[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kamerdyner nagle się ożywił. Tak, tak, zaberasz, zaberasz do domu.Na zafse do domu przytaknął skwapliwie. Po co harakiri, nie trzeba harakiri, nie pofrescijansku!Momus stał z przymkniętymi oczyma i boleśnie ściągniętymibrwiami.Tamci dwaj czekali z zapartym oddechem jakie uczuciewezmie górę: zraniona miłość własna czy szlachetność?Zwyciężyła szlachetność.Zdecydowanie potrząsnąwszy głową, Momus oznajmił: A więc niechże tak będzie.Uchronił mnie Pan od śmiertelnegogrzechu. Wsunął szpadę na powrót do pochwy i zamaszyście sięprzeżegnał. Dziękuję ci, dobry człowieku, że ocaliłeś duszęchrześcijańską przed zatraceniem.Wyciągnął do cherlaka rękę, ten ze łzami w oczach ją uścisnął i długonie puszczał.Japończyk zapytał nerwowo: Wiezie jaśnie pani do domu? Na zafse? Tak, tak, mój przyjacielu potwierdził ze szlachetnym smutkiemMomus. Jestem karetą.Zanieś tam jej rzeczy, suknie, dro.dro.drobiazgi. Głos mu się załamał, ramiona zadygotały.Kamerdyner skwapliwie, jakby się bał, że zbolały mąż zmieni zdanie,rzucił się do pakowania kufrów i waliz.Pryszczaty, stękając, taszczyłbagaże na dziedziniec.Momus znów przeszedł się po pokojach,oglądając japońskie sztychy.Były wśród nich bardzo interesujące,z różnymi zberezeństwami.Kilka co bardziej pikantnych wsunąłw zanadrze żeby rozbawić Mimoczkę.W gabinecie gospodarza zgarnąłz biurka nefrytowy różaniec na pamiątkę.Zamiast różańca zostawiłcoś, też na pamiątkę.Załadunek nie trwał nawet dziesięciu minut.Obaj i kamerdyner, i agencik odprowadzili hrabiego do karetyi nawet podsadzili na stopień.Kareta mocno osiadła pod ciężarembagażu Addi. Ruszaj melancholijnie rzucił Momus woznicy i odjechał preczz pola walki.Szkatułkę z klejnotami hrabiny trzymał w rękach, pieszczotliwieprzekładając lśniące kamienie.Aup, nawiasem mówiąc, okazał sięcałkiem spory.Wspaniale udało się połączyć przyjemne z pożytecznym.Za sam diadem z szafirów zauważył go już w teatrze da sięwyciągnąć chyba ze trzydzieści tysięcy.A może podarować goMimoczce, do jej niebieskich ocząt?Na bulwarze Twerskim minęły go jadące z przeciwka znajome sanie.Radca dworu był sam, futro rozpięte, twarz blada i zdeterminowana.Jedzie się tłumaczyć groznemu mężowi.Chwali mu się to odważnyz niego człowiek.Tylko że, mój miły, tłumaczyć się będziesz madameAddi, a sądząc z zebranych przez Momusa informacji i jego osobistychspostrzeżeń, nie będzie to łatwe.Ariadna cię wpędzi w nie lada labirynt pomyślał Momus i zachichotał, zachwycony dowcipem.Przekonasz się pan, panie Fandorin, jak to jest bruzdzić Momusowi.Wet za wet.Polowanie na cietrzewiaNarada w sprawie afery Waleta Pikowego odbywała się w wąskimkręgu: jego ekscelencja książę Dołgoruki, Froł GrigorjewiczWiediszczew, Erast Pietrowicz i, przycupnięty w kącie cichutko jakmyszka, sługa boży Anisij.Był wieczór, lampa z jedwabnym zielonym abażurem oświetlała tylkonajbliższe sąsiedztwo biurka gubernatora, toteż kandydata do stopniacywilnego, Tulipanowa, w ogóle nie było widać w kątach gabinetuleżał gęsty mrok.Cichy, suchy głos referującego brzmiał