[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sędzia nie usiadł.Stał na środku pokoju i spoglądał na Szefa, którywyciągnął przed siebie nogi na czerwonym dywanie.Sędzia nie mówiłnic.Coś działo się w jego głowie.Czułeś, że gdyby miał małe szklaneokienko z boku tej swojej wysokiej czaszki, na której niegdyś gęste,ciemnorude, do grzywy podobne włosy teraz się przerzedziły i wyblakły,można by zajrzeć do środka i zobaczyć pracujące kółka zębate, sprężynyi zapadki, błyszczące jak piękny, dobrze utrzymany mechanizm.Tylkomoże ktoś teraz nacisnął niewłaściwy guzik.Może mechanizm miałdziałać i działać, póki by coś nie trzasło albo nie rozkręciła się sprężyna i nic nie miało się zdarzyć.Jednakże Szef coś powiedział.Krótkim ruchem głowy wskazał stojącąna biurku srebrną tacę z butelką, karafką wody, srebrną miseczką, dwiemaużywanymi i kilkoma czystymi szklankami i spytał: Sędzio, chyba pan nie będzie miał nic przeciwko temu, żeby Jacknalał mi kapkę? Wie pan, ta południowa gościnność&Sędzia Irwin nic mu nie odpowiedział.Obrócił się do mnie i rzekł: Nie zdawałem sobie sprawy, Jack, że do twoich obowiązków należąfunkcje osobistego lokaja, ale oczywiście, jeżeli się omyliłem&Miałem chęć trzasnąć go w twarz.Miałem chęć trzasnąć tę cholerną,przystojną, orlonosą, twardokościstą, ceglastą, wyniosłą, starą twarz,w której oczy nie były stare, ale twarde i błyszczące, bez żadnej głębi,i takie, że ich spojrzenie równało się zniewadze.A Szef się śmiał i teżmiałem ochotę trzasnąć go w twarz.Przyszła mi chęć wyjść natychmiasti zostawić ich obu sam na sam aż do skutku w tym cuchnącym serempokoju, i iść gdzieś przed siebie.Ale nie zrobiłem tego, co może i lepiej,bo chyba nigdy nie można naprawdę odejść od tego, od czego chciałobysię odejść najbardziej. Ech, bzdury! rzekł Szef i przestał się śmiać.Dzwignął się zeskórzanego fotela, sięgnął po butelkę, chlapnął trochę whisky do szklankii dolał wody.Potem obrócił się i szczerząc zęby do sędziego, podszedł domnie i podał mi szklankę. Masz, Jack powiedział. Napij się.Nie mogę powiedzieć, że wziąłem tę szklankę.Została mi wciśniętaw rękę i stałem tak, trzymając ją, nie pijąc, i patrzyłem na Szefa, któryspojrzał na sędziego Irwina i powiedział: Czasem Jack mnie naleje, a czasem ja jemu, a czasem znowu zawrócił do biurka nalewam sam sobie.Nalał whisky, dodał wody, znów spojrzał na sędziego z ukosa, z jakąśkomiczną chytrością. Czy mnie ktoś prosi, czy nie powiedział i dorzucił: Człowieknie dostaje całej masy rzeczy, sędzio, jeżeli czeka, aż go poproszą.A jajestem niecierpliwy.Jestem bardzo niecierpliwy, sędzio.Dlatego właśnienie jestem dżentelmenem. Doprawdy? odparł sędzia.Stał na środku pokoju i przypatrywałsię scenie, którą miał przed oczami.Z mojego miejsca pod ścianą przyglądałem się im obu.Cholera znimi, myślałem.Cholera z jednym i drugim.Jeżeli tak gadają, to niechich cholera wezmie. Taak mówił Szef. Pan jest dżentelmenem, więc pan się nigdynie niecierpliwi.Nawet o whisky.Nie pilno panu coś wypić także i w tejchwili, a to przecież jest whisky kupiona za pańskie pieniądze.Ale pan sięnapije, sędzio.Ja pana proszę.Niech pan się ze mną napije.Sędzia Irwin nie odpowiedział ani słowem.Stał wyprostowany naśrodku pokoju. Ech, napijże się pan rzekł Szef i roześmiał się, usiadł znów wwielkim fotelu i wyciągnął nogi na czerwonym dywanie.Sędzia nie nalał sobie.I nie usiadł.Szef