[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obaj byli uzbrojeni w długie żerdzie do kierowania tratwą, tak zwane “spryszki”.- Piękne mają stroje - zachwyciła się Maria.- Flisacy są obowiązani nosić stroje regionalne - wyjaśnił Aleksander.- Szerokie portki z samodziałowego sukna zdobione suto, zwłaszcza przy kieszeniach, zwane są parzenicami.Lokalną odrębnością Pienin i Spisza są barwne kamizelki z gładkiego sukna, równie obficie zdobione haftem, czyli “cyfrowane”, zwykle błękitne lub czarne.Niegdyś zwano je lejbikami.- Tak jak pan Szydlak mówił - wtrącił Janusz.-.kolory lejbików - ciągnął Aleksander - świadczyły o miejscu zamieszkania flisaków.Jak widzicie, nakryciem głowy jest tłoczony z filcu kapelusz, otoczony “kostkami”, czyli kamykami z Dunajca bądź muszelkami.Pierwszy, sześciokilometrowy etap spływu prowadził nas płaską doliną Dunajca, wyżłobioną wzdłuż południowych podnóży Pienin.Przepływaliśmy właśnie obok wypiętrzającej się po polskim brzegu Macelowej Góry, gdy de la Vega ziewnął i sięgnął po cigarillo.- Całkiem niedzielna wycieczka.Że też chciało się panom fatygować.Spokojnie sięgnąłem po fajkę.Dopiero nabiwszy ją i zapaliwszy odpowiedziałem:- Nie zawsze i nie dla każdego spływ Dunajcem był niedzielną wycieczką.Widzi pan tę urwistą skalę po lewej? Nazywa się ona Białą Skałą.Ale nie o jej nazwie chciałem mówić.Otóż, tutaj w pobliżu, na wysokości Białej Skały zdarzyła się tragiczna w skutkach katastrofa.Przy nadmiernie wysokim stanie wody czterej flisacy z Kątów (a więc miejscowości, z której wypłynęliśmy) zabrali na własną rękę wycieczkę 43 uczniów z NowejHuty.Poza terenem przystani zmontowali oni łódki nie w przepisowe “piątki”, ale w“szóstki”, na które wtłoczyli po 23-24 osoby.Na bystrzynie silna fala chlusnęła na siedzących.Przestraszeni, rzucili się na przeciwną stronę, co spowodowało przechylenie się przeciążonej tratwy i zsunięcie się wszystkich do wody.W spienionych nurtach śmierć poniosło 16 uczniów, nauczycielka i jeden z flisaków.Po tej katastrofie skorygowano łożysko Dunajca pod Białą Skałą, zaś sąd skazał pozostałych przy życiu flisaków na karę do 5 lat więzienia.W milczeniu, bo i pozostali pasażerowie tratewki wsłuchali się w moją opowieść, popłynęliśmy dalej.Tylko flisacy popatrzyli na mnie dziwnie.Ale co tam!Skręciliśmy teraz na południe.Za nami zostały Pieniny Czorsztyńskie z Cisowcem, Zamczyskiem, Rabsztynem i Macelakiem.Na polskim brzegu minęliśmy Sromowce Średnie.Dunajec tworzył tu silny prąd, rozdwajał się i wykonywał skręt w lewo, na wschód.Płynąłteraz prosto 1,5 kilometra, podmywając stoki Obłaźnej Góry, znanej między innymi z tego, że na jej terasie odkryto szczątki osady ze schyłku paleolitu, obfitującej w narzędzia z miejscowego kamienia.Ponieważ granica państwa przechodzi na lewe rozwidlenie rzeki, a płynęliśmy prawym, czas jakiś znajdowaliśmy się na terytorium Słowacji.Na polskim brzegu rozciągała się teraz duża wieś Sromowce Niżne.Powstała w XIVwieku, obecnie jest siedzibą Polskiego Stowarzyszenia Flisaków Pienińskich.W kierunku północnym ukazał się znany z pocztówek widok: Nowa Góra, Podskalnia Góra, Trzy Korony i Łysica.Na słowackim brzegu krył się wysokiej klasy zabytek Czerwony Klasztor (Cerveny Klostor), który powstał w XIV wieku.- To o nim wspomniał ten gawędziarz w Niedzicy, że tu przez miesiąc znajdowała się trumna ze zwłokami Uminy? - spytała Maria.- Tak - skinąłem jej głową - szkoda tylko, że srebrna trumna zaginęła potem bez śladu.- Ale jest jeszcze jedna ciekawostka dotycząca klasztoru - poprawił się na ławce Aleksander.- W końcu XVIII wieku, a więc w czasach Uminie współczesnych, działał tu brat Cyprian, słynny zielarz i cyrulik.Podobno skonstruował on skrzydła, na których przeleciał z Trzech Koron aż do Tatr, bądź co bądź przeszło 20 kilometrów.Kilometr za Sromowcami Dunajec wpłynął w skalne wrota właściwego Przełomu Pienińskiego, przecinając ukosem całe pasmo gór.Na dystansie trzech kilometrów w linii prostej rzeka utworzyła tu siedem pętli, przedłużając bieg do ośmiu kilometrów.Jej spadekwynosi tu 20 metrów, nie jest jednak równomierny: wartkie bystrzyny - “prądy” - przeplatają się ze spokojnymi toniami - “plosami”.Przełom zwęża się miejscami do 50-100 metrów, a jego skaliste zbocza wznoszą się na 200-300 metrów.Podziwialiśmy w milczeniu piękno przyrody.W miejscu zwanym Na Głębokie“ploso” przechodziło w wartki nurt ostro zwężający się między skałami.