monotonnie i jego ekscelencjachyba zaczynał przysypiać: opuścił pomarszczone powieki, długie wąsydygotały mu w takt miarowego oddechu.Tymczasem relacja zmierzała do części najciekawszej downiosków. Należałoby więc z-założyć mówił Fandorin że w skład szajkiwchodzą: książę , Speyer , notariusz , posterunkowy , pannao nieprzeciętnych talentach gimnastycznych, hrabia Opraksin i jegostangret.Przy słowach hrabia Opraksin kącik ust radcy dworu opadłmęczeńsko i w gabinecie zaległo delikatne milczenie.Po chwili jednakAnisij spostrzegł, że delikatnie milczy tylko on sam, pozostali zaś,owszem, milczą, ale bez żadnej delikatności: Wiediszczew w ogóle nieukrywał złośliwego uśmieszku, a i jego ekscelencja, uchyliwszypowiekę, wymownie chrząknął.A tymczasem wczoraj nikomu nie było do śmiechu.Po odkryciuwaleta pikowego (w gabinecie, na malachitowym przycisku dopapierów, gdzie wcześniej leżał nefrytowy różaniec) szef utracił swązwykłą zimną krew: Anisijowi wprawdzie nie powiedział złego słowa,ale kamerdynera groznie zwymyślał po japońsku.Nieszczęsny Masa byłw takiej rozpaczy, że chciał się targnąć na własne życie i nawet pobiegłdo kuchni po nóż do chleba.Erast Pietrowicz musiał potem długobiedaka uspokajać.To jednakowoż było jeszcze nic, prawdziwe piekło rozpętało się,kiedy wróciła Addi.Na samą myśl o wczorajszych wydarzeniach Anisij aż się wzdrygnął.Szefowi postawiono stanowcze ultimatum: dopóki nie sprowadziz powrotem toalet, perfum i biżuterii, Ariadna Arkadjewna będziechodzić w jednej i tej samej sukni, w jednej i tej samej sobolowejrotundzie, nie będzie się perfumować i zostanie w tych samychperłowych kolczykach.I jeżeli się od tego rozchoruje, to winę za toponiesie tylko i wyłącznie Erast Pietrowicz.Więcej Tulipanow już nieusłyszał, jako że tchórzliwie zrejterował.Skoro jednak dziś rano radcadworu wyglądał blado i miał sine podkowy pod oczami, łatwo było siędomyślić, że oka tej nocy nie zmrużył. Ostrzegałem pana, mój drogi, że ta eskapada zle się skończy pouczająco przemówił książę. Doprawdy, nieładnie.Przyzwoita damaz wielkiego świata, mąż na wysokim stanowisku.Skargi na panawpłynęły do mnie nawet z kancelarii Jego Cesarskiej Mości.Ech, jakbymało było dam niezamężnych czy chociażby z niższą pozycją!Erast Pietrowicz żachnął się gwałtownie i Anisij pomyślał z lękiem,że jeszcze powie wysokiej zwierzchności coś niedopuszczalnie ostrego,ale radca dworu opanował się i powrócił do meritum, jak gdyby niktniczego nie mówił. Tak wyobrażałem sobie skład szajki jeszcze wczoraj.Analizującwszakże relację mego asystenta z ostatnich w-wydarzeń, zmieniłemzdanie.A wszystko to dzięki panu Tulipanowowi, który w sposób zaistenieoceniony przyczynił się do postępów śledztwa.Anisij zdumiał się, słysząc to oświadczenie, a Wiediszczew, wrednystaruch, wtrącił jadowicie: A jakże, pomocnik z niego jak się patrzy.No, Anisij, opowiedz,jakeś to dzwigał walizy i waleta pod łokieć do karety podsadzał, żebysię, nie daj Boże, nie omsknął.Zapaść się pod ziemię i już tam pozostać tylko o tym marzył w tejchwili zaczerwieniony Tulipanow [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Kamerdyner nagle się ożywił. Tak, tak, zaberasz, zaberasz do domu.Na zafse do domu przytaknął skwapliwie. Po co harakiri, nie trzeba harakiri, nie pofrescijansku!Momus stał z przymkniętymi oczyma i boleśnie ściągniętymibrwiami.Tamci dwaj czekali z zapartym oddechem jakie uczuciewezmie górę: zraniona miłość własna czy szlachetność?Zwyciężyła szlachetność.Zdecydowanie potrząsnąwszy głową, Momus oznajmił: A więc niechże tak będzie.Uchronił mnie Pan od śmiertelnegogrzechu. Wsunął szpadę na powrót do pochwy i zamaszyście sięprzeżegnał. Dziękuję ci, dobry człowieku, że ocaliłeś duszęchrześcijańską przed zatraceniem.Wyciągnął do cherlaka rękę, ten ze łzami w oczach ją uścisnął i długonie puszczał.Japończyk zapytał nerwowo: Wiezie jaśnie pani do domu? Na zafse? Tak, tak, mój przyjacielu potwierdził ze szlachetnym smutkiemMomus. Jestem karetą.Zanieś tam jej rzeczy, suknie, dro.dro.drobiazgi. Głos mu się załamał, ramiona zadygotały.Kamerdyner skwapliwie, jakby się bał, że zbolały mąż zmieni zdanie,rzucił się do pakowania kufrów i waliz.Pryszczaty, stękając, taszczyłbagaże na dziedziniec.Momus znów przeszedł się po pokojach,oglądając japońskie sztychy.Były wśród nich bardzo interesujące,z różnymi zberezeństwami.Kilka co bardziej pikantnych wsunąłw zanadrze żeby rozbawić Mimoczkę.W gabinecie gospodarza zgarnąłz biurka nefrytowy różaniec na pamiątkę.Zamiast różańca zostawiłcoś, też na pamiątkę.Załadunek nie trwał nawet dziesięciu minut.Obaj i kamerdyner, i agencik odprowadzili hrabiego do karetyi nawet podsadzili na stopień.Kareta mocno osiadła pod ciężarembagażu Addi. Ruszaj melancholijnie rzucił Momus woznicy i odjechał preczz pola walki.Szkatułkę z klejnotami hrabiny trzymał w rękach, pieszczotliwieprzekładając lśniące kamienie.Aup, nawiasem mówiąc, okazał sięcałkiem spory.Wspaniale udało się połączyć przyjemne z pożytecznym.Za sam diadem z szafirów zauważył go już w teatrze da sięwyciągnąć chyba ze trzydzieści tysięcy.A może podarować goMimoczce, do jej niebieskich ocząt?Na bulwarze Twerskim minęły go jadące z przeciwka znajome sanie.Radca dworu był sam, futro rozpięte, twarz blada i zdeterminowana.Jedzie się tłumaczyć groznemu mężowi.Chwali mu się to odważnyz niego człowiek.Tylko że, mój miły, tłumaczyć się będziesz madameAddi, a sądząc z zebranych przez Momusa informacji i jego osobistychspostrzeżeń, nie będzie to łatwe.Ariadna cię wpędzi w nie lada labirynt pomyślał Momus i zachichotał, zachwycony dowcipem.Przekonasz się pan, panie Fandorin, jak to jest bruzdzić Momusowi.Wet za wet.Polowanie na cietrzewiaNarada w sprawie afery Waleta Pikowego odbywała się w wąskimkręgu: jego ekscelencja książę Dołgoruki, Froł GrigorjewiczWiediszczew, Erast Pietrowicz i, przycupnięty w kącie cichutko jakmyszka, sługa boży Anisij.Był wieczór, lampa z jedwabnym zielonym abażurem oświetlała tylkonajbliższe sąsiedztwo biurka gubernatora, toteż kandydata do stopniacywilnego, Tulipanowa, w ogóle nie było widać w kątach gabinetuleżał gęsty mrok.Cichy, suchy głos referującego brzmiał monotonnie i