[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Proces formułowania myśli nie jest niezależny i racjonalny w trady-cyjnym sensie, lecz stanowi fragment określonej gramatyki i w zależności od niej wykazuje mniejsze lub większezróżnicowania.Dokonujemy segmentacji natury tropami wyznaczonymi przez nasze języki ojczyste.Wyodrębnia-my pewne kategorie i typy zjawisk nie dlatego, że wszyscy stajemy w ich obliczu, wręcz przeciwnie rzeczywi-stość jawi się nam jako kalejdoskopowy strumień wrażeń, strukturę natomiast nadają jej nasze umysły to jestprzede wszystkim tkwiące w naszych umysłach systemy językowe.Dzielimy świat na części, porządkujemy go zapomocą pojęć, przypisujemy mu sens w określony sposób, ponieważ jesteśmy sygnatariuszami umowy, by czynićto tak właśnie, a nie inaczej: umowy, która obowiązuje w naszej społeczności językowej i którą skodyfikowano wewzorcach naszego języka.Umowę tę zawarliśmy implicite i nigdy nie została ona jawnie podana, ale jej warunkiobowiązują bezwzględnie nie jesteśmy w stanie mówić bez zaakceptowania ustanowionych przez nią klasyfikacjidanych i uporządkowania.[.] Dochodzimy tu do nowej zasady relatywizmu: postrzegający nie utworzą sobie tegosamego obrazu świata na podstawie tych samych faktów fizycznych, jeśli ich zaplecza językowe nie są ze sobą po-równywalne.Nie doszlibyśmy do tej szokującej konkluzji porównując ze sobą współczesne języki europejskie i dorzucając donich ewentualnie łacinę i grekę jako dobre punkty odniesienia.W językach tych panuje jedność podstawowychwzorców, która na pierwszy rzut oka zdaje się zgadzać z logiką naturalną.Uniformizm ów jednak istnieje tylkodlatego, że wszelkie dialekty indoeuropejskie wykrojone zostały podług tego samego podstawowego szablonu,wywodząc się historycznie z niegdysiejszej wspólnoty językowej.[.] Stąd właśnie wynika jednomyślność co doopisu świata w społeczności dzisiejszych naukowców.[.] Jeśli porównamy nasze języki z chińskim, semickimi,tybetańskimi czy afrykańskimi, rozbieżności w analizie rzeczywistości stają się bardziej widoczne, a gdy przystą-pimy do tubylczych języków Ameryki, fakt różnego artykułowania rzeczywistości okazuje się zupełnie niezbity.Objawia się nam wówczas w całej pełni relatywność wszystkich systemów pojęciowych, włącznie z naszym wła-snym, i ich generalna zależność od języka.[.]Rozważmy parę przykładów.[.] W języku Hopi błyśnięcie , fala , płomień , meteor , kłąb dymu , pul-sowanie są czasownikami zdarzenia z natury swej krótkotrwałe nie mogą być niczym innym, jak tylko czasow-nikami. Chmurę i burzę natomiast obejmuje dolny limit trwania dla czasowników.Hopi dokonują klasyfikacjizdarzeń wedle typów trwania, co przy naszych nawykach myślowych wydaje się zabiegiem dziwacznym.Z drugiejstrony w języku Nutka na Vancouver Island wszelki wyrazy zdają się być czasownikami i brak jest rozróżnieniadwu podstawowych gramatycznych kategorii; napotykamy tu jakby monistyczny pogląd na świat i obejmowaniewszelkich faktów tylko jedną klasą słów.W Nutka nie mówi się dom , lecz raczej pojawia się dom , czy do-muje się , podobnie do naszych wypowiedzi bezprzedmiotowych w rodzaju: błyska , czy pali się.Zwroty temają charakter czasownikowy, ponieważ podlegają odmianie temporalnej i duracyjnej.Tak np.wyrażenie ozna-czające dom może w zależności od przyrostków odnosić się do domu długotrwałego, do domu prowizoryczne-go, do domu przyszłego, do czegoś, co dopiero zaczyna być domem, do czegoś, co bywało domem itd.IndianieHopi mają tylko jeden rzeczownik na oznaczenie wszelkich rzeczy i istot latających, z wyjątkiem ptaków, do któ-rych odnosi się inna nazwa.[.] Taka klasa wydaje się nam zbyt obszerna; analogicznie Eskimosi odbierają naszwyraz śnieg.Używamy go w odniesieniu do śniegu padającego, śniegu leżącego na ziemi, śniegu ubitego na lód,śniegu topniejącego, śniegu niesionego przez zadymkę i we wszelkich innych okolicznościach.Dla Eskimosów takwszechobejmujące słowo jest nieomal niewyobrażalne; powiedzą nam oni, że padający śnieg, bryja itd.są to rzeczyi zmysłowo, i praktycznie zupełnie odmienne, że pozostają do siebie zgoła w opozycji i dlatego też przysługują imróżne nazwy.Aztekowie natomiast posuwają się tu jeszcze dalej niż my, zimno , śnieg i lód ujmują w swymjęzyku za pomocą tego samego, podstawowego wyrazu [.]Najbardziej zaskakujący jest chyba fakt, że tak dostojne kategorie kultury Zachodu, jak czas, materia i prędkość,okazują się nie mieć aż tak doniosłego znaczenia dla konstruowania spójnego obrazu rzeczywistości.[.] Język Ho-pi np.można by nazwać językiem bezczasowym.