[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jest nawet pieśń, która opisuje, jak poświęciłeś życie, by innimogli uciec z hrabią.Kaerion pochylił głowę.Kiedy w końcu udało mu się znalezć właściwe słowa, były gorzkie.- Od tamtej pory nie było dnia, żebym nie żałował, że nie umarłem - powiedział.- Nie byłożadnego bohaterskiego poświęcenia.Ze wszystkich ty powinnaś wiedzieć najlepiej jak małoprawdy jest w opowieściach bardów.Majandra zmarszczyła czoło, nie rozumiejąc.- Nie - powiedział Kaerion, drżąc od przeszywających go wspomnień.- Ta wyprawa byłaskazana na zagładę od samego początku.Zostaliśmy zdradzeni.Iuz wiedział, że nadchodzimy izastawił na nas pułapkę.Pozostałym pozwolił odejść, a dla mnie.dla mnie przygotował cośspecjalnego.Majandra drgnęła i wzięła go za rękę.- Ależ Kaerionie, zwyciężyłeś Iuza.Uciekłeś z jego szponów i żyjesz.- To nazywasz życiem? - krzyknął Kaerion, strząsając dłoń bardki.- Z początku myślałem, żeHeironeus mnie ocali, ale potem ten diabeł zamknął mnie w lochu.Siedziałem tam, w smrodzie iciemności, tak długo, że straciłem poczucie czasu, a jego sługi szeptały mi do uszu swoje mrocznesekrety.Pamiętam, że próbowałem się modlić, ale słowa modlitwy zaległy mi w ustach jak popiół.Nie byłem pewny, czy Heironeus mnie słucha, a po jakimś czasie, czy w ogóle istnieje.Pamiętałemtylko strach, ciemność i chłód wysysający ze mnie każdą drobinę ciepła.Pierwszy raz w życiubyłem zupełnie sam.- Już nie jesteś sam, Kaerionie - powiedziała bardka, przysuwając się bliżej.- Masz Gerwytha,Bredetha i innych.I mnie.- Głos jej zadrżał.- Masz mnie.Wbrew sobie Kaerion parsknął gorzkim śmiechem.- A kim ja jestem? - spytał.- Kim jestem dla ciebie? Wiesz, co zrobiłem? Nie widzisz, czymjestem? Tyle czasu razem podróżujemy, Majandro, naprawdę jesteś tak ślepa?Słowa wylewały się z niego, paskudne, przepełnione nienawiścią, a mimo to nie potrafił ichpowstrzymać, nie wiedział nawet, czy chciał.- Nie, niech cię szlag, to nie ja jestem ślepa! Teraz to Majandra zaczęła krzyczeć i mimowłasnego gniewu Kaerion wzdrygnął się, zaskoczony intensywnością jej uczuć.- To nie jakurczowo trzymam się swojej hańby i odtrącam przyjazń! Nie wiem, co zrobiłeś, i co z tego? Jeślichcesz wystawić mnie na próbę, opowiedz mi, co się stało w Dorakaa.Daj mi szansę zadecydować,co o tym myślę, zamiast bez przerwy robić to za mnie!Ostatnie słowa wykrzyczała jak wyzwanie i Kaerion je przyjął.Nie dlatego, że chciał podzielićsię z kimś swoim brzemieniem.Wiedział, że swoimi czynami zasłużył na pogardę, a nie znałlepszej pogardy, niż pogarda kogoś, na kim mu zależało.Niech Majandra poczuje szok iobrzydzenie, wysłuchując szczegółów jego grzechu.W jakiś perwersyjny sposób Kaerion wiedział,że strzaskanie jej wiary i zaufania sprawi mu przyjemność.Stali tak przez kilka chwil, oddychając ciężko w gniewie i patrząc sobie w oczy.Kaerion wciążwidział w oczach bardki wyzwanie.Kiedy zaczął mówić, głos miał spokojny i równy, jakbyopowiadał zwykłą, karczemną historyjkę.- W końcu wypuścili mnie z dziury, która stała się całym moim światem.Pamiętam, jak raziłomnie w oczy światło, jakbym widział je po raz pierwszy w życiu.Zmierdziałem strachem iodchodami.Słudzy Iuza zaprowadzili mnie do wielkiej komnaty, jakiejś kaplicy.Nawet teraz niepamiętam wszystkich szczegółów.