spojrzał na niego z fotela ispytał: Sędzio, ma pan tu może gdzie wieczorną gazetę?Gazeta leżała na innym fotelu koło kominka, a na niej kołnierzyk imuszka sędziego, i jego biały smoking przewieszony przez oparcie.Widziałem, że oczy sędziego pobiegły ku niej, a potem wróciły do Szefa. Owszem powiedział sędzia. Owszem, mam. Nie zdążyłem dziś nic przeczytać, bo się kręciłem po okolicy.Możnarzucić okiem? Proszę bardzo rzekł sędzia Irwin, a jego głos znowu był pilnikiemchroboczącym po zimnej blasze. Ale może potrafię zaspokoić pańskąciekawość pod jednym względem.Gazeta opublikowała moje poparciedla Callahana na nominację do senatu.Jeżeli to pana interesuje. Chciałem tylko usłyszeć to z pańskich ust, sędzio.Ktoś mi o tymmówił, ale pan wie, jak to jest: plotka ma tysiące języków, a chłopcy zprasy są skłonni do przesady i nie wiadomo, gdzie u nich prawda. W tym wypadku nie było przesady powiedział sędzia. Chciałem tylko usłyszeć to z pańskich ust.Wypowiedziane pańskimwłasnym, srebrnym językiem. Więc już pan usłyszał rzekł sędzia, który wciąż stał wyprostowanyna środku pokoju. Wobec tego może pan w każdej chwili& Twarzsędziego przybrała znowu barwę wątroby cielęcej, chociaż słowa byłyzimne i cedzone. Jeżeli skończył pan pić& A, dziękuję, sędzio powiedział Szef słodko jak miód. Myślę, żejeszcze napiję się kropelkę. I dzwignął się w kierunku butelki.Zrobiłswoje i powtórzył: Dziękuję.Kiedy wrócił na skórzany fotel ze świeżym ładunkiem w szklance,rzekł: Tak, sędzio, usłyszałem to z pańskich ust, ale chciałbym usłyszećjeszcze coś innego.Jest pan pewien, że pan się nad tym naradził z Bogiem,co? Rozstrzygnąłem tę sprawę we własnym sumieniu odparł sędzia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Sędzia nie usiadł.Stał na środku pokoju i spoglądał na Szefa, którywyciągnął przed siebie nogi na czerwonym dywanie.Sędzia nie mówiłnic.Coś działo się w jego głowie.Czułeś, że gdyby miał małe szklaneokienko z boku tej swojej wysokiej czaszki, na której niegdyś gęste,ciemnorude, do grzywy podobne włosy teraz się przerzedziły i wyblakły,można by zajrzeć do środka i zobaczyć pracujące kółka zębate, sprężynyi zapadki, błyszczące jak piękny, dobrze utrzymany mechanizm.Tylkomoże ktoś teraz nacisnął niewłaściwy guzik.Może mechanizm miałdziałać i działać, póki by coś nie trzasło albo nie rozkręciła się sprężyna i nic nie miało się zdarzyć.Jednakże Szef coś powiedział.Krótkim ruchem głowy wskazał stojącąna biurku srebrną tacę z butelką, karafką wody, srebrną miseczką, dwiemaużywanymi i kilkoma czystymi szklankami i spytał: Sędzio, chyba pan nie będzie miał nic przeciwko temu, żeby Jacknalał mi kapkę? Wie pan, ta południowa gościnność&Sędzia Irwin nic mu nie odpowiedział.Obrócił się do mnie i rzekł: Nie zdawałem sobie sprawy, Jack, że do twoich obowiązków należąfunkcje osobistego lokaja, ale oczywiście, jeżeli się omyliłem&Miałem chęć trzasnąć go w twarz.Miałem chęć trzasnąć tę cholerną,przystojną, orlonosą, twardokościstą, ceglastą, wyniosłą, starą twarz,w której oczy nie były stare, ale twarde i błyszczące, bez żadnej głębi,i takie, że ich spojrzenie równało się zniewadze.A Szef się śmiał i teżmiałem ochotę trzasnąć go w twarz.Przyszła mi chęć wyjść natychmiasti zostawić ich obu sam na sam aż do skutku w tym cuchnącym serempokoju, i iść gdzieś przed siebie.Ale nie zrobiłem tego, co może i lepiej,bo chyba nigdy nie można