[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Muszę też zrozumieć, jakie powinny byćmoje odczucia względem istot, które przychodzą do mego domu, by czynić coś tak niesamowitego iproduktywnego zarazem. W jakim sensie produktywnego? W dwojakim.Po pierwsze, sporo się o mnie dowiedzieli, jeżeli w ogóle z jakichś przyczyn sięmną interesują.Dzisiejszego popołudnia ja sam dowiedziałem się o sobie wielu rzeczy, naprawdęwielu.Nurtowały mnie problemy, o których nie miałem pojęcia.Jak śmierć mego ojca. Inne lęki. Tak, strach przed wojną oczywiście.i przed śmiercią syna.%7ładen dobry ojciec nie potrafispokojnie patrzeć, jak jego synowi za chwilę stanie się krzywda.Ale pozostały materiał jestzaskakujący, również przez swoją jaskrawość.Bardzo kochałem rodziców.Nadal kocham matkę ipragnę wierzyć, że ostatni akt był tak pełen miłości i czułości, jak to zawsze opisywała. Nie jest to zatem obraz rzeczywistych zdarzeń? Bynajmniej.Nie mam powodu, by tak sądzić.Może chodzi tu o coś znacznie bardziejsubtelnego? Może stworzono ten obraz, by sprawdzić moją reakcje na przenikający do głębi strach,a może tylko ktoś chciał się dowiedzieć, jakim człowiekiem jestem.Seans zakończyliśmy ustaleniem terminu ponownego spotkania w nadchodzącym tygodniu.Następnego wieczora (w sobotę, drugiego marca), jak co tydzień, zadzwoniłem do matki w SanAntonio.Oczywiście nie wspomniałem jej o tym, co mnie spotkało.Nie przychodziło mi do głowy,w jaki sposób miałbym wyjaśnić tę sprawę siedemdziesięcioletniej kobiecie, na dodatek przeztelefon.Przez jakiś czas rozmawialiśmy o wspólnej znajomej, która leżała w szpitalu, po czym nagle,bez żadnego wstępu, matka zaczęła opisywać śmierć ojca.Nie prosiłem o to, nawet nie miałemnadziei tego usłyszeć.Przez ostatnie dziesięć lat słyszałem opowieść jedynie raz, w dzień po jegośmierci.Opowiedziała teraz, jak siedziała tuż przy tapczanie, na którym spoczywał.Zaledwie kilkadni wcześniej lekarz oznajmił jej, że serce w każdej chwili może odmówić posłuszeństwa.Pomimotego lata wspólnie spędzone sprawiły, że ciągle nie dopuszczała do siebie myśli o jego śmierci.W ostatnich latach małżeństwa bardzo zbliżyli się do siebie i potrafili siedzieć godzinami,trzymając się za ręce, połączeni niewidzialną nicią porozumienia, którą Bóg błogosławi paryzwiązane ze sobą od lat.Nie potrafię sobie wyobrazić zakończenia ich związku, w którymzabrakłoby tej subtelnej atmosfery miłości i zrozumienia.Matka ponownie opowiedziała mi, jak w pewnej chwili ojciec wymówił jej imię, a ona podeszłado niego mówiąc: Karl? Karl, obudz się.A on leżał już cichy i nieruchomy.Było po wszystkim.Jak to się stało, że po tylu latach usłyszałem tę historię w najbardziej pożądanym momencie?Przerażające wspomnienia tamtej nocy w połączeniu z relacją matki, zdaną jej pewnym, spokojnymgłosem, ujawniły moje najskrytsze obawy i wyrzuty sumienia.Obwiniałem siebie za brakserdeczności w stosunkach z ojcem.On przezwyciężał swoją wrodzoną skrytość, ja zaś, pomimo iżgo kochałem, odsunąłem się od niego.Gdy dorosłem, pozostawiłem go na pastwę starości i śmierci,pozbawiając go krzepiącej obecności jego najstarszego syna.Ale równocześnie musiałem przecieżułożyć sobie własne życie.Pojecie sumienia, oprócz sensu moralnego, zawsze miało dla mnieznaczenie aktywnego poznania własnych prawd wewnętrznych oraz pogodzenia się z ogromempoświęceń ze strony innych dla własnego rozwoju.Nadrzędnym jest tu poświęcenie rodzicówwobec dzieci.Może to zrodzić poczucie winy jak w moim przypadku albo złagodzić wyrzutypoprzez zaakceptowanie tego faktu i stworzenie zeń podwalin własnej dojrzałości.Tamtej nocydotknięcie