- Dwanaście metrów szeroko, dwanaście metrów głęboko - poinformował nas nieco krasomówczo mistrz.Przepływaliśmy przez miejsce zwane Zbójecki Skok albo też Janosikowy Skok, jako że tutaj miał przeskoczyć Dunajec Janosik uciekając przed węgierskimi żandarmami.Na lewobrzeżnym cyplu flisacy pokazali nam ślady Janosikowych kierpców w miejscu, gdzie Janosik zsunął się do wody, by uniknąć żandarmskich kul.Całą opowieść przetłumaczyłem naszym gościom, pomijając - nieistotny przecież dla legendy - fakt, że Jura (Jerzy) Janosik, postać jak najbardziej autentyczna, zbójował po południowej stronie Tatr i nigdy w Pieninach nie był.Ale cóż, fantazja i legenda wybiera kogo chce na swego bohatera!Rzeka płynęła teraz na południe wzdłuż lesistego cypla Klejowej Góry.W jej stoku sterczała Świnia Skała z otworem Lisiej Jamy.W czasach gdy flisacy sami holowali łodzie w górę Dunajca (a czynili to jeszcze w latach sześćdziesiątych) tu napotykali największe trudności - od “świńskiego miejsca” mogła pójść nazwa turni.Dalej, za Czarną Górą i Borsztygą, uchodziła od wschodu dolina Bochna ze sławnym Małżeńskim Źródłem.Para młodych, która napije się wody ze źródła, ma pobrać się w ciągu roku!Przed nami ukazały się południowe ściany Golicy, których skalne żebra układają się w sylwetki Siedmiu Mnichów.Flisacy zabawiali się wypytywaniem nas o to, między które skały skręci rzeka, a Dunajec nabierał pędu i tak wpadł w ciemny, ponury wąwóz.Drogę zastąpiło nam trójkątne urwisko Facimiechu.Nasi przewoźnicy pokazali na nim postać zakonnicy, a także “orła polskiego” [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Obaj byli uzbrojeni w długie żerdzie do kierowania tratwą, tak zwane “spryszki”.- Piękne mają stroje - zachwyciła się Maria.- Flisacy są obowiązani nosić stroje regionalne - wyjaśnił Aleksander.- Szerokie portki z samodziałowego sukna zdobione suto, zwłaszcza przy kieszeniach, zwane są parzenicami.Lokalną odrębnością Pienin i Spisza są barwne kamizelki z gładkiego sukna, równie obficie zdobione haftem, czyli “cyfrowane”, zwykle błękitne lub czarne.Niegdyś zwano je lejbikami.- Tak jak pan Szydlak mówił - wtrącił Janusz.-.kolory lejbików - ciągnął Aleksander - świadczyły o miejscu zamieszkania flisaków.Jak widzicie, nakryciem głowy jest tłoczony z filcu kapelusz, otoczony “kostkami”, czyli kamykami z Dunajca bądź muszelkami.Pierwszy, sześciokilometrowy etap spływu prowadził nas płaską doliną Dunajca, wyżłobioną wzdłuż południowych podnóży Pienin.Przepływaliśmy właśnie obok wypiętrzającej się po polskim brzegu Macelowej Góry, gdy de la Vega ziewnął i sięgnął po cigarillo.- Całkiem niedzielna wycieczka.Że też chciało się panom fatygować.Spokojnie sięgnąłem po fajkę.Dopiero nabiwszy ją i zapaliwszy odpowiedziałem:- Nie zawsze i nie dla każdego spływ Dunajcem był niedzielną wycieczką.Widzi pan tę urwistą skalę po lewej? Nazywa się ona Białą Skałą.Ale nie o jej nazwie chciałem mówić.Otóż, tutaj w pobliżu, na wysokości Białej Skały zdarzyła się tragiczna w skutkach katastrofa.Przy nadmiernie wysokim stanie wody czterej flisacy z Kątów (a więc miejscowości, z której wypłynęliśmy) zabrali na własną rękę wycieczkę 43 uczniów z NowejHuty.Poza terenem przystani zmontowali oni łódki nie w przepisowe “piątki”, ale w“szóstki”, na które wtłoczyli po 23-24 osoby.Na bystrzynie silna fala chlusnęła na siedzących.Przestraszeni, rzucili się na przeciwną stronę, co spowodowało przechylenie się przeciążonej tratwy i zsunięcie się wszystkich do wody.W spienionych nurtach śmierć poniosło 16 uczniów, nauczycielka i jeden z flisaków.Po tej