naprawdę odejść od tego, od czego chciałobysię odejść najbardziej. Ech, bzdury! rzekł Szef i przestał się śmiać.Dzwignął się zeskórzanego fotela, sięgnął po butelkę, chlapnął trochę whisky do szklankii dolał wody.Potem obrócił się i szczerząc zęby do sędziego, podszedł domnie i podał mi szklankę. Masz, Jack powiedział. Napij się.Nie mogę powiedzieć, że wziąłem tę szklankę.Została mi wciśniętaw rękę i stałem tak, trzymając ją, nie pijąc, i patrzyłem na Szefa, któryspojrzał na sędziego Irwina i powiedział: Czasem Jack mnie naleje, a czasem ja jemu, a czasem znowu zawrócił do biurka nalewam sam sobie.Nalał whisky, dodał wody, znów spojrzał na sędziego z ukosa, z jakąśkomiczną chytrością. Czy mnie ktoś prosi, czy nie powiedział i dorzucił: Człowieknie dostaje całej masy rzeczy, sędzio, jeżeli czeka, aż go poproszą.A jajestem niecierpliwy.Jestem bardzo niecierpliwy, sędzio.Dlatego właśnienie jestem dżentelmenem. Doprawdy? odparł sędzia.Stał na środku pokoju i przypatrywałsię scenie, którą miał przed oczami.Z mojego miejsca pod ścianą przyglądałem się im obu.Cholera znimi, myślałem.Cholera z jednym i drugim.Jeżeli tak gadają, to niechich cholera wezmie. Taak mówił Szef. Pan jest dżentelmenem, więc pan się nigdynie niecierpliwi.Nawet o whisky.Nie pilno panu coś wypić także i w tejchwili, a to przecież jest whisky kupiona za pańskie pieniądze.Ale pan sięnapije, sędzio.Ja pana proszę.Niech pan się ze mną napije.Sędzia Irwin nie odpowiedział ani słowem.Stał wyprostowany naśrodku pokoju. Ech, napijże się pan rzekł Szef i roześmiał się, usiadł znów wwielkim fotelu i wyciągnął nogi na czerwonym dywanie.Sędzia nie nalał sobie.I nie usiadł.Szef spojrzał na niego z fotela ispytał: Sędzio, ma pan tu może gdzie wieczorną gazetę?Gazeta leżała na innym fotelu koło kominka, a na niej kołnierzyk imuszka sędziego, i jego biały smoking przewieszony przez oparcie.Widziałem, że oczy sędziego pobiegły ku niej, a potem wróciły do Szefa. Owszem powiedział sędzia. Owszem, mam. Nie zdążyłem dziś nic przeczytać, bo się kręciłem po okolicy.Możnarzucić okiem? Proszę bardzo rzekł sędzia Irwin, a jego głos znowu był pilnikiemchroboczącym po zimnej blasze. Ale może potrafię zaspokoić pańskąciekawość pod jednym względem.Gazeta opublikowała moje poparciedla Callahana na nominację do senatu.Jeżeli to pana interesuje. Chciałem tylko usłyszeć to z pańskich ust, sędzio.Ktoś mi o tymmówił, ale pan wie, jak to jest: plotka ma tysiące języków, a chłopcy zprasy są skłonni do przesady i nie wiadomo, gdzie u nich prawda. W tym wypadku nie było przesady powiedział sędzia. Chciałem tylko usłyszeć to z pańskich ust.Wypowiedziane pańskimwłasnym, srebrnym językiem. Więc już pan usłyszał rzekł sędzia, który wciąż stał wyprostowanyna środku pokoju. Wobec tego może pan w każdej chwili& Twarzsędziego przybrała znowu barwę wątroby cielęcej, chociaż słowa byłyzimne i cedzone. Jeżeli skończył pan pić& A, dziękuję, sędzio powiedział Szef słodko jak miód. Myślę, żejeszcze napiję się kropelkę. I dzwignął się w kierunku butelki.Zrobiłswoje i powtórzył: Dziękuję.Kiedy wrócił na skórzany fotel ze świeżym ładunkiem w szklance,rzekł: Tak, sędzio, usłyszałem to z pańskich ust, ale chciałbym usłyszećjeszcze coś innego.Jest pan pewien, że pan się nad tym naradził z Bogiem,co? Rozstrzygnąłem tę sprawę we własnym sumieniu odparł sędzia [ Pobierz całość w formacie PDF ]