierającego zwierzęcia.Obok przeleciała sroka, skrzecząc: jeść! jeść! jeść!Bułeczki, pomyślał Dante.Gorące białe bułeczki posmarowane margaryną.Gdy z cichym szelestem zarzucił wędkę, ujrzał wyraznie całe swe życie: zachmurzoneniebo pełne złowieszczych znaków, gdzieniegdzie przeszyte blaskami niezwykłej piękności.Zaczął powoli zwijać linkę.Miał po dziurki w nosie tajemniczości rzeki, własnego głodu iposępnych chmur, wspomnień i mgły; nieoczekiwanych potopów światła.Wędziskiem gwałtownie szarpnęło, przynęta zahaczyła o coś i wyrwała to.Linka byłaobciążona.Gdy wyłoniła się na powierzchnię, Dante zauważył, że haczyki otacza kawałekzbutwiałego materiału.Wyciągnął z wody ociekającą szmatę i ujrzał w niej cośprzypominającego płaski patyczek albo drzazgę.Podniósł przedmiot i obrócił go w palcach.Był mały, może cal długości, i biały.Wyglądał jak ludzka kość.- I oto zostałem rybakiem ludzi - wyszeptał Dante.7Gdy chodzi o przeczucie zła,wolałbym być nieświadomy niż mądryAjschylosPierwszym zadaniem oczekującym Dantego po powrocie do domu było wytropienieSarah, by zapytać ją, czego się dowiedziała od matki na temat dawno zaginionego męża ciotkiSophie, Pendletona.Potem nadszedł czas na wyjaśnienie sprawy kości.Domyślał się, że jest to część stopy lub dłoni.Zakradł się do gabinetu ojca, by pomócsobie Anatomią Graya.Okazało się, że jest to pierwsza kość śródręcza - podstawa kciuka [ Pobierz całość w formacie PDF ]