- Kiedy demony mnie do niej prowadziły, znów zaczęły do mnie szeptać, ale tym razemopowiadały mi o tym, co ze mną zrobią i jak będą mnie torturować dla przyjemności Iuza.Niepamiętałem już o życiu, które prowadziłem przed Dorakaa.Dla mnie istniało już tylko przerażenie istrach.Kiedy doszliśmy do kaplicy, dygotałem.Nie myślałem o ucieczce, ale wiedziałem, że zrobięwszystko, by uniknąć czekającej mnie grozy.- Kiedy otworzyli drzwi.- Głos Kaeriona się załamał.Majandra bez wahania przyciągnęła godo siebie, a on się nie opierał.- Kiedy otworzyli drzwi - podjął wojownik trochę pewniej - zobaczyłem stadonajpotworniejszych demonów, jakie kiedykolwiek wylęgły się w dziewięciu piekłach.Stałydookoła kamiennej płyty.Wepchnięto mnie do komnaty i potwory się odsunęły, ukazującrozciągniętego na ołtarzu chłopca.Miał najwyżej osiem lat.Jedna z bestii przyskoczyła do mnie,klapiąc skórzastymi skrzydłami, i dała mi wybór.Mogłem oddać życie zamiast chłopca, albooszczędzić je i pozwolić im go zabić.Ja.Kaerion zadygotał.Czuł, że po policzkach spływają mu gorące łzy.- Nie rozumiesz? - prawie wrzasnął, wyszarpując się z objęć Majandry.- Pozwoliłem im zabićchłopca! Patrzyłem, jak demon wyrywa mu gardło, a całe stado spija jego krew.To była moja wina!Moja!Majandra otworzyła szeroko usta, ale nie zostawiła go.- To była moja wina! - krzyknął Kaerion i padł na kolana, wstrząsany łkaniem.Poczuł, że obejmują go ramiona bardki, a jej dłonie delikatnie podnoszą jego mokrą od łeztwarz.Zamknął oczy, nie chcąc widzieć potępienia, którego był pewien, ale w końcu zmusił się, byje otworzyć - i ze zdumieniem ujrzał współczucie i wybaczenie.- Wtedy zrozumiałem, że Heironeus mnie nie opuścił - powiedział, już o wiele ciszej.- To ja odniego odszedłem.Po jego twarzy wciąż spływały łzy, a on nie potrafił ich powstrzymać.Drżenie powoli ustało,łkanie też, aż poczuł się słaby i pusty [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Jest nawet pieśń, która opisuje, jak poświęciłeś życie, by innimogli uciec z hrabią.Kaerion pochylił głowę.Kiedy w końcu udało mu się znalezć właściwe słowa, były gorzkie.- Od tamtej pory nie było dnia, żebym nie żałował, że nie umarłem - powiedział.- Nie byłożadnego bohaterskiego poświęcenia.Ze wszystkich ty powinnaś wiedzieć najlepiej jak małoprawdy jest w opowieściach bardów.Majandra zmarszczyła czoło, nie rozumiejąc.- Nie - powiedział Kaerion, drżąc od przeszywających go wspomnień.- Ta wyprawa byłaskazana na zagładę od samego początku.Zostaliśmy zdradzeni.Iuz wiedział, że nadchodzimy izastawił na nas pułapkę.Pozostałym pozwolił odejść, a dla mnie.dla mnie przygotował cośspecjalnego.Majandra drgnęła i wzięła go za rękę.- Ależ Kaerionie, zwyciężyłeś Iuza.Uciekłeś z jego szponów i żyjesz.- To nazywasz życiem? - krzyknął Kaerion, strząsając dłoń bardki.- Z początku myślałem, żeHeironeus mnie ocali, ale potem ten diabeł zamknął mnie w lochu.Siedziałem tam, w smrodzie iciemności, tak długo, że straciłem poczucie czasu, a jego sługi szeptały mi do uszu swoje mrocznesekrety.Pamiętam, że próbowałem się modlić, ale słowa modlitwy zaległy mi w ustach jak popiół.Nie byłem pewny, czy Heironeus mnie słucha, a po jakimś czasie, czy w ogóle istnieje.Pamiętałemtylko strach, ciemność i chłód wysysający ze mnie każdą drobinę ciepła.Pierwszy raz w życiubyłem zupełnie sam.- Już nie jesteś sam, Kaerionie - powiedziała bardka, przysuwając się bliżej.- Masz Gerwytha,Bredetha i innych.I mnie.- Głos jej zadrżał.- Masz mnie.Wbrew sobie Kaerion parsknął gorzkim śmiechem.- A kim ja jestem? - spytał.