[ [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Proces formułowania myśli nie jest niezależny i racjonalny w trady-cyjnym sensie, lecz stanowi fragment określonej gramatyki i w zależności od niej wykazuje mniejsze lub większezróżnicowania.Dokonujemy segmentacji natury tropami wyznaczonymi przez nasze języki ojczyste.Wyodrębnia-my pewne kategorie i typy zjawisk nie dlatego, że wszyscy stajemy w ich obliczu, wręcz przeciwnie rzeczywi-stość jawi się nam jako kalejdoskopowy strumień wrażeń, strukturę natomiast nadają jej nasze umysły to jestprzede wszystkim tkwiące w naszych umysłach systemy językowe.Dzielimy świat na części, porządkujemy go zapomocą pojęć, przypisujemy mu sens w określony sposób, ponieważ jesteśmy sygnatariuszami umowy, by czynićto tak właśnie, a nie inaczej: umowy, która obowiązuje w naszej społeczności językowej i którą skodyfikowano wewzorcach naszego języka.Umowę tę zawarliśmy implicite i nigdy nie została ona jawnie podana, ale jej warunkiobowiązują bezwzględnie nie jesteśmy w stanie mówić bez zaakceptowania ustanowionych przez nią klasyfikacjidanych i uporządkowania.[.] Dochodzimy tu do nowej zasady relatywizmu: postrzegający nie utworzą sobie tegosamego obrazu świata na podstawie tych samych faktów fizycznych, jeśli ich zaplecza językowe nie są ze sobą po-równywalne.Nie doszlibyśmy do tej szokującej konkluzji porównując ze sobą współczesne języki europejskie i dorzucając donich ewentualnie łacinę i grekę jako dobre punkty odniesienia.W językach tych panuje jedność podstawowychwzorców, która na pierwszy rzut oka zdaje się zgadzać z logiką naturalną.Uniformizm ów jednak istnieje tylkodlatego, że wszelkie dialekty indoeuropejskie wykrojone zostały podług tego samego podstawowego szablonu,wywodząc się historycznie z niegdysiejszej wspólnoty językowej.[.] Stąd właśnie wynika jednomyślność co doopisu świata w społeczności dzisiejszych naukowców.[.] Jeśli porównamy nasze języki z chińskim, semickimi,tybetańskimi czy afrykańskimi, rozbieżności w analizie rzeczywistości stają się bardziej widoczne, a gdy przystą-pimy do tubylczych języków Ameryki, fakt różnego artykułowania rzeczywistości okazuje się zupełnie niezbity.Objawia się nam wówczas w całej pełni relatywność wszystkich systemów pojęciowych, włącznie z naszym wła-snym, i ich generalna zależność od języka.[.]Rozważmy parę przykładów.[.] W języku Hopi błyśnięcie , fala , płomień , meteor , kłąb dymu , pul-sowanie są czasownikami zdarzenia z natury swej krótkotrwałe nie mogą być niczym innym, jak tylko czasow-nikami. Chmurę i burzę natomiast obejmuje dolny limit trwania dla czasowników.Hopi dokonują klasyfikacjizdarzeń wedle typów trwania, co przy naszych nawykach myślowych wydaje się zabiegiem dziwacznym.Z drugiejstrony w języku Nutka na Vancouver Island wszelki wyrazy zdają się być czasownikami i brak jest rozróżnieniadwu podstawowych gramatycznych kategorii; napotykamy tu jakby monistyczny pogląd na świat i obejmowaniewszelkich faktów tylko jedną klasą słów.W Nutka nie mówi się dom , lecz raczej pojawia się dom , czy do-muje się , podobnie do naszych wypowiedzi bezprzedmiotowych w rodzaju: błyska , czy pali się.Zwroty temają charakter czasownikowy, ponieważ podlegają odmianie temporalnej i duracyjnej.Tak np.wyrażenie ozna-czające dom może w zależności od przyrostków odnosić się do domu długotrwałego, do domu prowizoryczne-go, do domu przyszłego, do czegoś, co dopiero zaczyna być domem, do czegoś, co bywało domem itd.IndianieHopi mają tylko jeden rzeczownik na oznaczenie wszelkich rzeczy i istot latających, z wyjątkiem ptaków, do któ-rych odnosi się inna nazwa.[.] Taka klasa wydaje się nam zbyt obszerna; analogicznie Eskimosi odbierają naszwyraz śnieg.Używamy go w odniesieniu do śniegu padającego, śniegu leżącego na ziemi, śniegu ubitego na lód,śniegu topniejącego, śniegu niesionego przez zadymkę i we wszelkich innych okolicznościach.Dla Eskimosów takwszechobejmujące słowo jest nieomal niewyobrażalne; powiedzą nam oni, że padający śnieg, bryja itd.są to rzeczyi zmysłowo, i praktycznie zupełnie odmienne, że pozostają do siebie zgoła w opozycji i dlatego też przysługują imróżne nazwy.Aztekowie natomiast posuwają się tu jeszcze dalej niż my, zimno , śnieg i lód ujmują w swymjęzyku za pomocą tego samego, podstawowego wyrazu [.]Najbardziej zaskakujący jest chyba fakt, że tak dostojne kategorie kultury Zachodu, jak czas, materia i prędkość,okazują się nie mieć aż tak doniosłego znaczenia dla konstruowania spójnego obrazu rzeczywistości.[.] Język Ho-pi np.można by nazwać językiem bezczasowym.[ [ Pobierz całość w formacie PDF ]