srebrnej różdżki w jednej sekundzie otworzyło przede mną niespotykane możliwościwzbogacenia mego życia.Jeśli istotnie był to Przybysz z kosmosu, udzielający mi błogosławieństwa z innego wymiaru,dlaczego ukryto je przede mną za pomocą amnezji, tak że nie miałem do niego dostępu? Może mojedoznania były jedynie ubocznym efektem pewnego rodzaju badań? A może właśnie od początkuwiadomo było, że w końcu posiądę ten bezcenny skarb? Może cała ta operacja, z najdrobniejszymiszczegółami została starannie zaplanowana przez wnikliwe umysły jako stadium powolnegooswajania ludzkości z ich obecnością?Prawda mogła być też jeszcze inna.Być może hipnoza ujawniła nie tylko prawdopodobieństwospotkania z kosmitami, lecz również działanie ukrytego potencjału o niespotykanychwłaściwościach terapeutycznych, który, pod umiejętną kontrolą, mógł się okazać niezwykle cenny.Podczas gdy użycie różdżki w celu wniknięcia w istotę rzeczy ma długą tradycję wśredniowiecznej literaturze baśniowej, a w księdze Apokalipsy znajdujemy słowa o aniele, któryuderzy wybranych trzy razy między oczy, zadając im niewysłowione cierpienia, we współczesnychrelacjach ze spotkań z kosmitami można odnalezć zaledwie jedną niejasną wzmiankę na ten temat.Dla kobiety, która w latach pięćdziesiątych zetknęła się z kosmitą, zakończyło się to obłędem.Wnapadach choroby wbijała ona paznokcie w środek czoła dokładnie w to miejsce, gdzie dotkniętomnie różdżką kalecząc się do tego stopnia, że ciało miała rozdrapane nieomal do kości.Aatwo można wysnuć stąd wniosek, że przedstawiony powyżej materiał jest dziełem umysłuwykorzystującego jakieś nocne zaburzenia w celu uzyskania wglądu w stany lękowe, które chciałbyzgłębić.Podstawową trudnością, jaka wyłania się z tego założenia, jest fakt, iż cały ten proceszostał na kilka miesięcy objęty amnezją i pozostawał niedostępny dla umysłu.Dodatkowo należałowytłumaczyć przeżycia świadków oraz zjawisko grzmotu poprzedzającego błyskawicę.Najprościej byłoby zignorować całą sprawę, tłumacząc ją jako procesy psychologiczne.Byłobyto jednak błędne, przynajmniej do czasu znalezienia zadowalającego i szczegółowego wyjaśnieniaubocznych efektów fizycznych.Bez wątpienia przeżyłem coś strasznego.Być może byli w to mieszani Przybysze z innychświatów, a może nawet z niezbadanego królestwa ludzkiej podświadomości, dla mnie jednaknajwyższy jest aspekt ludzki.Jestem bowiem człowiekiem i takie też są moje reakcje.Nawetzałożywszy obecność jakichś nieznanych istot, kluczem do zrozumienia znaczenia, jakie ta sprawamiała dla mnie, mogło być wyłącznie skoncentrowanie się na ludzkiej stronie tego spotkania.Gdyby kosmici mieli okazać się tylko szumem wiatru w gałęziach drzew lub księżycowymblaskiem we mgle, nie zmieniłoby to faktu, że przybliżyłem się do zrozumienia, kim jestem wewłasnych oczach.Wydarzenia z 26 grudnia 1985Data seansu: 5 marca 1986Pacjent: Whitley StrieberPsychiatra: Dr med.Donald KleinKilka dni pózniej spotkaliśmy się ponownie.Przez ten czas wynajdywałem sobie różne zajęcia,choć było mi bardzo ciężko.Ogromnym wysiłkiem woli powstrzymałem się od wypożyczenia zbiblioteki jednego tuzina książek na temat bliskich spotkań, a drugiego na temat potencjalnychpsychologiczno-socjologicznych przyczyn podobnych zjawisk.Umówiliśmy się jednak z doktoremKleinem i Buddem Hopkinsem, że do czasu zakończenia terapii powinienem wiedzieć w tej kwestiijak najmniej.Przed oczami wciąż majaczyła mi twarz zauważona w przelocie: czarne, błyszczące oczy,przeszywające mnie na wskroś, srebrzysta różdżka migocząca w powietrzu.Trudno mi było uwierzyć, że to nie jest wytwór mojej