katastrofie skorygowano łożysko Dunajca pod Białą Skałą, zaś sąd skazał pozostałych przy życiu flisaków na karę do 5 lat więzienia.W milczeniu, bo i pozostali pasażerowie tratewki wsłuchali się w moją opowieść, popłynęliśmy dalej.Tylko flisacy popatrzyli na mnie dziwnie.Ale co tam!Skręciliśmy teraz na południe.Za nami zostały Pieniny Czorsztyńskie z Cisowcem, Zamczyskiem, Rabsztynem i Macelakiem.Na polskim brzegu minęliśmy Sromowce Średnie.Dunajec tworzył tu silny prąd, rozdwajał się i wykonywał skręt w lewo, na wschód.Płynąłteraz prosto 1,5 kilometra, podmywając stoki Obłaźnej Góry, znanej między innymi z tego, że na jej terasie odkryto szczątki osady ze schyłku paleolitu, obfitującej w narzędzia z miejscowego kamienia.Ponieważ granica państwa przechodzi na lewe rozwidlenie rzeki, a płynęliśmy prawym, czas jakiś znajdowaliśmy się na terytorium Słowacji.Na polskim brzegu rozciągała się teraz duża wieś Sromowce Niżne.Powstała w XIVwieku, obecnie jest siedzibą Polskiego Stowarzyszenia Flisaków Pienińskich.W kierunku północnym ukazał się znany z pocztówek widok: Nowa Góra, Podskalnia Góra, Trzy Korony i Łysica.Na słowackim brzegu krył się wysokiej klasy zabytek Czerwony Klasztor (Cerveny Klostor), który powstał w XIV wieku.- To o nim wspomniał ten gawędziarz w Niedzicy, że tu przez miesiąc znajdowała się trumna ze zwłokami Uminy? - spytała Maria.- Tak - skinąłem jej głową - szkoda tylko, że srebrna trumna zaginęła potem bez śladu.- Ale jest jeszcze jedna ciekawostka dotycząca klasztoru - poprawił się na ławce Aleksander.- W końcu XVIII wieku, a więc w czasach Uminie współczesnych, działał tu brat Cyprian, słynny zielarz i cyrulik.Podobno skonstruował on skrzydła, na których przeleciał z Trzech Koron aż do Tatr, bądź co bądź przeszło 20 kilometrów.Kilometr za Sromowcami Dunajec wpłynął w skalne wrota właściwego Przełomu Pienińskiego, przecinając ukosem całe pasmo gór.Na dystansie trzech kilometrów w linii prostej rzeka utworzyła tu siedem pętli, przedłużając bieg do ośmiu kilometrów.Jej spadekwynosi tu 20 metrów, nie jest jednak równomierny: wartkie bystrzyny - “prądy” - przeplatają się ze spokojnymi toniami - “plosami”.Przełom zwęża się miejscami do 50-100 metrów, a jego skaliste zbocza wznoszą się na 200-300 metrów.Podziwialiśmy w milczeniu piękno przyrody.W miejscu zwanym Na Głębokie“ploso” przechodziło w wartki nurt ostro zwężający się między skałami.- Dwanaście metrów szeroko, dwanaście metrów głęboko - poinformował nas nieco krasomówczo mistrz.Przepływaliśmy przez miejsce zwane Zbójecki Skok albo też Janosikowy Skok, jako że tutaj miał przeskoczyć Dunajec Janosik uciekając przed węgierskimi żandarmami.Na lewobrzeżnym cyplu flisacy pokazali nam ślady Janosikowych kierpców w miejscu, gdzie Janosik zsunął się do wody, by uniknąć żandarmskich kul.Całą opowieść przetłumaczyłem naszym gościom, pomijając - nieistotny przecież dla legendy - fakt, że Jura (Jerzy) Janosik, postać jak najbardziej autentyczna, zbójował po południowej stronie Tatr i nigdy w Pieninach nie był.Ale cóż, fantazja i legenda wybiera kogo chce na swego bohatera!Rzeka płynęła teraz na południe wzdłuż lesistego cypla Klejowej Góry.W jej stoku sterczała Świnia Skała z otworem Lisiej Jamy.W czasach gdy flisacy sami holowali łodzie w górę Dunajca (a czynili to jeszcze w latach sześćdziesiątych) tu napotykali największe trudności - od “świńskiego miejsca” mogła pójść nazwa turni.Dalej, za Czarną Górą i Borsztygą, uchodziła od wschodu dolina Bochna ze sławnym Małżeńskim Źródłem.Para młodych, która napije się wody ze źródła, ma pobrać się w ciągu roku!Przed nami ukazały się południowe ściany Golicy, których skalne żebra układają się w sylwetki Siedmiu Mnichów.Flisacy zabawiali się wypytywaniem nas o to, między które skały skręci rzeka, a Dunajec nabierał pędu i tak wpadł w ciemny, ponury wąwóz.Drogę zastąpiło nam trójkątne urwisko Facimiechu.Nasi przewoźnicy pokazali na nim postać zakonnicy, a także “orła polskiego” [ Pobierz całość w formacie PDF ]