jego ekscelencjachyba zaczynał przysypiać: opuścił pomarszczone powieki, długie wąsydygotały mu w takt miarowego oddechu.Tymczasem relacja zmierzała do części najciekawszej downiosków. Należałoby więc z-założyć mówił Fandorin że w skład szajkiwchodzą: książę , Speyer , notariusz , posterunkowy , pannao nieprzeciętnych talentach gimnastycznych, hrabia Opraksin i jegostangret.Przy słowach hrabia Opraksin kącik ust radcy dworu opadłmęczeńsko i w gabinecie zaległo delikatne milczenie.Po chwili jednakAnisij spostrzegł, że delikatnie milczy tylko on sam, pozostali zaś,owszem, milczą, ale bez żadnej delikatności: Wiediszczew w ogóle nieukrywał złośliwego uśmieszku, a i jego ekscelencja, uchyliwszypowiekę, wymownie chrząknął.A tymczasem wczoraj nikomu nie było do śmiechu.Po odkryciuwaleta pikowego (w gabinecie, na malachitowym przycisku dopapierów, gdzie wcześniej leżał nefrytowy różaniec) szef utracił swązwykłą zimną krew: Anisijowi wprawdzie nie powiedział złego słowa,ale kamerdynera groznie zwymyślał po japońsku.Nieszczęsny Masa byłw takiej rozpaczy, że chciał się targnąć na własne życie i nawet pobiegłdo kuchni po nóż do chleba.Erast Pietrowicz musiał potem długobiedaka uspokajać.To jednakowoż było jeszcze nic, prawdziwe piekło rozpętało się,kiedy wróciła Addi.Na samą myśl o wczorajszych wydarzeniach Anisij aż się wzdrygnął.Szefowi postawiono stanowcze ultimatum: dopóki nie sprowadziz powrotem toalet, perfum i biżuterii, Ariadna Arkadjewna będziechodzić w jednej i tej samej sukni, w jednej i tej samej sobolowejrotundzie, nie będzie się perfumować i zostanie w tych samychperłowych kolczykach.I jeżeli się od tego rozchoruje, to winę za toponiesie tylko i wyłącznie Erast Pietrowicz.Więcej Tulipanow już nieusłyszał, jako że tchórzliwie zrejterował.Skoro jednak dziś rano radcadworu wyglądał blado i miał sine podkowy pod oczami, łatwo było siędomyślić, że oka tej nocy nie zmrużył. Ostrzegałem pana, mój drogi, że ta eskapada zle się skończy pouczająco przemówił książę. Doprawdy, nieładnie.Przyzwoita damaz wielkiego świata, mąż na wysokim stanowisku.Skargi na panawpłynęły do mnie nawet z kancelarii Jego Cesarskiej Mości.Ech, jakbymało było dam niezamężnych czy chociażby z niższą pozycją!Erast Pietrowicz żachnął się gwałtownie i Anisij pomyślał z lękiem,że jeszcze powie wysokiej zwierzchności coś niedopuszczalnie ostrego,ale radca dworu opanował się i powrócił do meritum, jak gdyby niktniczego nie mówił. Tak wyobrażałem sobie skład szajki jeszcze wczoraj.Analizującwszakże relację mego asystenta z ostatnich w-wydarzeń, zmieniłemzdanie.A wszystko to dzięki panu Tulipanowowi, który w sposób zaistenieoceniony przyczynił się do postępów śledztwa.Anisij zdumiał się, słysząc to oświadczenie, a Wiediszczew, wrednystaruch, wtrącił jadowicie: A jakże, pomocnik z niego jak się patrzy.No, Anisij, opowiedz,jakeś to dzwigał walizy i waleta pod łokieć do karety podsadzał, żebysię, nie daj Boże, nie omsknął.Zapaść się pod ziemię i już tam pozostać tylko o tym marzył w tejchwili zaczerwieniony Tulipanow [ Pobierz całość w formacie PDF ]