wyobrazni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Muszę też zrozumieć, jakie powinny byćmoje odczucia względem istot, które przychodzą do mego domu, by czynić coś tak niesamowitego iproduktywnego zarazem. W jakim sensie produktywnego? W dwojakim.Po pierwsze, sporo się o mnie dowiedzieli, jeżeli w ogóle z jakichś przyczyn sięmną interesują.Dzisiejszego popołudnia ja sam dowiedziałem się o sobie wielu rzeczy, naprawdęwielu.Nurtowały mnie problemy, o których nie miałem pojęcia.Jak śmierć mego ojca. Inne lęki. Tak, strach przed wojną oczywiście.i przed śmiercią syna.%7ładen dobry ojciec nie potrafispokojnie patrzeć, jak jego synowi za chwilę stanie się krzywda.Ale pozostały materiał jestzaskakujący, również przez swoją jaskrawość.Bardzo kochałem rodziców.Nadal kocham matkę ipragnę wierzyć, że ostatni akt był tak pełen miłości i czułości, jak to zawsze opisywała. Nie jest to zatem obraz rzeczywistych zdarzeń? Bynajmniej.Nie mam powodu, by tak sądzić.Może chodzi tu o coś znacznie bardziejsubtelnego? Może stworzono ten obraz, by sprawdzić moją reakcje na przenikający do głębi strach,a może tylko ktoś chciał się dowiedzieć, jakim człowiekiem jestem.Seans zakończyliśmy ustaleniem terminu ponownego spotkania w nadchodzącym tygodniu.Następnego wieczora (w sobotę, drugiego marca), jak co tydzień, zadzwoniłem do matki w SanAntonio.Oczywiście nie wspomniałem jej o tym, co mnie spotkało.Nie przychodziło mi do głowy,w jaki sposób miałbym wyjaśnić tę sprawę siedemdziesięcioletniej kobiecie, na dodatek przeztelefon.Przez jakiś czas rozmawialiśmy o wspólnej znajomej, która leżała w szpitalu, po czym nagle,bez żadnego wstępu, matka zaczęła opisywać śmierć ojca.Nie prosiłem o to, nawet nie miałemnadziei tego usłyszeć.Przez ostatnie dziesięć lat słyszałem opowieść jedynie raz, w dzień po jegośmierci.Opowiedziała teraz, jak siedziała tuż przy tapczanie, na którym spoczywał.Zaledwie kilkadni wcześniej lekarz oznajmił jej, że serce w każdej chwili może odmówić posłuszeństwa.Pomimotego lata wspólnie spędzone sprawiły, że ciągle nie dopuszczała do siebie myśli o jego śmierci.W ostatnich latach małżeństwa bardzo zbliżyli się do siebie i potrafili siedzieć godzinami,trzymając się za ręce, połączeni niewidzialną nicią porozumienia, którą Bóg błogosławi paryzwiązane ze sobą od lat.Nie potrafię sobie wyobrazić zakończenia ich związku, w którymzabrakłoby tej subtelnej atmosfery miłości i zrozumienia.Matka ponownie opowiedziała mi, jak w pewnej chwili ojciec wymówił jej imię, a ona podeszłado niego mówiąc: Karl? Karl, obudz się.A on leżał już cichy i nieruchomy.Było po wszystkim.Jak to się stało, że po tylu latach usłyszałem tę historię w najbardziej pożądanym momencie?Przerażające wspomnienia tamtej nocy w połączeniu z relacją matki, zdaną jej pewnym, spokojnymgłosem, ujawniły moje najskrytsze obawy i wyrzuty sumienia.Obwiniałem siebie za brakserdeczności w stosunkach z ojcem.On przezwyciężał swoją wrodzoną skrytość, ja zaś, pomimo iżgo kochałem, odsunąłem się od niego.Gdy dorosłem, pozostawiłem go na pastwę starości i śmierci,pozbawiając go krzepiącej obecności jego najstarszego syna.Ale równocześnie musiałem przecieżułożyć sobie własne życie.Pojecie sumienia, oprócz sensu moralnego, zawsze miało dla mnieznaczenie aktywnego poznania własnych prawd wewnętrznych oraz pogodzenia się z ogromempoświęceń ze strony innych dla własnego rozwoju.Nadrzędnym jest tu poświęcenie rodzicówwobec dzieci.Może to zrodzić poczucie winy jak w moim przypadku albo złagodzić wyrzutypoprzez zaakceptowanie tego faktu i stworzenie zeń podwalin własnej dojrzałości.Tamtej nocydotknięcie srebrnej różdżki w