- Kim jestem dla ciebie? Wiesz, co zrobiłem? Nie widzisz, czymjestem? Tyle czasu razem podróżujemy, Majandro, naprawdę jesteś tak ślepa?Słowa wylewały się z niego, paskudne, przepełnione nienawiścią, a mimo to nie potrafił ichpowstrzymać, nie wiedział nawet, czy chciał.- Nie, niech cię szlag, to nie ja jestem ślepa! Teraz to Majandra zaczęła krzyczeć i mimowłasnego gniewu Kaerion wzdrygnął się, zaskoczony intensywnością jej uczuć.- To nie jakurczowo trzymam się swojej hańby i odtrącam przyjazń! Nie wiem, co zrobiłeś, i co z tego? Jeślichcesz wystawić mnie na próbę, opowiedz mi, co się stało w Dorakaa.Daj mi szansę zadecydować,co o tym myślę, zamiast bez przerwy robić to za mnie!Ostatnie słowa wykrzyczała jak wyzwanie i Kaerion je przyjął.Nie dlatego, że chciał podzielićsię z kimś swoim brzemieniem.Wiedział, że swoimi czynami zasłużył na pogardę, a nie znałlepszej pogardy, niż pogarda kogoś, na kim mu zależało.Niech Majandra poczuje szok iobrzydzenie, wysłuchując szczegółów jego grzechu.W jakiś perwersyjny sposób Kaerion wiedział,że strzaskanie jej wiary i zaufania sprawi mu przyjemność.Stali tak przez kilka chwil, oddychając ciężko w gniewie i patrząc sobie w oczy.Kaerion wciążwidział w oczach bardki wyzwanie.Kiedy zaczął mówić, głos miał spokojny i równy, jakbyopowiadał zwykłą, karczemną historyjkę.- W końcu wypuścili mnie z dziury, która stała się całym moim światem.Pamiętam, jak raziłomnie w oczy światło, jakbym widział je po raz pierwszy w życiu.Zmierdziałem strachem iodchodami.Słudzy Iuza zaprowadzili mnie do wielkiej komnaty, jakiejś kaplicy.Nawet teraz niepamiętam wszystkich szczegółów.- Kiedy demony mnie do niej prowadziły, znów zaczęły do mnie szeptać, ale tym razemopowiadały mi o tym, co ze mną zrobią i jak będą mnie torturować dla przyjemności Iuza.Niepamiętałem już o życiu, które prowadziłem przed Dorakaa.Dla mnie istniało już tylko przerażenie istrach.Kiedy doszliśmy do kaplicy, dygotałem.Nie myślałem o ucieczce, ale wiedziałem, że zrobięwszystko, by uniknąć czekającej mnie grozy.- Kiedy otworzyli drzwi.- Głos Kaeriona się załamał.Majandra bez wahania przyciągnęła godo siebie, a on się nie opierał.- Kiedy otworzyli drzwi - podjął wojownik trochę pewniej - zobaczyłem stadonajpotworniejszych demonów, jakie kiedykolwiek wylęgły się w dziewięciu piekłach.Stałydookoła kamiennej płyty.Wepchnięto mnie do komnaty i potwory się odsunęły, ukazującrozciągniętego na ołtarzu chłopca.Miał najwyżej osiem lat.Jedna z bestii przyskoczyła do mnie,klapiąc skórzastymi skrzydłami, i dała mi wybór.Mogłem oddać życie zamiast chłopca, albooszczędzić je i pozwolić im go zabić.Ja.Kaerion zadygotał.Czuł, że po policzkach spływają mu gorące łzy.- Nie rozumiesz? - prawie wrzasnął, wyszarpując się z objęć Majandry.- Pozwoliłem im zabićchłopca! Patrzyłem, jak demon wyrywa mu gardło, a całe stado spija jego krew.To była moja wina!Moja!Majandra otworzyła szeroko usta, ale nie zostawiła go.- To była moja wina! - krzyknął Kaerion i padł na kolana, wstrząsany łkaniem.Poczuł, że obejmują go ramiona bardki, a jej dłonie delikatnie podnoszą jego mokrą od łeztwarz.Zamknął oczy, nie chcąc widzieć potępienia, którego był pewien, ale w końcu zmusił się, byje otworzyć - i ze zdumieniem ujrzał współczucie i wybaczenie.- Wtedy zrozumiałem, że Heironeus mnie nie opuścił - powiedział, już o wiele ciszej.- To ja odniego odszedłem.Po jego twarzy wciąż spływały łzy, a on nie potrafił ich powstrzymać.Drżenie powoli ustało,łkanie też, aż poczuł się słaby i pusty [ Pobierz całość w formacie PDF ]