jednej sekundzie otworzyło przede mną niespotykane możliwościwzbogacenia mego życia.Jeśli istotnie był to Przybysz z kosmosu, udzielający mi błogosławieństwa z innego wymiaru,dlaczego ukryto je przede mną za pomocą amnezji, tak że nie miałem do niego dostępu? Może mojedoznania były jedynie ubocznym efektem pewnego rodzaju badań? A może właśnie od początkuwiadomo było, że w końcu posiądę ten bezcenny skarb? Może cała ta operacja, z najdrobniejszymiszczegółami została starannie zaplanowana przez wnikliwe umysły jako stadium powolnegooswajania ludzkości z ich obecnością?Prawda mogła być też jeszcze inna.Być może hipnoza ujawniła nie tylko prawdopodobieństwospotkania z kosmitami, lecz również działanie ukrytego potencjału o niespotykanychwłaściwościach terapeutycznych, który, pod umiejętną kontrolą, mógł się okazać niezwykle cenny.Podczas gdy użycie różdżki w celu wniknięcia w istotę rzeczy ma długą tradycję wśredniowiecznej literaturze baśniowej, a w księdze Apokalipsy znajdujemy słowa o aniele, któryuderzy wybranych trzy razy między oczy, zadając im niewysłowione cierpienia, we współczesnychrelacjach ze spotkań z kosmitami można odnalezć zaledwie jedną niejasną wzmiankę na ten temat.Dla kobiety, która w latach pięćdziesiątych zetknęła się z kosmitą, zakończyło się to obłędem.Wnapadach choroby wbijała ona paznokcie w środek czoła dokładnie w to miejsce, gdzie dotkniętomnie różdżką kalecząc się do tego stopnia, że ciało miała rozdrapane nieomal do kości.Aatwo można wysnuć stąd wniosek, że przedstawiony powyżej materiał jest dziełem umysłuwykorzystującego jakieś nocne zaburzenia w celu uzyskania wglądu w stany lękowe, które chciałbyzgłębić.Podstawową trudnością, jaka wyłania się z tego założenia, jest fakt, iż cały ten proceszostał na kilka miesięcy objęty amnezją i pozostawał niedostępny dla umysłu.Dodatkowo należałowytłumaczyć przeżycia świadków oraz zjawisko grzmotu poprzedzającego błyskawicę.Najprościej byłoby zignorować całą sprawę, tłumacząc ją jako procesy psychologiczne.Byłobyto jednak błędne, przynajmniej do czasu znalezienia zadowalającego i szczegółowego wyjaśnieniaubocznych efektów fizycznych.Bez wątpienia przeżyłem coś strasznego.Być może byli w to mieszani Przybysze z innychświatów, a może nawet z niezbadanego królestwa ludzkiej podświadomości, dla mnie jednaknajwyższy jest aspekt ludzki.Jestem bowiem człowiekiem i takie też są moje reakcje.Nawetzałożywszy obecność jakichś nieznanych istot, kluczem do zrozumienia znaczenia, jakie ta sprawamiała dla mnie, mogło być wyłącznie skoncentrowanie się na ludzkiej stronie tego spotkania.Gdyby kosmici mieli okazać się tylko szumem wiatru w gałęziach drzew lub księżycowymblaskiem we mgle, nie zmieniłoby to faktu, że przybliżyłem się do zrozumienia, kim jestem wewłasnych oczach.Wydarzenia z 26 grudnia 1985Data seansu: 5 marca 1986Pacjent: Whitley StrieberPsychiatra: Dr med.Donald KleinKilka dni pózniej spotkaliśmy się ponownie.Przez ten czas wynajdywałem sobie różne zajęcia,choć było mi bardzo ciężko.Ogromnym wysiłkiem woli powstrzymałem się od wypożyczenia zbiblioteki jednego tuzina książek na temat bliskich spotkań, a drugiego na temat potencjalnychpsychologiczno-socjologicznych przyczyn podobnych zjawisk.Umówiliśmy się jednak z doktoremKleinem i Buddem Hopkinsem, że do czasu zakończenia terapii powinienem wiedzieć w tej kwestiijak najmniej.Przed oczami wciąż majaczyła mi twarz zauważona w przelocie: czarne, błyszczące oczy,przeszywające mnie na wskroś, srebrzysta różdżka migocząca w powietrzu.Trudno mi było uwierzyć, że to nie jest wytwór mojej wyobrazni [ Pobierz całość w formacie PDF ]